wtorek, 16 lutego 2016

27. Pierwsze spotkanie

Od już dłuższego czasu próbuje wytłumaczyć Selenie i Jayowi to, czego się dowiedziałam, ale tak naprawdę to nie miałam, czego tłumaczyć, bo ja sama nie wiele wiedziałam. Żaden z nas nie mógł się obudzić z szoku może, dlatego było nam to wszytko trudno zrozumieć; nie dopuszczaliśmy do siebie tej myśli.
 Odkąd Nathan wyszedł z domu z oddali słyszeliśmy odgłosy strzałów. Na początku przestraszyliśmy się, ale szybko się zorientowaliśmy, że to Nathan uspokaja nerwy w swój sposób. Myśleliśmy, że gdzieś pojechał, więc to nas tak wystraszyło, ale okazało się, że Nathana samochód zabrał Max a kluczyki od samochodu Jaya są w kuchni.
 Po usłyszeniu kolejnego strzału dostałam jakby olśnienia.
- O mój Boże!- Zakryłam twarz dłońmi i tym też zwróciłam na siebie uwagę pozostałej dwójki. - To znaczy, że mój ojciec zabił ojca Nathana.- Selena i Jay spojrzeli na siebie nie dowierzając.
- O czym ty mówisz?- Dopytywała się Sel.
- O tym, że nie byłam z wami do końca szczera. To Borys zabił Mika za to, że przespał się z moją matką.- Było mi wstyd, kiedy to mówiłam, ale nie wiedziałam czy było mi wstyd za to, co zrobił Borys czy za to, że trzymałam to w tajemnicy.
- Nathan nie może się o tym dowiedzieć.- Odezwał się Jay i zgadzałam się z nim w stu procentach. - Najpierw dostaje kosza od dziewczyny, którą kocha...- Przerwał, bo zauważył moje mordercze spojrzenie. - Dziewczyny do której coś czuje...- Poprawił się. - ... Która okazuje się jego siostrą. A kiedy się dowie, że facet, który traktował go jak własnego syna zabił jego biologicznego ojca to się załamie.-
- Załamie to mało powiedziane.- Dodała Selena prawie szeptem.
- Właśnie, dlatego nie może się o niczym dowiedzieć. To będzie dla niego mniejszy ból, jeśli pozostaniemy przy wersji "dostał kosza".- Spojrzałam się ich dwójkę i z ich wyrazów twarzy, które mówiły same za siebie; "Ty chyba żartujesz? Jak to może być mniejszy ból?" Nie czekając aż coś powiedzą zaczęłam tłumaczyć jak ta sytuacja wyglądała z mojego punktu widzenia.
- Boli mniej, kiedy kogoś nienawidzisz, niż kiedy kogoś kochasz a nie możesz z nim być. Uwierzcie mi wiem, co mówię.- Czasami chciałam być taka jak Nathan; umieć kogoś znienawidzić w ciągu kilku sekund. Wszytko było by o wiele prostsze.
- Tylko jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?- Zmieniłam temat.
- Skąd mogłaś wiedzieć?- Selena usiadła koło mnie na sofie i położyła rękę na moim ramieniu. Słyszałam współczucie w jej głosie, przez co czułam się strasznie. Nie chciałam, aby wszyscy mnie traktowali jak dziecko.
- Nie wiem, ale dlaczego nie mogłam się domyślić wcześniej. Przynajmniej przed tym, co wydarzyło się wczoraj.- Po przypomnieniu sobie wczorajszego dani ponownie poczułam się jakbym dostała w twarz. - O mój Boże. Całowałam się z własnym batem.- Tak samo jak wcześniej schowałam twarz w dłonie.
- Całowałaś się z Nathanem?!- Zapytał zaskoczony Jay.
 Ten jak zwykle zadaje nie odpowiednie pytania w nie odpowiednim czasie.
- Czy to naprawdę jest teraz tak ważne?- Warknęłam z bezsilności.
- Tess uspokój się.- Selena objęła mnie ramieniem. - Nawet jeszcze nie wiadomo czy w ogóle jesteście rodzeństwem.
- Ale przecież wszytko się zgadza.- Odezwał się szeptem Jay a Selena spojrzała się na niego morderczym spojrzeniem, więc zamilkł.
- Może to tylko zbieg okoliczności?- Kontynuowała pocieszanie mnie. - Może ty uważasz, że wiara nic nie pomoże, ale ja wieże, że to wszytko to jakaś pomyłka.- Przypomniała naszą wcześniejszą rozmowę. No, ale miała rację; znaleźliśmy mojego brata.
- Mam nadzieję, bo inaczej chyba zwariuję.- Położyłam głowę na jej ramieniu i na chwilę zamknęłam oczy.
 Była to dosłownie chwila, bo drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Cała nasza trójka wstała na widok Nathana, ale wszyscy bali się odezwać.
- Nathan?- Jako pierwsza odezwała się Selena.
- Skończyły mi się kulę.- Powiedział krótko i zaczął grzebać po szufladach.
- Stary, nie powinieneś używać broni w takim stanie.- Jay zrobił kilka kroków w jego stronę, ale zatrzymując się w bezpiecznej odległości.
- W jakim stanie? Nic mi nie jest.- Nathan trzasnął szufladą po tym jak nie znalazł tego, czego szukał i zaczął grzebać w szafce obok.
 Nikt nie wiedział, co powiedzieć aż w końcu zdobyłam się na odwagę i podeszłam do Nathana o wiele bliżej niż zrobił to Jay.
- Nathan musisz zrozumieć.- Zaczęłam delikatnym głosem, ale brunet mi przerwał i odwrócił się w moja stronę.
- Ale ja rozumiem... Rozumiem, dlaczego nigdy wcześnie nikogo do siebie tak blisko nie dopuszczałem. Na tym świecie nie można nikomu ufać oprócz samemu sobie.- Chłopak powrócił do swojej poprzedniej czynności.
- Mi możesz ufać bezgranicznie.- Przypomniałam mu.
- Może to błąd?- Nie wiedziałam, co ma przez to na myśli, ale się nie odezwałam. - Ja też ci ufałem.- Powiedział ciszej zanim trzasną drzwiczkami od szafki. W ręce miał nowe pudełko z kulami, więc znalazł to, czego szukał.
 Sykes wyminął mnie nawet na mnie nie spoglądając i kierował się w stronę drzwi.
- Jak tylko Max wróci z moim cholernym samochodem to wracam do Londynu a wy róbcie sobie, co chcecie.- Powiedział przed wyjściem. Nikt go nawet nie próbował zatrzymywać, bo wiedzieliśmy, że to tylko pogorszy sprawę.
 Bolało mnie to, że zniszczyłam jego zaufanie do mnie i że ponownie stał się starym sobą; zimnym, obojętnym, nienawidzących wszystkich sobą.

