czwartek, 28 sierpnia 2014

11. Niech wiedzą, kto tu rządzi

- Pomożesz mi się stąd wydostać?- Nie cierpliwie czekałam na jego odpowiedź. Uśmiech z twarzy bruneta zniknął, więc wiedziałam, że to nie była odpowiednia prośba.
- Co? Dlaczego?- Powiedział to tak jakby tylko na tyle było go stać; starał się nie wybuchnąć tak jak miał to w zwyczaju.
- Muszę jak najszybciej się stąd wydostać. Przez te kilka dni tyle wydarzyło się w moim życiu, że nie daję już rady. Muszę gdzieś jechać i to wszystko przemyśleć.- Wytłumaczyłam mu bardzo spokojnie i miałam nadzieję, że chociaż trochę zrozumie.
- Na ile chcesz wyjechać?- Zapytał. Spuściłam głowę i patrzyłam na swoje buty. Nie potrafiłam spojrzeć na niego.
- Nathan... Jak się stąd wydostanę to już tu nie wrócę. Ja tu nie pasuję i oboje o tym dobrze wiemy.-
- Nie możesz.- Dlaczego po prostu mi nie może pomóc? Naprawdę nie wymagam tak wiele.
- Ojciec się zgodził.- Skłamałam, ale w słuszniej sprawie. Jak się stąd wydostanę to wszyscy na tym skorzystamy.
- Tak po prostu pozwolił ci odejść? Jakoś w to nie wierzę.- Chłopaka skrzyżował ręce na piesi.
- Pozwolił... Jeśli pojedziesz ze mną lub nauczę się korzystać z broni.- Musiałam mu powiedzieć prawdę, bo i tak ta rozmowa nie ma sensu. Może jak usłyszy, że ma jechać ze mną to da mi spokój i się zgodzi, aby mi pomóc.
- Czyli gdzie jedziemy i na ile, bo muszę się spakować.- Kiedy usłyszałam, co powiedział to z szoku podniosłam głowę i wpatrywałam się w niego jak głupia.
- O czym ty mówisz?- Nie no musiałam się chyba przesłyszeć, bo niby, dlaczego Nathan Sykes chciałby gdziekolwiek ze mną jechać.
- Oboje wiemy, że nie nauczysz się korzystać z broni, ale moim zdaniem powinnaś. Czyli to znaczy, że jedziemy razem.- Nie, nie, nie. Nie może ze mną jechać. To by nie wypaliło, ale... Może wtedy bym miała więcej szans na to żeby mnie polubił w taki sposób, w jaki ja lubię go. Nie to jest zły pomysł. Nasze drogi po prostu muszą się rozejść.
- Ale ja już nie wrócę.- Powtórzyłam ściszonym głosem.
- A gdzie pójdziesz?- Powiedział nieco głośniejszym głosem niż do tej pory. - Do kogo? Nie pozwolę samej ci się szwendać po mieście; jest to niebezpieczne. Ludzie Jacka mogą cię znaleźć i zabić. Chcesz tego?- Wyglądało to tak jakby mu na mnie zależało, ale nie mam pewności czy aby nie robi tego, bo musi. Czy na prawdę ludzi Jacka będą chcieli się zemścić? Ale niby, dlaczego właśnie na mnie skoro to Nathan go zabił?
- Jeśli wyjdę z miasta lub z kraju to mnie nie znajdą.-
 - Proszę cię.- Zaśmiał się. - Zostaniesz w mieście; jest to kwestia dni aż cię znajdą, wyjedziesz z miasta; kwestia tygodni, z kraju; miesięcy. Przed ludźmi z mafii się nie ukryjesz. Możesz uciekać, ale się nie ukryjesz.- Cały czas nie spuszczał mnie z oczu, co bardzo mnie peszyło.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- Nie wiedziałam czy to było mądre posunięcie, ale najwyżej wybuchnie i na mnie nawrzeszczy.
- Właśnie, dlatego nie pozwolę opuścić ci tego domu bez opieki.- Ku mojemu zdziwieniu powiedział to spokojnie i w taki sposób jakby naprawdę mu na mnie zależało a raczej na moim bezpieczeństwie. Może naprawdę chce się zaprzyjaźnić a ja to teraz wszystko komplikuję. 
