sobota, 20 czerwca 2015

23. Przepraszam

Drzwi otworzyły się z wielką siłą i z samochodu wysiadł Nathan z bronią w ręku wycelowaną w stronę Justina.
- Zostaw ją!- Krzyknął.
 W jego oczach mogłam wyczytać wściekłość, która zaraz zmieniła się w strach, kiedy Justin zasłonił się moim ciałem i przyłożył mi pistolet do głowy. Byłam przerażona. Zaczęłam się trząść a mój oddech przyśpieszył, ale nie płakałam. Widziałam, że nie jest to łatwa sytuacja dla Nathana a nie chciałam jej jeszcze pogarszać.
 To zabawne, że martwię się o niego, kiedy to właśnie ja miałam przyłożony pistolet do skroni.
- No proszę! Spójrzcie, kto nas zaszczycił odwiedzić. Cały tydzień zajęło ci dotarcie tutaj? - Justin się zaśmiał.
 Nagle drzwi od strony pasażera otwarły się i z samochodu wysiadł Max. Był o wiele spokojniejszy niż Nathan, ale po jego posturze ciała wiedziałam, że jest wściekły.
 Zastanawiałam się, co on w ogóle tu robi skoro urywamy się tutaj między innymi przed nim.
- O no proszę. Przywiozłeś kolegę. Muszę cię zasmucić, bo się trochę spóźniliście. Ta prześliczna dziewczyna idzie ze mną a wy nam dacie odjechać.-
- Powiedziałem zostaw ją.- Nathan powiedział przez zaciśnięte zęby. Nadal celował bronią w stronę Justina, ale zauważyłam, że zaczęła mu się trząść ręka, co próbował zatrzymać przez trzymanie broni dwoma dłońmi.
- Bo co mi zrobisz? Zastrzelisz mnie? Zaryzykowałbyś życie tej oto tu dziewczyny?- Chociaż że nie widziałam twarzy Justina to wiedziałam, że się uśmiecha. - Widzę, że zależy ci na niej niż tak naprawdę powinno.-
 Na te słowa Nathan od zabezpieczył broń, co mnie przeraziło. To mogło tylko oznaczać jedno... Jest gotowy do strzału.
- No dawaj. Strzelaj. Tylko ostrzegam, że jeśli ja pójdę na dno to ona razem ze mną.- Tak samo jak wcześniej Nathan, Justin od zabezpieczył pistolet. - No strzelaj!- Krzyknął, na co się wzdrygnęłam.
- Nathan nie rób tego!- Znalazłam odwagę, aby się odezwać. - Nie strzelaj. Proszę cię.- Przypomniałam sobie, co mówiła Selena kilka dni temu. - On nie jest wart twojego sumienia. Proszę cię nie rób tego. Dla mnie?- Chciałam, aby Nathan wydostał się z tego życia i chciałam mu w tym pomóc. Nie chcę, aby miał kolejną osobę na sumieniu i to jeszcze przeze mnie.
- No właśnie Nathan nie rób tego.- Justin powiedział naśladując mój głos. To było pierwszy raz, kiedy użył jego imienia. - Pozwól nam odejść i wtedy nikomu nic się nie stanie.-
- Proszę.- Powiedziałam łamiącym się głosem.
 Nathan jeszcze trochę się zastanawiał, ale w końcu pomału opuścił broń. Widziałam ból w jego oczach. Po raz pierwszy nie wiedział, co ma zrobić i był bez silny.
- Co ty wyprawiasz!- Krzyknął Max odzywając się po raz pierwszy. - Strzelaj idioto!- Na jego słowa, Nathan ponownie uniósł broń i wcelował w Justina, ale nie strzelał; jego ręce trzęsły się jak galareta. Nigdy jeszcze go takiego nie widziałam. Nie mógł opanować swoich rąk, co utrudniało mu celowanie.
- Proszę cię. Jaki ty jesteś żałosny. Pożegnaj się ze swoją Tess.- Justin położył palec na spuście i usłyszeliśmy głośny huk. Ktoś wystrzelił z pistoletu, ale wiedziałam, że to nie Nathan, ponieważ on sam stał w szoku oraz że to nie był Justin, bo nadal stałam żywa. Oboje spojrzeliśmy się na Maxa, który trzymał broń w ręku. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyciągnął.
 Zesztywniałam, kiedy poczułam jak ciało Justina osuwa się o moje. Bałam się tego widoku, ale pomału odwróciłam się w stronę ciała.