Po raz setny zmieniam pozycję z prawego boku na lewy. Selena śpi już od dobrych dwóch godzin po mojej prawej strony.
 Nie mogę przestać myśleć o dzisiejszym dniu. Nie wiem nawet czy Nathan już wrócił, co mnie martwi. Po tym jak wyszedł usłyszeliśmy tylko dwa czy trzy strzały i wszytko ucichło. Czekaliśmy na niego aż wróci, ale w końcu postanowiliśmy iść położyć się spać.
 W końcu uznałam, że to bez sensu, więc pomału podniosłam się z łóżka, aby nie obudzić brunetki. Zarzuciłam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi od sypialni. Miałam zamiar iść do kuchni po szklankę soku, ale kiedy zbliżałam się do schodów usłyszałam jakiś hałas z końca korytarza.
 Stanęłam w bezruchu i nasłuchiwałam. Usłyszałam ponowny hałas. Odwróciłam się i zobaczyłam, że drzwi od pokoju z pianinem, w którym się chowałam przed Justinem są otwarte. Na początku się przestraszyłam i chciałam obudzić Jaya, ale postanowiłam sama to sprawdzić. Może w końcu udowodnię im wszystkim, że potrafię się zająć sama sobą.
 Powolnym krokiem podeszłam do uchylonych drzwi i po cichu weszłam po schodach. Serce biło mi jak oszalałe a oddech przyśpieszył, ale nie mogłam się teraz wycofać.
 Kiedy znalazłam się na samej górze nie zauważyłam nic specjalnego, więc miałam wracać na dół, ale kiedy się odwróciłam w ciemnym koncie zauważyłam jakąś siedzącą postać.
- Nathan?- Rozpoznałam chłopaka, kiedy podeszłam bliżej. - Co ty tu robisz?- Zadałam mu pytanie, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Przyjrzałam mu się bardziej. - Ty jesteś pijany.-
- Wcale, że nie.- Zaprzeczył, ale koło niego zauważyłam dwie puste butelki po alkoholu a w ręce trzymał kolejną. - No dobra, może trochę, ale co ci do tego? W ogóle, co ty tu robisz?- Zadał mi to samo pytanie, co ja jemu.
- Usłyszałam hałas, więc przyszłam to sprawdzić.- Odpowiedziałam mu godnie z prawdą.
- No to sprawdziłaś, więc możesz już spadać.- Chłopak wziął wielkiego łyka napoju, który trzymał w ręce.
- Dlaczego taki jesteś?- Zapytałam ściszonym głosem.
- Zrobiłaś ze mnie idiotę.- Powiedział z uśmieszkiem na twarzy patrząc mi się w oczy.
- To nie prawda. Ja naprawdę chciałam... Nadal chcę z tobą być, ale nie mogę.- Ukucnęłam przed nim.
 Nathan zadał pytanie, dlaczego ale pokiwałam głową, aby dać mu do zrozumienia, że nie mogę mu powiedzieć.
- Myślałem, że mi ufasz.- Spojrzał na mnie smutnym wzorkiem, co rozerwało mi serce na milion kawałeczków, jeśli to było jeszcze możliwe.
 Brunet wziął kolejnego łyka z butelki. Chciałam mu ją zabrać, zagadując go.
- Ufam, ale boję się, że będziesz bardziej cierpiał niż teraz.- Wyciągnęłam rękę w stronę butelki, ale Nathan był szybszy i odsunął ją do tyłu. 
 Chłopak zaśmiał się i nagle podniósł głos, na co aż podskoczyłam.
- To da się cierpieć jeszcze bardziej?! Czuję się jakby ktoś mi wyrwał serce z piersi! Nigdy wcześniej się tak nie czułem i nie wiem jak mam się pozbyć tego uczucia! Namieszałaś mi w głowię odkąd tylko pojawiłaś się w moim życiu!- Do tego momentu już zaczął krzyczeć. Dziwiłam się, że jeszcze nikt tu nie przybiegł sprawdzić, co się dzieje.
 Nie spodziewanie Nathan wyciągnął broń i wycelował ją w moją głowę. Przestraszyłam się, ale zamknęłam oczy i zaczęłam uspokajać oddech. Po ponownym otworzeniu ich byłam już spokojna. Wiedziałam, że Nathan nic mi nie zrobi. Wiedziałam, że to tylko przez emocje... No i alkohol.
- Tak bardzo chciałem cię nienawidzić, ale nie potrafiłem... Nadal nie potrafię. Nie wiem, co to jest za cholerne uczucie, ale chce się go pozbyć. Odkąd się tu pojawiłaś zmieniłem się i nienawidzę tego. Co ty ze mną robisz?!- Ponownie krzyknął i przyłożył broń do mojej skroni.
 Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić do niego spokojnym głosem.
- Nathan proszę cię odłóż broń.-
- Co ty ze mną robisz?!- Ponowił pytanie i jeszcze bardziej przycisnął broń do mojej skroni.
- Nathan porozmawiajmy jak ludzie.- Nie poddawałam się i zachowywałam spokój, którego najwyraźniej się nie spodziewał, bo jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Celuję ci bronią prosto w głowę. Dlaczego się nie boisz?!-
- Bo ci ufam i wiem, że nic mi złego nie zrobisz. Pamiętasz? Sam mi to powiedziałeś.- Nathan sięgnął pamięcią wstecz, co nie przyniosło mu żadnego kłopotu pomimo tego, że wlał w siebie tyle alkoholu.
- Dlaczego aż tak bardzo mi ufasz?- Brunet odłożył broń. Pomimo tego, że nie byłam zdenerwowana to i tak odetchnęłam z ulgą.
- Bo wiem, jaki naprawdę jesteś. Nie jesteś potworem. Umiesz kochać. Zależy ci na ludziach wokół siebie. Musisz się tylko przyznać sam przed sobą.-
 Moje słowa przeleciały mu nad głową i zaczął mówić jakby z moich ust nie wydały się żadne słowa.
- Odkąd cię tylko zobaczyłem wiedziałem, że jesteś inna. Po tym jak odprowadziłem cię do domu a ty mnie pocałowałaś byłem już tego pewien. Nigdy nie czułem się tak dobrze jak w tamtej chwili. Nie chciałem cię wykorzystać jak każdą inną. Chciałem tylko mieć cię blisko siebie do końca mojego życia i cię chronić.- Wyglądał jakby myślami był w zupełnie innym miejscu.
- O czym ty mówisz?- Nie przypominałam sobie żadnej nocy, żadnego odprowadzenia do domu, żadnego pocałunku... A to raczej bym pamiętała.
 Nathan spojrzał się na mnie i jakby ocknął się ze snu i przypomniał sobie gdzie tak naprawdę się znajduje.
- O naszym pierwszym spotkaniu. Byłaś zbyt pijana, aby to pamiętać, ale niestety ja pamiętam każdy szczegół tamtej nocy.- Mówił z wielkim spokojem i bólem. Zupełnie jakby te wspomnienia zabijało go od środka.
 Nadal nie wiedziałam, co stało się tamtej nocy, ale nagle poczułam się za to winna; za to, że nie pamiętam i za to, że nie cierpię tak samo jak on.
 - Po tamtej nocy nie mogłem przestać o tobie myśleć, co mnie przerażało. Nie chciałem się tak czuć już nigdy więcej i zapomnieć o tobie. Udałoby mi się to gdyby nie to, że okazałaś się córką Borysa. Kiedy cię zobaczyłem w tamtym pokoju bałem się, że wszytko powróci, więc moim pierwszym sposobem na obronę była nienawiść. Chciałem żebyś się mnie bała, żebyś trzymała się ode mnie z daleka, ale ty jesteś tak strasznie uparta. No i w końcu się stało... Wszystko powróciło. Ubzdurałem sobie, że przyjaźń mi wystarczy, ale się myliłem, szczególnie po tym jak wyznałaś mi swoje uczucia. Zakaz Borysa też miał mi wystarczyć. Zrobił dla mnie tak wiele, że nigdy nawet bym nie pomyślał żeby mu się przeciwstawić. Uczucie do ciebie jest silniejsze od tego wszystkiego. Jestem gotów poświęcić własne życie, aby z tobą być.- Słuchałam każdego słowa, które opuszczało jego usta i z każdym słowem robiło mi się ciężej na sercu. Z jednej strony wszytko nagle zaczęło mieć sens, ale w tym samym czasie nic nie miało sensu i nadal stoimy w tym samym miejscu. Chłopak, który myślałam, że mnie nienawidzi bez powodu od samego początku tak naprawdę darzył mnie uczuciem zanim jeszcze go poznałam. Nigdy nie chciałam go zranić a tak naprawdę to robiłam to od samego początku samą moją obecnością.
Nastąpiła cisza, ale tylko do czasu, kiedy Nathan nagle wyskoczył z pochopną propozycją. - Ucieknijmy gdzieś. Tylko ty i ja. Będziemy mogli być razem bez strachu o własne życie. Dla ciebie się zmienię... Obiecuję.- Jego słowa odebrały mi mowę i normalny tok myślenia.
- Nathan to nie, dlatego nie możemy być razem. Nie chcę też abyś się zmieniał... To w takim tobie się zakochałam.- Nie ważne jak bardzo jego propozycja była kusząca to i tak wiedziałam, że nie możemy tego zrobić. Nawet, jeśli nie byli byśmy rodzeństwem to i tak to nie miałoby prawa się udać; znaleźliby nas chodź by i po drugiej stronie świata a ja nie chcę uciekać do końca życia.
 Nathan byłby tego wart, mówiła moja podświadomość, ale nie mogłam jej słuchać. Nie teraz, kiedy muszę toczyć wojnę ze samą sobą i to umysł ma wygrać a nie serce.
- Nie rozumiem jak możesz mnie kochać a nie chcesz ze mną być.- Powiedział z wyrzutem.
 Nie mogłam na niego patrzeć, więc spuściłam głowę i chwilę po tym czułam jak łzy spływają mi po policzku.
 Gdybym tylko mogła mu powiedzieć prawdziwą przyczynę, dlaczego nie możemy być razem.
- W takim razie możesz coś dla mnie zrobić?- Spojrzałam się na niego nie pewnie. - Pocałuj mnie.-
 Otwarłam usta, ale żadne słowa się z nich nie wydostały. Byłam w szoku, że coś takiego przeszło mu przez myśl a co dopiero mnie o to poprosić.
 Chciałam zaprzeczyć, ale Nathan był szybszy. - Pocałuj mnie ten jeszcze jeden jedyny raz i zapomnimy o tym wszystkim.- Odsunął się od ściany, o którą cały czas się opierał i był o jedynie kilka centymetrów od mojej twarzy.
 Jego bliskość wcale nie pomagała w kontrolowaniu emocji.
- Nathan nie możemy...- Zaczęłam, ale Nathan mi przerwał.
- Proszę.- Patrzył się na mnie błagalnym spojrzeniem jakby była to sprawa życia i śmierci.
 Żadne słowa nie były w stanie opisać tego, co w tej chwili, co działo się w mojej głowie. Wszystkie myśli krążyły po mojej głowie, krzycząc jedno przez drugie; za i przeciw, co się stanie, jeśli to zrobię, co się stanie, kiedy tego nie zrobię.
 W pewnym momencie wszystko ucichło. Zupełnie jakby ktoś nacisnął wyłącznik. Słyszałam tylko cichy szept dochodzący z głębi serca. Gdyby moje myśli nadal by wrzeszczały jedno przez drugie i pewnie nie było by go nawet słychać. Szept był tak słaby a za równo tak wyraźny; zrób to.
 Pomału pochyliłam się w jego stronę. Mój oddech przyśpieszył a kiedy znajdowałam się wystarczająco blisko Nathana, poczułam, że jego też. Zatrzymałam się kilka milimetrów od jego twarzy i czekałam na jego ruch. Nie musiałam czekać długo aż brunet złączył nasze usta. Tym razem nie było czuć jego słodkich ust tylko smak alkoholu, który w siebie wlał. Nie przeszkadzało mi to. Były to nadal jego usta; miękkie, pasujące do moich jak brakujący kawałek układanki. Były to usta, których pragnęłam od poprzedniego pocałunki, jeśli nawet nie od samego początku. Chciałam je czuć na swoich już do końca życia.
 Nathan położył prawą rękę na moim policzku tak samo jak za pierwszym razem a drugą na mojej szyi przyciskając mnie do siebie żeby ta chwila trwała jak najdłużej.
Ja natomiast lewą rękę wplątałam w jego włosy a prawą położyłam na jego klatce piersiowej blisko jego serca, które biło jak opętane.
 W tym momencie liczyła się każda sekunda, bo wiedziałam, że ta chwila już nigdy więcej się nie powtórzy.

piątek, 16 października 2015

26. Byli jak bracia

Nie wiem, jakim cudem, ale przespałam całe po południe jak i noc. Nathan cały czas mnie obejmował ramieniem.
 Obudziło nas czyjeś wtargnięcie do pokoju.
 Razem z Nathanem wstaliśmy i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
 Jeszcze całkiem zaspana nie wiedziałam, co się dzieję do póki Jay nie rzucił się na łóżko w naszych nogach, a Selena wlazła pod kołdrę pomiędzy mną a brunetem.
 Już miałam się zapytać, co oni wyprawiają, kiedy drzwi od sypialni ponownie się otworzyły i stanął w nich Max.
 Na jego widok zrobiłam się cała blada.
- A co wy tu wszyscy wyprawiacie? I to jeszcze w jednym łóżku?- Zadawał pytania a mnie i Nathana totalnie zamurowało. Na szczęście Sel i Jay mieli rękę na pulsie.
- A co? Nie widać?- Jay odezwał się, jako pierwszy. - Razem z Nathanem przyszliśmy obudzić dziewczyny na śniadanie, ale tak jakoś zebrało nam się na pogaduchy.-
- A co cię tak od rana na szpiegowanie wzięło? Przecież jesteśmy na wakacjach.- Dodała dziewczyna.
- Z resztą to nasze wakacje, więc co ty tutaj jeszcze robisz?- Nathan podchwycił całą sytuacje i dołączył się do rozmowy.
 Max spojrzał się na mnie wzrokiem, którego nie umiałam opisać, ale nie należał on do przyjaznych, więc skuliłam się w sobie.
- Wy coś tu kombinujecie.- Powiedział krótko a ja zbladłam jeszcze bardziej, jeśli to było możliwe. Z resztą nie tylko ja, bo Jay i Selena też stracili rumiany kolor na policzkach. - Ja to czuję i dowiem się, co takiego.-
- Jesteś przewrażliwiony. Może tobie też przydałby się jakiś urlop?- Nathan, jako jedyny (jak zwykle) zachował zimną krew.
- Nigdzie się stąd nie ruszam dopóki się nie dowiem, co tak naprawdę tu robicie, a uwierzcie mi dowiem się. Ta cała sprawa z Justinem...- Zaczął łysy, ale mu przerwałam.
- Justin to po prostu był mój były zazdrosny chłopak, który najwyraźniej miał problemy psychiczne. Koniec bajki a teraz wyjdź stąd, bo twój widok psuje mi dzień.- Powiedziałam podczas nagłego przypływu odwagi.
- Tak mi się odwdzięczasz po uratowaniu ci życia?- Max zaczął zbliżać się w stronę łóżka, ale jak na zawołanie Nathan wstał i zagrodził mu drogę.
- Do teraz jeszcze się dziwię, czemu nie pozwoliłeś Justinowi strzelić, jako pierwszemu. Oboje wiemy, że wyszłoby ci to na rękę.- Dopływ odwagi nadal trwał, szczególnie teraz, kiedy wiem, że nie jestem tu sama.
 Załatwię Maxa tak samo jak na początku kazał mi sobie radzić z Nathanem. Podziałało, więc na Maxa też powinno.
- Sam się zastanawiam.- Powiedział przez zęby.
- O czym wy mówicie?- Zapytał zaniepokojony Nath.
 Zapadła cisza, ale Max odezwał się, jako pierwszy. - O nic takiego.- Nie spuszczaliśmy ze sobą kontaktu wzrokowego. - Ja i Tess mamy na pieńku. No wiesz nie dogadujemy się. To pewnie przez to, że mamy takie same charaktery.- Powiedział przez udawany uśmieszek i spojrzał się na Nathana.
 Nawet ślepy zauważyłby, że coś kręci.
- Chciałbyś.- Powiedziałam pod nosem, ale najwyraźniej usłyszał to, bo ponownie się na mnie spojrzał.
- No nic to ja spadam jak księżniczka sobie tego życzy i nie przeszkadzam waszym ploteczkom.- Spojrzał się po wszystkich i pomału wycofał się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
 Na dźwięk zamykających się drzwi trzy pary oczu powędrowały na moją osobę.
- Wiem o nim parę rzeczy, o których nie powinnam. To długa historia, ale nic się nie dzieję. Obiecuję.- Wyjaśniłam im a to ostatnie słowo dodałam, aby zapewnić Nathana, że nie musi się martwić.
- No a tak właściwie to, co to było to rano?- Zmieniłam temat. - Wpadliście tu zupełnie nie wiadomo skąd.- Zwróciłam się do Seleny i Jaya.
- Wróciliśmy wczoraj wieczorem i kiedy przyszliśmy sprawdzić jak czuje się Tess, znaleźliśmy waszą dwójkę śpiących jak susły.- Sel zaczęła wyjaśniać, ale Jay jej przerwał.
- Nie zapomnij dodać o tym, że wtuleni w siebie.- Loczek uśmiechnął się chytrze a ja zarumieniła się ze wstydu. Z resztą, Nathan przybrał tego samego koloru, co ja tylko było to o wiele mniej widoczne niż na mojej bladej cerze.
Selena go zignorowała i kontynuowała.
- No nie mieliśmy serca was budzić. To był dzień pełen emocji dla nas wszystkich.-
- A skąd wiedzieliście, że Max tu idzie?- Kolejne pytanie zadał Nathan, który też nie rozumiał skąd ta dwójka znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Żaden z nich nie chciał odpowiedzieć tylko patrzyli na siebie i czekali aż ten drugi odpowie.
- Spaliście pod drzwiami?- Zgadywałam, co pierwsze przyszło mi do głowy. Selena spojrzała się na mnie i delikatnie się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami, co oznaczało, że miałam rację. - Zwariowaliście?- Nie mogłam uwierzyć, że aż tak się dla mnie... Dla nas poświęcają. Jeszcze nigdy wcześniej nie miałam kogoś takiego w moim życiu, więc była to miła odmiana.
- Hej! Gdyby nie my to Max by was przyłapał i mielibyście kłopoty. Podziękujcie za uratowanie wam dupy i kończymy temat.- Powiedział naburmuszony Jay; oczywiście w żartach, na co szeroko się uśmiechnęłam.
- Kocham was.- Zebrałam ich w grupowym uścisku i spojrzałam się na Nathana z nadzieją, że się do nas dołączy. Niestety.
- My ciebie też.- Selena odpowiedziała w imieniu swoim i Jaya. - Nathan też.- Szepnęła mi do ucha, ale powiedziała to na tyle głośno, że reszta na pewno też to słyszała.
Nathan odkaszlnął, na co nasza trójka odsunęła się od siebie. Brunet zmienił temat na nie koniecznie, jaki bym chciała.
- Co zrobiliście z ciałem.-
- To, co zawsze.- Odpowiedział mu, Jay.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- Powiedziałam ściszonym głosem, spuszczając głowę.
- Jasne.- Jay położył rękę na moim ramieniu.
- Po prostu im dłużej o tym myślę tym bardziej źle się z tym czuję. Wiem, że Justin był dupkiem...- Zaczęłam.
- To za mało powiedziane.- Wtrącił się Nathan kpiąco.
-... I próbował mnie zabić, ale... Zasługuje na normalny pochówek.- Skończyłam i po ich minach mogłam zobaczyć, że coś jest nie tak. - Co?-
- Tess to może być już nie możliwe.- Selena złapała mnie za dłoń.
- Niby, dlaczego?- Zapytałam zmieszana.
- Nie chcesz wiedzieć.- Odpowiedział Nathan smutnym głosem.
W głowie miałam już tysiąc różnych pomysłów, co mogli zrobić z ciałem i żadne z nich nie było kolorowy. Bez jakiejś większej przyczyny oczy zaczęły mi łzawić. Na ten widok Nathan podniósł się z miejsca przeskakując przez nogi Sel i znalazł się koło mnie. Chłopak przytulił i pocałował w czoło. W tuliłam się w niego najmocniej jak tylko mogłam i jak na zawołanie zrobiło mi się o wiele lepiej.
- Zrobiliśmy to, co musieliśmy.- Jay powiedział w ich obronie, ale ja wcale ich o nic nie obwiniałam. Wiedziałam, że gdyby nie musieli to by nie robili tego, co zrobili, cokolwiek to jest. To jednak nie zmieniało faktu, że czułam się winna za śmierć Justina.
- Taki jest już nasz świat. Przepraszam, że jesteś jego częścią. Gdyby nie ja, już dawno by cię tu nie było.- Nathan zaczął szeptać mi we włosy.
- Nie wiesz tego.- Chłopak już nic mi na to nie odpowiedział tylko zaczął gładzić mnie po plecach.

