niedziela, 4 sierpnia 2013

4. Obiecuję, że już cię nie skrzywdzi

- A jak nie to, co mi zrobisz.- Kiedy tylko Nathan się odezwał już wiedziałam, że to się źle skończy.
- To ta twoja buźka, na którą wszystkie panienki lecą już nie będzie taka ładna.-
Wiedziałam, że Nathan już powoli zaczyna się wkurzać, bo napiął mięśnie i widziałam jak zgina dłonie w pięści. Cały czas byłam w niego wtulona żeby czasami nie zrobił czegoś głupiego, ale też żeby nic mu się nie stało.
- Uważaj na słowa żeby czasami karetka cię stąd zaraz nie zabrała.-
- Że niby mam się bać takiego lalusia jak ty? Nie doczekanie, a teraz Tess wracaj do domu i tam porozmawiamy inaczej.- Udawałam, że nie słyszę i tylko zamknęłam oczy i modliłam się żeby już sobie odpuścił. - Powiedziałem idziemy!- Złapał mnie za ramie i pociągnął w stronę domu. Próbowałam mu się jakoś wyrwać, ale nie dałam rady.
- Zostaw mnie słyszysz!-
- Nie masz nic do gadania.- Wtedy Justin poluźnił uścisk i upadł na ziemię. Okazało się, że Nathan uderzył go w tył głowy. Nawet nie zauważyłam, kiedy do nas podszedł.
- Wsiadaj do samochodu szybko.- Nie kłóciłam się z nim i pobiegłam do samochodu, jednak do niego nie weszłam. Nathan jeszcze podszedł do Justina i kopnął go w brzuch. Właśnie wracał, kiedy Justin wstał.
- Nath uważaj!- Krzyknęłam, ale niestety było już za późno i Nathan dostał z pięści w twarz. I teraz się zaczęło prawdziwe piekło. Zaczęli bić się, że aż zaczęła lać się krew. Nie mogłam już na to patrzeć, mu nie może się coś stać. Ja go kocham… tak właśnie to powiedziałam ja go kocham i nic na to nie poradzę. Może on nie odwzajemnia tych uczuć, ale nadal nie mogę pozwolić żeby mu coś się stało. To wszystko moja wina, gdybym nie pojawiła się w ich życiu nic by się teraz nie stało. Ja bym jakoś sobie w końcu poradziła, może bym wyjechała za granicę. Nathan kolejny raz dostał w twarz i się przewrócił, może był, kim był, ale Justin był silniejszy. Teraz to Jus zaczął kopać Nathana a ten nie mógł się podnieść. Nie wiem jak Cher mogła patrzeć jak jej chłopak leży na ziemi i ma coraz mniej sił, ja już nie mogłam i podbiegłam do nich. Próbowałam jakoś powstrzymać Justina, ale nie dałam rady, jednak nadal się nie poddawałam. Justin wkurzył się i uderzył mnie tak mocno, że sama teraz leżałam na ziemi. Zaczęłam widzieć mroczki (nie tych braci, jak o tym pomyśle to aż mi się śmiać chce.) przed oczami, ale próbowałam się jakoś podnieść. Nathan nie wytrzymał na widok mnie leżącej na ziemi z rozwaloną wagą, że wstał, wyciągnął broń i skierował ją w stronę Justina.
- Nathan nie rób tego, proszę cię.- Nie mogłam mu na to pozwolić. On był jak w jakimś transie.
- Wow stary odłóż to, nie przesadzajmy z emocjami.- Po raz pierwszy widziałam strach w oczach Justina. Podbiegłam do Sykesa i próbowałam mu jakoś przemówić do rozsądku.
- Nie rób tego, on nie jest tego wart, słyszysz. Nie rób tego dla mnie… dla siebie.- Nath spojrzał mi w oczy i schował broń.
- Już cię tu niema. Niech cię tylko zobaczę w jej pobliżu to dokończę to, co zacząłem dzisiaj.- Justin prawie biegł w stronę swojego domu. Byłam wdzięczna Natanowi, że mnie tu nie zostawił i mi pomógł. Po raz kolejny wtuliłam się w niego a on dokładnie nie wiedział, co ma robić. Widać, że on nie umie okazywać uczuć.
- Dziękuję i przepraszam za to wszystko. To ja już idę i zobaczymy się jutro.- Miałam już iść, ale Nath złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Nie pozwolę ci tu zostać samej, jeszcze on tu wróci i ci coś zrobi. Pakujesz się i zamieszkasz z nami.-
- Po co to robisz? Dlatego że to twój obowiązek czy może, chociaż trochę się o mnie boisz?- Nie dostałam odpowiedzi na to pytanie. Jak dla nie wszystko było jasne, że robi to, bo musi.
