piątek, 30 maja 2014

8. Możesz mi zaufać

Nie czekając na żadną odpowiedź weszłam do środka, czego bardzo pożałowałam. Zobaczyłam coś, czego bardzo bym nie chciała zobaczyć. Zobaczyłam Nathana w tym samym miejscu gdzie ostatnio go widziałam tylko, że tym razem leżała koło niego Cher i się całowali. Teraz sobie myślicie "I co z tego? Przecież są parą." Niby błahostka, ale dla kogoś takiego jak ja, co czuje coś do Nathana to straszny cios. Ale nie myślcie, że to wszystko. Leżeli w łóżku całkiem nadzy a ich ciuchy były porozrzucane po całym pokoju. Para przestała wymieniać się śliną i spojrzeli się na mnie.
- Czego chciałaś?- Warknął na mnie Nathan. Czyli że jeszcze mu nie przeszło. - Chyba ci mówiłem, że masz się stąd wynosić. Przez to też miałem na myśli żebyś nie wracała.- Pamiętaj Tess to, co powiedział ci Max. Nie pozwól mu się tak traktować… nie będziesz jego ofiarą.
- Jak na osobę, co została dzisiaj postrzelona to nieźle sobie radzisz z ruchem.- Powiedziałam to najpewniej jak tylko mogłam. - Przyniosłam ci kolacje, bo pomyślałam, że ciężko ci będzie zejść na dół i w ogóle zrobić jakikolwiek ruch, ale jednak głupia się myliłam.- Nathan spojrzał się na mnie tak jakby z niedowierzaniem. - I co się tak głupio patrzysz?-
- Nie nic. Po prostu cię nie poznaje. Spodziewałem się, że jak tylko na ciebie warknę to zaczniesz przepraszać i wyjdziesz a tu proszę.- Sykes uśmiechnął się łobuzersko.
- Szybko się uczę jak radzić sobie z palantami takimi jak ty.- Brunet miał już coś powiedzieć, ale wtrąciła się jego dziewczyna.
- To znowu ty!- Poczym wstała z łóżka i podeszła do swoich ciuchów. Szybko odwróciłam wzrok, bo nie chciałam widzieć jej nagiego ciała. Dziewczyna założyła swoją sukienkę i podeszła do mnie. - Najpierw przez ciebie go pobili a teraz postrzelili! A co by było gdyby go zabili?!- Cher stała tuż przede mną.
- A co cię to tak nagle zaczęło obchodzić? Kiedy go pobili to nawet nie zapytałaś się go jak się czuje. Zaczęło cię obchodzić, dlatego że co? Przez ranę nie był taki dobry w łóżku? A gdyby go zabili to nawet by cię to nie obchodziło... znalazłabyś sobie kogoś innego.- Nie wiem skąd we mnie tyle odwagi. Chyba naprawdę wzięłam sobie to serca słowa Maxa. Cher zamachnęła się i już miała mnie uderzyć, ale usłyszeliśmy wściekły głos Nathana.
- Zostaw ją!- Obie spojrzałyśmy się na niego. - Nawet nie próbuj jej uderzyć!-
- A co ci do tego? Przecież jej nienawidzisz.-
- Może jej nie lubię, ale jestem odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo i nigdy nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić!- To już mnie nie nienawidzi tylko mnie nie lubi. Mamy jakiś postęp. To, co powiedział było słodkie... nie wiem czy było to wymuszone, ale i tak było słodkie. - Myślę, że powinnaś już iść.-
- Słyszałaś. Idź już sobie.- Cher uśmiechnęła się zwycięsko.
- Cher miałem na myśli ciebie.- Dziewczyna spojrzała się na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Teraz to ja chciałam uśmiechnąć się zwycięsko, ale jakoś się powstrzymałam.
- No i super.- Warknęła na niego, zebrała resztę swoich rzeczy i wyszła, przy czym trzasnęła drzwiami od sypialni. Co tu właśnie się stało? Dlaczego wyprosił ją a nie mnie? Moje rozmyślenia przerwał Nathan.
- Mogłabyś mi podać bokserki.- On chyba żartuje.
- Sam sobie weź. Ruch nie sprawia ci żadnych kłopotów.- Chłopak tylko wzruszył ramionami i bez żadnego ostrzeżenia odchylił kołdrę i wstał. Jak najszybciej odwróciłam się w drugą stronę.- Mógłbyś?- Czy oni nie mają żadnego wstydu?
- A co? Nigdy wcześniej nie widziałaś nagiego chłopaka?- Co prawda nie widziałam go, ale wiedziałam, że teraz głupawo się uśmiecha.
