wtorek, 25 czerwca 2013

2. Igrasz z ogniem

- Świetnie jeszcze mi przyszło pilnowanie jakiejś małolaty.- Powiedział jak mi dobrze wiadomo Sykes.
- Ta małolata to córka twojego szefa kotenieńki.- Powiedziała Selena.
- Wielka mi różnica.- Kontynuował brunet.
- To ile ty masz lat, że nazywasz mnie małolatą? Chyba bardzo stary jesteś.- Zaczęłam się bronić.
- Nie denerwuj mnie kotek, bo tego pożałujesz.- Spojrzał się na mnie wrogo.
- Sykes siadaj i uspokój się. Pamiętaj ma jej włos z głowy nie spaść.- Powiedział mój tatulek. Chłopak osiadł koło mojego kuzyna na przeciwko mnie. Było widać, że jest na mnie wściekły, ale nie przeszkadzało mi to. Mógł nie zaczynać. Wszyscy zaczęli jeść, ale ja nie mogłam nic przełknąć. Po pierwsze dalej nie mogłam uwierzyć, co dzisiaj się stało a po drugie nie mogłam przestać patrzeć na chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Wszyscy rozmawiał oprócz niego. Nawet ani razu się nie uśmiechną. Straszny z niego gbur, ale ma coś w sobie, co mnie do niego przyciąga. Moje przemyślenia przerwał mój ojciec.
- Tess chcesz zamieszkać z nami czy zostać w domu, w którym mieszkałaś z matką? -
- Czy teraz mam wybór czy tak jak wcześniej już za mnie wybrałeś?-
- Masz wybór.-
- Jak na razie chciałabym zostać w domu. Może jak to wszystko przetrawię to wtedy się przeprowadzę.-
- Okej, ktoś zaraz cię odwiezie do domu. Może wybierzesz sobie kogoś, bo twój opiekun nie jest w najlepszym humorze. On chyba też musi to przetrawić.-
Spojrzałam się na Sykesa. Owszem nie miał zbyt zadowolonej miny.
- Nie, czemu? Chcę poznać mojego opiekuna bliżej.- Kiedy to mówiłam patrzałam się na niego a on spojrzał na mnie jeszcze bardziej wrogim wzrokiem. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
- Obyś nie poznała go aż za blisko.- Zaśmiał się Max.
- Nawet mi tak nie żartuj. Musisz wiedzieć Tess, że nie toleruje żadnych związków pomiędzy nasza rodzina.-
- Niech się szef nie martwi. Nie chce mieć z nią nic wspólnego. Idziemy smarkulo.- Sykes wstał od stołu i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Tak nie martw się ja mam chłopaka a ten gbur nie jest w moim typie.- Musiałam mu się odegrać. Trochę to zabolało, kiedy powiedział, że nie chcę mieć za mną nic wspólnego. Wstałam od stołu i poszłam za chłopakiem. Kiedy zniknęłam za drzwiami salonu ktoś mnie złapał za ramie i popchnął na ścianę. Tą osobą okazał się Sykes. Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć.
- Igrasz z ogniem, Tess! Tatuś ci nie mówił nic o mnie?-
- Nie nic nie mówił.-
- To musisz wiedzieć, że może jestem tu najmłodszy, ale najniebezpieczniejszy, więc uważaj. To, że jesteś córką szefa to nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na wszystko.-
- Mówisz to tak jak byś chciał mnie przestraszyć.- Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Nie boisz się mnie?-
- Nie a czemu miałabym się ciebie bać?-
- No to, że mogę cię skrzywdzić. Ja zabijam ludzi z zimną krwią. Pierwszą osobę zabiłem, kiedy miałem 16 lat. Jeszcze ci mało?-
- Nie boję się ciebie, bo wiem, że to nie jesteś prawdziwy ty.-
- O czym ty mówisz?-
- O tym, że tylko udajesz takiego gbura i twardziela.-
- Nic o mnie nie wiesz.-
- Ale chcę poznać. Przynajmniej powiedz jak masz na imię.-
- Coś sądzę smarkulo, że się nie polubimy.- Sykes poluźnił uścisk i odszedł ode mnie. Poszłam za nim do samochodu. Pewnie się dziwicie, czemu się go nie boje. Nie wiem po prostu czuje, że jego prawdziwe oblicze jest gdzieś głęboko w nim. Ktoś musi pomóc mu je odnaleźć. Sykes podjechał czarną Hondą Civic. Weszłam do niego i pojechaliśmy. Chłopak jechał dość szybko łamiąc przy tym wszystkie przepisy. Nie rozumiem, nie boi się on, że złapie go policja i dowiedzą się prawdy o ich mafii? Nie rozmawialiśmy przez całą drogę. Nie zdziwiło mnie to, że nawet mnie zapytał o adres a przywiózł mnie na miejsce. Miałam już wyjść z auta, ale coś mnie zatrzymało i usiadłam z powrotem.
- Może mnie za to bardziej znienawidzisz, ale trudno. Ja nadal wiem, że tylko udajesz takiego, bo nikt cię nie doceniał jak byłeś sobą, ale zapamiętaj ja nie jestem taka.- Sykes ani razu się na mnie nie spojrzał. Patrzył prosto w przestrzeń. Wyszłam z samochodu i miałam już zamknąć drzwi, kiedy usłyszałam.
- Nathan.-
- Co?- Na początku nie wiedziałam, o co chodzi.
- Jestem Nathan.- Powtórzył.
- Tess, miło mi.- Uśmiechnęłam się, ale on nie odwzajemnił uśmiechu. Zamknęłam drzwi samochodu i weszłam do domu. Nathan nie odjechał dopóki nie zniknęłam za  drzwiami. Ściągnęłam buty i poszłam do kuchni żeby się czegoś napić. O mały włos nie dostała bym zawału. Na krześle siedział Justin.
- Boże Justin przestraszyłeś mnie. Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-
- Przez drzwi wziąłem klucze twojej mamy.-
- Jakim prawem?-
- Prawem twojego chłopaka. A no właśnie gdzie się podziewałaś?- Wstał i podszedł do mnie.
- Musiałam się przejść i wszystko przemyśleć, co będzie ze mną dalej. Muszę znaleźć prace, bo nie utrzymam tego domu.- Kłamałam jak z nut. Nie mogłam mu powiedzieć, co dzisiaj się stało.
- Ale kłamiesz!- Uderzył mnie w twarz z całej siły. - A kim był ten chłopak, który cię przywiózł!-
- Nikt taki. Poznałam go dzisiaj u... Ojca.-
- U ojca? Ty nie masz ojca.- Zaśmiał się bezczelnie.
- Poznałam go dzisiaj na pogrzebie.- Jednak Justin nadal mi nie wierzył, więc uderzył mnie jeszcze bardziej nic wcześniej. Tego wieczora Justin przestał być już miły i zaczął znów mnie bić. Czemu boje się jego a nie najniebezpieczniejszego członka mafii? W Justinie nie ma już nadziei na zmianę.