- Czy ja wam może nie przeszkadzam?- Wtrąciła się Cher, o które zupełnie już zapomniałam. Nie rozumiem tej dziewczyny nawet się nie zapytała jak jej chłopak się czuje.
- Już idziemy.- Powiedział Nath i skierowaliśmy się do mojego domu. Złapałam kilka walizek i spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i kilka pamiątek po mamie. Po godzinie byłam już gotowa i wróciliśmy do teraz już naszego domu.
- Musimy iść do twojego ojca.- Powiedział, kiedy weszliśmy do środka. Cher już nie było, bo jej się nudziło.
- Do mojego ojca, a po co?- Trochę spanikowałam.
- Musimy mu powiedzieć, co się stało.-
- Nie wcale nie.-
- No wybacz, ale tych siniaków nie da się ukryć no chyba, że pod jakimś mocnym makijażem.- Wtedy się zamyślił a już wiedziałam, że się domyśli, po co mi był ten makijaż. - Idziemy na górę szybko.- Pociągnął mnie do jakiegoś pokoju, zapewnie jego. - Zmyj ten makijaż i ściągaj tą bluzę.-
- Po co?- Nie mogłam tego zrobić.
- Po prostu to zrób!- Trochę się go przestraszyłam, więc zrobiłam jak kazał. Podeszłam do niego a on podciągnął moją koszulkę do góry. Kiedy zobaczył moje wszystkie siniaki na rękach, brzuchu i plecach nie dowierzał a mi zaszkliły się oczy.
- Jak długo cię bił?-
- Przez kilka pierwszych miesięcy był wspaniałym chłopakiem a później zaczęło się i trwało to do tej pory.-
- A ile z nim jesteś?-
- Od dwóch lat.- Rozpłakałam się.
- To, czemu z nim nie zerwałaś?- Boże ile on pytań zadaje.
- Bo się go bałam, nadal się go boje. Bałam się jego reakcji.-
- Nie boisz się najniebezpieczniejszego członka mafii tylko własnego chłopaka?- Zaśmiał się pod nosem.
- Już ci mówiłam, ty nie jesteś taki… ja to wiem.-
- Tess obiecuje ci, że on już cię nie skrzywdzi.- Nic nie powiedziałam tylko się do niego przytuliłam jak zwykle nie wiedział, co ma zrobić, więc odsunął mnie od siebie. - Dobra i tak musimy iść do twojego ojca i powiedzieć mu, że tu zamieszkasz.-
- Nathan proszę nie mów mu, że to Justin zrobił…proszę.- Chłopak długo zwlekał, ale w końcu się zgodził.
Ponownie się umalowałam żeby nie robić większych kłopotów. Kiedy znaleźliśmy się przed wielkimi drzwiami Nathan zapukał i kiedy usłyszeliśmy "proszę" weszliśmy do środka.
- Tess ty jeszcze tutaj.-
- Tak tato.- Dalej nie wiedziałam, co powiedzieć, bo strasznie się denerwowałam tą rozmową. Na szczęście Nathan przejął całą sytuacje.
- Szefie Tess zdecydowała zamieszkać razem z nami.-
- To świetnie, pokaż jej pokój na drugim piętrze.- Jak się nie mylę na drugim piętrze znajduj się pięć sypialni: Sel, Jaya, Natha, Maxa i teraz już moja. - A co ty taki popijany a Tess ma rozwaloną wargę?- Wstał z krzesła i podszedł do nas i zaczął oglądać. Tego pytania właśnie się obawiałam.
- Jakiś chłopak zaczepiał, Tess więc ja broniłem. Był silniejszy ode mnie, więc Tess postanowiła mi pomóc.-
- Ale masz broń, użyłeś jej prawda?-
- Nie użyłem.- Nath spuścił wzrok.
- Jak to nie użyłeś?-
- Bo go o to porosiłam.- Postanowiłam po raz kolejny mu pomóc.
- Zawiodłem się na tobie Sykes!- Uderzył młodego w twarz.
- Co ty wyprawiasz?! To moja wina, że jej nie użył!-
- On wiedział, że to go czeka prawda Nath?- Przytaknął tylko.
- To mnie powinieneś uderzyć a nie jego, on tu nic nie zawinił!-
- Wynocha i to już! Nie chcę was widzieć do kolacji! Jestem zawiedziony wami obojga, ile razy mam ci powtarzać Tess żebyś się pilnowała ze słowami?!- Nie odpowiedziała tylko wyszliśmy. Nathan wziął moje walizki i zaprowadził do mojego nowego pokoju. Przez ten cały czas się do mnie nie odzywał.
- Nathan a cię bardzo przepraszam. Gdybyś mi powiedział, co on zrobi powiedziałabym mu prawdę.-
- Nie powiedziałabyś mu! Przez ciebie zawiodłem go i pewnie już mi nie ufa jak kiedyś.-
- Czemu tak ci zależy na jego opinii?-