- A nie było by ci to na rękę?!- Krzyknęłam, ale zaraz po tym opamiętałam się i ponownie ściszyłam głos. - Spójrzmy prawdzie w oczy; w końcu byś się ode mnie uwolnił. Nie będziesz musiał mnie pilnować i być za mnie odpowiedzialny. Nikt nie będzie cię pakował w kłopoty.- Czułam jak łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale za wszelką cenę chciałam je zatrzymać.
- A kto będzie mnie z nich wyciągał?- Brunet przybliżył się do mnie i złapał za rękę.
- Nikt nie będzie musiał, bo to ja cię pakuje we wszystkie kłopoty. Sam tak z resztą mówiłeś.- Powoli zabrałam swoją dłoń z jego uścisku.
- Tess...- Nathan chciał zaprzeczyć, ale nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Obije wiemy, że to prawda.
- Nie dobra. Zapomnij. Myślałam, że chociaż na ciebie mogę tu liczyć. Teraz wybacz mi, ale muszę udusić Maxa.- Odwróciłam się napięcie i zaczęłam iść nie wiadomo gdzie. Poczułam jeszcze jak Nathan chwycił mnie za ramię, aby mnie zatrzymać, ale wyrwałam się z jego uścisku i szłam dalej. Nie zwracałam nawet na niego uwagi. Darowałam sobie już swój pokój i zeszłam po schodach na sam dół. Pierwszym miejscem, które postanowiłam sprawdzić był salon; w którym tak naprawdę to jeszcze nie byłam. Odkąd się tu wprowadziłam byłam tylko w swoim pokoju, pokoju Nathana, jadali oraz gabinecie mojego ojca. Rozejrzałam się po dość sporym pokoju; siedziało tam kilku mężczyzn, których znam tylko z widzenia, ale nigdzie nie widziałam Maxa. W kącie pokoju, przy kominku zauważyłam Selene i Jaya. Jako że Sel była tu jedyną dziewczyną nie licząc mnie, to rzucała się w oczy. Postanowiłam do nich podejść. Przeszłam przez pokuj, przy czym wszyscy się na mnie gapili. Pewnie, dlatego że wiedzą o plotkach, jakie krążą po tym domu; o tym, że Nathan mnie "zgwałcił". Gdyby to była prawda to chłopak by już dawno nie żył; mój ojciec by mu tego nie darował. Kiedy doszłam do dziewczyny i chłopaka, stanęłam na przeciwko nich.
- Widzieliście Maxa?- Zapytałam prosto z mostu.
- Co jeszcze chciał twój ojciec? Wszyscy o czymś gadają, ale nie wiemy dokładnie, o czym.- Jay zignorował moje pytanie i zadał swoje.
- Zapytajcie Nathana.- Odpowiedziałam. Nie mam czasu na opowieści; muszę znaleźć Maxa i to jak najszybciej. Brunetce najwyraźniej to nie wystarczyło, więc pociągnęła mnie za ramię i tym o to sposobem znalazłam się na małej sofie po środku ich obojga.
- Założę się, że wszyscy gadają o mnie i Nathanie.- Dałam za wygraną i zaczęłam im mówić wszystko, co wiem. To znaczy nie wszystko... Nie mogę im powiedzieć o tym, co powiedział mój ojciec o jego przeszłości? Tak chyba tak to mogę nazwać.- Max powiedział mojemu ojcu, że najprawdopodobniej, Nath mnie zgwałcił.- Powiedziałam szeptem, chociaż nie wiem, po co bo i tak wszyscy wiedzą. Mogłam zauważyć zszokowane miny moich towarzyszy.
- Że co?!- Selena, jako pierwsza coś z siebie wydusiła.
- A to gnojek.- Dodał Jay.
- Wszystko mu wytłumaczyliśmy i dał Nathanowi spokój.-
- Tylko Nathanowi?- Kolejne pytanie zadała Selena.
- Tak. Mi kazał jeszcze zostać i tłumaczył mi jak to bardo ważna jest zasada z umawianiem się z członkami naszej rodziny i jakie z tego będą konsekwencje.- Wywróciłam oczami na samo wspomnienie tej rozmowy.
- Po co ci to tłumaczył?- Zapytała niepewnie, Selena ale chyba znała już odpowiedź tylko wolała się upewnić.
