niedziela, 4 sierpnia 2013

4. Obiecuję, że już cię nie skrzywdzi

- A jak nie to, co mi zrobisz.- Kiedy tylko Nathan się odezwał już wiedziałam, że to się źle skończy.
- To ta twoja buźka, na którą wszystkie panienki lecą już nie będzie taka ładna.-
Wiedziałam, że Nathan już powoli zaczyna się wkurzać, bo napiął mięśnie i widziałam jak zgina dłonie w pięści. Cały czas byłam w niego wtulona żeby czasami nie zrobił czegoś głupiego, ale też żeby nic mu się nie stało.
- Uważaj na słowa żeby czasami karetka cię stąd zaraz nie zabrała.-
- Że niby mam się bać takiego lalusia jak ty? Nie doczekanie, a teraz Tess wracaj do domu i tam porozmawiamy inaczej.- Udawałam, że nie słyszę i tylko zamknęłam oczy i modliłam się żeby już sobie odpuścił. - Powiedziałem idziemy!- Złapał mnie za ramie i pociągnął w stronę domu. Próbowałam mu się jakoś wyrwać, ale nie dałam rady.
- Zostaw mnie słyszysz!-
- Nie masz nic do gadania.- Wtedy Justin poluźnił uścisk i upadł na ziemię. Okazało się, że Nathan uderzył go w tył głowy. Nawet nie zauważyłam, kiedy do nas podszedł.
- Wsiadaj do samochodu szybko.- Nie kłóciłam się z nim i pobiegłam do samochodu, jednak do niego nie weszłam. Nathan jeszcze podszedł do Justina i kopnął go w brzuch. Właśnie wracał, kiedy Justin wstał.
- Nath uważaj!- Krzyknęłam, ale niestety było już za późno i Nathan dostał z pięści w twarz. I teraz się zaczęło prawdziwe piekło. Zaczęli bić się, że aż zaczęła lać się krew. Nie mogłam już na to patrzeć, mu nie może się coś stać. Ja go kocham… tak właśnie to powiedziałam ja go kocham i nic na to nie poradzę. Może on nie odwzajemnia tych uczuć, ale nadal nie mogę pozwolić żeby mu coś się stało. To wszystko moja wina, gdybym nie pojawiła się w ich życiu nic by się teraz nie stało. Ja bym jakoś sobie w końcu poradziła, może bym wyjechała za granicę. Nathan kolejny raz dostał w twarz i się przewrócił, może był, kim był, ale Justin był silniejszy. Teraz to Jus zaczął kopać Nathana a ten nie mógł się podnieść. Nie wiem jak Cher mogła patrzeć jak jej chłopak leży na ziemi i ma coraz mniej sił, ja już nie mogłam i podbiegłam do nich. Próbowałam jakoś powstrzymać Justina, ale nie dałam rady, jednak nadal się nie poddawałam. Justin wkurzył się i uderzył mnie tak mocno, że sama teraz leżałam na ziemi. Zaczęłam widzieć mroczki (nie tych braci, jak o tym pomyśle to aż mi się śmiać chce.) przed oczami, ale próbowałam się jakoś podnieść. Nathan nie wytrzymał na widok mnie leżącej na ziemi z rozwaloną wagą, że wstał, wyciągnął broń i skierował ją w stronę Justina.
- Nathan nie rób tego, proszę cię.- Nie mogłam mu na to pozwolić. On był jak w jakimś transie.
- Wow stary odłóż to, nie przesadzajmy z emocjami.- Po raz pierwszy widziałam strach w oczach Justina. Podbiegłam do Sykesa i próbowałam mu jakoś przemówić do rozsądku.
- Nie rób tego, on nie jest tego wart, słyszysz. Nie rób tego dla mnie… dla siebie.- Nath spojrzał mi w oczy i schował broń.
- Już cię tu niema. Niech cię tylko zobaczę w jej pobliżu to dokończę to, co zacząłem dzisiaj.- Justin prawie biegł w stronę swojego domu. Byłam wdzięczna Natanowi, że mnie tu nie zostawił i mi pomógł. Po raz kolejny wtuliłam się w niego a on dokładnie nie wiedział, co ma robić. Widać, że on nie umie okazywać uczuć.
- Dziękuję i przepraszam za to wszystko. To ja już idę i zobaczymy się jutro.- Miałam już iść, ale Nath złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Nie pozwolę ci tu zostać samej, jeszcze on tu wróci i ci coś zrobi. Pakujesz się i zamieszkasz z nami.-
- Po co to robisz? Dlatego że to twój obowiązek czy może, chociaż trochę się o mnie boisz?- Nie dostałam odpowiedzi na to pytanie. Jak dla nie wszystko było jasne, że robi to, bo musi.
- Czy ja wam może nie przeszkadzam?- Wtrąciła się Cher, o które zupełnie już zapomniałam. Nie rozumiem tej dziewczyny nawet się nie zapytała jak jej chłopak się czuje.