- Nie wiem, wszystkim zależy a w szczególności mi… jestem w końcu jego prawą ręką.- Wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zostałam sama z poczuciem winy. Po raz kolejny, kiedy myślałam, że wszystko będzie dobrze on znowu jest na mnie wściekły. Jak ja mam do niego dojść żeby chodź trochę mnie polubił? 

wtorek, 23 lipca 2013

3. Pożałujesz

Nathan podjechał pod mój dom i wyszedł z samochodu. Zabrałam telefon i wyszłam. Zamknęłam dom na klucz i skierowałam się w stronę Nathana. Samowolnie uśmiechnęłam się na jego widok a on jak zwykle go nie odwzajemnił.
- Cześć smarkulo, już od samego rana podniosłaś mi ciśnienie.-
- Cześć starcze mógłbyś tak na mnie nie mówić.- Stanęłam na przeciwko niego.
- Mógłbym, ale lubię się z tobą droczyć. A teraz wsiadaj wszyscy już pewnie czekają.- Wsiadł do samochodu a ja poszłam w jego ślady. Przez całą drogę nikt się nie odzywał jedynie czułam na sobie jego wzrok.
- Coś nie tak ze mną?- W końcu nie wytrzymałam.
- Z tobą... Ależ nic. Tak o prostu wydajesz mi się inna. Wczoraj też miałaś tyle makijażu?- O nie zauważył.
- Tak mam, na co dzień tylko wczoraj trochę przystopowałam, bo wiesz... Pogrzeb.- Nie lubię kłamać a w szczególności jego.
- To przystopuj, bo o wiele ładniej ci bez niego... To znaczy... No.- Czy on właśnie mi powiedział, że mi ładnie bez makijażu. Przecież zwyczajny morderca bez serca by tak nie powiedział. Wiedziałam, że on jest inny.
- Dziękuję... Chyba.-
Przez resztę drogi już nikt się nie odezwał. Kiedy dotarliśmy na miejsce Nathan wysadził mnie przed samym wejściem a sam pojechał do garażu. Nie chciałam wchodzić sama, więc czekałam na Sykesa. Kiedy się zbliżał i mnie zobaczył był trochę zdezorientowany.
- Zapomniałaś gdzie jest jadalnia.-
- Nie po prostu nie chciałam wchodzić sama i poza tym lubię twoje towarzystwo.- Po moich słowach Nathan się uśmiechnął, rozumiecie on się uśmiechnął. Ładnie mu z uśmiechem, jest taki z zniewalający. Chciałabym widzieć ten wyraz twarzy częściej. Otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka. Kierowaliśmy się w stronę jadalni i Nath ponownie otworzył mi drzwi. Wszyscy byli już i jedli śniadanie.
- A zaczekać to nie łaska.- Powiedział mój towarzysz.
- Sory Nath, ale już widzieliśmy naszą śmierć za rogiem.- Powiedział mój kochany kuzyn.
- No chyba, że tak. Przepraszam was to moja wina.- Postanowiłam wziąć winę na siebie żeby czasami nie zepsuć humor Nathanowi.
Zajęłam miejsce koło Seleny a Nathan na przeciwko mnie. Wszyscy rozmawialiśmy jak prawdziwa rodzina, kilka razy padło pytanie, od kiedy tak się maluje, odpowiedziałam to samo, co Nathanowi. Było bardzo miło do czasu, kiedy do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna. Miała ona ciemne włosy i była... Nawet bardzo ładna. Nie wiedziałam, o co chodzi... Po prostu wpadła i zaczęła kierować się w stronę Nathana. Chłopak wstał i pocałował dziewczynę. Kiedy to zobaczyłam to zbierało mi się na płacz, ale robiłam wszystko żeby się powstrzymać, bo bym się wydała przed ojcem.