- Uważa, że między mną a Nathanem coś jest.- Jay i Selena spojrzeli na mnie z przerażeniem w oczach. To samo przerażenie, które ja czułam, kiedy ojciec mi o tym powiedział. - Muszę bardziej uważać. Poza tym Sykes i ja zostaliśmy przyjaciółmi.-
- Ty i Sykes?- Oboje zapytali zaskoczeni.
- Też byłam zaskoczona, ale sam zaproponował, więc się zgodziłam. Jeśli on nie poczuje tego samego, co ja do niego to, chociaż chcę mu pomóc odnaleźć samego siebie.-
- A ty nadal z tym całym "to tylko jego maska"? Powinnaś sobie już dać spokój tak jak my, zaakceptować go takiego, jaki jest.- Jay był już zirytowany tym całym moim gadaniem Nathanie i jego prawdziwego ja. Rozumiałam go, bo sama czasami miałam siebie dosyć, ale nie mogę się poddać.
- Nie dam sobie spokoju!- Powiedziałam to za głośno, bo wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli w naszą stronę. - Akceptuję go takiego, jaki jest, ale wy nie widzicie, że jemu samemu jest już ciężko?- Powiedziałam juz trochę ciszej.
- Nie słuchaj go i rób swoje. Ja też wierze, że Nathan jest inny i ty go zmienisz. On już się powoli zmienia odkąd się tu pojawiłaś. Są to nie wielkie zmiany, ale są.- Przynajmniej Selena była po mojej stronie.
- Dobra to sobie pogadaliśmy, ale teraz odpowiedzcie na moje pytanie.- Wstałam i stanęłam na przeciwko nich. - Widzieliście Maxa? Muszę z nim porozmawiać.-
- Tylko pogadać?- Zaśmiał się Jay.
- Nie obiecuję.- Też zażartowałam. Tak naprawdę to jeszcze nie wiem, co zrobię łysemu. To się okaże jak go zobaczę.
- Widzieliśmy jak szedł do garażu, ale nie wiem czy nadal tam jest czy gdzieś pojechał. Mamy iść z tobą?- Zaproponował loczek, ale to musi być rozmowa w cztery oczy.
- Nie poradzę sobie. On sam mnie nauczył jak mam sobie tu radzić.- Odwróciłam się i poszłam tą samą drogą, co przyszłam. Tak samo jak wcześniej wszyscy w pokoju mi się przyglądali i szeptali coś między sobą. Zatrzymałam się w drzwiach i przez kilka sekund myślałam czy aby zrobić to, na co mam ochotę. Szybko podjęłam decyzję i napięcie odwróciłam się w stronę wszystkich zebranych w pokoju.
- Jeżeli macie coś do powiedzenia na mój temat to powiedzcie mi to prosto twarz chyba, że jesteście aż takimi tchórzami!- Krzyknęłam, bo już nie mogłam tego wytrzymać. Wszyscy patrzyli się na mnie i żaden nawet nie drgnął. Ponownie się odwróciłam i wyszłam z pokoju. Kiedy tylko z niego wyszłam ze strachu podskoczyłam. O ścianę opierał się nie, kto inny jak Nathan i miał na twarzy głupkowaty uśmieszek.
- Czego głupkowato się uśmiechasz?- Zapytałam trochę zdenerwowana.
- Widzę, że się rozkręcasz.- Powiedział brunet i nadal się uśmiechał. Nic mu nie odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. - Tak trzymaj. Niech wiedzą, kto tu rządzi.- Usłyszałam jeszcze za sobą chłopaka. Nie odwróciłam się tylko uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową. Nie chcę im pokazywać, kto tu rządzi ani nie chcę się wywyższać, ale niech znają limit mojej cierpliwości.

Wyszłam na zewnątrz i uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zeszłam po kilku schodkach i skręciłam w prawo w stronę garażu. Większość samochodów stało przed lub gdzieś koło garażu niż w środku. Drzwi od budynku były otwarte, co oznaczało, że George nigdzie nie pojechał. Weszłam do pomieszczenia i doznałam szoku.  

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

10. Zabiłem go

- Co?!- Razem z Nathanem krzyknęliśmy w tym samym czasie.