- To jest bez sensu!- Krążyłam po pokoju wymachując rękoma we wszystkie strony. Po kolejnej godzinie siedzenia w salonie przy laptopie straciłam w końcu cierpliwość i jakąkolwiek nadzieję. - Nigdy go nie znajdziemy.-
- Tess usiądź. Znajdziemy go zobaczysz.- Jak zwykle Sel próbowała mnie uspokoić. Kto by pomyślał, że dziewczyna, która na samym początku naszej znajomości powiedziała "będę dla ciebie miła tylko, dlatego że jesteś córką szefa" zostanie moją przyjaciółką i okaże się taką optymistką.
- To zajmie wieki i tak nie mamy pewności czy to będzie ten właściwy. A co jeśli już skreśliliśmy go z listy, bo uznaliśmy go za niewłaściwego?-
- To musisz uwierzyć, że nam się uda.- Wtrącił się już znudzony moim zachowaniem Jay, ale on również był nastawiony na nasz sukces w poszukiwaniu.
- Wiara nie ma tu nic do rzeczy. Ja się poddaję!- Opuściłam ręce wzdłuż mojego ciała z bezsilności. - Jak dla mnie możemy wracać już do Londynu.- Zaczęłam się kierować w stronę schodów, kiedy drzwi od domku się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Na początku myślałam, że to Max, który gdzieś zniknął po naszej rozmowie, ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam, Sykesa.
- O co tu tyle krzyku?- Powiedział na przywitanie.
- A ty gdzie byłeś!- Podniosłam głos, zirytowana jeszcze poprzednią rozmową.
- Na zakupach.- Chłopak uniósł ręce z reklamówkami pełne jedzenia, które dopiero teraz zauważyłam.
- Na zakupach? Od kiedy ty się zajmujesz zakupami?- Zapytała zdziwiona Selena. Chociaż mnie bardziej dziwiło to, że nie przypominam sobie żeby Nathan gdziekolwiek wychodził.
- Odkąd w lodówce znalazłem tylko skisłe mleko i jedno jajko a w oczach widziałem już śmierć.- Nathan zaniósł reklamówki do kuchni i po chwili mogliśmy usłyszeć jak rozpakowuje produkty. - Zapomnieliście o tym, aby jeść przez ten tydzień?- Krzyknął z kuchni.
- Tak Nathan. Jakoś nie przyszło nam to do głowy.- Odpowiedział mu sarkastycznie Jay. - A teraz pakuj się i jedziemy. Najesz się w Londynie.-
 Na te słowa brunet wyszedł z kuchni ze zmieszanym wyrazem twarzy.
- Jak to?-
- To, że Tess się poddała z poszukiwaniem i chce już wracać.- Jay kontynuował. Mówił to tak spokojnie jakby wiedział, że Nathan na to nigdy nie pozwoli. No i miał rację.
- Nie ma mowy! Obiecałem ci, że pomożemy ci go znaleźć a ja nie łamię obietnic. No przecież ile Mike'ów mogło być w naszym gangu?-
- Za pewne jeden, ale w Londynie jest ich tysiące a w aktach nie pisze czy któryś z nich należał do jakiegoś gangu.- Powiedziałam mu dokładnie to samo, co ja się dowiedziałam pierwszego dnia po przybyciu tu.
- No... Da. Przecież to tajemnica, ale kto ci każe sprawdzać cały Londyn skoro możesz sprawdzić akta z naszej bazy danych?- Powiedział to jakby to było tak oczywiste.
 W pokoju zapanowała cisza. Nathan spoglądał to na mnie, to na Jaya, to na Sel, ale ja swój wzrok utkwiłam na osobie Jaya.
- Jest coś takiego jak WASZA baza danych?- Zaakcentowałam słowo "wasza". Byłam w szoku, że coś takiego istnieje, ale pomału zaczynałam też być wściekła, że mnie tak okłamali.
- No oczywiście, że jest. A jak myślisz, że znaleźliśmy ciebie po tylu latach?- Nathan chyba jeszcze się nie połapał, o co chodzi w tej całej sytuacji i nadal przekazywał mi jak dla niego tak bardzo oczywiste informacje.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?! Zmarnowaliśmy tyle czasu!- Zwróciłam się do Jaya. Nerwy wzięły górą i wybuchłam.
- Nie powiedzieliście jej?- Nathana dopiero teraz olśniło.
- Przecież sam wiesz, jakie mamy zabezpieczenia. Ja wiem, bo sam je pomagałem założyć.- Zaczął się bronić Jay.
- To skoro je założyłeś to je ściągnij.-
- To nie jest takie proste. Jeśli się włamię i się zorientują to znajdą nas w minutę a potem wszyscy dobrze wiemy, co z nami zrobią. Wybacz Tess. Kocham cię, ale nie chcę ryzykować życia dla kogoś, kto może nawet nie być twoim ojcem.- Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, dlaczego Jay nie chciał mi o tym powiedzieć. Bał się, że moja determinacja do odnalezienia ojca będzie silniejsza od rozsądku.
- Rozumiem.- Powiedziała godnie z prawdą.
 Ponownie zapadła cisza i wszyscy (a przede wszystkim ja) uspokajaliśmy swoje emocje. Tę ciszę przerwał Nathan.
- Pokaż mi, co mam zrobić?-
- Co?- Spytaliśmy wszyscy na raz zaskoczeni.
- Pokaż mi, co mam zrobić a to zrobię. Ja się włamię, więc jeśli nas złapią to będzie na mnie. Wam nic się nie stanie.-
- Nathan nie gadaj bzdur. Wiesz, że nie mogę ci dla mnie ryzykować. Jay ma rację... To nie jest tego warte.- Próbowałam odwieść go od tego pomysłu.
- Jestem gotów podjąć to ryzyko. Chcę tego tak bardzo jak ty.- Skierował te słowa do mnie i spojrzał. Przez chwilę pomyślałam, że te słowa mają podwójne znaczenia, ale szybko pozbyłam się tej niedorzecznej myśli.
 Wiedziałam, że nie dam rady wybić mu tego pomysłu z głowy, więc wolałam nie być tego świadkiem i weszłam po schodach na górę.
- Przygotuj wszystko a ja zaraz wracam.- Usłyszałam jeszcze słowa Nathana z dołu. Miałam już zamknąć drzwi od mojego pokoju, kiedy nagle jego głos zabrzmiał tuż za moimi plecami. - Tess zaczekaj.-
- Nathan nie musisz tego robić.- Powiedziałam nie odwracając się. Weszłam do pokoju, ale zostawiłam otwarte drzwi, aby brunet mógł wejść.
- Wiem, ale chcę.- Nathan wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Ale ja nie chcę. Jeśli coś ci się stanie...- Nie było mi jednak dane dokończyć zdania.
- Nic mi się nie stanie. W końcu jestem Nathan Sykes, co nie?- Uśmiechnął się, co było widokiem, który tak bardzo kochałam. Kochałam również jego pewność siebie. Czasami chciałabym być, chociaż w połowie taka pewna siebie jak on.
- To mnie pocieszyłeś.- Zażartowałam, bo wiedziałam, że to prawda. Nie ważne, w jakie bagno wpakuje się Sykes to zawsze wychodzi z niego żywy.
- Tess wiem, że się martwisz, ale chcę to zrobić, aby ci to wszystko wynagrodzić.- Spojrzałam się na niego nie wiedząc, co dokładnie miał mi wynagrodzić. Chłopak, więc kontynuował trochę tak jakby zawstydzony swoim zachowaniem. - Oboje wiemy, że od samego początku zachowywałem się jak dupek w stosunku do ciebie. Nie chcę żeby tak było między nami. Szczerze mówiąc to mam nadzieję, że kiedyś będziemy przyjaciółmi tak samo jak nasi ojcowie.- Na te słowa stanęłam jak kamień wryty w ziemię.
- Nasi ojcowie byli przyjaciółmi?- Powiedziałam ledwo słyszalnym głosem, bo nie mogłam wydusić z siebie tych słów. Dopuścić tej myśli.
- Najlepszymi. Można powiedzieć, że byli jak bracia. Ale czy to aż takie dziwne?- Z każdym jego słowem robiło mi się coraz ciężej na sercu.
- Nie tylko, że my cały czas się kłócimy i... No może to trochę dziwne.- Jąkałam się, bo nie chciałam mu powiedzieć prawdziwej przyczyny mojego zachowania.
- No może trochę, ale od teraz się to zmieni.- Uśmiechnął się a ja próbowałam mu się odwdzięczyć tym samym, ale wyszedł mi z tego jakiś grymas.
- A tak z ciekawości jak nazywał się twój ojciec?- Bałam się jego odpowiedzi bo już znałam odpowiedź ale jednak jeszcze miałam małą nadzieję.
- Mike.- Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z klatki piersiowej.
 Chciałam już żeby wyszedł abym mogła to wszytko sobie poukładać w głowie i znaleźć jakiś szczegół, który nie pasuje do moich obaw. Nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie, że to może być prawda; to by wszystko zrujnowało, a raczej tylko moje życie.
 Chłopak chyba czytał mi w myślach, bo zaczął wychodzić, ale w ostatniej chwili zatrzymał się i ponownie się zwrócił do mojej osoby. - Tess?- Bałam się odezwać, aby czasami z moich ust nie wydostał się złamany głos, więc tylko przytaknęłam głową. - Tak naprawdę to chciałem z tobą porozmawiać o czymś innym.- Nathan oczekiwał jakiejś odpowiedzi z mojej strony, ale ja nadal bałam się zaryzykować, więc chłopak kontynuował. - Sporo myślałem nad tym, co mówiłaś wczoraj i myślę, że... Powinniśmy zaryzykować.- Na te słowa zacisnęłam zęby najmocniej jak tylko mogłam i czułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Dlaczego w takim momencie wyznaje mi takie rzeczy? - Nie wiem, co to dokładnie jest, ale nie jesteś mi obojętna. Czuję coś do ciebie, czego nigdy wcześniej jeszcze nie czułem.- Nathan się jąkał i oczekiwał jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, ale ja nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa lub wykonać żadnego ruchu. Jedyne, co mogłam zrobić to wpatrywać się w niego jak w obrazek i czekać aż wybuchnę płaczem. - Tess powiedz coś, bo nie wiem, co mam dalej mówić. Miałem nadzieję, że do tego momentu już mi przerwiesz przez rzucenie mi się w ramiona lub pocałunkiem.- Zaśmiał się zdenerwowany, ale kiedy zobaczył łzy w moich oczach uśmiech od razu zszedł mu z twarzy. -Tess?-
- Nathan zapomnij o tym, co mówiłam wczoraj. Nie powinniśmy ryzykować.- W końcu wydusiłam z siebie jakieś słowa, ale nie były to słowa, których spodziewał się Nathan. Ja też wolałabym rzucić mu się w ramiona niż wypowiadać to zdanie. Wolałabym też, aby te łzy były łzami szczęścia niż łzami spowodowane złamanym sercem.
- Co? Dlaczego?-
- Po prostu wiem coś, czego nie wiedziałam wcześniej.- Miałam nadzieję, że zrozumie, ale się myliłam.
- Możesz się zdecydować?!- Krzyknął, że aż się przestraszyłam nagłym jego wybuchem. - Najpierw mi trujesz o jakiejś miłości i o twoich uczuciach do mnie. Ja robię z siebie głupka i wyznaję ci, że czuję do ciebie być może to samo a ty mi wyskakujesz z "nie powinniśmy"?!- Jego słowa mnie bolały, ale moje pewnie zabolały go bardziej. Miał rację, że nie powinnam mu mieszać w głowie, ale skąd ja mogłam wiedzieć.
- Nathan rozumiem, że jesteś zły...- Ponownie chciałam się tłumaczyć, ale Nathan nie pozwolił mi dokończyć.
- Zły?! Jestem wściekły!- Krzyknął jeszcze głośniej, jeśli to było w ogóle możliwe.
- Przepraszam.- Powiedziałam szeptem i spuściłam wzrok.
- A wsadź sobie to "przepraszam" gdzieś.- Chłopak rzucił na odchodne i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą.
- Nathan poczekaj!- Krzyknęłam za nim i kiedy się opamiętałam ruszyłam za nim.
- O już jesteś. Wystarczy, że wciśniesz tu i dostaniesz się do bazy danych.- Usłyszałam Jaya z dołu a zaraz po nim wściekły głos Nathana.
- Zapomnij! Zmiana planów! Nie ryzykuję dla nikogo oprócz dla siebie samego!-
 Wpadłam do pokoju zaraz po nim, ale już go nie dogoniłam.
- Nathan!- Krzyknęłam za nim jeszcze raz, ale usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Co tam się stało?- Zapytał zdezorientowany Jay.
 Stałam jak wryta w ziemię i gapiłam się w drzwi, za którymi zniknął Nathan.
- Tess? Powiedz coś!- Selena złapała mnie za ramię, aby wybrudzić mnie z transu. Wzrok przeniosłam na nią i widziałam strach w jej oczach. Ponownie mój głos odmówił posłuszeństwa, więc staliśmy w ciszy. Nadal nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
 Kiedy Jay podszedł do nas i złapał mnie za rękę z lekkim uśmiechem dodającym otuchy, w końcu wydusiłam z siebie słowa, które nie pomyślałam, że kiedykolwiek powiem.