- Nathan nie całuj się przy Tess, bo dziewczyna będzie zazdrosna.- Zażartował Max. No to wydaje mi się, że ta dziewczyna teraz mnie nie polubi.
- Co?- Powiedziałam razem z Nathanem w tym samym czasie.
- Przestań... Mnie i Nathana nic nie łączy... Nawet przyjaźń.- Musiałam jakoś bronić własnego tyłka... Gdyby mój ojciec potrafił zabijać wzrokiem to już bym nie żyła.
- Smarkula ma racje, spotykamy się tylko, bo musimy.- Te słowa bardzo zabolały, nic dla niego nie znaczę. Nawet nie jestem znajomą i tylko ze mną gada, bo musi.
- A poza tym mam chłopaka od paru lat.- Postanowiłam dorzucić swoje 2 grosze. - I jestem z nim bardzo szczęśliwa.- Tak wiem kłamałam i to jeszcze, jak ale co miałam zrobić. Spojrzałam na Nathana i widziałam szok w jego oczach i coś jeszcze, ale nie wiedziałam dokładnie, co. - Widzę, że Nathan nie ma manier, więc sama się przedstawię- podeszłam do dziewczyny i podałam jej rękę - jestem Tess.-
- Jestem Cher.- Dziewczyna uścisnęła moją rękę.
- Teraz wybaczcie, ale muszę już wracać do domu.-
- Poczekaj odwieziemy cię.- Usłyszałam głos Nathana a kiedy mówił w liczbie mnogiej to wiedziałam, że chodzi o Cher.
- Nie róbcie sobie kłopotu, chętnie się przejdę.- Niestety Nath mnie nie słuchał i już szedł do samochodu. Nie miałam wyjścia i poszłam za nim. Cher zajęła miejsce z przodu a ja z tyłu. Coś czułam, że Cher nie lubi mnie z wiadomo, jakich przyczyn. Nathan jechał dość szybko, więc po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Dzięki ci... To jutro też masz pomnie przyjechać na śniadanie? Chcę mieć więcej czasu na przygotowanie się.-
- Co chcesz mieć więcej czasu na zrobienie 'tapety' na twarzy? Będę o tej samej porze, co dzisiaj.-
Wyszłam z samochodu i zatrzymałam się... Coś było nie tak. Nath zauważył, że się zatrzymałam przed drzwiami, więc wyszedł z samochodu.
- Tess wszystko w porządku?- Krzyknął
- Tak... Chyba tak.- Nie chciałam go martwić. Weszłam do środka i zobaczyłam Justina stojącego w przedpokoju.
- Gdzie byłaś?- Mogłam wyczuć, że jest wściekły, że znowu znikłam z samego rana. - Niech zgadnę znowu byłaś z tym gnojem.- Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Justin uderzył mnie w twarz i złapał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Byłam przerażona nie wiedziałam, co mam robić.
- Masz się więcej z nim nie spotykać rozumiesz, bo inaczej pożałujesz. Wiedziałam, że Nath jeszcze nie odjechał, bo nagle ktoś zatrąbił. Jus chciał sprawdzić, kto to i poluźnił uścisk. "Teraz albo nigdy" pomyślałam i wybiegłam z domu. Kiedy Nathan zobaczył mnie uciekającą od razu wyszedł z samochodu. Pierwsze, co zrobiłam, kiedy do niego dobiegłam to mocno się w niego wtuliłam i rozpłakałam się jak małe dziecko. To wszystko mnie, juz przerastało.
- Tess, co się...- Nie dokończył, bo z domu wybiegł Justin.
- Zostaw ją gnoju.- Usłyszałam krzyk mojego chłopaka.