- Już idziemy.- Powiedział Nath i skierowaliśmy się do mojego domu. Złapałam kilka walizek i spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i kilka pamiątek po mamie. Po godzinie byłam już gotowa i wróciliśmy do teraz już naszego domu.
- Musimy iść do twojego ojca.- Powiedział, kiedy weszliśmy do środka. Cher już nie było, bo jej się nudziło.
- Do mojego ojca, a po co?- Trochę spanikowałam.
- Musimy mu powiedzieć, co się stało.-
- Nie wcale nie.-
- No wybacz, ale tych siniaków nie da się ukryć no chyba, że pod jakimś mocnym makijażem.- Wtedy się zamyślił a już wiedziałam, że się domyśli, po co mi był ten makijaż. - Idziemy na górę szybko.- Pociągnął mnie do jakiegoś pokoju, zapewnie jego. - Zmyj ten makijaż i ściągaj tą bluzę.-
- Po co?- Nie mogłam tego zrobić.
- Po prostu to zrób!- Trochę się go przestraszyłam, więc zrobiłam jak kazał. Podeszłam do niego a on podciągnął moją koszulkę do góry. Kiedy zobaczył moje wszystkie siniaki na rękach, brzuchu i plecach nie dowierzał a mi zaszkliły się oczy.
- Jak długo cię bił?-
- Przez kilka pierwszych miesięcy był wspaniałym chłopakiem a później zaczęło się i trwało to do tej pory.-
- A ile z nim jesteś?-
- Od dwóch lat.- Rozpłakałam się.
- To, czemu z nim nie zerwałaś?- Boże ile on pytań zadaje.
- Bo się go bałam, nadal się go boje. Bałam się jego reakcji.-
- Nie boisz się najniebezpieczniejszego członka mafii tylko własnego chłopaka?- Zaśmiał się pod nosem.
- Już ci mówiłam, ty nie jesteś taki… ja to wiem.-
- Tess obiecuje ci, że on już cię nie skrzywdzi.- Nic nie powiedziałam tylko się do niego przytuliłam jak zwykle nie wiedział, co ma zrobić, więc odsunął mnie od siebie. - Dobra i tak musimy iść do twojego ojca i powiedzieć mu, że tu zamieszkasz.-
- Nathan proszę nie mów mu, że to Justin zrobił…proszę.- Chłopak długo zwlekał, ale w końcu się zgodził.
Ponownie się umalowałam żeby nie robić większych kłopotów. Kiedy znaleźliśmy się przed wielkimi drzwiami Nathan zapukał i kiedy usłyszeliśmy "proszę" weszliśmy do środka.
- Tess ty jeszcze tutaj.-
- Tak tato.- Dalej nie wiedziałam, co powiedzieć, bo strasznie się denerwowałam tą rozmową. Na szczęście Nathan przejął całą sytuacje.
- Szefie Tess zdecydowała zamieszkać razem z nami.-
- To świetnie, pokaż jej pokój na drugim piętrze.- Jak się nie mylę na drugim piętrze znajduj się pięć sypialni: Sel, Jaya, Natha, Maxa i teraz już moja. - A co ty taki popijany a Tess ma rozwaloną wargę?- Wstał z krzesła i podszedł do nas i zaczął oglądać. Tego pytania właśnie się obawiałam.
- Jakiś chłopak zaczepiał, Tess więc ja broniłem. Był silniejszy ode mnie, więc Tess postanowiła mi pomóc.-
- Ale masz broń, użyłeś jej prawda?-
- Nie użyłem.- Nath spuścił wzrok.
- Jak to nie użyłeś?-
- Bo go o to porosiłam.- Postanowiłam po raz kolejny mu pomóc.
- Zawiodłem się na tobie Sykes!- Uderzył młodego w twarz.
- Co ty wyprawiasz?! To moja wina, że jej nie użył!-
- On wiedział, że to go czeka prawda Nath?- Przytaknął tylko.
- To mnie powinieneś uderzyć a nie jego, on tu nic nie zawinił!-
- Wynocha i to już! Nie chcę was widzieć do kolacji! Jestem zawiedziony wami obojga, ile razy mam ci powtarzać Tess żebyś się pilnowała ze słowami?!- Nie odpowiedziała tylko wyszliśmy. Nathan wziął moje walizki i zaprowadził do mojego nowego pokoju. Przez ten cały czas się do mnie nie odzywał.
- Nathan a cię bardzo przepraszam. Gdybyś mi powiedział, co on zrobi powiedziałabym mu prawdę.-
- Nie powiedziałabyś mu! Przez ciebie zawiodłem go i pewnie już mi nie ufa jak kiedyś.-
- Czemu tak ci zależy na jego opinii?-

- Nie wiem, wszystkim zależy a w szczególności mi… jestem w końcu jego prawą ręką.- Wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zostałam sama z poczuciem winy. Po raz kolejny, kiedy myślałam, że wszystko będzie dobrze on znowu jest na mnie wściekły. Jak ja mam do niego dojść żeby chodź trochę mnie polubił?