- Chyba właśnie znalazłam swojego brata.- 

niedziela, 30 sierpnia 2015

25. Bo to boli

Nathan nagle oderwał się ode mnie jak oparzony, przy czym delikatnie popchnął mnie do tyłu. Stałam tam jak wryta w ziemię nie wiedząc, co się dzieje ani co się działko kilka sekund temu. Czy on przed chwilą mnie pocałował? A ja to odwzajemniłam?
- To nie powinno się wydarzyć.- Nathan chodził po całym pokoju, w tą i z powrotem ciągnąc się za włosy. - Co ja teraz zrobię? Jak twój ojciec się dowie to nie wiem, co mi zrobi.-
 Cały czas wpatrywałam się w niego, nie odzywając się. Nadal byłam w szoku po tym, co się stało, ale także nie rozumiałam jego zachowania. - Co ja gadam? Dobrze wiem, co mi zrobi. Strzeli mi prosto między oczy w najmniej oczekiwanym momencie.-
 Nie mogłam dłużej na to patrzeć, więc podeszłam do niego i złapałam do za ramię, aby przestał krążyć bez sensownie po pokoju.
- Nathan spokojnie. Nikt nie musi się o tym dowiedzieć. To będzie nasza tajemnica.- Próbowałam go uspokoić, ale szło mi to marnie.
- Spokojnie? Jak ja mam być spokojny? Teraz już wiesz, o co mi chodziło jak mówiłem, że przez ciebie wpadam w same kłopoty?-
- Przepraszam, ale to ty wsunąłeś mi język do ust.- Powiedziałam zirytowana. Myślałam, że Nathan zaraz jakoś mi się odgryzie jakimś komentarzem, ale się nie doczekałam. Po prostu stał przede mną ze strachem wymalowanym na twarzy. On naprawdę był przerażony.
 Nagle strasznie zrobiło mi się do żal i ja też zaczęłam żałować tego pocałunku, chociaż że było to najlepsze, co mi się przytrafiło w całym życiu.
 Pocałował mnie tylko raz, ale to było wystarczająco, aby uzależnić się od jego ust. Pragnęłam poczuć je jeszcze raz; ich delikatny dotyk, ich słodki smak. Już teraz brakowało mi jak jego usta pasowały do moich zupełnie jak brakujący kawałek do układanki.
 To wszystko przestało mieć znaczenie po ujrzeniu jego przerażenia.
- Będziemy udawać, że nic się nigdy między nami nie wydarzyło.- Było mi ciężko powiedzieć te słowa, ale nie mogłam być samolubna. Wiedziałam, że tak będzie najlepiej nie tylko dla niego, ale także i dla mnie.
 Chłopak spojrzał się na mnie zmieszany.
- Jak chcesz udawać? Nie wiem czy będę potrafił.- Zmarszczył brwi, na co zaśmiałam się pod nosem, aby rozluźnić trochę atmosferę.
- Cały czas udajesz. Oboje to robimy.- Nathan spojrzał się na mnie nie wiedząc, co mam na myśli. - Cały czas udajemy, że jesteśmy przyjaciółmi.- Powiedziałam z udawanym uśmiechem, bo była to smutna prawda.
- Tess my...- Zaczął, ale mu przerwałam.
- Jesteśmy przyjaciółmi? To chciałeś powiedzieć? Wybacz, ale przyjaciele nie chcą się pozabijać przez 90 procent czasu, który spędzają razem.- Oboje zaśmieliśmy się pod nosem. - To, co jest między nami to nie jest przyjaźń. To jest... Coś skomplikowanego.-
Staliśmy przez chwilę w niekomfortowej ciszy, więc postanowiłam ją przerwać.
- Więc następnym razem jak będziesz się do mnie dobierał to zareaguję natychmiast i opamiętam cię plaskaczem w twarz.- Uderzyłam go lekko w ramię i zaśmiałam się, na co on uśmiechnął się, pokazując swoje białe zęby i spojrzał w dół, ale zaraz wrócił wzrokiem na moją osobę.
- Bardzo zabawne.- Powiedział sarkastycznym tonem. - Myślałem, że mamy o tym zapomnieć.-
- No wiesz, co? Daj mi się trochę pomęczyć. Miałam ciężki dzień, więc należy mi się trochę czasu pod nazwą ''Robienie jaj z Sykesa."- Nathan skrzyżował ręce na piersi. - No dobra nad nazwą jeszcze popracuję.- Chłopak uniósł brew i nadal stał z założonymi rękoma na piersi. - No dobra o całej sytuacji zapominamy od teraz.- Powiedziałam z udawanym zawiedzionym głosem.
- Dziękuję. A teraz jak samo powiedziałaś, "miałaś ciężki dzień", więc powinnaś się położyć i odpocząć.- Jak na zawołanie ziewnęłam a oczy zaczęły robić się coraz cięższe, a przecież jest dopiero po pierwszej po południu.
 Nathan miał rację; powinnam odpocząć. To był dzień pełen emocji.
 Grzecznie podeszłam do łóżka i wpełzłam pod kołdrę. Wygonie ułożyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy.
 Ponownie je otworzyłam, kiedy usłyszałam zamknięcie drzwi od mojego pokoju. Natychmiast się podniosłam i krzyknęłam za chłopakiem, którego już nie było w pokoju.
- Nathan!-
 Nie musiałam czekać długo aż drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich brunet.
- Coś się stało?- Zapytał z troską a mi zrobiło się głupio, że go zawołałam. W zasadzie nie wiem, dlaczego to zrobiłam; zrobiłam to bez żadnego zastanowienia się. Zaczęłam bawić się rogiem kołdry i spojrzałam się na swoje palce.
- Zostaniesz tu ze mną?- Znalazłam odwagę, aby się na niego spojrzeć. Wyglądał na bardzo zmieszanego, więc szybko wyprostowałam sytuację. - Przynajmniej do póki nie wróci Selena. Nie chcę tu być sama.-
- To nie jest najlepszy pomysł.- Powiedział po krótkim zastanowieniu się i miał już wychodzić, ale go zatrzymałam.
- Nie zostawiaj mnie. Znowu.- Zabrzmiałam jakbym była desperatką, za co chciałam się kopnąć.
- Nie zostawię. Przez cały czas będę na dole.- Zapewniał mnie, ale nie wystarczało mi to.
- Nathan proszę.- Powiedziałam prawie szeptem.
 Chłopak długo się wahał, ale w końcu zdecydował się zostać. Uśmiechnęłam się lekko i ponownie położyłam głowę na poduszce przykrywając się kołdrą po samą szyję.
 Nathan usiadł na brzegu łóżka i oparł się o ścianę.
 Ponownie zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, ale po dłuższej chwili otworzyłam je, bo kusiło mnie, co robił Nathan. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że sam przysypia na siedząco. Zaśmiałam się cicho na ten widok a Nathan uchylił jedno oko, aby spojrzeć się na mnie.
- Ja nie gryzę.- Zaśmiałam się i poklepałam miejsce obok mnie.
 Tak samo jak wcześniej Nathan się wahał, ale w końcu położył się na miejscu obok mnie.
- Miejmy nadzieję.- Uśmiechnął się i położył się na plecach.
 Przez chwilę wpatrywał się w sufit, ale później zamknął oczy. Chciałam zrobić to samo, ale nie mogłam przestać mu się przyglądać.
- Może i nie gryziesz, ale się gapisz.- Nagle powiedział nie otwierając oczu.
 Spaliłam buraka. Niby skąd wiedział?
- Wybacz.- Powiedziałam i szybko odwróciłam się do niego plecami, aby mnie już dłużej nie kusiło.
 Oczywiście długo nie wytrzymałam i ponownie odwróciłam się w jego stronę.
 Nathan miał uśmiech na twarzy i otwarte już oczy pewnie, dlatego że poczuł, że się ruszam i wiedział, że czegoś od niego chcę. Czy naprawdę jestem aż tak przewidywalna?
- Z tego wszystkiego zapomniałam ci podziękować za uratowanie mi życia, więc dziękuję.-
- Gdybym tu był to bym nie musiał cię ratować, ale nie ma, za co.- Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się delikatnie.
- I chciałam cię przeprosić za to, że znowu się wtrącam w nie swoje sprawy, więc przepraszam.- Powiedziałam już mniej pewniej, bo nie chciałam do tego wracać.
 Nathan spoważniał i ponownie spojrzał się na sufit.
- Chciałaś dobrze. To ja powinienem cię przeprosić, że znowu zachowałem się jak totalny dupek, na ciebie naskoczyłem i jak zwykle powiedziałem za dużo... Więc przepraszam.- Powiedział naśladując mnie. Spojrzał się w moją stronę, ale już się nie uśmiechnął tylko pozostawał poważny.
- Wybaczę ci, jeśli ty wybaczysz mi.- Postawiłam mu ultimatum. Chciałam trochę rozluźnić atmosferę, więc wyszczerzyłam się w szeroki uśmiech.
- Zgoda.- Zaśmiał się i nie spuszczał ze mnie wzroku. Zapadła cisza.
 Czułam się trochę nie zręcznie, więc szybko coś wymyśliłam, aby nie tylko przerwać ciszę, ale również i kontakt wzrokowy.
- No i świetnie.- Klasnęłam w ręce i tak samo jak Nathan odwróciłam się na plecy tylko tym razem po zamknięciu oczu udało mi się je tak pozostawić.
 Już czułam, że odpływam w głęboki sen, ale głos Nathana przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Miałaś rację.- Spojrzałam się na niego zmieszanym wzrokiem. - Nie wiem, co to tak naprawdę miłość. Nikt nie miał okazji mi jej pokazać.-
- A twoi rodzice?- Wypaliłam nagle i żałowałam, że nie zdążyłam się ugryźć w język. 
- Nie chcę o tym rozmawiać. To przeszłość.- Powiedział krótko.
- Rozumiem.- Już wiedziałam, co rozumie przez "to przeszłość"; nie ma to znaczenia, bo nie da się jej zmienić oraz o tym się nie mówi, bo to tylko rozdrapywanie ran.
 Leżeliśmy w ciszy i czekałam czy jeszcze coś powie. Miałam nadzieję, że jednak jeszcze coś powie, bo przecież gdyby nie chciał, o czym porozmawiać to by nie zaczynał takiego tematu. To niebyło w jego stylu, aby rozmawiać o takich rzeczach. Czy aż tak to go męczyło?
 W końcu się odezwał.
- Może to zabrzmi głupio, ale... Co to w ogóle jest miłość?- Z szoku otwarłam usta i nie wiedziałam jak mu na to odpowiedzieć. Skąd w ogóle takie pytanie?
 Nathan chyba widział zakłopotanie na mojej twarzy, bo kontynuował.
- Jak dla mnie nie ma czegoś takiego. To głupia rzecz, którą ktoś wymyślił i nazwał a inny traktują ją na poważnie.- Wzruszył ramionami jakby gdyby nigdy nic.
 Rozumiem, że nie wszyscy wieżą w miłość, ale nie aż do takiego stopnia. Trochę zrobiło mi się go żal, że tak to widzi.
- To wcale nie zabrzmiało głupio- Zapewniłam go. - Ale głupie jest to, co o niej myślisz. Odpowiadając na twoje pytanie to, każdy ma swoją definicje miłości. Może właśnie taka jest twoja; nieistniejące uczucie.-
- A jaka jest twoja definicja?- Spojrzał się na mnie a ja po raz kolejny nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na jego pytanie.
 Z jednej strony były to proste pytania, ale z drugiej niekoniecznie.
 Chwilę się zastanawiałam nad moją odpowiedzią a Nathan przez cały czas cierpliwie czekał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
 Patrzyłam się w sufit aż w końcu wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tak naprawdę to nie wiem, bo nigdy nie byłam zakochana…- Nie dokończyłam, bo Nathan się wtrącił.
- A co z Justinem? Nie byłaś w nim zakochana?- Tym razem to on zadał nie właściwe pytanie, którym mnie zdenerwował.
 To było chyba oczywiste, że nie chce o nim rozmawiać a przede wszystkim nie po tym, co stało się dzisiaj.
- A co z Cher? Nie byłeś w niej zakochany?- Zapytałam wściekła z jadem w głosie i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
 Nathan nie odezwał się tylko odwrócił głowę. Ja też leżałam cicho, ale w końcu wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić i kontynuowałam moją odpowiedź oraz nie chętnie odpowiedziałam mu na jego pytanie.