- A jak nie to, co mi zrobisz.- Kiedy tylko Nathan się odezwał już wiedziałam, że to się źle skończy. 

wtorek, 25 czerwca 2013

2. Igrasz z ogniem

- Świetnie jeszcze mi przyszło pilnowanie jakiejś małolaty.- Powiedział jak mi dobrze wiadomo Sykes.
- Ta małolata to córka twojego szefa kotenieńki.- Powiedziała Selena.
- Wielka mi różnica.- Kontynuował brunet.
- To ile ty masz lat, że nazywasz mnie małolatą? Chyba bardzo stary jesteś.- Zaczęłam się bronić.
- Nie denerwuj mnie kotek, bo tego pożałujesz.- Spojrzał się na mnie wrogo.
- Sykes siadaj i uspokój się. Pamiętaj ma jej włos z głowy nie spaść.- Powiedział mój tatulek. Chłopak osiadł koło mojego kuzyna na przeciwko mnie. Było widać, że jest na mnie wściekły, ale nie przeszkadzało mi to. Mógł nie zaczynać. Wszyscy zaczęli jeść, ale ja nie mogłam nic przełknąć. Po pierwsze dalej nie mogłam uwierzyć, co dzisiaj się stało a po drugie nie mogłam przestać patrzeć na chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Wszyscy rozmawiał oprócz niego. Nawet ani razu się nie uśmiechną. Straszny z niego gbur, ale ma coś w sobie, co mnie do niego przyciąga. Moje przemyślenia przerwał mój ojciec.
- Tess chcesz zamieszkać z nami czy zostać w domu, w którym mieszkałaś z matką? -
- Czy teraz mam wybór czy tak jak wcześniej już za mnie wybrałeś?-
- Masz wybór.-
- Jak na razie chciałabym zostać w domu. Może jak to wszystko przetrawię to wtedy się przeprowadzę.-
- Okej, ktoś zaraz cię odwiezie do domu. Może wybierzesz sobie kogoś, bo twój opiekun nie jest w najlepszym humorze. On chyba też musi to przetrawić.-
Spojrzałam się na Sykesa. Owszem nie miał zbyt zadowolonej miny.
- Nie, czemu? Chcę poznać mojego opiekuna bliżej.- Kiedy to mówiłam patrzałam się na niego a on spojrzał na mnie jeszcze bardziej wrogim wzrokiem. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
- Obyś nie poznała go aż za blisko.- Zaśmiał się Max.
- Nawet mi tak nie żartuj. Musisz wiedzieć Tess, że nie toleruje żadnych związków pomiędzy nasza rodzina.-
- Niech się szef nie martwi. Nie chce mieć z nią nic wspólnego. Idziemy smarkulo.- Sykes wstał od stołu i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Tak nie martw się ja mam chłopaka a ten gbur nie jest w moim typie.- Musiałam mu się odegrać. Trochę to zabolało, kiedy powiedział, że nie chcę mieć za mną nic wspólnego. Wstałam od stołu i poszłam za chłopakiem. Kiedy zniknęłam za drzwiami salonu ktoś mnie złapał za ramie i popchnął na ścianę. Tą osobą okazał się Sykes. Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć.
- Igrasz z ogniem, Tess! Tatuś ci nie mówił nic o mnie?-
- Nie nic nie mówił.-
- To musisz wiedzieć, że może jestem tu najmłodszy, ale najniebezpieczniejszy, więc uważaj. To, że jesteś córką szefa to nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na wszystko.-