- Jaki gwałt?!- Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Max mi o wszystkim powiedział.-
- Max ma za dużo wolnego czasu i sobie chyba coś na wyobrażał. A co dokładnie ci powiedział?-
- Powiedział, że widział jak wychodziłaś z pokoju Nathana, cała zapłakana. Słyszał też jak Nathan zwala rzeczy z półek w swoim pokoju. Chciał się dowiedzieć, co się stało, ale nie chciałaś mu powiedzieć, więc pomyślał, że to może być coś poważnego.-
- Szefie wiesz, że nigdy bym nie złamał twoich zasad poza tym moim zadanie jest chronić Tess, więc jak mógłbym ją skrzywdzić?- Nathan odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Pokłóciliśmy się i trochę na nią naskoczyłem, ale to wszystko.-
- Nie wiem, komu mam wierzyć. Dlaczego niby Max miałby mnie okłamać?-
- Żaden gwałt nie miał miejsca!- Trochę mnie poniosło. - Nie znam Nathana dość długo, ale wiem, że on by nigdy czegoś takiego nie zrobił żadnej dziewczynie a przede wszystkim mnie. On zna zasady i szanuje je poza tym ma jeszcze swoje własne i szczerzę wątpię, że skrzywdziłby jakąkolwiek dziewczynę umyślnie.- Nathan cały czas się mi przyglądał tak jakby nie wierzył, że potrafię taka być. Niech wie, że nie jestem cały czas szarą myszką, która ucieka, kiedy coś się dzieje. - Max się pomylił. Może chciał dobrze, ale nie miał racji.- Dobrze wiedziałam, że Max zrobił to umyślnie, ale nie będę go pakowała w kłopoty tak jak on nas; sama z nim porozmawiam.
- Jesteście pewni, że nic się nie stało?- Przytaknęliśmy głowami. - Nathan możesz iść a ty Tess jeszcze zostań.- Ciekawe, co tym razem "przeskrobałam"... Ale raczej to już wszystko. Nathan spojrzał się najpierw na mnie a następnie na mojego ojca. Po chwili wyszedł z pokoju zostawiając tylko naszą dwójkę.
- Coś jeszcze zrobiłam nie tak?- Zapytałam, ale mi nie odpowiedział tylko zaczął opowiadać.
- Twoja matka kiedyś tu mieszkała, ale jeszcze wtedy nie byłem szefem.- Do czego on zmierza... Ale szczerze mówiąc to już pierwszym zdaniem mnie zainteresował, więc postanowiłam tego posłuchać. Ciekawe ile jeszcze rzeczy nie wiem o moich rodzicach i o sobie. - Nienawidziła tego miejsca, ale chciała tu zostać ze względu na mnie. Nie myśl sobie Tess, że jestem bezdusznym mężczyzną... Kochałem twoją matkę. Kiedy dowiedzieliśmy się, że masz przyjść na świat to strasznie się ucieszyliśmy. Stwierdziliśmy, że to miejsce nie jest najlepszym miejsce dla dziecka, więc postanowiliśmy kupić dom nie daleko stąd, w którym mieszkałyście aż do tej pory. Po twoim przyjściu na świat odwiedzałem was prawie codziennie i starałem się spędzać z tobą jak najwięcej czasu. W twoje pierwsze urodziny twoja matka zabroniła mi się z tobą spotykać. Uwierz mi to była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale wiedziałem, że ma racje; było wtedy bardzo niebezpiecznie a nie mogłem pozwolić na to żeby coś wam się stało. Twoja mama wymyśliła, że ci powie, że zginąłem w wypadku samochodowym. Zgodziłem się na to. Zniknąłem z waszego życia, ale co jakiś czas sprawdzałem czy wszystko u was jest w porządku. Kiedy miałaś sześć lat zostałem szefem naszej mafii a w okolicy zrobiło się spokojniej, więc chciałem do was wrócić, ale kiedy mnie zobaczyłaś bardzo się bałaś. Chciałem ci wytłumaczyć, że jestem twoim tatą, ale ty w kółko powtarzałaś, że twój "tata jest daleko stąd i jest z aniołkami." Po kilku dniach poddałem się i ponownie odszedłem i stwierdziłem, że jest już za późno na powrót jednak była to dobra decyzja... Mojego najlepszego przyjaciela rodzinie przydarzyła się tragedia. Biedak nie mógł tego przeżyć, ale miał jeszcze, dla kogo żyć... Miał syna w twoim wieku.- Ojciec nalał sobie coś do picia i podszedł do okna. Nie patrzył się na mnie tylko na widok z okna.
- Miał?- Zapytałam.