- Myślałam, że to, co jest między mną a Justinem to miłość, ale się myliłam. Nie wiem, jaka jest moja konkretna definicja miłości, ale wiem jak mogłabym ją rozpoznać.- Zrobiłam krótką przerwę, aby zebrać myśli. - Po pierwsze jesteś gotowy dla tej osoby zmienić swoje całe poprzednie życie, jakim żyłeś. Nie możesz przestać myśleć o tej osobie nie ważne jak bardzo tego chcesz. Jesteś gotowy wskoczyć w ogień za nią a nawet zaryzykować własne życie.- Zaczęłam wymieniać i spojrzałam na Nathana u którego widziałam zainteresowanie. - Kiedy mówi do ciebie przykre rzeczy czy cię obraża to strasznie boli nawet, jeśli wiesz, że nie powinno i wmawiasz sobie, że to tak ma być, bo nienawidzicie się od samego początku. Czujesz jak ci przyśpiesza serce, kiedy tylko do ciebie się zbliża i motyle w brzuchu, kiedy wasze usta złączą się w pocałunku.- Zamilkłam, bo to, co wymieniłam pasowało do wszystkiego, co czułam do Nathana. Czy to możliwe, że w końcu znalazłam swoją definicje miłości?
 Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Nathan.
- Strasznie dużo wiesz o miłości na osobę, która nigdy nie była tak naprawdę zakochana.- Zaśmiałam się i przez krótszą chwilę zapanowała niezręczna cisza, ale Nathan ją przerwał jąkającym się głosem, bo nie wiedział jak dokładnie dobrać słowa. - A to, co czujesz do mnie to… jest to miłość?- Zdziwiło mnie jego pytanie i na pewno było to widać.
- Nie rozumiem.-
- W dzień postrzału. Selena powiedziała, że mnie kochasz.- Przypomniał wydarzenie z przed kilku tygodni. - Cher też tak mówiła, dlatego chciałbym wiedzieć czy ty mnie naprawdę kochasz no i wiesz… czy to ta cała miłość, o której mówisz z taką pasją…- Poczerwieniłam się ze wstydu, ale on tak samo. Nie było mu łatwo o tym mówić. Przez cały czas bawił się rękoma i unikał mojego wzroku. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zakłopotanego. W tym dniu wydarzyło się wiele pierwszych razy. - … Czy może to były puste słowa.- Nie wiedziałam czy mam mu odpowiedzieć, bo nie chciałam niszczyć tej miłej chwili między nami, ale jeśli mu nie odpowiem to i tak się wkurzy i znowu będziemy sobie skakać do gardeł. I nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć prawdę czy mam skłamać. Po tym jak zareagował po pocałunku bałam się jak zareaguję jak się dowie o moich uczuciach do niego.
 Długo się nie odzywałam, więc brunet spojrzał się na mnie.
- A czy to ważne? I tak to nic nie zmieni.- Posłałam mu sztuczny słaby uśmiech.
 Nie odpowiedziałam mu, wprost ale chyba się domyślił odpowiedzi, bo przytaknął głową i odwrócił wzrok.
 Kiedy tak leżeliśmy w ciszy wpadła mi do głowy jedna głupia myśl; skoro już wie o moich uczuciach to, dlaczego nie powiedzieć mu wszystkiego, co mi leży na sercu?
 Bez żadnego dłuższego namysłu, podniosłam się gwałtownie i oparłam się na łokciach tak żebym miała lepszy na niego widok.
- Nathan daj nam szansę a pokaże ci jak kochać i jak to jest być kochanym.-
 Chłopak nie wyglądał na zaskoczonego moimi słowami zupełnie jakby sam o tym myślał przez ten cały czas, ale szybko pozbyłam się tej myśli, bo to było bez sensu.
Nathan podniósł się na łokciach tak samo jak ja.
- Ale twój ojciec...-
- Zapomnij o moim ojcu!- Przerwałam mu i podniosłam się do pozycji siedzącej. - Jeśli chociaż trochę coś do mnie czujesz to zaryzykuj. Ja jestem w stanie zaryzykować dla ciebie.-
 Nathan zastanawiał się nad moimi słowami i sam próbował coś powiedzieć, ale żadne słowa nie opuszczały jego ust.
- Przestań to głupie.- Powiedział w końcu i z powrotem położył się na plecach, zakładając ręce za głowę.
- Dla ciebie wszystko jest głupie.- Rzuciłam ręce w powietrze. -Selena i Jay są w stanie dla siebie zaryzykować.-
- Bo oni też są głupi!- Podniósł głos i usiadł tak samo jak ja, wpatrując się we mnie morderczym spojrzeniem.  -Wiesz, co się stanie jak twój ojciec się dowie?-
 On jak zwykle o moim ojcu. Czy to jego jedyna wymówka na wszystko?
- Tak wiem i wiesz, co?- Zadałam retoryczne pytanie. - Mam to gdzieś! Czy to znaczy, że ja też jestem głupia?- Czekałam na jego odpowiedzieć, ale jej nie dostałam, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. - Jeśli to dla ciebie taka głupota to, dlaczego mnie pocałowałeś?- Dalej ciągnęłam ten temat.
- Mieliśmy o tym zapomnieć.- Wymamrotał pod nosem.
- Ale nie zapomnę!- Krzyknęłam po raz kolejny wymachując rękoma. - Może jeszcze się nie skapnąłeś, ale dla mnie to było więcej niż zwykły pocałunek. Nie pozwolę ci się bawić moimi uczuciami tak jak do tej pory. Przez cały czas próbuję dopasować się do ciebie, ukrywam swoje prawdziwe uczucia, wybaczam ci za każdym razem, kiedy mnie ranisz a ty minie tak traktujesz?- Nathan wbił wzrok w swoje dłonie a ja czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać, więc mrugnęłam parę razy, aby temu zapobiec. - Wybacz, ale nie będę kolejną Cher.-
 Nie czekając na żadną jego reakcję, położyłam się odwrócona do niego plecami. Chłopak cały czas siedział w tej samej pozycji, co go zostawiłam i siedział cicho.
 Po chwili Nathan próbował zwrócić moją uwagę i co chwilę wyszeptywał moje imię, ale ignorowałam go i udawałam, że śpię. W końcu głośno westchnął.
- Widziałem ich.- Powiedział zachrypniętym głosem, ale zaraz odkaszlnął, aby powrócił do normy.
- Co?- Odwróciłam się delikatnie w jego stronę, ale nadal miałam do niego odwrócone plecy.
- Widziałem jak Cher się z kimś całuje pod jej domem, ale dokładnie nie widziałem, z kim.- Powiedział już normalnym głosem.
- To, dlaczego na mnie naskoczyłeś?- Położyłam się na plecach abym miała na niego lepszy widok. Patrzyłam się na niego z zaciekawionym oraz złym spojrzeniem. Dlaczego była ta cała akcja skoro wiedział, że mam rację. Musiał znaleźć jakiś powód, aby mi przybliżyć i zranić?
 Tak samo jak wcześniej chłopak nie mógł się wysłowić, więc cierpliwie czekałam.
- Bo... Bo to strasznie boli i nie chciałem o ty mówić.- Powiedział łamiącym się głosem i cały czas wpatrywał się w jedno miejsce przed sobą.
 Mój wyraz od razu złagodniał i zrobiło mi się go żal.
 W życiu przeszłam wiele, ale jeszcze nigdy nie miałam złamanego serca.
 Podniosłam się i usiadłam bliżej niego. Objęłam go od tyłu i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Przykro mi.- Powiedziałam zgodnie z prawdą. - Zależało ci na niej?- Zapytałam łagodnym głosem.
- To nie ważne.-
 Oczywiście jego popularne "to nie ważne". Wywróciłam tylko oczami.
- Dlaczego boisz się mówić o swoich uczuciach. Zobaczysz, ulży ci jak się wygadasz. Popatrz na mnie... Wygarnęłam ci i czuję się o wiele lepiej.- Podniosłam głowę a kiedy się na mnie spojrzał wyszczerzyłam się w szeroki uśmiech, na co zaśmiał się i pokręcił głową.
- Zależało mi, ale nie kochałem jej. Tak jak mówiłem nie wieże w miłość. Za to jej na mnie ani trochę nie zależało. Byłem tylko jej zabawką.-
 "No oczywiście, że jej nie zależało." Pomyślałam. Wiedziałam to już od pierwszego dnia jednak nadal było mi go szkoda. Sel i Jay jednak się mylili; Nathan nie był z nią z powodu jakiegoś układu tylko coś dla niego znaczyła.
- Widziałeś, kto to był?- Musiałam wiedzieć czy był to Max czy może był ktoś jeszcze.
- Nie. A ty wiesz, kim on jest?- Przytaknęłam jedynie głową. - W takim razie mi nie mów, bo zabiję gościa jak go tylko spotkam.-
 "Szczerze to wyznałbyś mi przysługę." Pomyślałam, ale nie chciałam tego powiedzieć na głos, bo zaczęłyby się kolejne pytania i w końcu by doszedł, z kim zdradzała go Cher.
- Nawet wtedy, kiedy będziesz mi groził, że mnie zabijesz jak ci nie powiem?- Zażartowałam.
- Nawet wtedy, bo na pewno będę blefował. Nigdy bym cię nie skrzywdził.-
 Uśmiechnęłam się na jego słowa. Dobrze wiedzieć, że tak naprawdę nic mi przy nim nie grozi. Przecież tyle razy groził, że coś mi zrobi.
- Co zrobiłeś jak ją zobaczyłeś?- Powróciłam do naszego poprzedniego tematu.
 Nathan coraz chętniej mówił o tej całej sytuacji, więc musiałam to wykorzystać. Nie jedynie z powodu mojej ciekawości, ale robiłam to też dla niego.
 Nie mogę go od razu nauczyć kochać; muszę zacząć od bardziej prostych spraw, takich jak zaufania i dzielenia się problemami lub uczuciami.
- Poniosło mnie... I to bardzo. Stąd te siniaki.- Wskazał na swoje podbite oko. - Goście z jej gangu mnie dopadli.-
- Nie pomogła ci?- Zapytałam oburzona. Jak ona mogła na to pozwolić? Z resztą, czego ja się dziwię? - To by było pierwsze, co ja bym zrobiła, nawet gdybyś to właśnie na mnie był wściekły.-
- Wiem, że byś to zrobiła, ale ona nie mogła. Nie to, że by coś zrobiła gdyby mogła.- Prychnął pod nosem.
- Tak wiem. Powiem ci jedno.- Ponownie odwrócił głowę w moją stronę, aby na mnie spojrzeć. - Nie była ciebie warta i gust ma do bani. Zamienić ciebie na kogoś takiego jak on? Totalne bezguście.- Zrobiłam minę z udawanym obrzydzeniem, na co Nathan się zaśmiał.
 Przez chwilę udawała, że się nad czymś zastanawiam. - Może był lepszy w łóżku?- Stwierdziłam i dalej udawałam, że nad tym myślę.
- W to, to szczerzę wątpię.- Wypiął pierś do przodu, na co wywróciłam oczami.
- Jakiś ty skromny.- Zaśmialiśmy się oboje i zapadła cisza, ale nie była to taka sama cisza jak do tej pory; była to przyjemna cisza, której żaden z nas nie chciał przerwać.
 Z uśmiecham się na ustach ponownie oparłam brodę na jego ramieniu i korzystałam z tej miłej ciszy na myśleniu.
 W pewnym momencie uśmiech pomału zaczął schodzić mi z ust, kiedy zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu.
 Bez żadnego słowa odsunęłam się od chłopaka i położyłam się na swoim miejscu, odwrócona do niego plecami.
- Wszystko w porządku?- Zapytał zatroskany i położył się blisko mnie, odwrócony w moją stronę.
-Ten cały dzień to jakaś wielka pomyłka.- Zaczęłam myśleć na głos.
- Żałujesz wszystkiego, co się dziś wydarzyło?- Zapytał smutnym szeptem.
- Wszystkiego. A przede wszystkim tego, że to ty ze mną tu zostałeś.- Powiedziałam po dłuższej chwili. Nie chciałam go ranić, ale taka była prawda. - Przed tą całą rozmową miałam jeszcze nadzieję.- Zrobiłam krótką przerwę.- A teraz nie mam już nic.-
- Masz mnie.- Powiedział bez żadnego zastanowienia się.
 Na jego słowa szczery uśmiech pojawił się na moich ustach, ale nie skomentowałam tego.
- Dobranoc Nathan.- Powiedziałam przez uśmiech. Można powiedzieć, że w pewnym sensie go zbyłam.
 Nie spodziewanie Nathan objął mnie ramieniem i głowę przyłożył tak, blisko że czułam jego ciepły oddech na moim karku.
 Serce przyśpieszyło mi jak oszalałe, ale szybko powróciło do normalnego stanu.
- Dobranoc Tess.- Szepnął mi do ucha.
 Leżeliśmy tak i nie mogłam przestać się uśmiechać.
 Może nie był to najlepszy dzień w moim życiu, ale ta chwila była tego wszystkiego warta.
 Nathan też miał rację; mam jego... I tyle stanowczo mi wystarczy.