- Mówisz to tak jak byś chciał mnie przestraszyć.- Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Nie boisz się mnie?-
- Nie a czemu miałabym się ciebie bać?-
- No to, że mogę cię skrzywdzić. Ja zabijam ludzi z zimną krwią. Pierwszą osobę zabiłem, kiedy miałem 16 lat. Jeszcze ci mało?-
- Nie boję się ciebie, bo wiem, że to nie jesteś prawdziwy ty.-
- O czym ty mówisz?-
- O tym, że tylko udajesz takiego gbura i twardziela.-
- Nic o mnie nie wiesz.-
- Ale chcę poznać. Przynajmniej powiedz jak masz na imię.-
- Coś sądzę smarkulo, że się nie polubimy.- Sykes poluźnił uścisk i odszedł ode mnie. Poszłam za nim do samochodu. Pewnie się dziwicie, czemu się go nie boje. Nie wiem po prostu czuje, że jego prawdziwe oblicze jest gdzieś głęboko w nim. Ktoś musi pomóc mu je odnaleźć. Sykes podjechał czarną Hondą Civic. Weszłam do niego i pojechaliśmy. Chłopak jechał dość szybko łamiąc przy tym wszystkie przepisy. Nie rozumiem, nie boi się on, że złapie go policja i dowiedzą się prawdy o ich mafii? Nie rozmawialiśmy przez całą drogę. Nie zdziwiło mnie to, że nawet mnie zapytał o adres a przywiózł mnie na miejsce. Miałam już wyjść z auta, ale coś mnie zatrzymało i usiadłam z powrotem.
- Może mnie za to bardziej znienawidzisz, ale trudno. Ja nadal wiem, że tylko udajesz takiego, bo nikt cię nie doceniał jak byłeś sobą, ale zapamiętaj ja nie jestem taka.- Sykes ani razu się na mnie nie spojrzał. Patrzył prosto w przestrzeń. Wyszłam z samochodu i miałam już zamknąć drzwi, kiedy usłyszałam.
- Nathan.-
- Co?- Na początku nie wiedziałam, o co chodzi.
- Jestem Nathan.- Powtórzył.
- Tess, miło mi.- Uśmiechnęłam się, ale on nie odwzajemnił uśmiechu. Zamknęłam drzwi samochodu i weszłam do domu. Nathan nie odjechał dopóki nie zniknęłam za  drzwiami. Ściągnęłam buty i poszłam do kuchni żeby się czegoś napić. O mały włos nie dostała bym zawału. Na krześle siedział Justin.
- Boże Justin przestraszyłeś mnie. Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-
- Przez drzwi wziąłem klucze twojej mamy.-
- Jakim prawem?-
- Prawem twojego chłopaka. A no właśnie gdzie się podziewałaś?- Wstał i podszedł do mnie.
- Musiałam się przejść i wszystko przemyśleć, co będzie ze mną dalej. Muszę znaleźć prace, bo nie utrzymam tego domu.- Kłamałam jak z nut. Nie mogłam mu powiedzieć, co dzisiaj się stało.
- Ale kłamiesz!- Uderzył mnie w twarz z całej siły. - A kim był ten chłopak, który cię przywiózł!-
- Nikt taki. Poznałam go dzisiaj u... Ojca.-
- U ojca? Ty nie masz ojca.- Zaśmiał się bezczelnie.
- Poznałam go dzisiaj na pogrzebie.- Jednak Justin nadal mi nie wierzył, więc uderzył mnie jeszcze bardziej nic wcześniej. Tego wieczora Justin przestał być już miły i zaczął znów mnie bić. Czemu boje się jego a nie najniebezpieczniejszego członka mafii? W Justinie nie ma już nadziei na zmianę.