- Przez przypadek dowiedziałem się, że twoja matka miała romans z moim najlepszym przyjacielem, kiedy jeszcze tu mieszkała. Przespała się z nim a kilka tygodni później dowiedziała się, że jest w ciąży.- Cały czas patrzył się przez okno i pił swojego drinka.
- Jest to możliwe, że nie jestem twoją córką?- Ojciec w końcu odwrócił się w moją stronę i spojrzał się na mnie.
- Jest to wielkie prawdopodobieństwo, ale i tak cię kochałem i nie obchodziło mnie to i nadal mnie to nie obchodzi. Wiem, że tego nie widać, ale jesteś moją córeczką i jesteś całym moim światem.- Podszedł do mnie i złapał moje dłonie w swoje. - Jednak twojej matce i Mikeowi nie mogłem tego wybaczyć, więc go zabiłem.- Kiedy to usłyszałam od razu wyrwałam swoje dłonie z jego. Powiedział to z takim spokojem i bez żadnych uczuć... Tak jakby to było oczywiste i normalne.
- Zabiłeś najlepszego przyjaciela? A co z jego synem?-
- Jest cały i zdrowy. Wyrósł na wspaniałego chłopaka a od dziewczyn to nie może się odpędzić. Nie chciałem żeby to się kiedykolwiek powtórzyło, dlatego powstała zasada, że nie ma żadnych związków pomiędzy naszą rodziną.-
- A kim jest ten chłopak?-
- Tego nie mogę ci powiedzieć, bo on o tym wszystkim nie wie.-
- Nie wie, że ty zabiłeś jego ojca?-
- Nie i niech tak zostanie. To by mu zrujnowało świat.- Byłam w totalnym szoku, ale może miał racje. Wiem jak to jest, kiedy przez całe twoje życie coś jest ci wmawiane a po latach okazuje się to kłamstwem.
- Musisz mi obiecać, że zostanie to między nami; że nie powiesz nikomu o tym, co stało się naprawdę. Wie o tym tylko kilka zaufanych ludzi.- Niby, co mam powiedzieć? Moja mama zdradziła mojego ojca i teraz nie wiem, kto jest moim ojcem... A no tak, i jeszcze mój ociec zabił swojego najlepszego przyjaciela a jego syn o tym nie wie.
- Obiecuję... Ale dlaczego mi o tym wszystkim mówisz?-
- Chcę cię chronić.- Znowu się zaczyna. Oni wszyscy chcą mnie tu chronić a jest wręcz na odwrót.
- Chronić, przed czym?-
- Nie chciałbym żeby coś podobnego przydarzyło się tobie.- Co zajdę w ciążę i nie będę wiedziała, z kim czy może zamorduję swoją najlepszą przyjaciółkę, bo przespała się z moim chłopakiem. Problem tylko w tym, że ja nie mam chłopaka i w tym, że ja nigdy nikogo nie zabiłam i nie mam takiego zamiaru. - Musisz wiedzieć, że za złamanie tej zasady grożą największe konsekwencje, jakie są w tym domu. Nie chciałbym żebyś ją złamała.-
- Ja nie jestem tu od łamania zasad, ale nadal nie rozumiem, do czego zmierzasz.- Spojrzałam się na niego podejrzliwie.
- O ciebie i Nathana.- Nagle zrobiło mi się gorąco, ale musiałam się jakoś pozbierać żeby jakoś z tego wybrnąć.
- Co? Nie tato o to możesz być spokojny. Chcę się zaprzyjaźnić nie szukać sobie chłopaka. Dopiero, co zakończyłam nieudany związek.- Znaczy tak myślę, że to było jasne, że był zakończony.
- Mam się martwić?-
- Nie. Już jest wszystko okej... Nathan pomógł mi się go pozbyć... Jak na razie mam spokój.- Jasne, że mam spokój... Przecież odkąd tu jestem to wyszłam tylko raz i to jeszcze w towarzystwie reszty. Ciekawe tylko na jak długo mam ten spokój.
- Dobrze. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Możesz już iść.- Miałam już otworzyć drzwi, ale z powrotem odwróciłam się w jego stronę.
- Tato mam do ciebie tylko taką małą prośbę.- Powiedziałam nie pewnie.
- Słucham.- Usiadł na swoim fotelu i spojrzał się na mnie.