 Z takimi myślami zasnęłam w objęcia chłopaka, który był dla mnie wszystkim.

~~*~~

Tak jak widać już wróciłam z nowym rozdziałem. Jak tam wam minęły wakacje? Bo ja to w końcu miałam okazję odpocząć od wszystkiego. Chciałam poświęcić te wakacje na pisaniu, ale niestety tak mnie wciągnęły książki, że przez dwa miesiące przeczytałam więcej książek niż przez całe moje życie. Starałam się pisać jak najwięcej, ale udało mi się tylko napisać ten jeden rozdział i początek następnego (+ po jednym do moich innych blogów). Także niestety, ale będziecie musieli być cierpliwi, co do rozdziałów.

A co do tego rozdziału to chciałam was przeprosić; lubię, kiedy Tess i Nathan mają takie momenty, że tylko rozmawiają i sobie wszytko wyjaśniają, ale niestety jak widać nie umiem takich scen pisać, więc jeszcze raz przepraszam za ten rozdział.
A tak z innej beczki to ostatnio napisałam sobie listę kluczowych sytuacji w tym opowiadaniu i muszę wam powiedzieć, że dużymi krokami zbliżamy się do końca. Wcale nie zostało tego dużo, ale znając mnie to rozpiszę się tak i powymyślam tysiąc innych komplikacji podczas pisania, że spokojnie dojdziemy, do co najmniej pięćdziesięciu rozdziałów.

Strasznie się tu rozpisałam, ale to już chyba wszystko, o czym chciałam wam powiedzieć. Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodoba ten rozdział. 

sobota, 11 lipca 2015

WAKACJE!

Przeważnie jak piszę jakaś notkę to zaczynam od przeprosin za brak rozdziałów, ale tym razem tak nie będzie, ponieważ nie widzę takiej potrzeby, ale chciałam wam wytłumaczyć brak rozdziałów przez ostatnie dwa tygodnie.
Po skończeniu egzaminów obiecałam wam rozdziały, co sobotą przez cztery tygodnie, ale to zamieniło się w o wiele więcej.
 Przez pierwsze kilka tygodni wszystko było super; ja miałam wenę a wam podobały się rozdziały. Po jakimś czasie zaczęło to się robić męczące, bo jak niektórzy z was wiedzą, piszę trzy opowiadania, więc dla mnie to oznaczało pisanie trzech rozdziałów tygodniowo. Niewyobrażalnie sobie, jakie to jest trudne.
 Przez dwa miesiące jedyne, co robiłam to rano szłam do szkoły, po powrocie z grubsza robiłam lekcje, brałam się za pisanie rozdziałów, szłam spać i następnego dnia to samo. Tak wyglądał mój grafik dnia przez dwa miesiące; nie robiłam nic poza pisaniem.
 W tydzień, którym po raz ostatni pojawił się rozdział byłam już tak zmęczona, że myślałam, że padnę z wykończenia, bo czasami zdarzało się, że siedziałam do czwartej nad ranem tylko, dlatego aby dokończyć rozdział na czas.
 W końcu powiedziałam sobie dosyć i podjęłam decyzję, że zrobię sobie tydzień wolnego; zero pisania. Jeden tydzień zmienił się w dwa tygodnie, ale powiem wam szczerze, że naprawdę potrzebowałam tego.
 Przez to, że nie chciałam was zawieść to pisałam na siłę, ale później pomyślałam sobie, że to przecież nie powinno tak być. Nie powinno tak być, że piszę z obowiązku tylko, dlatego że to kocham a niestety właśnie tak się stało. Nidy tak nie powinno tak być, więc stąd też ta przerwa. Teraz czuję się o wiele lepiej i ponownie mogę zabrać się za pisanie.

Druga sprawa jest taka:
 W końcu przyszły długo wyczekiwane wakacje. W tym roku wyjeżdżam na całe dwa miesiące i niestety, ale nie będę miała tam internetu, co oznacza brak rozdziałów. Ale nie panikujcie, bo biorę ze sobą mojego laptopa i chcę spędzić te wakacje na pisaniu i miejmy nadzieję, że uda mi się skończyć całkowicie to opowiadanie.
 Po powrocie ponownie zacznę dodawać nowe rozdziały, co sobotę (miejmy nadzieję). Oczywiście, jeśli uda mi się gdzieś znaleźć, wifi to udostępnię coś wcześniej.


To już chyba wszystko, co chciałam wam przekazać, więc jedyne, co mi pozostało to życzyć wam wspaniałych i słonecznych wakacji. Do zobaczenia za kilka tygodni. 


sobota, 27 czerwca 2015

24. Jesteś jak bomba

- O czym ty mówisz?- Nathan puścił moje ramiona i odsunął się kilka kroków do tyłu. Zmarszczył brwi i wpatrywał się w moje buty. Wyglądało to jakby próbował to poukładać sobie w głowie. Wyglądał jakby był w jakimś transie.
 Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tłumaczyć, co widziałam kilka tygodni temu.
- W dzień postrzału, po naszej kłótni, po moim wyjściu widziałam jak wychodzi z pokoju razem z...- Nie dano mi dokończyć zdania, bo Nathan wybuchł krzykiem.
- Zamknij się! Kłamiesz! Nie chcę w ogóle tego słuchać!- Zareagował zupełnie tak jakby już wszystko miało w jego głowie sens i dotarło do niego, co mu powiedziała. Zupełnie jakby obudził się z transu, w którym przed chwilą był.
 Nie winiłam go za to, że zaczął krzyczeć; było to do przewidzenia.
- Nathan, dlaczego miałabym cię kłamać?- Zapytałam spokojnym głosem, aby jeszcze bardziej nie pogarszać tej sytuacji.
- Bo chcesz zrujnować moje życie!- Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Jak on może mnie o coś takiego w ogóle oskarżać. Przecież wie, że jest dla mnie kimś ważnym.
- Niby, dlaczego miałabym tego chcieć?- Zapytałam po raz kolejny.
- A bo ja wiem?! Robisz to odkąd się tylko tu pojawiłaś!- Muszę przyznać, że jego słowa zabolały. Nigdy bym nawet nie pomyślała o tym, aby go skrzywdzić a co dopiero zrobić to specjalnie. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak o mnie myśli.
- Nathan zależy mi na tobie i nie chcę abyś cierpiał! Powinnam ci o tym powiedzieć od razu, ale bałam się, że mnie znienawidzisz jeszcze bardziej!- Po jego słowach podniosło mi się ciśnienie i straciłam całą kontrolę nad emocjami i zaczęłam krzyczeć tak samo jak on.
- Wiesz, co powinnaś?- Zapytał retorycznie. - Przestać się wtrącać w nie swoje sprawy! I tak masz rację... Znienawidziłbym cię, bo tak teraz właśnie jest!- Jeśli myślałam, że jego ostatnie słowa były bolesne to się myliłam. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce.
 Przed chwilą mówił, że jesteśmy przyjaciółmi i nie wie, co by zrobił jakby coś mi się stało a teraz bez żadnego zawahania mówi, że mnie nienawidzi.
 Łzy cisnęły mi się do oczu, ale robiłam wszystko, aby nie płakać.
 Nathan gwałtownie się odwrócił i kierował się do wyjścia z pokoju. Szarpnął za klamkę otwierając drzwi i miał już wychodzić.
- Dlaczego ty taki jesteś?!- Krzyknęłam, na co chłopak się zatrzymał. Nie odwrócił się tylko stał nieruchomo. - Najpierw jesteś miły i fajnie jest z tobą spędzać czas a później nagle zaczynasz wrzeszczeć i jesteś wściekły na wszystkich dookoła siebie. Jesteś jak bomba... Trzeba uważać na słowa albo wybuchniesz. Co się takiego stało w twoim życiu, że tak się zmieniłeś?- Powiedziałam już nieco łagodniejszym tonem, bo wiedziałam, że krzykiem do niczego nie dojdziemy.
 Nathan bierze krzyk, jako wyzwanie. Im więcej krzyczysz to on będzie próbował cię przekrzyczeć.
- Zawsze taki byłem.- Warknął, ale nie był to krzyk. Chłopak nadal się na mnie nie spojrzał tylko gapił się przed siebie.
- Max mówił, co innego.- W tym momencie wiedziałam, że przekroczyłam linię.
 Nathan trzasnął drzwiami, na co podskoczyłam. Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłam jego wściekły wzrok, którego nigdy nie chciałabym zobaczyć.
- Max gówno wie! Nikt nic nie wie o moim życiu! Wszyscy myślą, że mnie znają a tak naprawdę wiedzą to, co chcę żeby wiedzieli! A wiedzą same kłamstwa!- Wiele razy się kłóciliśmy i wiele razy widziałam go wściekłego, ale jeszcze nigdy do tego stopnia.
Sykes cały czas wymachiwał rękoma aż w końcu wskazał na mnie palcem i zaczął zbliżać się w moją stronę. - Ty też cały czas powtarzasz, że mnie znasz i że jestem inny! Tu cię rozczaruję cukiereczku! Taki jestem i jest mi z tym dobrze! Pogódź się z tym albo wynocha!- Stał kilka kroków przede mną. Nie wiedziałam, co mam dalej robić, więc szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Miałam już wychodzić, ale zatrzymałam się w połowie kroku i z powrotem spojrzałam się w jego stronę.
 Nathan cały czas mi się przyglądał.
 Wiem, że powinnam już stąd wyjść i nie ciągnąć tej rozmowy, ale jednak postanowiłam powiedzieć jeszcze ostatnie słowo.
-To musi być straszne, co nie?- Spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym współczucia.
-Niby, co?- Wzruszył ramionami i zmarszczył brwi.
-Nie wiedzieć, co to znaczy miłość.- Powiedziałam krótko. Z powrotem zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego całym ciałem. - Nie wiedzieć jak kochać ani jak to jest być kochanym. Brakuje ci tego uczucia, dlatego tak się zachowujesz.- Na moje słowa Nathan się zdenerwował po raz kolejny.  Podszedł do mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Z dużą siłą popchnął mnie na ścianę i złapał mocno za ramię.
 Muszę przyznać, że w tym momencie byłam przerażona.
- Nathan proszę puść. To boli, słyszysz?- Chłopak ani myślał poluźnić uścisk. Łzy powoli zaczęły spływać mi po policzku.
- Nic nie wiesz o moich uczuciach.- Powiedział przez zaciśnięte zęby i jeszcze bardziej zacisnął uścisk, na co skrzywiłam się z bólu.
- Ale wiem, czego ci brakuje i wiem że boisz się tego uczucia dlatego od niego uciekasz.- Patrzyłam mu się prosto w oczy, chociaż było to trudne z powodu bólu, jaki czułam.
 Nathan chyba w końcu zobaczył ból w moich ozach, bo poluźnił uścisk aż w końcu całkowici puścił moje ramie jednak nadal w jego oczach widziałam wściekłość. Było coś jeszcze, ale nie wiedziałam, co to jest.
 Staliśmy tak w ciszy i wpatrywaliśmy się w siebie.
 W pewnym momencie nasze oczy przecięły się wzrokiem pełnym... Właśnie, pełnym, czego? Miłości? Nienawiści? W tym momencie nie dało się tego stwierdzić. Wiedziałam tylko, że nie okazywały tego, co wcześniej; zero agresji, zero bólu.
 Patrzyliśmy się tak na siebie kilka sekund może minut aż wreszcie chłopak lekko się pochylił. Czułam ciepły oddech swojego towarzysza na swoim mokrym od płaczu policzku. Wzdrygnęłam się.
 Musnął moje usta swoimi wargami. Były słodkie zupełnie tak jak to sobie wyobrażałam.
 Oboje byliśmy jak w transie. Nathan jedną rękę położył na moim policzku a drugą na moim biodrze przyciskając mnie jeszcze bliżej siebie.