*Następnego dnia*
Obudził mnie telefon. Zaspana spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Domyślałam się, kto to może być. Nie wiem skąd maja mój numer, ale nieważne. Odebrałam.
- Halo.-
- Dzień dobry smarkulo. Szykuj się będę po ciebie za 30 minut.- Któż inny to mógłby być jak nie Nathan.
- Po co?-
- Na śniadanie z nową rodziną.-
- Nie wiesz, co przeproś tatę, bo źle się dziś czuje i zostanę dzisiaj w domu.- Przypomniało o nowych siniakach na całym ciele.
- Nie ma mowy. Dostałem polecenie i nie mam zamiaru zawieść twojego ojca. Lepiej żebyś była gotowa jak przyjadę.- 
- Nie przyjeżdżaj!- Krzyknęłam do telefonu, ale on zdążył się rozłączyć. Sądzę, że znów zepsułam mu humor. Wstałam i poszłam znaleźć jakieś ciuchy, które wszystko zakryją. Następnie zrobiłam sobie mocny makijaż żeby zakryć siniaki na twarzy. Na szczęście zdążyłam się wyszykować za nim przyjechał Nath. 

wtorek, 4 czerwca 2013

1. Zgadzam się

Moje życie jest... 'wspaniałe'. Wychowuje się w biedzie z chorą mamą. Ojca nie mam. Mama mówi, że zginął w wypadku samochodowym rok po moich narodzinach. Zawsze lubiła sobie wyobrażać, jaki on był. Idealny ojciec. Moja mama ma raka i nie zostało jej zbytnio dużo czasu. Jeżeli ona odejdzie to zostanę z niczym i z nikim. To znaczy... mam chłopaka Justina Dziabaj (sorry za nazwisko, ale obiecywała kuzynce, że ktoś w opowiadaniu będzie tak miał. Miałam do wyboru wymyślonego Justina albo Maxa. Max Dziabaj... nawet fajnie to brzmi ;) ) ale co to za chłopak, który co chwile mnie uderzy. Już dawno chciałam z nim zerwać, ale nie miałam odwagi. Najzwyczajniej w świecie się go boję. Pewnego dnia, kiedy wracałam do domu od Justina. Zakrywając nowe siniaki weszła do domu. 
- Mamo wróciłam!- Krzyknęłam na cały głos. To było dziwne, ponieważ nikt się nie odzywał. Mama w takim stanie nigdzie sama nie wychodziła. Szukałam jej po cały domu aż w końcu znalazłam ją leżącą na podłodze. Szybko do niej podbiegłam i sprawdziłam tętno. Nic nie wyczułam. Zadzwoniłam na pogotowie. Przyjechali po 10 minutach. Niestety nic nie mogli zrobić. Na te wieści rozpłakałam się jak nigdy dotąd. Byłam na to przygotowana tylko jednak potrzebowałam więcej czasu. Zabrałam mamę w czarnym worku a ja zostałam sama. Wiedziała, że nie mogę popaść w jakąś depresję albo jeszcze gorzej. Teraz musiałam sobie jakoś poradzić. Pierwsze, co muszę zrobić to znaleźć pieniądze na pogrzeb mamy. Od paru miesięcy szukam pracy, ale niestety bez powodzenia. Wpadłam na pewien pomysł nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ale nie mam innego wyjścia. Zebrałam wszystkie rzeczy mamy i większość moich. Zapakowałam je w worek i wyszłam z domu. Miałam kilka pierścionków i innej biżuterii. Wszystko sprzedałam. Po sprzedaniu wszystkich rzeczy plus pieniądze, które były przeznaczone na czynsz uzbierałam dość wysoka sumę. 