- Widziałam, ale nie mam ochoty patrzeć na ciebie.- W pewnym sensie nie skłamałam, bo widziałam. Dałam się namówić Justinowi na samym początku naszego związku. Kiedy jeszcze traktował mnie jak... człowieka. A to czy nie maiłam ochoty na niego patrzeć... no może jednak trochę skłamałam. Nie stop! Tess to jest totalny dupek... no, ale przystojny. Chyba zwariowałam.
- A uwierz mi jest, na co?- Nie kuś. Czy on musi to robić.
- Jakiś ty skromny.- Ponownie się zaśmiał.
- Dobra możesz się już odwrócić.- Więc też tak zrobiłam. Miał na sobie spodnie, ale niestety nie miał koszulki, dlatego też mój wzrok utkwił na jego umięśnionym torsie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, ale Nathan mi w tym pomógł. - Hej. Oczy mam tutaj.- Spojrzałam się na niego i czułam jak cała robię się czerwona. Chłopak się zaśmiał a mi zrobił się jeszcze głupiej, dlatego że zauważył. Następnie mój wzrok utkwił na ranie na jego ramieniu.
- Boli?- Zapytałam ściszonym głosem. Nathan od razu wiedział, o co mi chodzi. Spojrzał się na ranę i wzruszył ramionami.
- Da się żyć?- Sięgną swoją koszulkę i założył ją. Z jednej strony byłam mu za to wdzięczna a z drugiej strony byłam trochę zawiedziona. Brunet usiadł na łóżku i nastała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Przyniosłam ci kolacje.- Podeszłam do niego i podałam mu tackę z jedzeniem. Bez zastanowienia wziął ją i położył na łóżku obok siebie.
-Dzięki.- Uśmiechnął się a moje nogi były jak z waty. Ma taki śliczny uśmiech... dlaczego nie pokazuje go częściej. Oddałam mu uśmiech i już miałam wychodzić, ale zatrzymałam się i odwróciłam się do niego. Wiem, że pewnie się wkurzy, ale co mi szkodzi. Do odważnych świat należy.
- Dlaczego to zrobiłeś?- Chłopak spojrzał się na mnie i widać było, że nie wie, o co mi chodzi.
- Ale co?-
- Wyprosiłeś swoją dziewczynę?- Powiedziałam nie pewnie.
- Dostała tego, czego chciała, więc, po co miała jeszcze tu zostawać?- Powiedział to bez żadnych emocji... tak jakby to było normalne i na tym polegał ich związek. Długo tam stałam bez żadnego ruchu. Chciałam mu zadać kilka pytań, ale nie wiedziałam jak. - Siądziesz?- Chyba zauważył, że mam jeszcze kilka spraw do niego. To dziwne, że jeszcze mnie nie wygonił, dlatego postanowiłam skorzystać z tej sytuacji i usiadłam koło niego. Długo się nie odzywałam, ale jakoś się w końcu do tego zebrałam.
- Nathan ty naprawdę mnie nienawidzisz?- Spojrzałam się na niego a on na mnie.
- Nie nienawidzę cię. Nie lubię, ale nie nienawidzę. Przez ciebie wpadam w same kłopoty.- Dobrze wiedzieć. Powiedział to bardzo spokojnym tonem.
- Przepraszam.- Powiedziałam trochę ściszonym głosem i spojrzałam w dół na swoje ręce. - A to, co powiedziałeś Cher... że nikomu nie pozwolisz mnie skrzywdzić to z obowiązku czy może jednak, chociaż trochę ci zależy?- Czekałam aż wybuchnie, ale ku mojemu zdziwieniu nie doczekałam się tego.
- Boże ile ty pytań zadajesz.- Powiedział z udawaną irytacją w głosie.
-Przepraszam.- Zaczęłam bawić się palcami.
- I przestań przepraszać.-
- Przepraszam.- Oboje zaczęliśmy się śmiać, co było dziwne, ale miłe. Szkoda, że częściej się kłócimy niż rozmawiamy. Dopiero teraz znalazłam ponownie odwagę, aby na niego spojrzeć.
- Nie powiedziałem tego z obowiązku. Może mnie wkurzasz, ale masz też swoje pozytywy i może w dalekiej przyszłości będziemy przyjaciółmi, bo widzę, że Selena i Jay bardzo cię polubili.-
- Dlaczego w dalekiej przyszłości?-
- Bo mnie ciężko polubić.- Trochę mnie zabolało to, że tak myśli. Na pewno jest mu z tego powodu ciężko, ale próbuje to ukryć.
- Da się ciebie lubić, kiedy nie zachowujesz się jak dupek.- Zaśmialiśmy się.
- To raczej rzadko da się mnie lubić.-
- Ja cię lubię.- Oboje odwróciliśmy wzrok i ponownie zapadła cisza. Jak zwykle to ja postanowiłam ją przerwać.