 Już po chwili nasze języki splotły się w namiętnym pocałunku. Przylgnęliśmy do siebie, całkowicie zatraceni w swoich uczuciach.

~~*~~

Przepraszam, że rozdział w tym tygodniu jest taki krótki, ale uznałam, że to jest dobry moment na zakończenie. W końcu pojawił się ten rozdział na który większość (jeśli nie wszyscy) czekali. 

sobota, 20 czerwca 2015

23. Przepraszam

Drzwi otworzyły się z wielką siłą i z samochodu wysiadł Nathan z bronią w ręku wycelowaną w stronę Justina.
- Zostaw ją!- Krzyknął.
 W jego oczach mogłam wyczytać wściekłość, która zaraz zmieniła się w strach, kiedy Justin zasłonił się moim ciałem i przyłożył mi pistolet do głowy. Byłam przerażona. Zaczęłam się trząść a mój oddech przyśpieszył, ale nie płakałam. Widziałam, że nie jest to łatwa sytuacja dla Nathana a nie chciałam jej jeszcze pogarszać.
 To zabawne, że martwię się o niego, kiedy to właśnie ja miałam przyłożony pistolet do skroni.
- No proszę! Spójrzcie, kto nas zaszczycił odwiedzić. Cały tydzień zajęło ci dotarcie tutaj? - Justin się zaśmiał.
 Nagle drzwi od strony pasażera otwarły się i z samochodu wysiadł Max. Był o wiele spokojniejszy niż Nathan, ale po jego posturze ciała wiedziałam, że jest wściekły.
 Zastanawiałam się, co on w ogóle tu robi skoro urywamy się tutaj między innymi przed nim.
- O no proszę. Przywiozłeś kolegę. Muszę cię zasmucić, bo się trochę spóźniliście. Ta prześliczna dziewczyna idzie ze mną a wy nam dacie odjechać.-
- Powiedziałem zostaw ją.- Nathan powiedział przez zaciśnięte zęby. Nadal celował bronią w stronę Justina, ale zauważyłam, że zaczęła mu się trząść ręka, co próbował zatrzymać przez trzymanie broni dwoma dłońmi.
- Bo co mi zrobisz? Zastrzelisz mnie? Zaryzykowałbyś życie tej oto tu dziewczyny?- Chociaż że nie widziałam twarzy Justina to wiedziałam, że się uśmiecha. - Widzę, że zależy ci na niej niż tak naprawdę powinno.-
 Na te słowa Nathan od zabezpieczył broń, co mnie przeraziło. To mogło tylko oznaczać jedno... Jest gotowy do strzału.
- No dawaj. Strzelaj. Tylko ostrzegam, że jeśli ja pójdę na dno to ona razem ze mną.- Tak samo jak wcześniej Nathan, Justin od zabezpieczył pistolet. - No strzelaj!- Krzyknął, na co się wzdrygnęłam.
- Nathan nie rób tego!- Znalazłam odwagę, aby się odezwać. - Nie strzelaj. Proszę cię.- Przypomniałam sobie, co mówiła Selena kilka dni temu. - On nie jest wart twojego sumienia. Proszę cię nie rób tego. Dla mnie?- Chciałam, aby Nathan wydostał się z tego życia i chciałam mu w tym pomóc. Nie chcę, aby miał kolejną osobę na sumieniu i to jeszcze przeze mnie.
- No właśnie Nathan nie rób tego.- Justin powiedział naśladując mój głos. To było pierwszy raz, kiedy użył jego imienia. - Pozwól nam odejść i wtedy nikomu nic się nie stanie.-
- Proszę.- Powiedziałam łamiącym się głosem.
 Nathan jeszcze trochę się zastanawiał, ale w końcu pomału opuścił broń. Widziałam ból w jego oczach. Po raz pierwszy nie wiedział, co ma zrobić i był bez silny.
- Co ty wyprawiasz!- Krzyknął Max odzywając się po raz pierwszy. - Strzelaj idioto!- Na jego słowa, Nathan ponownie uniósł broń i wcelował w Justina, ale nie strzelał; jego ręce trzęsły się jak galareta. Nigdy jeszcze go takiego nie widziałam. Nie mógł opanować swoich rąk, co utrudniało mu celowanie.
- Proszę cię. Jaki ty jesteś żałosny. Pożegnaj się ze swoją Tess.- Justin położył palec na spuście i usłyszeliśmy głośny huk. Ktoś wystrzelił z pistoletu, ale wiedziałam, że to nie Nathan, ponieważ on sam stał w szoku oraz że to nie był Justin, bo nadal stałam żywa. Oboje spojrzeliśmy się na Maxa, który trzymał broń w ręku. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyciągnął.
 Zesztywniałam, kiedy poczułam jak ciało Justina osuwa się o moje. Bałam się tego widoku, ale pomału odwróciłam się w stronę ciała.
 Leżał na ziemi w plamie krwi, która cały czas się powiększała. Max trafił mu między oczy, które cały czas miał otwarte. Zakryłam usta dłonią, bo był to okropny widok. Chociaż że nienawidziłam Justina to nadal nie mogłam uwierzyć, że nie żyje. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie patrzę na martwe ciało mojego byłego chłopaka. Chłopaka, którego kiedyś myślałam, że kocham i który kiedyś był moim księciem z bajki.
 Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Na jego dotyk podskoczyłam, po czym gwałtownie się odwróciłam i spotkałam zmartwiony wzrok Sykesa.
- Już po wszystkim.- Powiedział uspokajająco.
 Patrzyłam się na niego w ciszy aż w końcu moje emocje wzięły górą i zaczęłam płakać. Natychmiast wtuliłam się w klatkę piersiową Nathana a on nie protestował tylko przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że mnie tu nie było. Nic ci już nie grozi.- Zaczął gładzić mnie po włosach, aby mnie uspokoić. - Już nigdy więcej nie spuszczę cię z oka. Obiecuję.- Jeszcze bardziej się w niego wtuliłam, jeśli to jeszcze było możliwe a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Co to miało być Sykes!- Odsunęłam się od Nathana i oboje spojrzeliśmy na wściekłego Maxa. - Gdyby nie ja to by ją zastrzelił! Co się ostatnio z tobą dzieję? Nigdy się nie zastanawiasz nad naciśnięciem spustu. Nie poznaję cię ostatnio Sykes!- Max powtórzył to samo, co ostatnio mówiła mi Sel.
- A co jeślibym spudłował?!- Odkrzyknął Nathan. Już wiedziałam, że będzie z tego wielka kłótnia, ale nie miałam na tyle siły, aby się wtrącać.
- Może gdyby to Jay miały strzelać to bym się martwił. Ta ciamajda potyka się o własne nogi, ale ty? Ty nigdy nie pudłujesz.-
 Z tej całej sytuacji nie rozumiałam tylko jednego... Dlaczego Max mnie uratował? Przecież mógł pozwolić Justinowi mnie zabić to wtedy miałby mnie z głowy. Nathana pewnie też. I jeszcze teraz ta kłótnia. Czy to jest jakiś kolejny z jego planów? Jay mówił, że Max jest bystrzejszy niż myślimy.
- Może ty byłeś gotowy podjąć to ryzyko, ale ja nie! A teraz zejdź ze mnie i zajmij się swoimi sprawami!- Nathan podszedł do łysego i był gotowy do walki.
- Hej chłopaki dajcie spokój!- Usłyszeliśmy głos Jaya. Spojrzeliśmy się w stronę skąd dochodził jego głos i ujrzeliśmy loczka we własnej osobie oraz Sel. Nawet nie wiem, kiedy przyszli i jak długo tu stali. Ciekawe czy widzieli całe zajście czy dopiero, co przyszli. Ale raczej to pierwsze, bo wcale ich nie ruszyło martwe ciało Justina na ziemi.
 Jay podszedł do chłopaków, aby ich rozdzielić a Selena podbiegła do mnie i przytuliła. Nie koniecznie mi się to podobało, ale nie odsunęłam się, bo wiedziałam, że próbuje tylko pomóc. Tak naprawdę to wolałam, kiedy robił to Nathan. Wtedy czułam się bezpieczniejsza i było to uczucie, którego nie mogę opisać słowami.
- Najważniejsze, że nic się nie stało.- Kontynuował Jay i położył dłoń na ramieniu Nathana, ale ten zaraz ją zwalił.
- Nic się nie stało?! Czy wam do końca już odbiło?! Gdzie wyście byli?!- Brunet zaczął wrzeszczeć na Jaya i Selene. - Jak mogliście ją zostawić samą w domu skoro wiedzieliście, że Justin się gdzieś tu kręcił?! Gdyby nie ja to, kto wie, co mogłoby się z nią stać!- Nie lubiłam, kiedy w mojej obecności mówili o mnie w trzeciej osobie. Tak w ogóle ta cała sytuacja mi się nie podobała. Przecież to są przyjaciele a w tym momencie mogliby się pozabijać. Wiedziałam, że jeśli im przeszkodzę to będzie to się ciągłą przez kolejne kilka tygodni, więc stałam cicho i pozwoliłam im się wykłócić i powiedzieć wszystko, co im leży na sercu.
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Ty też nie byłeś najlepszym opiekunem! Skoro uważasz, że jesteśmy tacy źli w tej roli to gdzie byłeś?!- Jaya też poniosły emocję i zaczął się bronić krzykiem.
- Załatwiałem swoje sprawy! Poza tym ufałem wam! Myślałem, że mogę wam zaufać na tyle, aby oddać jej bezpieczeństwo i życie w wasze ręce! Jak widać się myliłem!- Nie przestawał krzyczeć, więc Selena wzięła sprawy w swoje ręce.
- Znaleźliśmy jakieś poszlaki, więc myśleliśmy, że w końcu go znaleźliśmy. Okazało się, że prowadziły do nikąd. Zaprowadził nas w głąb lasu prawie godzinę stąd.- Wytłumaczyła spokojnym głosem, aby uspokoić tą całą sytuację, ale niestety nie podziałało. Nathan był jak w jakimś transie.
- Nie no świetnie! Daliście się wykiwać amatorowi!- Nathan zaczął sarkastycznie bić im brawo.- Nie pomyśleliście, że jest to dość podejrzane, że po tygodniu bez żadnego problemu znaleźliście jakiś ślad? Następnym razem ruszcie mózgami, bo ktoś może zapłacić życiem!- Nathan zaczął wymachiwać rękoma.
 Z jednej strony rozumiałam jego zdenerwowanie, bo w końcu jest za mnie odpowiedzialny, ale z drugiej strony uważam, że trochę przesadza i tak naprawdę to nie jest niczyja wina. To mogło się wydarzyć nawet gdyby Nathan był tu z nami. To było nie uniknione. Może tak jak Nathan powiedział, Justin był amatorem, ale do głupich nie należał; umiał główkować i nie zdziwiłabym się gdyby nawet wykiwał Nathana.
- Nathan wystarczy.- Powiedziałam prawie szeptem, ale na tyle głośno, że Nathan mnie usłyszał i zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Tess ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji. Coś mogło ci się stać.- Patrzył się na mnie ciepłym wzrokiem, chociaż że przed sekundą mógł nim zabijać.
- Rozumiem i jestem tego świadoma, ale co się stało już się nie odstanie. Bez sensu to wszystko ciągnąć w nieskończoność. Poza tym to nie jest ich wina. Jeśli masz już na nich wrzeszczeć to na mnie też musisz, bo to ja nie pozwoliłam iść Jayowi samemu. To częściowo jest też i moja wina.-
- Tess.- Powiedział zrezygnowanym głosem. Miał już szukać jakiegoś pretekstu, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Nathan.- Powiedziałam bardziej stanowczym głosem.
 Nathan westchnął i chwilę myślał pocierając dłońmi swoją twarz.
- Dobra. Jay, Sel i Max wywieźcie ciało Justina jak najdalej stąd. Ja zostanę tu z Tess.- Wydał polecenia.
- A dlaczego niby my mamy odrabiać brudną robotę?- Oburzył się Max.
- Bo od tej pory tylko ja będę się zajmował Tess. Tylko przy mnie mam pewność, że nic się jej nie stanie.- Sykes podszedł do mnie i zaczął prowadzić w stronę domku. Nie protestowałam tylko szłam tam gdzie minie prowadził. Szliśmy na tyle, blisko że dotykaliśmy się ramionami. Brakowało mi jego bliskości nawet, jeśli znaczyło to tylko iść koło niego. Taka bliskość mi stanowczo wystarczała.
- Czy aby na pewno? Po tym, co widziałem kilka minut temu to szczerzę wątpię.- Nathan zatrzymał się i chciał już coś powiedzieć, ale złapałam go za rękę i chłopak się na mnie spojrzał.
- Nie warto.- Powiedziałam na tyle cicho, aby tylko on mnie usłyszał.
 Chłopak pokiwał głową i nie zareagował na słowa Maxa, chociaż wiedziałam, że brunet ma ochotę coś mu zrobić.
 Zapadła długa głucha cisza, ale Selena ją przerwała.
- Dobra zbieramy się.- Powiedziała i popędziła chłopaków do roboty.
 Nie chciałam już dłużej patrzeć na martwe ciało Justina, więc Nathan zaprowadził mnie do środka. Lekko popychał mnie w stronę domku i nie pozwalał mi się odwrócić, aby oszczędzić mi tego widoku.