- Ostatnio bardzo dużo zdarzyło się w moim życiu i chciałabym wszystko sobie przemyśleć i poukładać. Mogłabym wyjechać na kilka dni?- Przemyślałam to i stwierdziłam, że chcę się stąd wydostać i to jak najszybciej. To nie jest miejsce dla mnie... Ja jestem zwykłą dziewczyną, która niedawno straciła matkę i nie ma już nikogo. Jeśli ojciec pozwoli mi wyjechać na te kilka dni to może być pewien, że moja stopa już w tym domu nie postanie... Nie mam zamiaru już wracać.
- Nie ma problemu. Już mówię Nathanowi żeby się pakował.- Powiedział i zabrał się za przeglądanie jakichś papierów.
- Nathan?- Nie Nathan nie może ze mną jechać! Wtedy mój plan szlak trafi. - Myślałam raczej o odrobinie prywatności poza tym nie chciałabym mu zawracać głowy.- Muszę coś wymyślić.
- Nie mogę puścić cię samej. Ludzie Jacka mogą chcieć zemsty i coś ci zrobić. Musisz kogoś mieć do obrony dopóki sama się nie nauczyć korzystać z broni. Jestem pewien, że Nathan nie będzie miał nic przeciwko temu i pojedzie z tobą i da ci trochę prywatności.-
- Dobra zapomnij. Posiedzę w pokoju.- Miałam wychodzić, ale musiałam jeszcze coś wyjaśnić. - Acha i jeszcze jedno. Nie mam zamiaru być jedną z was... Nigdy nie dotknę broni.- Ojciec nic nie powiedział, ale widziałam, że trochę się na mnie wkurzył, ale miałam to gdzieś. W końcu wyszłam z jego gabinetu. Postanowiłam pójść do swojego pokoju i wymyślić jakoś plan ucieczki. Musiałam też jeszcze znaleźć Maxa i z nim "porozmawiać". Nie wiem, co zrobię temu łysolowi, kiedy go znajdę. Byłam już na drugim piętrze i szłam długim korytarzem, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Tess zaczekaj!- Odwróciłam się i zobaczyłam Sykesa zmierzającego w moją stronę. Brunet zatrzymał się przede mną a ja zaczęłam się zastanawiać, czego on ode mnie chce tym razem. - Chciałem ci podziękować, że jak zwykle chronisz mi dupę, chociaż na to nie zasługuję.- Stałam tak jak słup i gapiłam się na niego jak głupia czy on właśnie mi podziękował?
- Nie... Nie ma, za co.- W końcu wydukałam.
- Jest i chciałem... Chciałem cię też przeprosić za wczoraj no i ogólnie za każdą naszą kłótnie.- Czy ja, aby na pewno właśnie rozmawiam z Nathanem Sykesem który mnie nie nienawidzi i przy każdej lepszej okazji na mnie naskakuje? Patrzyłam mu się prosto w oczy i mogłam z nich wyczytać, że jest mu przykro. Jest to dziwne, bo jeszcze nigdy wcześniej nie mogłam nic z niego wyczytać. Są dwie opcje... Albo jestem coraz lepsza w czytaniu jego zamkniętej "książki" albo sam daje się przeczytać... Lub nie ma o tym pojęcia, że przestał dobrze się maskować. To w sumie są trzy opcje. Tylko, która jest prawdziwa?
- Przeprosiny przyjęte.- Posłałam mu szczery uśmiech. Cieszyłam się, że potrafi być dla mnie miły i potrafi docenić to, co dla niego robię i zauważa swoje błędy. On nie jest taki zły jak każdy tutaj sądzi. On po prostu sam się już w tym wszystkim pogubił. Miałam już odejść od niego, ale poczułam jego rękę na moim ramieniu.
- Tess.- Ponownie odwróciłam się w jego stronę. -Ja wiem, że nie jestem najlepszym kandydatem na przyjaciela, ale ja chciałbym spróbować się z tobą zaprzyjaźnić.- Tak samo jak wcześniej nie mogłam uwierzyć w to, że rozmawiam z Nathanem i słyszę tyle miłych rzeczy z jego ust. Ponownie gapiłam się na niego jak głupia, ale szybko się opamiętałam.
- Naprawdę?- Wolałam się jeszcze upewnić czy czasami nie robi sobie ze mnie żartów.