 Leżał na ziemi w plamie krwi, która cały czas się powiększała. Max trafił mu między oczy, które cały czas miał otwarte. Zakryłam usta dłonią, bo był to okropny widok. Chociaż że nienawidziłam Justina to nadal nie mogłam uwierzyć, że nie żyje. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie patrzę na martwe ciało mojego byłego chłopaka. Chłopaka, którego kiedyś myślałam, że kocham i który kiedyś był moim księciem z bajki.
 Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Na jego dotyk podskoczyłam, po czym gwałtownie się odwróciłam i spotkałam zmartwiony wzrok Sykesa.
- Już po wszystkim.- Powiedział uspokajająco.
 Patrzyłam się na niego w ciszy aż w końcu moje emocje wzięły górą i zaczęłam płakać. Natychmiast wtuliłam się w klatkę piersiową Nathana a on nie protestował tylko przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że mnie tu nie było. Nic ci już nie grozi.- Zaczął gładzić mnie po włosach, aby mnie uspokoić. - Już nigdy więcej nie spuszczę cię z oka. Obiecuję.- Jeszcze bardziej się w niego wtuliłam, jeśli to jeszcze było możliwe a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Co to miało być Sykes!- Odsunęłam się od Nathana i oboje spojrzeliśmy na wściekłego Maxa. - Gdyby nie ja to by ją zastrzelił! Co się ostatnio z tobą dzieję? Nigdy się nie zastanawiasz nad naciśnięciem spustu. Nie poznaję cię ostatnio Sykes!- Max powtórzył to samo, co ostatnio mówiła mi Sel.
- A co jeślibym spudłował?!- Odkrzyknął Nathan. Już wiedziałam, że będzie z tego wielka kłótnia, ale nie miałam na tyle siły, aby się wtrącać.
- Może gdyby to Jay miały strzelać to bym się martwił. Ta ciamajda potyka się o własne nogi, ale ty? Ty nigdy nie pudłujesz.-
 Z tej całej sytuacji nie rozumiałam tylko jednego... Dlaczego Max mnie uratował? Przecież mógł pozwolić Justinowi mnie zabić to wtedy miałby mnie z głowy. Nathana pewnie też. I jeszcze teraz ta kłótnia. Czy to jest jakiś kolejny z jego planów? Jay mówił, że Max jest bystrzejszy niż myślimy.
- Może ty byłeś gotowy podjąć to ryzyko, ale ja nie! A teraz zejdź ze mnie i zajmij się swoimi sprawami!- Nathan podszedł do łysego i był gotowy do walki.
- Hej chłopaki dajcie spokój!- Usłyszeliśmy głos Jaya. Spojrzeliśmy się w stronę skąd dochodził jego głos i ujrzeliśmy loczka we własnej osobie oraz Sel. Nawet nie wiem, kiedy przyszli i jak długo tu stali. Ciekawe czy widzieli całe zajście czy dopiero, co przyszli. Ale raczej to pierwsze, bo wcale ich nie ruszyło martwe ciało Justina na ziemi.
 Jay podszedł do chłopaków, aby ich rozdzielić a Selena podbiegła do mnie i przytuliła. Nie koniecznie mi się to podobało, ale nie odsunęłam się, bo wiedziałam, że próbuje tylko pomóc. Tak naprawdę to wolałam, kiedy robił to Nathan. Wtedy czułam się bezpieczniejsza i było to uczucie, którego nie mogę opisać słowami.
- Najważniejsze, że nic się nie stało.- Kontynuował Jay i położył dłoń na ramieniu Nathana, ale ten zaraz ją zwalił.
- Nic się nie stało?! Czy wam do końca już odbiło?! Gdzie wyście byli?!- Brunet zaczął wrzeszczeć na Jaya i Selene. - Jak mogliście ją zostawić samą w domu skoro wiedzieliście, że Justin się gdzieś tu kręcił?! Gdyby nie ja to, kto wie, co mogłoby się z nią stać!- Nie lubiłam, kiedy w mojej obecności mówili o mnie w trzeciej osobie. Tak w ogóle ta cała sytuacja mi się nie podobała. Przecież to są przyjaciele a w tym momencie mogliby się pozabijać. Wiedziałam, że jeśli im przeszkodzę to będzie to się ciągłą przez kolejne kilka tygodni, więc stałam cicho i pozwoliłam im się wykłócić i powiedzieć wszystko, co im leży na sercu.