*2 dni później*
Wszystko już było gotowe. Właśnie szykowałam się na uroczystość, kiedy do domu wparował Justin. 
- Jesteś gotowa?- 
- Tak już możemy iść.- Justin przez ostatnie 2 dni był bardzo 'miły'. Ani razu nie podniósł na mnie ręki. Wyszliśmy z domu. Nie mieliśmy daleko, więc poszliśmy na piechotę. Myślałam, że nikogo nie będzie oprócz naszej dwójki. Jednak, kiedy doszliśmy na miejsce zauważyłam starszego mężczyznę, dziewczynę i dwóch chłopaków. Wszyscy stali razem. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, ale pomyślałam, że może to jacyś znajomi mamy z młodszych lat. Po skończeniu ceremonii zostałam sama przy grobie mamy. Justin nawet ani razu mnie nie przytulił, ale czego ja mogłam się spodziewać. Nagle znikąd podszedł do mnie starszy mężczyzna, który był na pogrzebie.
- Przyjmij moje kondolencje Tess.- 
- Skąd zna pan moje imię?- Trochę mnie to zdziwiło.
- Mama ci nie mówiła o mnie?- 
- O mnie to znaczy, o kim?- 
- Dziwne by było gdyby własny ojciec nie znał imienia własnej córki.-
- To jest jakiś żart, prawda?- Myślałam, że się przesłyszałam.- Mój ojciec nie żyję od 17 lat.-
- Taka miła być wersja, ale teraz, kiedy twoja mama nie żyje to chyba czas poznać prawdę prawda? Chodź zemną to wszystko ci wyjaśnię.- Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać.- Obiecuję ci, że nic ci nie zrobię... no chyba, że coś nie pójdzie po mojej myśli.- To jednak mnie nie przekonało, ale co miałam do stracenia. Jak mnie zabije to tym lepiej. Poszłam za nim do czarnego samochodu. W środku siedziały te same osoby, co widziałam wcześniej. 
- Cześć jestem Tess.- Jednak żaden mi nie odpowiedział.
- Ktoś wam się przestawił, więc radze wam zrobić to samo.- Facet prawie wrzeszczał.
- Jestem Jay, twój kuzyn a to jest Selena i Max. Pracujemy dla twojego ojca od chyba zawsze.- Powiedział chłopak w kręconych włosach. 
- Jak to pracujecie?-
- Wszystkiego się dowiesz, kiedy będziemy na miejscu.- Powiedział 'mój ojciec'.
Po paru minutach dojechaliśmy do wielkiej willi. Byłam w szoku. Odkąd tylko pamiętam razem z mamą głodowałyśmy a tatuś żył sobie w luksusach. Weszliśmy do środka, normalnie mnie zatkało. Weszliśmy do wielkiej jadali gdzie było kolejnych dziesięć osób. Byli oni jednak starsi od pozostałej trójki. Trafiliśmy chyba na czas obiadowy, bo wszyscy siedzieli przy wielkim stole. 
- Siadaj koło mnie.- Powiedziała Selena.- Jak na razie byłam tu jedyną dziewczyną, ale dlatego że jest córką szefa to zrobię dla ciebie wyjątek i będę miła.-
- Okej dzięki.- Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, o co tu chodzi?- Zwróciłam się do ojca.
- Więc zacznijmy od tego jesteś moją córką, ale twoja mama zabroniła mi widywania się z tobą.-
- Dlaczego?-
- Nie przerywaj to ci powiem. Bała się, że dowiesz się, kim tak naprawdę jestem. Jestem szefem największej mafii w Londynie.- Myślałam, że się przesłyszałam.- To jest moja rodzina, teraz też i twoja. Musisz do nas dołączyć.
- A jeśli nie to, co?- 
- To cię zabije.- Powiedział rozbawiony Max.
- Teraz wiesz nas sekret, więc nie możemy nikomu ufać nawet, jeśli jesteś moją córką. To, jaki jest twój wybór?-
- Mam inne wyjście? Zgadzam się.- 
- Nie masz. Teraz należysz do nas. Pamiętaj nie będę cię traktował inaczej niż tych tu obecnych. Masz się mnie słuchać rozumiemy się?- Ja tylko przytaknęłam głową.- Teraz musimy ci jednak załatwić jakiegoś opiekuna. Nie mogę cię stracić.- Ne rozumiem tego gościa najpierw mów, że mnie zabije a później, że nie chcę mnie stracić. Nagle do pokoju wszedł jakiś chłopak. Serce przestało mi bić. Był on bardzo przystojny.
- Sykes będziesz opiekunem Tess.-