*Następnego dnia*
Obudził mnie telefon. Zaspana spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Domyślałam się, kto to może być. Nie wiem skąd maja mój numer, ale nieważne. Odebrałam.
- Halo.-
- Dzień dobry smarkulo. Szykuj się będę po ciebie za 30 minut.- Któż inny to mógłby być jak nie Nathan.
- Po co?-
- Na śniadanie z nową rodziną.-
- Nie wiesz, co przeproś tatę, bo źle się dziś czuje i zostanę dzisiaj w domu.- Przypomniało o nowych siniakach na całym ciele.
- Nie ma mowy. Dostałem polecenie i nie mam zamiaru zawieść twojego ojca. Lepiej żebyś była gotowa jak przyjadę.- 
- Nie przyjeżdżaj!- Krzyknęłam do telefonu, ale on zdążył się rozłączyć. Sądzę, że znów zepsułam mu humor. Wstałam i poszłam znaleźć jakieś ciuchy, które wszystko zakryją. Następnie zrobiłam sobie mocny makijaż żeby zakryć siniaki na twarzy. Na szczęście zdążyłam się wyszykować za nim przyjechał Nath. 

wtorek, 4 czerwca 2013

1. Zgadzam się

Moje życie jest... 'wspaniałe'. Wychowuje się w biedzie z chorą mamą. Ojca nie mam. Mama mówi, że zginął w wypadku samochodowym rok po moich narodzinach. Zawsze lubiła sobie wyobrażać, jaki on był. Idealny ojciec. Moja mama ma raka i nie zostało jej zbytnio dużo czasu. Jeżeli ona odejdzie to zostanę z niczym i z nikim. To znaczy... mam chłopaka Justina Dziabaj (sorry za nazwisko, ale obiecywała kuzynce, że ktoś w opowiadaniu będzie tak miał. Miałam do wyboru wymyślonego Justina albo Maxa. Max Dziabaj... nawet fajnie to brzmi ;) ) ale co to za chłopak, który co chwile mnie uderzy. Już dawno chciałam z nim zerwać, ale nie miałam odwagi. Najzwyczajniej w świecie się go boję. Pewnego dnia, kiedy wracałam do domu od Justina. Zakrywając nowe siniaki weszła do domu. 
- Mamo wróciłam!- Krzyknęłam na cały głos. To było dziwne, ponieważ nikt się nie odzywał. Mama w takim stanie nigdzie sama nie wychodziła. Szukałam jej po cały domu aż w końcu znalazłam ją leżącą na podłodze. Szybko do niej podbiegłam i sprawdziłam tętno. Nic nie wyczułam. Zadzwoniłam na pogotowie. Przyjechali po 10 minutach. Niestety nic nie mogli zrobić. Na te wieści rozpłakałam się jak nigdy dotąd. Byłam na to przygotowana tylko jednak potrzebowałam więcej czasu. Zabrałam mamę w czarnym worku a ja zostałam sama. Wiedziała, że nie mogę popaść w jakąś depresję albo jeszcze gorzej. Teraz musiałam sobie jakoś poradzić. Pierwsze, co muszę zrobić to znaleźć pieniądze na pogrzeb mamy. Od paru miesięcy szukam pracy, ale niestety bez powodzenia. Wpadłam na pewien pomysł nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ale nie mam innego wyjścia. Zebrałam wszystkie rzeczy mamy i większość moich. Zapakowałam je w worek i wyszłam z domu. Miałam kilka pierścionków i innej biżuterii. Wszystko sprzedałam. Po sprzedaniu wszystkich rzeczy plus pieniądze, które były przeznaczone na czynsz uzbierałam dość wysoka sumę. 