Nathan otworzył mi drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam do środka a chłopak zaraz za mną, zamykając za nami drzwi.
 Poszłam na górę do mojego pokoju i stanęłam na jego środku odwrócona plecami do wejścia i czekałam na chłopaka. Kiedy usłyszałam kroki odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na biodrach. Nathan oparł się o framugę i czekał aż coś powiem.  
- Gdzieś ty się podziewał?- Nie krzyczałam, ale powiedziałam to w nerwach. Niech nie myśli sobie, że tak po prostu o tym wszystkim zapomnę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżyłam tyle stresu, co przez ten tydzień.
- Byłem u Cher. Musiałem... Coś załatwić.- Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, na co opadły mi ręce.
- No tak ona i wasze zachcianki są ważniejsze od tego się tu działo.- To było pierwsze, co mi przyszło do głowy. Bo niby, dlaczego niby miałby się spotykać z Cher? Muszę przyznać, że na jego słowa zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- To nie to, co myślisz.- Pokręcił głową i zaśmiał się.
 Nie mogłam uwierzyć, że jego to bawi.
- Czy ty wiesz, przez co ja przeszłam? I nie chodzi mi o dzisiejszy dzień. Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Myślałam, że coś ci się stało!- Ostatnie zdanie wykrzyczałam.
 Kto by pomyślał, że kilka minut temu między nami wszystko było okay i tak w krótkim czasie podniósł mi ciśnienie.
- Przepraszam okay?- On też podniósł głos, ale nie na taką skalę, co ja.
 Zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
- Przepraszam? I ty myślisz, że jedno przepraszam...- Przerwałam w połowie zdania, bo po zrobieniu kilku kroków zobaczyłam, w jakim on jest stanie. - O boże, co ci się stało?- Dopiero teraz zauważyłam, że ma podbite oko i rozwaloną wargę.
 Stałam osłupiała i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Przecież ślepy by to zauważył.
- To nic takiego. Nie martw się nic mi nie jest.- Nathan odepchnął się od framugi i zaczął zbliżać się w moją stronę. Na sposób, w jaki się poruszał dostałam jeszcze większego szoku.
- Ty kulejesz. Nathan, co się stało? Boże miałam rację, że coś jest z tobą nie tak.- Złapałam się za głowę i zaczęłam ciągnąć się za włosy. Nathan pokuśtykał do mnie i złapał moje ręce w jego abym przestała.
- Tess spokojnie. Uwierz mi to nic takiego. Ważne, że tobie nic nie jest. Chyba bym nie przeżył gdyby coś ci się stało.- Stał na tyle, blisko że czułam jego oddech na moich policzkach.
 Kiedyś miałam wątpliwości, co to tego czy Nathanowi na mnie zależy lub robi to wszystko tylko, dlatego że jest za mnie odpowiedzialny, ale teraz wiem, że zależy mu na mnie, chociaż odrobinę.
- Ja też bym nie przeżyła gdyby coś ci się stało.- Mój wzrok błądził po jego twarzy. Starałam się trzymać mój wzrok na jego oczach, ale nie mogłam powstrzymać się przed kierowaniem wzroku na jego usta. Stał tak, blisko, że nie mogłam się skupić na niczym innym tylko na tym. Tak bardzo chciałam poczuć ich dotyk na moich i poczuć ich smak.
 Z moich rozmyślań wyrwał mnie chłopak.  
- Dlaczego się tak o mnie martwisz? To przecież ciebie prawie dzisiaj zastrzelili.- Zaśmiał się, na co ja też zachichotałam.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Prawda?- Zapytałam się dla upewnienia.
- Tak.- Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Zabrałam swoją rękę z jego uścisku i położyłam ją na jego policzku. Kciukiem przejechałam blisko jego podbitego oka. Nathan położył swoją rękę na mojej nadal trzymając ją na jego policzku. - A to naprawdę nic takiego. Kilka kolesi mnie dopadło. Uwierz mi, może na takiego wyglądam, ale nie jestem najsilniejszy. Niestety są o wiele silniejsi ode mnie.- Chłopak odwrócił tą całą sytuację w żart.
- No, co ty nie powiesz?- Zaśmiałam się i zabrałam swoją rękę.
- Ale powiedz mi jak się czujesz? Nic ci nie jest?- Zapytał mnie i dokładnie się mi przyglądał.
- Nic mi nie będzie, jeśli mi obiecasz, że już mnie tak nie zostawisz.- Ponownie się w niego wtuliłam i tak samo jak wcześniej chłopak jeszcze bardziej mnie do siebie przycisnął i oparł swoją brodę na moim czubku głowy.
- Obiecuję. Nie opuszczę cię na krok. Od teraz będę wszędzie tam gdzie ty. Będę nieusuwalny jak wrzut na tyłku.- Oboje się zaśmieliśmy.
- Jakie miłe porównanie.- Zachichotałem jeszcze raz.
 Staliśmy tak w miłej ciszy, ale musiałam ją przerwać, bo męczyło mnie jedno pytanie. - Nathan?-
- Tak?- Odezwał się nie odsuwając się ode mnie.
- Co Max z tobą robił i dlaczego go tu przywiozłeś skoro między innymi się przed nim ukrywaliśmy?-
 Nathan długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Myślałam nawet, że mi nie odpowie, ale w końcu się odezwał.
- Max był w pobliżu, kiedy dopadli mnie ci kolesie. Pomógł mi i kiedy wracaliśmy odsłuchałem twojej wiadomości i oddzwoniłem. Po tym jak usłyszałem strzały to miałem gdzieś, że Max jest ze mną... Po prostu chciałem tu się znaleźć jak najszybciej. Nie martw się coś się wymyśli i nie dowie się, co tu tak naprawdę robimy.- Upewnił mnie chłopak.
 Nie chciałam, aby Max wiedział o tym, co tu robimy, bo ani trochę mu nie ufam. Nawet po tym, co zrobił dzisiaj to i tak wiem, że na niego trzeba uważać.
- Co w ogóle chcieli od ciebie ci kolesie?- Zadałam kolejne pytanie.
- To nie ważne.- Z własnego doświadczenia wiedziałam, że jak Nathan mówi "nie ważne" to żeby na niego nie naciskać, bo to się skończy kłótnią a nie chciałam tego, więc dałam spokój. Może kiedyś mi powie lub naprawdę to nie było nic takiego i bez sensu się tym przejmuję.
 Ponownie staliśmy tak w ciszy. Żadne z nas nie myślało o tym, aby się ruszyć. Oboje korzystaliśmy z tej miłej chwili.
 Zaczęłam myśleć nad tym, co jest między nami. Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają i nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Cały czas mnie męczyła ta sprawa z Cher. Męczyło mnie to, że wiem o czymś, o czym on nie.
 Na początku nie chciałam mu mówić, bo myślałam, że tak będzie dla niego najlepiej, ale teraz mam, co do tego wątpliwości.
 W pewnym momencie odsunęłam się od niego jak od ognia. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Nathan muszę ci coś powiedzieć. Wiem o tym od jakiegoś czasu, ale bałam ci się o tym powiedzieć, bo bałam się, że mnie jeszcze bardziej znienawidzisz, ale źle się z tym czuję, że tak cię oszukuje i w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- Mówiłem na jednym wydechu. Denerwowałam się mu o tym powiedzieć, ale uznałam, że on musi o tym wiedzieć.
- Tess zwolnij i powiedz mi, co się stało.- Nathan podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Tylko proszę cię nie znienawidź mnie za to, że się wtrącam lub za to, że ci nie powiedziałam o tym wcześniej.- Znowu słowa same opuszczały moje usta bez żadnej przerwy na oddech. Zaczęłam wymachiwać rękoma, co utrudniało Nathanowi trzymanie mnie.
- Tess!- Krzyknął, co sprawiło, że się uspokoiłam. -Pomału.- Powiedział już normalnym tonem głosu i uważnie mi się przyglądał.
 Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Bałam się to zrobić. Bałam się, że znowu mnie znienawidzi za to, że się wtrącam, ale może mnie również znienawidzić za to, że mu nie powiedziałam, więc nie ważne, co zrobię jest szansa, że mnie znienawidzi.
 W końcu wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu się prosto w oczy abym mogła coś z nich wyczytać po tym jak już mu powiem.

- Cher cię zdradza.-