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Ty też nie byłeś najlepszym opiekunem! Skoro uważasz, że jesteśmy tacy źli w tej roli to gdzie byłeś?!- Jaya też poniosły emocję i zaczął się bronić krzykiem.
- Załatwiałem swoje sprawy! Poza tym ufałem wam! Myślałem, że mogę wam zaufać na tyle, aby oddać jej bezpieczeństwo i życie w wasze ręce! Jak widać się myliłem!- Nie przestawał krzyczeć, więc Selena wzięła sprawy w swoje ręce.
- Znaleźliśmy jakieś poszlaki, więc myśleliśmy, że w końcu go znaleźliśmy. Okazało się, że prowadziły do nikąd. Zaprowadził nas w głąb lasu prawie godzinę stąd.- Wytłumaczyła spokojnym głosem, aby uspokoić tą całą sytuację, ale niestety nie podziałało. Nathan był jak w jakimś transie.
- Nie no świetnie! Daliście się wykiwać amatorowi!- Nathan zaczął sarkastycznie bić im brawo.- Nie pomyśleliście, że jest to dość podejrzane, że po tygodniu bez żadnego problemu znaleźliście jakiś ślad? Następnym razem ruszcie mózgami, bo ktoś może zapłacić życiem!- Nathan zaczął wymachiwać rękoma.
 Z jednej strony rozumiałam jego zdenerwowanie, bo w końcu jest za mnie odpowiedzialny, ale z drugiej strony uważam, że trochę przesadza i tak naprawdę to nie jest niczyja wina. To mogło się wydarzyć nawet gdyby Nathan był tu z nami. To było nie uniknione. Może tak jak Nathan powiedział, Justin był amatorem, ale do głupich nie należał; umiał główkować i nie zdziwiłabym się gdyby nawet wykiwał Nathana.
- Nathan wystarczy.- Powiedziałam prawie szeptem, ale na tyle głośno, że Nathan mnie usłyszał i zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Tess ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji. Coś mogło ci się stać.- Patrzył się na mnie ciepłym wzrokiem, chociaż że przed sekundą mógł nim zabijać.
- Rozumiem i jestem tego świadoma, ale co się stało już się nie odstanie. Bez sensu to wszystko ciągnąć w nieskończoność. Poza tym to nie jest ich wina. Jeśli masz już na nich wrzeszczeć to na mnie też musisz, bo to ja nie pozwoliłam iść Jayowi samemu. To częściowo jest też i moja wina.-
- Tess.- Powiedział zrezygnowanym głosem. Miał już szukać jakiegoś pretekstu, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Nathan.- Powiedziałam bardziej stanowczym głosem.
 Nathan westchnął i chwilę myślał pocierając dłońmi swoją twarz.
- Dobra. Jay, Sel i Max wywieźcie ciało Justina jak najdalej stąd. Ja zostanę tu z Tess.- Wydał polecenia.
- A dlaczego niby my mamy odrabiać brudną robotę?- Oburzył się Max.
- Bo od tej pory tylko ja będę się zajmował Tess. Tylko przy mnie mam pewność, że nic się jej nie stanie.- Sykes podszedł do mnie i zaczął prowadzić w stronę domku. Nie protestowałam tylko szłam tam gdzie minie prowadził. Szliśmy na tyle, blisko że dotykaliśmy się ramionami. Brakowało mi jego bliskości nawet, jeśli znaczyło to tylko iść koło niego. Taka bliskość mi stanowczo wystarczała.
- Czy aby na pewno? Po tym, co widziałem kilka minut temu to szczerzę wątpię.- Nathan zatrzymał się i chciał już coś powiedzieć, ale złapałam go za rękę i chłopak się na mnie spojrzał.
- Nie warto.- Powiedziałam na tyle cicho, aby tylko on mnie usłyszał.
 Chłopak pokiwał głową i nie zareagował na słowa Maxa, chociaż wiedziałam, że brunet ma ochotę coś mu zrobić.
 Zapadła długa głucha cisza, ale Selena ją przerwała.
- Dobra zbieramy się.- Powiedziała i popędziła chłopaków do roboty.
 Nie chciałam już dłużej patrzeć na martwe ciało Justina, więc Nathan zaprowadził mnie do środka. Lekko popychał mnie w stronę domku i nie pozwalał mi się odwrócić, aby oszczędzić mi tego widoku.