*2 dni później*
Wszystko już było gotowe. Właśnie szykowałam się na uroczystość, kiedy do domu wparował Justin. 
- Jesteś gotowa?- 
- Tak już możemy iść.- Justin przez ostatnie 2 dni był bardzo 'miły'. Ani razu nie podniósł na mnie ręki. Wyszliśmy z domu. Nie mieliśmy daleko, więc poszliśmy na piechotę. Myślałam, że nikogo nie będzie oprócz naszej dwójki. Jednak, kiedy doszliśmy na miejsce zauważyłam starszego mężczyznę, dziewczynę i dwóch chłopaków. Wszyscy stali razem. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, ale pomyślałam, że może to jacyś znajomi mamy z młodszych lat. Po skończeniu ceremonii zostałam sama przy grobie mamy. Justin nawet ani razu mnie nie przytulił, ale czego ja mogłam się spodziewać. Nagle znikąd podszedł do mnie starszy mężczyzna, który był na pogrzebie.
- Przyjmij moje kondolencje Tess.- 
- Skąd zna pan moje imię?- Trochę mnie to zdziwiło.
- Mama ci nie mówiła o mnie?- 
- O mnie to znaczy, o kim?- 
- Dziwne by było gdyby własny ojciec nie znał imienia własnej córki.-
- To jest jakiś żart, prawda?- Myślałam, że się przesłyszałam.- Mój ojciec nie żyję od 17 lat.-
- Taka miła być wersja, ale teraz, kiedy twoja mama nie żyje to chyba czas poznać prawdę prawda? Chodź zemną to wszystko ci wyjaśnię.- Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać.- Obiecuję ci, że nic ci nie zrobię... no chyba, że coś nie pójdzie po mojej myśli.- To jednak mnie nie przekonało, ale co miałam do stracenia. Jak mnie zabije to tym lepiej. Poszłam za nim do czarnego samochodu. W środku siedziały te same osoby, co widziałam wcześniej. 
- Cześć jestem Tess.- Jednak żaden mi nie odpowiedział.
- Ktoś wam się przestawił, więc radze wam zrobić to samo.- Facet prawie wrzeszczał.
- Jestem Jay, twój kuzyn a to jest Selena i Max. Pracujemy dla twojego ojca od chyba zawsze.- Powiedział chłopak w kręconych włosach. 
- Jak to pracujecie?-
- Wszystkiego się dowiesz, kiedy będziemy na miejscu.- Powiedział 'mój ojciec'.
Po paru minutach dojechaliśmy do wielkiej willi. Byłam w szoku. Odkąd tylko pamiętam razem z mamą głodowałyśmy a tatuś żył sobie w luksusach. Weszliśmy do środka, normalnie mnie zatkało. Weszliśmy do wielkiej jadali gdzie było kolejnych dziesięć osób. Byli oni jednak starsi od pozostałej trójki. Trafiliśmy chyba na czas obiadowy, bo wszyscy siedzieli przy wielkim stole. 
- Siadaj koło mnie.- Powiedziała Selena.- Jak na razie byłam tu jedyną dziewczyną, ale dlatego że jest córką szefa to zrobię dla ciebie wyjątek i będę miła.-
- Okej dzięki.- Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, o co tu chodzi?- Zwróciłam się do ojca.
- Więc zacznijmy od tego jesteś moją córką, ale twoja mama zabroniła mi widywania się z tobą.-
- Dlaczego?-
- Nie przerywaj to ci powiem. Bała się, że dowiesz się, kim tak naprawdę jestem. Jestem szefem największej mafii w Londynie.- Myślałam, że się przesłyszałam.- To jest moja rodzina, teraz też i twoja. Musisz do nas dołączyć.
- A jeśli nie to, co?- 
- To cię zabije.- Powiedział rozbawiony Max.
- Teraz wiesz nas sekret, więc nie możemy nikomu ufać nawet, jeśli jesteś moją córką. To, jaki jest twój wybór?-
- Mam inne wyjście? Zgadzam się.- 
- Nie masz. Teraz należysz do nas. Pamiętaj nie będę cię traktował inaczej niż tych tu obecnych. Masz się mnie słuchać rozumiemy się?- Ja tylko przytaknęłam głową.- Teraz musimy ci jednak załatwić jakiegoś opiekuna. Nie mogę cię stracić.- Ne rozumiem tego gościa najpierw mów, że mnie zabije a później, że nie chcę mnie stracić. Nagle do pokoju wszedł jakiś chłopak. Serce przestało mi bić. Był on bardzo przystojny.
- Sykes będziesz opiekunem Tess.-