- Zauważyłeś, że to jest nasz najdłuższa rozmowa bez żadnej kłótni?- Nathan ponownie się na mnie spojrzał i uśmiechnął się. Chyba dzisiaj pobije jakiś rekord w uśmiechaniu się.
- Rzeczywiście... jest nawet bardzo miło.- Ponownie czułam jak robię się czerwona. Nie wiem, dlaczego ale tak jest. - Dobra moja kolej.- Spojrzałam się na niego zdezorientowana
- Na co?-
- Na zadanie pytania.-
- Już się boję.- Uśmiechnęłam się i czekałam na jego pytanie.
- Skąd nagle u ciebie taka odwaga?-
- Już mówiłam... szybko się uczę.-
- A tak naprawdę?- Naprawdę aż tak widać, że nie mówię całej prawdy? Raczej nie, bo tak to by widział, że często mijam się z prawdą.
- Max mi poradził jak sobie mam tu poradzić a przede wszystkim z tobą.-
- Max i jego złote rady. Szczerze mówić to naprawdę mnie zaskoczyłaś. Czemu nie użyłaś tej odwag, aby uwolnić się od Justina?- Mój uśmiech od razu zniknął, przypominając sobie te wszystkie chwile, kiedy mnie bił i traktował jak psa.
- Możemy nie rozmawiać o moim byłym związku?- Poczułam jak łza spływa mi po policzku, dlatego szybko ją otarłam tak żeby Nathan nie zauważył.
- Jasne. Przepraszam.- Czy aby na pewno rozmawiam z tym samym Nathanem, którego poznałam kilka dni temu.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?- Przypomniała mi się pewna rozmowa z Seleną i Jayem... no i jeszcze później ta kłótnia.
- Już zadałaś.- Uśmiech ponownie pojawił się na mojej twarzy. - No dawaj.-
- Komu mogę tu ufać? No, bo Jay z Seleną ostrzegali mnie przed...- W odpowiednim momencie ugryzłam się w język. Nie mogę mu powiedzieć, że chodzi o Maxa. - Niektórymi.-
- Nie wiem, komu możesz ufać. Każdy ufa innym osobą.-
- A komu ty ufasz?-
- Ja ufam każdemu... ale z umiarem. A tak bezgranicznie to tylko Jayowi i Selenie.- Czyli mogę im zaufać i mieć pewność, że nie wydadzą mnie i moich uczuć do Nathana mojemu ojcu.
- A Maxowi?- On najbardziej mnie interesował. Sel i Jay mówili żeby na niego uważać, ale fajnie mi się z nim rozmawiało i nie wydawał się jakoś podejrzanie.
- Z umiarem. Jest zazdrosny o to, że jestem prawą ręką twojego ojca i tylko czeka aż mi się podwinie noga, ale ty możesz mu zaufać, jeśli chcesz.- Czyli nie mogę mu zaufać do końca. Jak dowie się, co czuję do Nathana to na pewno wykorzysta to przeciwko niemu. - Mi też możesz zaufać.- To mnie zaskoczyło, ale pozytywnie. To było bardzo miłe, że wziął też siebie pod uwagę no i to, że mogę mu zaufać.
- Z umiarem czy bezgranicznie?- Chciałam się trochę z nim podroczyć.
- Bezgranicznie.- Uśmiechnął się.
- Może mnie nie lubisz, ale mi też możesz zaufać.-
- Z umiarem czy bezgranicznie?- Próbował mnie naśladować, co mu kompletnie nie wyszło, dlatego oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.  
- Oczywiście, że bezgranicznie.- Odpowiedziałam, kiedy w końcu mogłam złapać oddech. - A o co dokładnie chodzi z twoim związkiem z Cher?-
- Nie rozumiem.-
- Selena mówiła, że jej ojciec ma jakiś układ z moim i dlatego się umawiacie.- I w tym właśnie momencie posunęłam się za daleko. To musi być jego czuły punkt, bo jego nastrój zmienił się o 180 stopni.
- A co cię to w ogóle obchodzi?!- Zaczął na mnie krzyczeć. Czy ja zawszę muszę wszystko popsuć? Przecież tak dobrze nam tu szło. - Nie chciałaś rozmawiać o swoim związku, więc nie wtrącaj się do mojego!-
- Przepraszam nie chciałam cię zdenerwować.- Muszę się przyznać, że moja odwaga mnie ponownie opuściła. Nagle zaczęłam się go bać.
- Po prostu stąd wyjdź!- Bez żadnego namysłu zrobiłam tak jak kazał. Kiedy tylko znalazłam się po drugiej stronie jego pokoju zaczęłam płakać i osunęłam się na ziemie po jego drzwiach. Słyszałam jak Nathan ze wściekłości zrzuca wszystko z szafek. Nagle z pokoju Maxa wyszedł uśmiechnięty Max razem z... o co tu chodzi?