Nathan otworzył mi drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam do środka a chłopak zaraz za mną, zamykając za nami drzwi.
 Poszłam na górę do mojego pokoju i stanęłam na jego środku odwrócona plecami do wejścia i czekałam na chłopaka. Kiedy usłyszałam kroki odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na biodrach. Nathan oparł się o framugę i czekał aż coś powiem.  
- Gdzieś ty się podziewał?- Nie krzyczałam, ale powiedziałam to w nerwach. Niech nie myśli sobie, że tak po prostu o tym wszystkim zapomnę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżyłam tyle stresu, co przez ten tydzień.
- Byłem u Cher. Musiałem... Coś załatwić.- Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, na co opadły mi ręce.
- No tak ona i wasze zachcianki są ważniejsze od tego się tu działo.- To było pierwsze, co mi przyszło do głowy. Bo niby, dlaczego niby miałby się spotykać z Cher? Muszę przyznać, że na jego słowa zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- To nie to, co myślisz.- Pokręcił głową i zaśmiał się.
 Nie mogłam uwierzyć, że jego to bawi.
- Czy ty wiesz, przez co ja przeszłam? I nie chodzi mi o dzisiejszy dzień. Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Myślałam, że coś ci się stało!- Ostatnie zdanie wykrzyczałam.
 Kto by pomyślał, że kilka minut temu między nami wszystko było okay i tak w krótkim czasie podniósł mi ciśnienie.
- Przepraszam okay?- On też podniósł głos, ale nie na taką skalę, co ja.
 Zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
- Przepraszam? I ty myślisz, że jedno przepraszam...- Przerwałam w połowie zdania, bo po zrobieniu kilku kroków zobaczyłam, w jakim on jest stanie. - O boże, co ci się stało?- Dopiero teraz zauważyłam, że ma podbite oko i rozwaloną wargę.
 Stałam osłupiała i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Przecież ślepy by to zauważył.
- To nic takiego. Nie martw się nic mi nie jest.- Nathan odepchnął się od framugi i zaczął zbliżać się w moją stronę. Na sposób, w jaki się poruszał dostałam jeszcze większego szoku.
- Ty kulejesz. Nathan, co się stało? Boże miałam rację, że coś jest z tobą nie tak.- Złapałam się za głowę i zaczęłam ciągnąć się za włosy. Nathan pokuśtykał do mnie i złapał moje ręce w jego abym przestała.
- Tess spokojnie. Uwierz mi to nic takiego. Ważne, że tobie nic nie jest. Chyba bym nie przeżył gdyby coś ci się stało.- Stał na tyle, blisko że czułam jego oddech na moich policzkach.
 Kiedyś miałam wątpliwości, co to tego czy Nathanowi na mnie zależy lub robi to wszystko tylko, dlatego że jest za mnie odpowiedzialny, ale teraz wiem, że zależy mu na mnie, chociaż odrobinę.
- Ja też bym nie przeżyła gdyby coś ci się stało.- Mój wzrok błądził po jego twarzy. Starałam się trzymać mój wzrok na jego oczach, ale nie mogłam powstrzymać się przed kierowaniem wzroku na jego usta. Stał tak, blisko, że nie mogłam się skupić na niczym innym tylko na tym. Tak bardzo chciałam poczuć ich dotyk na moich i poczuć ich smak.
 Z moich rozmyślań wyrwał mnie chłopak.  
- Dlaczego się tak o mnie martwisz? To przecież ciebie prawie dzisiaj zastrzelili.- Zaśmiał się, na co ja też zachichotałam.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Prawda?- Zapytałam się dla upewnienia.
- Tak.- Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Zabrałam swoją rękę z jego uścisku i położyłam ją na jego policzku. Kciukiem przejechałam blisko jego podbitego oka. Nathan położył swoją rękę na mojej nadal trzymając ją na jego policzku. - A to naprawdę nic takiego. Kilka kolesi mnie dopadło. Uwierz mi, może na takiego wyglądam, ale nie jestem najsilniejszy. Niestety są o wiele silniejsi ode mnie.- Chłopak odwrócił tą całą sytuację w żart.
- No, co ty nie powiesz?- Zaśmiałam się i zabrałam swoją rękę.
- Ale powiedz mi jak się czujesz? Nic ci nie jest?- Zapytał mnie i dokładnie się mi przyglądał.
