wtorek, 23 lipca 2013

3. Pożałujesz

Nathan podjechał pod mój dom i wyszedł z samochodu. Zabrałam telefon i wyszłam. Zamknęłam dom na klucz i skierowałam się w stronę Nathana. Samowolnie uśmiechnęłam się na jego widok a on jak zwykle go nie odwzajemnił.
- Cześć smarkulo, już od samego rana podniosłaś mi ciśnienie.-
- Cześć starcze mógłbyś tak na mnie nie mówić.- Stanęłam na przeciwko niego.
- Mógłbym, ale lubię się z tobą droczyć. A teraz wsiadaj wszyscy już pewnie czekają.- Wsiadł do samochodu a ja poszłam w jego ślady. Przez całą drogę nikt się nie odzywał jedynie czułam na sobie jego wzrok.
- Coś nie tak ze mną?- W końcu nie wytrzymałam.
- Z tobą... Ależ nic. Tak o prostu wydajesz mi się inna. Wczoraj też miałaś tyle makijażu?- O nie zauważył.
- Tak mam, na co dzień tylko wczoraj trochę przystopowałam, bo wiesz... Pogrzeb.- Nie lubię kłamać a w szczególności jego.
- To przystopuj, bo o wiele ładniej ci bez niego... To znaczy... No.- Czy on właśnie mi powiedział, że mi ładnie bez makijażu. Przecież zwyczajny morderca bez serca by tak nie powiedział. Wiedziałam, że on jest inny.
- Dziękuję... Chyba.-
Przez resztę drogi już nikt się nie odezwał. Kiedy dotarliśmy na miejsce Nathan wysadził mnie przed samym wejściem a sam pojechał do garażu. Nie chciałam wchodzić sama, więc czekałam na Sykesa. Kiedy się zbliżał i mnie zobaczył był trochę zdezorientowany.
- Zapomniałaś gdzie jest jadalnia.-
- Nie po prostu nie chciałam wchodzić sama i poza tym lubię twoje towarzystwo.- Po moich słowach Nathan się uśmiechnął, rozumiecie on się uśmiechnął. Ładnie mu z uśmiechem, jest taki z zniewalający. Chciałabym widzieć ten wyraz twarzy częściej. Otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka. Kierowaliśmy się w stronę jadalni i Nath ponownie otworzył mi drzwi. Wszyscy byli już i jedli śniadanie.
- A zaczekać to nie łaska.- Powiedział mój towarzysz.
- Sory Nath, ale już widzieliśmy naszą śmierć za rogiem.- Powiedział mój kochany kuzyn.
- No chyba, że tak. Przepraszam was to moja wina.- Postanowiłam wziąć winę na siebie żeby czasami nie zepsuć humor Nathanowi.
Zajęłam miejsce koło Seleny a Nathan na przeciwko mnie. Wszyscy rozmawialiśmy jak prawdziwa rodzina, kilka razy padło pytanie, od kiedy tak się maluje, odpowiedziałam to samo, co Nathanowi. Było bardzo miło do czasu, kiedy do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna. Miała ona ciemne włosy i była... Nawet bardzo ładna. Nie wiedziałam, o co chodzi... Po prostu wpadła i zaczęła kierować się w stronę Nathana. Chłopak wstał i pocałował dziewczynę. Kiedy to zobaczyłam to zbierało mi się na płacz, ale robiłam wszystko żeby się powstrzymać, bo bym się wydała przed ojcem.
- Nathan nie całuj się przy Tess, bo dziewczyna będzie zazdrosna.- Zażartował Max. No to wydaje mi się, że ta dziewczyna teraz mnie nie polubi.
- Co?- Powiedziałam razem z Nathanem w tym samym czasie.
- Przestań... Mnie i Nathana nic nie łączy... Nawet przyjaźń.- Musiałam jakoś bronić własnego tyłka... Gdyby mój ojciec potrafił zabijać wzrokiem to już bym nie żyła.
- Smarkula ma racje, spotykamy się tylko, bo musimy.- Te słowa bardzo zabolały, nic dla niego nie znaczę. Nawet nie jestem znajomą i tylko ze mną gada, bo musi.
- A poza tym mam chłopaka od paru lat.- Postanowiłam dorzucić swoje 2 grosze. - I jestem z nim bardzo szczęśliwa.- Tak wiem kłamałam i to jeszcze, jak ale co miałam zrobić. Spojrzałam na Nathana i widziałam szok w jego oczach i coś jeszcze, ale nie wiedziałam dokładnie, co. - Widzę, że Nathan nie ma manier, więc sama się przedstawię- podeszłam do dziewczyny i podałam jej rękę - jestem Tess.-
- Jestem Cher.- Dziewczyna uścisnęła moją rękę.
- Teraz wybaczcie, ale muszę już wracać do domu.-
- Poczekaj odwieziemy cię.- Usłyszałam głos Nathana a kiedy mówił w liczbie mnogiej to wiedziałam, że chodzi o Cher.
- Nie róbcie sobie kłopotu, chętnie się przejdę.- Niestety Nath mnie nie słuchał i już szedł do samochodu. Nie miałam wyjścia i poszłam za nim. Cher zajęła miejsce z przodu a ja z tyłu. Coś czułam, że Cher nie lubi mnie z wiadomo, jakich przyczyn. Nathan jechał dość szybko, więc po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Dzięki ci... To jutro też masz pomnie przyjechać na śniadanie? Chcę mieć więcej czasu na przygotowanie się.-
- Co chcesz mieć więcej czasu na zrobienie 'tapety' na twarzy? Będę o tej samej porze, co dzisiaj.-
Wyszłam z samochodu i zatrzymałam się... Coś było nie tak. Nath zauważył, że się zatrzymałam przed drzwiami, więc wyszedł z samochodu.
- Tess wszystko w porządku?- Krzyknął
- Tak... Chyba tak.- Nie chciałam go martwić. Weszłam do środka i zobaczyłam Justina stojącego w przedpokoju.
- Gdzie byłaś?- Mogłam wyczuć, że jest wściekły, że znowu znikłam z samego rana. - Niech zgadnę znowu byłaś z tym gnojem.- Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Justin uderzył mnie w twarz i złapał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Byłam przerażona nie wiedziałam, co mam robić.
- Masz się więcej z nim nie spotykać rozumiesz, bo inaczej pożałujesz. Wiedziałam, że Nath jeszcze nie odjechał, bo nagle ktoś zatrąbił. Jus chciał sprawdzić, kto to i poluźnił uścisk. "Teraz albo nigdy" pomyślałam i wybiegłam z domu. Kiedy Nathan zobaczył mnie uciekającą od razu wyszedł z samochodu. Pierwsze, co zrobiłam, kiedy do niego dobiegłam to mocno się w niego wtuliłam i rozpłakałam się jak małe dziecko. To wszystko mnie, juz przerastało.
- Tess, co się...- Nie dokończył, bo z domu wybiegł Justin.
- Zostaw ją gnoju.- Usłyszałam krzyk mojego chłopaka.

- A jak nie to, co mi zrobisz.- Kiedy tylko Nathan się odezwał już wiedziałam, że to się źle skończy.