- Tak. Bo wiesz.... Bardzo dobrze mi się z tobą wczoraj rozmawiało.- Widziałam jak bardzo jest mu ciężko to wszystko wydusić z siebie. Na pewno nie jest przyzwyczajony do mówienia o swoich uczuciach. Strasznie długo mu zajmowało powiedzieć, chociaż jedno zdanie, ale cierpliwie czekałam i słuchałam go. Może on nigdy do mnie nie poczuje to, co ja do niego, ale przynajmniej chcę mu pomóc w rzeczach, których nie potrafi. Rzeczach takich jak mówienie o tym, co czuje. Nie chcę żeby wszyscy myśleli o nim jak o bez uczuciowym mordercy... Tak jak ja zaczęłam myśleć aż do dzisiaj. - Czuje, że tylko ty mnie tu rozumiesz i nie traktujesz jak totalnego dupka jak inni.- Skończył i czekał na moją jakąkolwiek odpowiedź albo reakcję.
- Mi też się z tobą bardzo dobrze wczoraj rozmawiało, ale muszę przyznać, że jesteś dupkiem.- Chłopak uśmiechnął się a ja nie mogłam się napatrzeć na ten jego wspaniały uśmiech. - Ładnie ci z uśmiechem, wiesz? Powinieneś to robić częściej.- Chłopak się trochę zmieszał, ale ponownie się uśmiechnął. Szczerze to mi też się trochę głupio zrobiło.
- Dzięki... Chyba.- Odpowiedział. Przypomniało mi się jak drugiego dnia, kiedy się poznaliśmy przydarzyła nam się identyczna sytuacja. Nathan przyjechał po mnie do mojego starego domu i powiedział, że ładniej mi jest bez makijażu. Pamiętam jak wtedy było nie zręcznie, ale miło. Postanowiłam przerwać tą ciszę, która tak naprawdę mi nie przeszkadzała.
- Jeśli by to w czymś pomogło to nie będę zadawała żadnych pytań na temat twojej przeszłości. To jest twoja prywatna sprawa i jak będziesz chciał to będziesz mógł mi powiedzieć. Mogę cię tylko prosić o jedno?- Zapytałam nie pewnie.
- O co tylko chcesz. Jestem ci wiele winien.- Brunet cały czas się uśmiechał.
- Jeśli powiem coś albo zadam niewłaściwe pytanie to możesz nie wybuchać tylko powiedzieć mi jak człowiek, że nie chciałbyś o tym rozmawiać?-
- Postaram się.- Co prawda nie było to 'obiecuję', ale wiedziałam, że mówi prawdę.
- Dziękuję.- Nie wiem, dlaczego ale przytuliłam Nathana, co bardzo go zaskoczyło, ale po chwili odwzajemnił mój gest. Było mi bardzo dobrze w jego objęciach. Czułam się tak jakbyśmy już tak stali dobre kilka minut a to było zaledwie kilka sekund. Nathan poluźnił uścisk, co znaczyło, że wystarczy, więc odsunęłam się od niego.
- To było miłe.- Powiedział chłopak, co mnie ponownie zaskoczyło. Uśmiech nie schodził mu z twarzy tak samo jak i mi.
- Tak było miłe.- Musiałam mu to przyznać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze i bezpiecznie się czułam. Pewnie, kiedy mama jeszcze żyła. - W takim razie przyjaciele?-
- Przyjaciele.- Nathan przytaknął głową. Chłopak miał już odejść, ale tym razem to ja go zatrzymałam.
- Mogę cię o coś jeszcze prosić.- Brunet odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.
- Jasne. Jak już mówiłem jestem tobie sporo winien.- Czekał aż coś powiem, ale ja cały czas się wahała czy aby na pewno go o to porosić.
- Ale mogę ci zaufać?-
- Bezgranicznie... Pamiętasz?- Przypomniałam sobie poprzednią noc zanim się pokłóciliśmy. Na samą myśl uśmiechnęłam się. Pomimo tego, że wpadliśmy dziś w kłopoty z moim ojcem i dowiedziałam się, czego jednak nie chciałabym wiedzieć mogłam zaliczyć ten dzień do udanych dzięki Nathanowi. Kiedy jestem z nim to nie mogę przestać się uśmiechać ani nie mogę pozbyć się motyli w brzuchu... Jakich motyli?.. Kiedy jestem z nim to czuję całe zoo w brzuchu.
- Pamiętam, ale chciałam się upewnić. Obiecaj, że to zostanie między nami.-
- Obiecuję.- Nathan podszedł bliżej a mi przyśpieszyło serce.
- Pomożesz mi się stąd wydostać?-