- Nic mi nie będzie, jeśli mi obiecasz, że już mnie tak nie zostawisz.- Ponownie się w niego wtuliłam i tak samo jak wcześniej chłopak jeszcze bardziej mnie do siebie przycisnął i oparł swoją brodę na moim czubku głowy.
- Obiecuję. Nie opuszczę cię na krok. Od teraz będę wszędzie tam gdzie ty. Będę nieusuwalny jak wrzut na tyłku.- Oboje się zaśmieliśmy.
- Jakie miłe porównanie.- Zachichotałem jeszcze raz.
 Staliśmy tak w miłej ciszy, ale musiałam ją przerwać, bo męczyło mnie jedno pytanie. - Nathan?-
- Tak?- Odezwał się nie odsuwając się ode mnie.
- Co Max z tobą robił i dlaczego go tu przywiozłeś skoro między innymi się przed nim ukrywaliśmy?-
 Nathan długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Myślałam nawet, że mi nie odpowie, ale w końcu się odezwał.
- Max był w pobliżu, kiedy dopadli mnie ci kolesie. Pomógł mi i kiedy wracaliśmy odsłuchałem twojej wiadomości i oddzwoniłem. Po tym jak usłyszałem strzały to miałem gdzieś, że Max jest ze mną... Po prostu chciałem tu się znaleźć jak najszybciej. Nie martw się coś się wymyśli i nie dowie się, co tu tak naprawdę robimy.- Upewnił mnie chłopak.
 Nie chciałam, aby Max wiedział o tym, co tu robimy, bo ani trochę mu nie ufam. Nawet po tym, co zrobił dzisiaj to i tak wiem, że na niego trzeba uważać.
- Co w ogóle chcieli od ciebie ci kolesie?- Zadałam kolejne pytanie.
- To nie ważne.- Z własnego doświadczenia wiedziałam, że jak Nathan mówi "nie ważne" to żeby na niego nie naciskać, bo to się skończy kłótnią a nie chciałam tego, więc dałam spokój. Może kiedyś mi powie lub naprawdę to nie było nic takiego i bez sensu się tym przejmuję.
 Ponownie staliśmy tak w ciszy. Żadne z nas nie myślało o tym, aby się ruszyć. Oboje korzystaliśmy z tej miłej chwili.
 Zaczęłam myśleć nad tym, co jest między nami. Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają i nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Cały czas mnie męczyła ta sprawa z Cher. Męczyło mnie to, że wiem o czymś, o czym on nie.
 Na początku nie chciałam mu mówić, bo myślałam, że tak będzie dla niego najlepiej, ale teraz mam, co do tego wątpliwości.
 W pewnym momencie odsunęłam się od niego jak od ognia. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Nathan muszę ci coś powiedzieć. Wiem o tym od jakiegoś czasu, ale bałam ci się o tym powiedzieć, bo bałam się, że mnie jeszcze bardziej znienawidzisz, ale źle się z tym czuję, że tak cię oszukuje i w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- Mówiłem na jednym wydechu. Denerwowałam się mu o tym powiedzieć, ale uznałam, że on musi o tym wiedzieć.
- Tess zwolnij i powiedz mi, co się stało.- Nathan podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Tylko proszę cię nie znienawidź mnie za to, że się wtrącam lub za to, że ci nie powiedziałam o tym wcześniej.- Znowu słowa same opuszczały moje usta bez żadnej przerwy na oddech. Zaczęłam wymachiwać rękoma, co utrudniało Nathanowi trzymanie mnie.
- Tess!- Krzyknął, co sprawiło, że się uspokoiłam. -Pomału.- Powiedział już normalnym tonem głosu i uważnie mi się przyglądał.
 Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Bałam się to zrobić. Bałam się, że znowu mnie znienawidzi za to, że się wtrącam, ale może mnie również znienawidzić za to, że mu nie powiedziałam, więc nie ważne, co zrobię jest szansa, że mnie znienawidzi.
 W końcu wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu się prosto w oczy abym mogła coś z nich wyczytać po tym jak już mu powiem.

- Cher cię zdradza.- 

1 komentarz:

  1. Ty to potrafisz zakończyć rozdział! Nie dość, że przez cały czas są emocje, normalnie upakowane w każdym słowie to jeszcze urywasz w takiej chwili! Jesteś niesamowita! <3
    Nadrabiam zaległości, już lecę do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń