sobota, 27 czerwca 2015

24. Jesteś jak bomba

- O czym ty mówisz?- Nathan puścił moje ramiona i odsunął się kilka kroków do tyłu. Zmarszczył brwi i wpatrywał się w moje buty. Wyglądało to jakby próbował to poukładać sobie w głowie. Wyglądał jakby był w jakimś transie.
 Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tłumaczyć, co widziałam kilka tygodni temu.
- W dzień postrzału, po naszej kłótni, po moim wyjściu widziałam jak wychodzi z pokoju razem z...- Nie dano mi dokończyć zdania, bo Nathan wybuchł krzykiem.
- Zamknij się! Kłamiesz! Nie chcę w ogóle tego słuchać!- Zareagował zupełnie tak jakby już wszystko miało w jego głowie sens i dotarło do niego, co mu powiedziała. Zupełnie jakby obudził się z transu, w którym przed chwilą był.
 Nie winiłam go za to, że zaczął krzyczeć; było to do przewidzenia.
- Nathan, dlaczego miałabym cię kłamać?- Zapytałam spokojnym głosem, aby jeszcze bardziej nie pogarszać tej sytuacji.
- Bo chcesz zrujnować moje życie!- Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Jak on może mnie o coś takiego w ogóle oskarżać. Przecież wie, że jest dla mnie kimś ważnym.
- Niby, dlaczego miałabym tego chcieć?- Zapytałam po raz kolejny.
- A bo ja wiem?! Robisz to odkąd się tylko tu pojawiłaś!- Muszę przyznać, że jego słowa zabolały. Nigdy bym nawet nie pomyślała o tym, aby go skrzywdzić a co dopiero zrobić to specjalnie. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak o mnie myśli.
- Nathan zależy mi na tobie i nie chcę abyś cierpiał! Powinnam ci o tym powiedzieć od razu, ale bałam się, że mnie znienawidzisz jeszcze bardziej!- Po jego słowach podniosło mi się ciśnienie i straciłam całą kontrolę nad emocjami i zaczęłam krzyczeć tak samo jak on.
- Wiesz, co powinnaś?- Zapytał retorycznie. - Przestać się wtrącać w nie swoje sprawy! I tak masz rację... Znienawidziłbym cię, bo tak teraz właśnie jest!- Jeśli myślałam, że jego ostatnie słowa były bolesne to się myliłam. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce.
 Przed chwilą mówił, że jesteśmy przyjaciółmi i nie wie, co by zrobił jakby coś mi się stało a teraz bez żadnego zawahania mówi, że mnie nienawidzi.
 Łzy cisnęły mi się do oczu, ale robiłam wszystko, aby nie płakać.
 Nathan gwałtownie się odwrócił i kierował się do wyjścia z pokoju. Szarpnął za klamkę otwierając drzwi i miał już wychodzić.
- Dlaczego ty taki jesteś?!- Krzyknęłam, na co chłopak się zatrzymał. Nie odwrócił się tylko stał nieruchomo. - Najpierw jesteś miły i fajnie jest z tobą spędzać czas a później nagle zaczynasz wrzeszczeć i jesteś wściekły na wszystkich dookoła siebie. Jesteś jak bomba... Trzeba uważać na słowa albo wybuchniesz. Co się takiego stało w twoim życiu, że tak się zmieniłeś?- Powiedziałam już nieco łagodniejszym tonem, bo wiedziałam, że krzykiem do niczego nie dojdziemy.
 Nathan bierze krzyk, jako wyzwanie. Im więcej krzyczysz to on będzie próbował cię przekrzyczeć.
- Zawsze taki byłem.- Warknął, ale nie był to krzyk. Chłopak nadal się na mnie nie spojrzał tylko gapił się przed siebie.
- Max mówił, co innego.- W tym momencie wiedziałam, że przekroczyłam linię.
 Nathan trzasnął drzwiami, na co podskoczyłam. Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłam jego wściekły wzrok, którego nigdy nie chciałabym zobaczyć.
- Max gówno wie! Nikt nic nie wie o moim życiu! Wszyscy myślą, że mnie znają a tak naprawdę wiedzą to, co chcę żeby wiedzieli! A wiedzą same kłamstwa!- Wiele razy się kłóciliśmy i wiele razy widziałam go wściekłego, ale jeszcze nigdy do tego stopnia.
Sykes cały czas wymachiwał rękoma aż w końcu wskazał na mnie palcem i zaczął zbliżać się w moją stronę. - Ty też cały czas powtarzasz, że mnie znasz i że jestem inny! Tu cię rozczaruję cukiereczku! Taki jestem i jest mi z tym dobrze! Pogódź się z tym albo wynocha!- Stał kilka kroków przede mną. Nie wiedziałam, co mam dalej robić, więc szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Miałam już wychodzić, ale zatrzymałam się w połowie kroku i z powrotem spojrzałam się w jego stronę.
 Nathan cały czas mi się przyglądał.
 Wiem, że powinnam już stąd wyjść i nie ciągnąć tej rozmowy, ale jednak postanowiłam powiedzieć jeszcze ostatnie słowo.
-To musi być straszne, co nie?- Spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym współczucia.
-Niby, co?- Wzruszył ramionami i zmarszczył brwi.
-Nie wiedzieć, co to znaczy miłość.- Powiedziałam krótko. Z powrotem zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego całym ciałem. - Nie wiedzieć jak kochać ani jak to jest być kochanym. Brakuje ci tego uczucia, dlatego tak się zachowujesz.- Na moje słowa Nathan się zdenerwował po raz kolejny.  Podszedł do mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Z dużą siłą popchnął mnie na ścianę i złapał mocno za ramię.
 Muszę przyznać, że w tym momencie byłam przerażona.
- Nathan proszę puść. To boli, słyszysz?- Chłopak ani myślał poluźnić uścisk. Łzy powoli zaczęły spływać mi po policzku.
- Nic nie wiesz o moich uczuciach.- Powiedział przez zaciśnięte zęby i jeszcze bardziej zacisnął uścisk, na co skrzywiłam się z bólu.
- Ale wiem, czego ci brakuje i wiem że boisz się tego uczucia dlatego od niego uciekasz.- Patrzyłam mu się prosto w oczy, chociaż było to trudne z powodu bólu, jaki czułam.
 Nathan chyba w końcu zobaczył ból w moich ozach, bo poluźnił uścisk aż w końcu całkowici puścił moje ramie jednak nadal w jego oczach widziałam wściekłość. Było coś jeszcze, ale nie wiedziałam, co to jest.
 Staliśmy tak w ciszy i wpatrywaliśmy się w siebie.
 W pewnym momencie nasze oczy przecięły się wzrokiem pełnym... Właśnie, pełnym, czego? Miłości? Nienawiści? W tym momencie nie dało się tego stwierdzić. Wiedziałam tylko, że nie okazywały tego, co wcześniej; zero agresji, zero bólu.
 Patrzyliśmy się tak na siebie kilka sekund może minut aż wreszcie chłopak lekko się pochylił. Czułam ciepły oddech swojego towarzysza na swoim mokrym od płaczu policzku. Wzdrygnęłam się.
 Musnął moje usta swoimi wargami. Były słodkie zupełnie tak jak to sobie wyobrażałam.
 Oboje byliśmy jak w transie. Nathan jedną rękę położył na moim policzku a drugą na moim biodrze przyciskając mnie jeszcze bliżej siebie.

 Już po chwili nasze języki splotły się w namiętnym pocałunku. Przylgnęliśmy do siebie, całkowicie zatraceni w swoich uczuciach.

~~*~~

Przepraszam, że rozdział w tym tygodniu jest taki krótki, ale uznałam, że to jest dobry moment na zakończenie. W końcu pojawił się ten rozdział na który większość (jeśli nie wszyscy) czekali. 

sobota, 20 czerwca 2015

23. Przepraszam

Drzwi otworzyły się z wielką siłą i z samochodu wysiadł Nathan z bronią w ręku wycelowaną w stronę Justina.
- Zostaw ją!- Krzyknął.
 W jego oczach mogłam wyczytać wściekłość, która zaraz zmieniła się w strach, kiedy Justin zasłonił się moim ciałem i przyłożył mi pistolet do głowy. Byłam przerażona. Zaczęłam się trząść a mój oddech przyśpieszył, ale nie płakałam. Widziałam, że nie jest to łatwa sytuacja dla Nathana a nie chciałam jej jeszcze pogarszać.
 To zabawne, że martwię się o niego, kiedy to właśnie ja miałam przyłożony pistolet do skroni.
- No proszę! Spójrzcie, kto nas zaszczycił odwiedzić. Cały tydzień zajęło ci dotarcie tutaj? - Justin się zaśmiał.
 Nagle drzwi od strony pasażera otwarły się i z samochodu wysiadł Max. Był o wiele spokojniejszy niż Nathan, ale po jego posturze ciała wiedziałam, że jest wściekły.
 Zastanawiałam się, co on w ogóle tu robi skoro urywamy się tutaj między innymi przed nim.
- O no proszę. Przywiozłeś kolegę. Muszę cię zasmucić, bo się trochę spóźniliście. Ta prześliczna dziewczyna idzie ze mną a wy nam dacie odjechać.-
- Powiedziałem zostaw ją.- Nathan powiedział przez zaciśnięte zęby. Nadal celował bronią w stronę Justina, ale zauważyłam, że zaczęła mu się trząść ręka, co próbował zatrzymać przez trzymanie broni dwoma dłońmi.
- Bo co mi zrobisz? Zastrzelisz mnie? Zaryzykowałbyś życie tej oto tu dziewczyny?- Chociaż że nie widziałam twarzy Justina to wiedziałam, że się uśmiecha. - Widzę, że zależy ci na niej niż tak naprawdę powinno.-
 Na te słowa Nathan od zabezpieczył broń, co mnie przeraziło. To mogło tylko oznaczać jedno... Jest gotowy do strzału.
- No dawaj. Strzelaj. Tylko ostrzegam, że jeśli ja pójdę na dno to ona razem ze mną.- Tak samo jak wcześniej Nathan, Justin od zabezpieczył pistolet. - No strzelaj!- Krzyknął, na co się wzdrygnęłam.
- Nathan nie rób tego!- Znalazłam odwagę, aby się odezwać. - Nie strzelaj. Proszę cię.- Przypomniałam sobie, co mówiła Selena kilka dni temu. - On nie jest wart twojego sumienia. Proszę cię nie rób tego. Dla mnie?- Chciałam, aby Nathan wydostał się z tego życia i chciałam mu w tym pomóc. Nie chcę, aby miał kolejną osobę na sumieniu i to jeszcze przeze mnie.
- No właśnie Nathan nie rób tego.- Justin powiedział naśladując mój głos. To było pierwszy raz, kiedy użył jego imienia. - Pozwól nam odejść i wtedy nikomu nic się nie stanie.-
- Proszę.- Powiedziałam łamiącym się głosem.
 Nathan jeszcze trochę się zastanawiał, ale w końcu pomału opuścił broń. Widziałam ból w jego oczach. Po raz pierwszy nie wiedział, co ma zrobić i był bez silny.
- Co ty wyprawiasz!- Krzyknął Max odzywając się po raz pierwszy. - Strzelaj idioto!- Na jego słowa, Nathan ponownie uniósł broń i wcelował w Justina, ale nie strzelał; jego ręce trzęsły się jak galareta. Nigdy jeszcze go takiego nie widziałam. Nie mógł opanować swoich rąk, co utrudniało mu celowanie.
- Proszę cię. Jaki ty jesteś żałosny. Pożegnaj się ze swoją Tess.- Justin położył palec na spuście i usłyszeliśmy głośny huk. Ktoś wystrzelił z pistoletu, ale wiedziałam, że to nie Nathan, ponieważ on sam stał w szoku oraz że to nie był Justin, bo nadal stałam żywa. Oboje spojrzeliśmy się na Maxa, który trzymał broń w ręku. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyciągnął.
 Zesztywniałam, kiedy poczułam jak ciało Justina osuwa się o moje. Bałam się tego widoku, ale pomału odwróciłam się w stronę ciała.
 Leżał na ziemi w plamie krwi, która cały czas się powiększała. Max trafił mu między oczy, które cały czas miał otwarte. Zakryłam usta dłonią, bo był to okropny widok. Chociaż że nienawidziłam Justina to nadal nie mogłam uwierzyć, że nie żyje. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie patrzę na martwe ciało mojego byłego chłopaka. Chłopaka, którego kiedyś myślałam, że kocham i który kiedyś był moim księciem z bajki.
 Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Na jego dotyk podskoczyłam, po czym gwałtownie się odwróciłam i spotkałam zmartwiony wzrok Sykesa.
- Już po wszystkim.- Powiedział uspokajająco.
 Patrzyłam się na niego w ciszy aż w końcu moje emocje wzięły górą i zaczęłam płakać. Natychmiast wtuliłam się w klatkę piersiową Nathana a on nie protestował tylko przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że mnie tu nie było. Nic ci już nie grozi.- Zaczął gładzić mnie po włosach, aby mnie uspokoić. - Już nigdy więcej nie spuszczę cię z oka. Obiecuję.- Jeszcze bardziej się w niego wtuliłam, jeśli to jeszcze było możliwe a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Co to miało być Sykes!- Odsunęłam się od Nathana i oboje spojrzeliśmy na wściekłego Maxa. - Gdyby nie ja to by ją zastrzelił! Co się ostatnio z tobą dzieję? Nigdy się nie zastanawiasz nad naciśnięciem spustu. Nie poznaję cię ostatnio Sykes!- Max powtórzył to samo, co ostatnio mówiła mi Sel.
- A co jeślibym spudłował?!- Odkrzyknął Nathan. Już wiedziałam, że będzie z tego wielka kłótnia, ale nie miałam na tyle siły, aby się wtrącać.
- Może gdyby to Jay miały strzelać to bym się martwił. Ta ciamajda potyka się o własne nogi, ale ty? Ty nigdy nie pudłujesz.-
 Z tej całej sytuacji nie rozumiałam tylko jednego... Dlaczego Max mnie uratował? Przecież mógł pozwolić Justinowi mnie zabić to wtedy miałby mnie z głowy. Nathana pewnie też. I jeszcze teraz ta kłótnia. Czy to jest jakiś kolejny z jego planów? Jay mówił, że Max jest bystrzejszy niż myślimy.
- Może ty byłeś gotowy podjąć to ryzyko, ale ja nie! A teraz zejdź ze mnie i zajmij się swoimi sprawami!- Nathan podszedł do łysego i był gotowy do walki.
- Hej chłopaki dajcie spokój!- Usłyszeliśmy głos Jaya. Spojrzeliśmy się w stronę skąd dochodził jego głos i ujrzeliśmy loczka we własnej osobie oraz Sel. Nawet nie wiem, kiedy przyszli i jak długo tu stali. Ciekawe czy widzieli całe zajście czy dopiero, co przyszli. Ale raczej to pierwsze, bo wcale ich nie ruszyło martwe ciało Justina na ziemi.
 Jay podszedł do chłopaków, aby ich rozdzielić a Selena podbiegła do mnie i przytuliła. Nie koniecznie mi się to podobało, ale nie odsunęłam się, bo wiedziałam, że próbuje tylko pomóc. Tak naprawdę to wolałam, kiedy robił to Nathan. Wtedy czułam się bezpieczniejsza i było to uczucie, którego nie mogę opisać słowami.
- Najważniejsze, że nic się nie stało.- Kontynuował Jay i położył dłoń na ramieniu Nathana, ale ten zaraz ją zwalił.
- Nic się nie stało?! Czy wam do końca już odbiło?! Gdzie wyście byli?!- Brunet zaczął wrzeszczeć na Jaya i Selene. - Jak mogliście ją zostawić samą w domu skoro wiedzieliście, że Justin się gdzieś tu kręcił?! Gdyby nie ja to, kto wie, co mogłoby się z nią stać!- Nie lubiłam, kiedy w mojej obecności mówili o mnie w trzeciej osobie. Tak w ogóle ta cała sytuacja mi się nie podobała. Przecież to są przyjaciele a w tym momencie mogliby się pozabijać. Wiedziałam, że jeśli im przeszkodzę to będzie to się ciągłą przez kolejne kilka tygodni, więc stałam cicho i pozwoliłam im się wykłócić i powiedzieć wszystko, co im leży na sercu.
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Ty też nie byłeś najlepszym opiekunem! Skoro uważasz, że jesteśmy tacy źli w tej roli to gdzie byłeś?!- Jaya też poniosły emocję i zaczął się bronić krzykiem.
- Załatwiałem swoje sprawy! Poza tym ufałem wam! Myślałem, że mogę wam zaufać na tyle, aby oddać jej bezpieczeństwo i życie w wasze ręce! Jak widać się myliłem!- Nie przestawał krzyczeć, więc Selena wzięła sprawy w swoje ręce.
- Znaleźliśmy jakieś poszlaki, więc myśleliśmy, że w końcu go znaleźliśmy. Okazało się, że prowadziły do nikąd. Zaprowadził nas w głąb lasu prawie godzinę stąd.- Wytłumaczyła spokojnym głosem, aby uspokoić tą całą sytuację, ale niestety nie podziałało. Nathan był jak w jakimś transie.
- Nie no świetnie! Daliście się wykiwać amatorowi!- Nathan zaczął sarkastycznie bić im brawo.- Nie pomyśleliście, że jest to dość podejrzane, że po tygodniu bez żadnego problemu znaleźliście jakiś ślad? Następnym razem ruszcie mózgami, bo ktoś może zapłacić życiem!- Nathan zaczął wymachiwać rękoma.
 Z jednej strony rozumiałam jego zdenerwowanie, bo w końcu jest za mnie odpowiedzialny, ale z drugiej strony uważam, że trochę przesadza i tak naprawdę to nie jest niczyja wina. To mogło się wydarzyć nawet gdyby Nathan był tu z nami. To było nie uniknione. Może tak jak Nathan powiedział, Justin był amatorem, ale do głupich nie należał; umiał główkować i nie zdziwiłabym się gdyby nawet wykiwał Nathana.
- Nathan wystarczy.- Powiedziałam prawie szeptem, ale na tyle głośno, że Nathan mnie usłyszał i zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Tess ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji. Coś mogło ci się stać.- Patrzył się na mnie ciepłym wzrokiem, chociaż że przed sekundą mógł nim zabijać.
- Rozumiem i jestem tego świadoma, ale co się stało już się nie odstanie. Bez sensu to wszystko ciągnąć w nieskończoność. Poza tym to nie jest ich wina. Jeśli masz już na nich wrzeszczeć to na mnie też musisz, bo to ja nie pozwoliłam iść Jayowi samemu. To częściowo jest też i moja wina.-
- Tess.- Powiedział zrezygnowanym głosem. Miał już szukać jakiegoś pretekstu, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Nathan.- Powiedziałam bardziej stanowczym głosem.
 Nathan westchnął i chwilę myślał pocierając dłońmi swoją twarz.
- Dobra. Jay, Sel i Max wywieźcie ciało Justina jak najdalej stąd. Ja zostanę tu z Tess.- Wydał polecenia.
- A dlaczego niby my mamy odrabiać brudną robotę?- Oburzył się Max.
- Bo od tej pory tylko ja będę się zajmował Tess. Tylko przy mnie mam pewność, że nic się jej nie stanie.- Sykes podszedł do mnie i zaczął prowadzić w stronę domku. Nie protestowałam tylko szłam tam gdzie minie prowadził. Szliśmy na tyle, blisko że dotykaliśmy się ramionami. Brakowało mi jego bliskości nawet, jeśli znaczyło to tylko iść koło niego. Taka bliskość mi stanowczo wystarczała.
- Czy aby na pewno? Po tym, co widziałem kilka minut temu to szczerzę wątpię.- Nathan zatrzymał się i chciał już coś powiedzieć, ale złapałam go za rękę i chłopak się na mnie spojrzał.
- Nie warto.- Powiedziałam na tyle cicho, aby tylko on mnie usłyszał.
 Chłopak pokiwał głową i nie zareagował na słowa Maxa, chociaż wiedziałam, że brunet ma ochotę coś mu zrobić.
 Zapadła długa głucha cisza, ale Selena ją przerwała.
- Dobra zbieramy się.- Powiedziała i popędziła chłopaków do roboty.
 Nie chciałam już dłużej patrzeć na martwe ciało Justina, więc Nathan zaprowadził mnie do środka. Lekko popychał mnie w stronę domku i nie pozwalał mi się odwrócić, aby oszczędzić mi tego widoku.

Nathan otworzył mi drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam do środka a chłopak zaraz za mną, zamykając za nami drzwi.
 Poszłam na górę do mojego pokoju i stanęłam na jego środku odwrócona plecami do wejścia i czekałam na chłopaka. Kiedy usłyszałam kroki odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na biodrach. Nathan oparł się o framugę i czekał aż coś powiem.  
- Gdzieś ty się podziewał?- Nie krzyczałam, ale powiedziałam to w nerwach. Niech nie myśli sobie, że tak po prostu o tym wszystkim zapomnę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżyłam tyle stresu, co przez ten tydzień.
- Byłem u Cher. Musiałem... Coś załatwić.- Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, na co opadły mi ręce.
- No tak ona i wasze zachcianki są ważniejsze od tego się tu działo.- To było pierwsze, co mi przyszło do głowy. Bo niby, dlaczego niby miałby się spotykać z Cher? Muszę przyznać, że na jego słowa zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- To nie to, co myślisz.- Pokręcił głową i zaśmiał się.
 Nie mogłam uwierzyć, że jego to bawi.
- Czy ty wiesz, przez co ja przeszłam? I nie chodzi mi o dzisiejszy dzień. Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Myślałam, że coś ci się stało!- Ostatnie zdanie wykrzyczałam.
 Kto by pomyślał, że kilka minut temu między nami wszystko było okay i tak w krótkim czasie podniósł mi ciśnienie.
- Przepraszam okay?- On też podniósł głos, ale nie na taką skalę, co ja.
 Zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
- Przepraszam? I ty myślisz, że jedno przepraszam...- Przerwałam w połowie zdania, bo po zrobieniu kilku kroków zobaczyłam, w jakim on jest stanie. - O boże, co ci się stało?- Dopiero teraz zauważyłam, że ma podbite oko i rozwaloną wargę.
 Stałam osłupiała i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Przecież ślepy by to zauważył.
- To nic takiego. Nie martw się nic mi nie jest.- Nathan odepchnął się od framugi i zaczął zbliżać się w moją stronę. Na sposób, w jaki się poruszał dostałam jeszcze większego szoku.
- Ty kulejesz. Nathan, co się stało? Boże miałam rację, że coś jest z tobą nie tak.- Złapałam się za głowę i zaczęłam ciągnąć się za włosy. Nathan pokuśtykał do mnie i złapał moje ręce w jego abym przestała.
- Tess spokojnie. Uwierz mi to nic takiego. Ważne, że tobie nic nie jest. Chyba bym nie przeżył gdyby coś ci się stało.- Stał na tyle, blisko że czułam jego oddech na moich policzkach.
 Kiedyś miałam wątpliwości, co to tego czy Nathanowi na mnie zależy lub robi to wszystko tylko, dlatego że jest za mnie odpowiedzialny, ale teraz wiem, że zależy mu na mnie, chociaż odrobinę.
- Ja też bym nie przeżyła gdyby coś ci się stało.- Mój wzrok błądził po jego twarzy. Starałam się trzymać mój wzrok na jego oczach, ale nie mogłam powstrzymać się przed kierowaniem wzroku na jego usta. Stał tak, blisko, że nie mogłam się skupić na niczym innym tylko na tym. Tak bardzo chciałam poczuć ich dotyk na moich i poczuć ich smak.
 Z moich rozmyślań wyrwał mnie chłopak.  
- Dlaczego się tak o mnie martwisz? To przecież ciebie prawie dzisiaj zastrzelili.- Zaśmiał się, na co ja też zachichotałam.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Prawda?- Zapytałam się dla upewnienia.
- Tak.- Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Zabrałam swoją rękę z jego uścisku i położyłam ją na jego policzku. Kciukiem przejechałam blisko jego podbitego oka. Nathan położył swoją rękę na mojej nadal trzymając ją na jego policzku. - A to naprawdę nic takiego. Kilka kolesi mnie dopadło. Uwierz mi, może na takiego wyglądam, ale nie jestem najsilniejszy. Niestety są o wiele silniejsi ode mnie.- Chłopak odwrócił tą całą sytuację w żart.
- No, co ty nie powiesz?- Zaśmiałam się i zabrałam swoją rękę.
- Ale powiedz mi jak się czujesz? Nic ci nie jest?- Zapytał mnie i dokładnie się mi przyglądał.
- Nic mi nie będzie, jeśli mi obiecasz, że już mnie tak nie zostawisz.- Ponownie się w niego wtuliłam i tak samo jak wcześniej chłopak jeszcze bardziej mnie do siebie przycisnął i oparł swoją brodę na moim czubku głowy.
- Obiecuję. Nie opuszczę cię na krok. Od teraz będę wszędzie tam gdzie ty. Będę nieusuwalny jak wrzut na tyłku.- Oboje się zaśmieliśmy.
- Jakie miłe porównanie.- Zachichotałem jeszcze raz.
 Staliśmy tak w miłej ciszy, ale musiałam ją przerwać, bo męczyło mnie jedno pytanie. - Nathan?-
- Tak?- Odezwał się nie odsuwając się ode mnie.
- Co Max z tobą robił i dlaczego go tu przywiozłeś skoro między innymi się przed nim ukrywaliśmy?-
 Nathan długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Myślałam nawet, że mi nie odpowie, ale w końcu się odezwał.
- Max był w pobliżu, kiedy dopadli mnie ci kolesie. Pomógł mi i kiedy wracaliśmy odsłuchałem twojej wiadomości i oddzwoniłem. Po tym jak usłyszałem strzały to miałem gdzieś, że Max jest ze mną... Po prostu chciałem tu się znaleźć jak najszybciej. Nie martw się coś się wymyśli i nie dowie się, co tu tak naprawdę robimy.- Upewnił mnie chłopak.
 Nie chciałam, aby Max wiedział o tym, co tu robimy, bo ani trochę mu nie ufam. Nawet po tym, co zrobił dzisiaj to i tak wiem, że na niego trzeba uważać.
- Co w ogóle chcieli od ciebie ci kolesie?- Zadałam kolejne pytanie.
- To nie ważne.- Z własnego doświadczenia wiedziałam, że jak Nathan mówi "nie ważne" to żeby na niego nie naciskać, bo to się skończy kłótnią a nie chciałam tego, więc dałam spokój. Może kiedyś mi powie lub naprawdę to nie było nic takiego i bez sensu się tym przejmuję.
 Ponownie staliśmy tak w ciszy. Żadne z nas nie myślało o tym, aby się ruszyć. Oboje korzystaliśmy z tej miłej chwili.
 Zaczęłam myśleć nad tym, co jest między nami. Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają i nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Cały czas mnie męczyła ta sprawa z Cher. Męczyło mnie to, że wiem o czymś, o czym on nie.
 Na początku nie chciałam mu mówić, bo myślałam, że tak będzie dla niego najlepiej, ale teraz mam, co do tego wątpliwości.
 W pewnym momencie odsunęłam się od niego jak od ognia. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Nathan muszę ci coś powiedzieć. Wiem o tym od jakiegoś czasu, ale bałam ci się o tym powiedzieć, bo bałam się, że mnie jeszcze bardziej znienawidzisz, ale źle się z tym czuję, że tak cię oszukuje i w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- Mówiłem na jednym wydechu. Denerwowałam się mu o tym powiedzieć, ale uznałam, że on musi o tym wiedzieć.
- Tess zwolnij i powiedz mi, co się stało.- Nathan podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Tylko proszę cię nie znienawidź mnie za to, że się wtrącam lub za to, że ci nie powiedziałam o tym wcześniej.- Znowu słowa same opuszczały moje usta bez żadnej przerwy na oddech. Zaczęłam wymachiwać rękoma, co utrudniało Nathanowi trzymanie mnie.
- Tess!- Krzyknął, co sprawiło, że się uspokoiłam. -Pomału.- Powiedział już normalnym tonem głosu i uważnie mi się przyglądał.
 Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Bałam się to zrobić. Bałam się, że znowu mnie znienawidzi za to, że się wtrącam, ale może mnie również znienawidzić za to, że mu nie powiedziałam, więc nie ważne, co zrobię jest szansa, że mnie znienawidzi.
 W końcu wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu się prosto w oczy abym mogła coś z nich wyczytać po tym jak już mu powiem.

- Cher cię zdradza.- 

sobota, 13 czerwca 2015

22. Koniec gry

Nie wiadomo skąd, coś wleciało przez okno i rozbiło szybę. Automatycznie krzyknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi. 
- Tess! Tess, co się tam dzieję!? Tess słyszysz mnie!? Tess!- Słyszałam jak Nathan krzyczy przez telefon. Natychmiast wzięłam telefon do ręki.
- Tak jestem. Nic mi nie jest. Nie wiem, co to było. Coś wleciało do domu przez okno.- Nerwowo rozglądałam się po pokoju i szukałam przyczyny wybitej szyby. Nie musiałam szukać długo. Na środku pokoju leżał kamień z jakąś karteczką owiniętą wokół niego.
 Wzięłam kamień do ręki i rozwinęłam kartkę.
- Koniec gry.- Przeczytałam do telefonu, na co Nathan natychmiast zareagował.
- Tess padnij!- Po wykrzyknięciu instrukcji usłyszałam mnóstwo strzałów i tuczące się szkoło. Natychmiast opadłam na ziemię i przeczołgałam się do ściany gdzie wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Strzały nie ustępowały, co mnie przerażało.
 Ponownie słyszałam jak Nathan mnie woła przez telefon, więc szybko przytknęłam telefon do ucha.
- Nic mi nie jest.- Odpowiedziałam mu na pytanie trzęsącym głosem. - Nathan, co się dzieję?- Zaczęłam płakać i panikować.
- Tess musisz teraz się uspokoić i uważnie słuchać to, co teraz ci powiem. Rozumiesz?- Powiedział a raczej próbował powiedzieć bardzo spokojnym głosem. Mogłam jednak usłyszeć, że też nie jest to dla niego łatwa sytuacja.
 Przytaknęłam, chociaż i tak mnie nie widział. - Po pierwsze za wszelką cenę nie rozłączaj się lub nie upuszczaj telefonu. Teraz jest najważniejszy, bo inaczej nie będę mógł ci pomóc. Dobra powiedz mi gdzie jesteś.-
 Chwilę mi zajęło zanim opanowałam oddech i mogłam normalnie mu odpowiedzieć.
- Jestem w salonie pod ścianą obok okna skąd dochodzą strzały.-
- Dobrze teraz słuchaj bardzo uważnie. Jak krzyknę "teraz", nie podnosząc się z ziemi, najszybciej jak tylko będziesz mogła dostaniesz się na drugie piętro. Z tego, co słyszę z tą bronią, co używa będziesz miała, co najmniej dziesięć sekund, kiedy skończy mu się magazynek. Teraz przełącz mnie na głośno mówiący i przystaw telefon do okna tak abym mógł lepiej słyszeć tylko nie wychylaj się.- Mówił pomału i wyraźnie abym mogła zrozumieć, co było trudne z powodu strachu. - Zrozumiałaś?-
- Nathan boję się.- Zaszlochałam zamiast potwierdzić, że zrozumiałam wszystko, co powiedział.
- Tak wiem, ale muszę wiedzieć czy zrozumiałaś.- Powiedział spokojnym i pełnym troski głosem.
- Tak.- Powiedziałam szybko i krótko.
- Tess ufasz mi?- Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale odpowiedziałam na nie szybciej niż na poprzednie.
- Tak. Bezgranicznie.- Przypomniałam mi się nasza rozmowa kilka tygodni temu. To była nasza pierwsza prawdziwa rozmowa. Było to po tym jak został postrzelony. Doskonale pamiętam tamten wieczór... Pobił chyba wtedy rekord w uśmiechaniu się.
- Więc zaufaj mi, że nic ci się nie stanie jak tylko będziesz robiła to, co ci powiem.- Byłam tym wszystkim przerażona na tyle, że nie mogłam opanować oddechu.
 Wtedy przypomniałam sobie, co moja mama zawsze mi powtarzała, kiedy byłam mała. Kiedy tylko się bałam, mama kazała mi liczyć do pięciu. Zawsze mi powtarzała żebym pozwoliła strachu całkowicie opanować moje ciało, ale tylko przez to pięć sekund i ani sekundy dłużej.
 Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Wzięłam głęboki wdech i pozwoliłam strachu opanować moje ciało a w głowie zaczęłam odliczać. Podczas kiedy pomału odliczałam, cały czas było słychać strzały. Kile trafiały w ściany lub inne przedmioty w pokoju.
 Kiedy doliczyłam do pięciu, otworzyłam oczy i cały strach opuścił moje ciało. Ponownie miałam kontrolę nad ruchem mojego ciała oraz nad moim umysłem. W końcu mogłam wykonać polecenia Nathana; włączyłam zestaw głośno mówiący i bez żadnego zawahania przyłożyłam telefon do okna.
 Nie wiedziałam, w czym miało mu to pomóc, ale kazał mi mu zaufać, co znaczy, że wie, co robi. W głowię się cały czas powtarzałam instrukcje bruneta podczas czekania na jego znak. Nie musiałam na niego długo czekać.
- Teraz!- Po tym jak krzyknął zabrzmiał ostatni strzał i nastała cisza. Nie wiedziała skąd Nathan wiedział, że to będzie ostatni strzał, ale nie traciłam czasu na te przemyślenia. Tak jak kazał, zaczęłam czołgać się w stronę schodów najszybciej jak tylko mogłam.
 Dziesięć sekund to dość długo biorąc pod uwagę, w jakiej sytuacji się znajduję. To dziesięć sekund może mi w tej chwili uratować życie.
 Kiedy byłam w połowie schodu ponownie zabrzmiały strzały. Kula uderzyła w wazon, który stał przede mną, ale w ostatniej chwili udało mi się wejść na stopień, który skręcał w prawo.
 Oparłam się o ścianę i próbowałam złapać oddech. To było bardzo blisko.
- Już jestem. Co teraz?- Powiedziałam do telefonu zapominając, że jest na głośno mówiącym.
- Przełącz mnie z powrotem na cicho mówiący.- Natychmiast odsunęłam telefon od ucha. Boże moje uszy chyba krwawią. Dlaczego to zawsze ja muszę robić takie głupie pomyłki. Daję słowo, że kiedyś zginę a jeśli nie to, to na pewno ogłuchnę przez moją własną głupotę. - Na końcu korytarza są drzwi, idź do nich.-
- Ale one są zamknięte.- Powiedziałam, kiedy zorientowałam się, że chodzi mu o drzwi, które próbowałam otworzyć jakiś czas temu.
- Jest tam dywan. Odsuń go.- Zrobiłam tak jak kazał jak tylko znalazłam się pod drzwiami. - Teraz znajdź luźną deskę od podłogi i podnieś ją. Znajdź tam kluczyk a całą resztę zignoruj. - Ponownie wykonałam jego instrukcję. Trochę zajęło mi znalezienie deski, o którą chodziło Nathanowi. Z nerwów one wszystkie wyglądały tak samo.
 Od razu zesztywniałam ze strachu, kiedy usłyszałam czyjeś kroki na rozbitej szybie w salonie.
- Nathan ktoś jest na dole.- Powiedziałam szeptem i nasłuchiwałam.
- Nie przejmuj się tym tylko skup się na tym, co kazałem ci zrobić.- Powiedział stanowczym głosem. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie zdecydował się do mnie zadzwonić.
 Podziwiałam go za to, że potrafił być tak opanowany w takiej sytuacji i za to, że potrafił mi pomóc pomimo tego, że go tu nie ma. Może wcześniej się myliła; to, że go tu nie ma to nie znaczy, że nie może mnie ochronić.
 Odłożyłam telefon na bok, aby mieć dwie ręce do szukania. Dotykałam każdą deskę po kolei. W końcu jedna z desek poruszyła się, kiedy tylko ją dotknęłam. Szybko ją podniosłam. Pod nią znajdowała się skrytka. Było tam mnóstwo pieniędzy, broń i mnóstwo innych rzeczy, ale tak jak kazał mi Nathan wszystko zignorowałam i szukałam klucza.
- Mam.- Powiedziałam do telefonu po tym jak ponownie przyłożyłam go do ucha.
- Teraz otwórz drzwi. Będą tam schody, które prowadzą na strych. Zamknij drzwi od środka, wejdź na górę i schowaj się gdzieś.-
 Zanim wykonałam jego polecenia, zasłoniłam skrytkę deską i następnie odłożyłam dywan na swoje miejsce.
 Szybko podniosłam się na równe nogi i wtedy usłyszałam, że ktoś pomału wchodzi po schodach. Robił to bardzo powoli tak jakby wiedział, że ma dużo czasu i jeszcze przez długi czas nikt tu nie przyjdzie mi z pomocą. To musiał być Justin i musiał to wszystko zaplanować. Tylko, co mnie martwi najbardziej to, to gdzie jest Sel i Jay. Czy to możliwe, że coś im zrobił?
 Z nerwów trzęsły mi się ręce i nie mogłam trafić kluczem w dziurkę. Wiedziałam, że muszę się uspokoić i zwolnić, aby mi się udało. Tak też zrobiłam; przestałam próbować i wzięłam głęboki oddech. Ponownie spróbowałam włożyć kluczyk do dziurki tylko tym razem spokojnie i powoli, co nie było łatwe, bo za plecami słyszałam coraz głośniejsze kroki.
 Udało mi się za pierwszym razem. Przekręciłam kluczyk i wpadłam do pokoju. Szybko zamknęłam za sobą drzwi i zamknęłam na klucz. Oparłam się plecami o drzwi i głośno wypuściłam powietrze. Udało się, pomyślałam.
 W końcu oprzytomniałam i weszłam po schodach na górę. To było trochę dziwne, że za drzwiami znajdują się schody.
 Kiedy byłam już na górze okazało się, że nie jest to zwykły strych tylko kolejna sypialnia. Była bardzo przytulna- zresztą tak jak reszta tego domu. Jedyne, co się różniło, że było tu kilka zabawek. Nie było tego zbyt dużo pewnie, dlatego że jest to tylko domek letniskowy. Co szczególnie przykuło moją uwagę to czarny fortepian w rogu pokoju. Ciekawe, do kogo należał i dlaczego jest na strychu a nie w dużym pokoju gdzie wszyscy mogliby go używać.
 Tak jak kazał Nathan zaczęłam szukać jakiegoś miejsca, aby się schować. Niebyło tu zbyt takich miejsc, ale zauważyłam, że pomiędzy fortepianem a ścianą jest mała szpara. Podeszłam do niej i stwierdziłam, że jest na tyle duża, że się tam zmieszczę.
- Co teraz?- Usiadłam na podłodze i czekałam na ciąg dalszy instrukcji.
- Teraz da nam to trochę przewagi.-
- Co?- Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Jakiej przewagi? To znaczy, że to by było na tyle? Żadnych więcej instrukcji jak mam się wydostać z tego bagna?
- Ktokolwiek to jest na pewno wywarzy zamek w drzwiach, ale będzie to ostatni pokój, który sprawdzi, bo drzwi są zamknięte. Pomyśli, że jesteś spanikowana, więc ostatnie, o czym pomyślałaś to zamknięcie za sobą drzwi i to jeszcze kluczem. Będzie cię najpierw szukał w sypialni w szafie lub pod łóżkiem.- Tłumaczył jakby to wszystko było oczywiste. Zupełnie jakby to był jakiś scenariusz filmu. W sumie to by się zgadzało, bo Justin zawsze lubił takie filmy a w filmach ofiary zawsze chowają się w pokojach pod łóżkiem.
 Nathan miał dużą wiedzę z tym wszystkim. Do teraz nie wiem skąd wiedział, kiedy mam biec na górę. Może to, dlatego że wie, że Justin to amator i nie zna się na tym wszystkim?
- To znaczy, że mnie znajdzie?- Chciałam się upewnić czy dobrze zrozumiałam aluzje.
- Tak, ale do tego czasu ktoś się już pojawi i ci pomoże. Jay i Selena na pewno słyszeli strzały, więc są w drodze. Ja też zaraz tam będę.- Totalnie mnie zszokował. Kilka minut mówił, że nie ma zamiaru tu przyjeżdżać i że jedzie w innym kierunku. Możliwe, że przyjeżdża tu tylko po to, aby upewnić się, że nic mi nie jest? - Zaufaj mi nic ci nie będzie. Jak cię znajdzie najwyżej, co zrobi to będzie próbował cię zabrać ze sobą, na co mu pozwolisz. Nie będziesz stawiała oporów. Nie bój się. Gdyby chciał ci coś zrobić to już dawno by to zrobił. Ja jestem już nie daleko. Jadę najszybciej jak tylko mogę.- Jego słowa docierały do mnie bardzo powoli. Nie wiem czy było to spowodowana szokiem z wiązanym z tym, że jest w drodze tutaj czy może strachem, dlatego że zostanę (chwilowo) porwana i na dodatek muszę jeszcze Justinowi na to pozwolić.
- Uważaj na siebie.- Powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. 
- O mnie się nie martw.- Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że w te chwili się uśmiecha i pewnie myśli sobie, że jestem jakąś wariatką. Bo to przecież ja siedzę w tym samym miejscu, co porywacz/morderca i w każdym momencie może mi się coś stać. Jednak bardziej bałam się o Nathana i że z pośpiechu może spowodować wypadek i coś mu się stanie. Nie wiem, co bym wtedy zrobiła. - Tess teraz się rozłączę, ale proszę cię nie panikuj. Naprawdę dobrze sobie poradziłaś ze wszystkim. Teraz też musisz zachować spokój i pamiętaj, co ci powiedziałem tydzień temu.- Próbowałam sobie przypomnieć, o co dokładnie mu chodzi, bo przecież mówił mi tyle różnych rzeczy. - Jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam.- Po tych słowach rozłączył się a ja się uśmiechnęłam. Dokładne pamiętałam ten moment. W tedy nie chciałam mu wierzyć, ale teraz to sama już nie wiem. Po tym, co zrobiłam dzisiaj to może jednak być prawdą. Oczywiście bez pomocy Sykesa pewnie cały czas siedziałabym pod tą ścianą w salonie lub jednak pod łóżkiem w sypialni.

Nie wiem ile czasu już minęło, ale wiem, że były to tylko minuty. Siedziałam w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Co chwilę patrzałam na wyświetlacz telefonu. Nie wiedziałam, jaki dokładnie miałam w tym cel. Przecież wiedziałam, że nikt do mnie nie zadzwoni, ale może miałam nadzieję, że Nathan napisze mi wiadomość, że jest już na zewnątrz.
 Kiedy usłyszałam, że ktoś szarpie za klamkę zesztywniałam ze strachu i chyba nawet przestałam na moment oddychać. Nasłuchiwałam dokładnie, co działo się na dole. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi tak jakby próbował je wywarzyć.
 Na początku nawet przeszło mi przez myśl, że może to być Nathan lub Jay, ale po sekundzie zrezygnowałam z tego pomysłu. To musiał być Justin. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie miał tyle siły, aby otworzyć drzwi.
 Niestety się pomyliłam, bo kilka sekund później usłyszałam trzaśnięcie dochodzące z dołu. Kiedy drzwi z wielką siłą uderzyły o ścianę pisnęłam, ale szybko zakryłam usta dłonią.
 Justin wchodził po schodach strasznie wolno, co mnie strasznie denerwowało. Już wolałam, aby wszedł po nich szybciej i mielibyśmy to już z głowy. Owszem boję się tego, co może mi zrobić, ale to skradanie było o wiele gorsze.
 Kiedy chłopak był już na samej górze jeszcze bardziej podkuliłam nogi i wtuliłam się w ścianę. Cały czas trzymałam dłoń przy ustach, aby czasami nie usłyszał mojego przyśpieszonego oddechu. Nie mogę opisać strachu, jaki czułam, ale nie chciałam płakać. Tak bardzo nie chciałam płakać, aby nie okazywać mu moich słabości. Mam dość płakania. Chcę być naprawdę tą odważną, za którą ma mnie Nath.
 W pewnym momencie kroki ucichły, ale czułam, że Justin stoi gdzieś nie daleko. Nagle usłyszałam dźwięk dobywany z fortepianu. Chłopak nacisnął jeden z najniższych klawiszy. Nacisnął kolejny klawiszy tylko tym bardziej był o wiele wyższy. Już wiedziałam, że mnie znalazł a to jest jedna z jego chorych gierek.
 Naciskał kolejno klawisze, których dźwięk stawał się coraz wyższy. Po usłyszeniu ostatniego najwyższego dźwięku usłyszałam jego głos.
- Kogo moje piękne oczy widzą? Tęskniłem za tobą.- Otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina uśmiechniętego od ucha do ucha. Było mi nie dobrze na jego widok a szczególnie na widok jego chorego uśmiechu. - Ten twój laluś pożałuje tego, że zostawił cię z tą dwójką nieudaczników.-
- Co im zrobiłeś?- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Daję słowo, że jeśli coś im zrobił to nie ręczę za siebie.
- To jest Tess, którą znam. Zawsze myśli o innych zamiast o sobie. Nic im nie zrobiłem.- Mogłam odetchnąć z ulgą.-  Nie to, co za chwilę tobie.- Próbował mnie przestraszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
 Nathan miał racje; gdyby chciał coś mi zrobić to już dawno by to zrobił.
- Co ty ode mnie chcesz?- Zapytałam po to, aby przytrzymać go tu jeszcze dłużej i dać Nathanowi więcej czasu na dotarcie.
- Przecież mówiłem ci, że stęskniłem się za tobą.- Ponownie się uśmiechnął, na co odwdzięczyłam mu się tym samym tylko bardziej sarkastycznym. - A teraz idziemy i radzę ci nie stawiać oporów, bo wtedy inaczej to się dla ciebie skończy.- Jego mina była bez cenna, kiedy po sekundzie wstałam na równe nogi. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i ruszyłam na przód.
 Szłam najwolniej jak tylko mogłam, co chłopakowi nie koniecznie przeszkadzało. Miałam tylko nadzieję, że Nathan jest już blisko.
 A co jeśli nie zdąży i Justin gdzieś mnie wywiezie. Po głowie przeszła mi taka myśl. Po mimo tego, że przed chwilą byłam pewna siebie to teraz zaczęłam czuć się trochę nie pewnie.

Wyszliśmy na zewnątrz a tam nie było nikogo. Zaczęłam panikować i strach ponownie opanował moje ciało i myśli. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie było żadnego śladu po Nathanie, Jayu lub Selenie.
 Stanęłam w miejscu, ale Justin z dużą siłą popchnął mnie do przodu. W tym momencie instynkt przetrwania wziął górą i zaczęłam biec w prawo.
 Nie zajęło zbyt dużo czasu, aby Justin na to zareagował. Chwycił mnie za ramię, ale zaczęłam mu się szarpać z całych sił.
 Zaczęłam krzyczeć i nie poddawałam się z walką. Niestety Justin był ode mnie o wiele silniejszy i złapał mnie w taki sposób, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu.
 W tym momencie ujrzeliśmy samochód zmierzający w naszą stronę z bardzo szybką prędkością. Samochód był już na tyle, blisko że myślałam, że kierowca nie zdoła się zatrzymać i w nas uderzy. Na szczęście zatrzymał się kilka metrów przed nami. Drzwi otworzyły się z wielką siłą i z samochodu wysiadł Nathan z bronią w ręku wycelowaną w stronę Justina.

- Zostaw ją!- 

sobota, 6 czerwca 2015

21. Nathan Wkurwiający Sykes

Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty. Z każdym sygnałem moje serce przyśpieszało. Piąty sygnał, szósty, siódmy. Nadal nie wiedziałam, co mu powiem jak odbierze.
 W końcu usłyszałam jego głos.
- Tu Nathan.- Niestety odezwała się jego sekretarka. A może jednak to i lepiej? Przynajmniej serce przestało mi bić jak oszalałe i ponownie mogę trzeźwo myśleć. - Nie mogę teraz odebrać lub po prostu nie chcę z tobą rozmawiać. Jeśli naprawdę musisz to zostaw wiadomość po sygnale.- Po usłyszeniu sygnału wiedziałam, że to znak, że mam zacząć mówić, ale nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
 Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić pierwsze, co mi przyszło do głowy.
- Hej Nathan, tu Tess, ale pewnie to wiesz. Mam nadzieję, że jednak nie możesz odebrać a nie to drugie.- Prychnęłam pod nosem. - Dzwonię się tylko dowiedzieć czy wszystko z tobą w porządku. Wszyscy się o ciebie martwimy. Ja to już odchodzę od zmysłów. Jeśli nie masz ochoty rozmawiać to napisz wiadomość. Po prostu daj znać, że nic ci nie jest.- W tym momencie powinnam się rozłączyć, ale coś mi mówiło abym mówiła dalej. - Najlepiej by było gdybyś już wrócił do nas. Sama się nie wierzę, co teraz powiem, ale... Brakuję mi ciebie. Nie mam się, z kim kłócić a uwierz mi Jay nie jest godnym mnie przeciwnikiem. Na początku było fajnie wygrywać wszystkie, ale on to żadne wyzwanie i zaczyna się to robić nudne.- Zaśmiałam się cicho. - I jeszcze jedno. Nie wiem czy powinnam ci o tym mówić, ale i tak już długo z tym zwlekamy.- Na moment zapadła cisza, bo nie byłam pewna czy powinnam mu o tym mówić. - Nie wiem, dlaczego ale mam przeczucie, że coś się szykuje. Wiem, że chcesz mnie chronić, ale niestety nie możesz tego robić, kiedy cię tu nie ma.- Po raz setny głośno westchnęłam i nagle poczułam wielką złość. - Do jasnej cholerki Sykes! Nie ma cię już tydzień! Daj znać, że żyjesz! Jeśli do jutra się nie odezwiesz to osobiście wrócę do Londynu i zaczynam cię szukać, rozumiesz?- Przestałam krzyczeć i poczułam jak łzy lecą mi po policzku. Nie wiem, z jakiego powodu płaczę. Ze złości, z tęsknoty czy ze strachu? - Proszę cię daj jakiś znak, że nic ci nie jest. Jeśli potrzebujesz czasu tylko dla siebie to rozumiem, ale nie odpychaj mnie. Oddzwoń jak odsłuchasz wiadomość.- Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Zaczęłam jeszcze mocniej płakać w poduszkę. Dlaczego jestem taka słaba? Od kiedy taka się taka stałam? Jeszcze nigdy wcześniej tyle nie płakałam, co przez te kilka ostatnich tygodni. Kiedy byłam z Justinem to nigdy nie płakałam, bo nie chciałam pokazywać mu moich słabości. Owszem zdarzało się, że przepłakiwałam noce, ale na pewno nie w takich ilościach, co teraz.
 Otarłam łzy rękawem od bluzy i przewróciłam się na plecy. Wpatrywałam się w pusty sufit i pochłonęłam we własnych myślach.
 Minął calutki tydzień odkąd Selena i Jay przyjechali. Czyli tydzień odkąd Nathan zniknął i nikt nie ma pojęcia gdzie się podziewa.
 Jay i Sel dzwonili do Nathana kilka razy dziennie i za każdym razem włączała się sekretarka. Wiele razy mnie namawiali abym to ja do niego zadzwoniła, ale nigdy się na to nie zgadzałam. Nie wiedzieli tylko tego, że rzez cały tydzień próbowałam się do niego odezwać, ale za każdym razem, kiedy tylko przykładałam słuchawkę do ucha i słyszałam pierwszy sygnał, rozłączałam się. I było tak, co noc przez siedem dni.
 W głowie powstawały mi same czarne scenariusze. Byłam tym przerażona. Najbardziej zaczęłam tracić zmysły, kiedy Jay zaczął się o niego martwić. To on zawsze zachowywał zimną krew i powtarzał, że jest to podobne do Nathana i na pewno nic mu nie jest. Ale teraz to i nawet on zaczyna w to wątpić.
 Selena cały czas próbuje mnie uspokajać szczególnie w środku nocy, kiedy to wszystko zaczyna mnie przerastać i bez powodu zaczynam płakać. Raz nawet zdarzyło mi się mieć atak paniki. Nie wiem skąd to się wzięło, bo nigdy wcześnie jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Pamiętam tylko tyle, że śniło mi się coś związanego z Nathanem i obudziłam się zapłakana i nie mogłam złapać oddechu. Na całe szczęście, Sel była ze mną w pokoju i jakoś pomogła mi się uspokoić.
 Nasza dniowa rutyna pozostawała taka sama przez cały tydzień. Wstawaliśmy z samego rana, jedliśmy śniadanie, Jay i Sel wychodzili sprawdzać czy Justin gdzieś się nie kręci a ja w tym czasie siedziałam w domu. Jak dla mnie było to stratą czasu, bo Justin jest taki głupi, na jakiego wygląda. Nie sądzę, aby sobie odpuścił tylko czeka na odpowiedni moment. To jest jak cisza przed burzą. Teraz pozostało na tylko czekać na jego atak.
 Nie chciałam mówić Nathanowi o Justinie, chociaż powinnam. Jay się uparł, że nie powinniśmy mu o tym mówić do póki tu nie przyjedzie lub dopóki się nie upewnią, że Justin naprawdę gdzieś tu jest. Jak dla mnie to jest to idiotyczny plan. Równie dobrze możemy siedzieć na tyłkach i czekać aż zaatakuje, ale wtedy może być już za późno, aby poinformować o tym Sykesa.
 Nathanowi mówiłam tylko o moich przeczuciach, czyli tak naprawdę nie złamałam obietnicy, że nic mu nie powiem o Justinie.
 Po tym jak drużyna zwiadowcza wracała braliśmy się do przeglądania danych. Przez ten tydzień udało nam się przejrzeć ponad pięćset akt, czyli pozostało nam pięć razy tyle. Samo to, aby przejrzeć resztę akt zajmie nam z pięć tygodni a przecież po tym po raz kolejny musimy przejrzeć akta tych, których nie udało nam się wykluczyć i mogą być Mikeiem, którego szukamy. Jak na razie mamy sto takich akt.
 Tyle się dzieję na raz, że zaczyna nas już to wszystko przerastać. Jest to dla nas tak stresujące, że ja i Jay, co chwilę się kłócimy. Przez większość czasu jest to naprawdę o głupotę. Na przykład ostatnio pokłóciliśmy się o to, że poszłam do toalety a on musiał przeglądać dane. Nie było mnie dosłownie trzy minuty a kłótnia trwała, co najmniej dziesięć minut.
 Tylko Selena próbuje się nie mieszać w nasze kłótnie. Kiedy tylko widzi, że posuwamy się za daleko to wkracza do akcji i nas rozdziela. Gdyby nie ona to nie wiem jakby nasze kłótnie by się kończyły.

Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. Wskazówki wskazywały dziewiątą rano. Normalnie o tej godzinie już jestem na dole i kończę robić a czasami nawet jeść śniadanie. Dzisiaj nie miałam ochoty nic robić. Chciałam po prostu zostać w łóżku i pusto gapić się w sufit.
 Jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, bo skończy się to kolejną kłótnią z Jayem a naprawdę tego nie che. Dziwię się jednak, że jeszcze tutaj nie przyszedł, aby wywlec mnie z łóżka.
 Pomału podniosłam się z łóżka i podeszłam do dużego okna. Pogoda była przecudowna nie to, co przez ostatnie kilka dni.
 Dzisiaj postanowiłam założyć krótkie spodenki i biały koronkowy crop top. Następnie zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam włosy. Nie koniecznie chciało mi się wysilać z moim wyglądem skoro i tak będzie cały dzień siedziała zamknięta w czterech ścianach.
 Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół do kuchnie gdzie znalazłam resztę paczki.
- Patrzcie, kto w końcu do nas dołączył.- Zaśmiała się Selena podczas robienia śniadania. - Trochę się zdziwiliśmy, że tak długo spałaś, ale nie mieliśmy serca cię budzić.-
- Wcale nie spałam. Leżałam tylko i rozmyślałam.- Usiadłam na krześle obok Jaya, który zajadał się naleśnikiem.
 Selena podała mi moją porcję naleśników, które polałam syropem. Jay nalał mi soku pomarańczowego do szklanki i postawił ją naprzeciwko mnie. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem.
 Podczas śniadania panowała kompletna cisza, ale wcale mi nie przeszkadzała. Miałam okazję ponownie wszystko przemyśleć. Zauważyłam, że przez ostatnie czasy często nad czymś się ciągle zastanawiam. Daje słowo, że mój mózg jeszcze nigdy tak ciężko nie pracował.
 Nagle nie wiadomo skąd wielka wściekłość oponowała moje całe ciało.
- Gdzie jest Nathan wkurwiający Sykes!- Krzyknęłam i uderzyłam dłońmi o stół. Selena i Jay spojrzeli na mnie z przerażeniem w oczach. - Wybaczcie, ale musiałam to z siebie wydusić, bo jeszcze trochę i bym kompletnie zwariowała.-
- Nie, nie przejmuj się tylko trochę nas przestraszyłaś tym wybuchem.- Odezwał się Jay.
- Dzwoniłam do niego dzisiaj.- Moi towarzysze natychmiast przestali jeść i wpatrywali się we mnie.
- I co odebrał?- Brunetka zapytała desperacko, na co pokręciłam tylko głową. - Nagrałaś mu się? Co mu powiedziałaś?-
 W wielkim skrócie powtórzyłam im to, co powiedziałam Nathanowi. Jednak nie pamiętałam każdego mojego słowa. Kiedy mu się nagrywałam słowa po prostu opuszczały moje usta zanim mój mózg mógł je przemyśleć.
- Jeśli do jutra się nie odezwie to rzucam to wszystko i wracam do Londynu go szukać. Nie spocznę dopóki go nie znajdę lub się nie upewnię, że nic mu nie jest. Mogę przeżyć bez mojego brata, ale nie bez Nathana.- Na moje słowa Jay powiedział, że jesteśmy w tym wszyscy razem i że jak Nathan się nie odezwie do całą trójką wracamy do Londynu i zaczniemy go szukać.
 Chwilę jeszcze pogadaliśmy na inne tematy do czasu, kiedy Jay i Selena zaczęli szykować się do wyjścia. Tak jak codziennie wychodzili przeszukać teren.
 Kidy wychodzili z kuchni szybko jeszcze się odezwałam.
- Czy tylko ja mam dziwne przeczucie, że coś się dzisiaj wydarzy?- Spojrzałam się na parę stojącą w progu.
 Selena pokręciła przecząco głową a Jay wzruszył ramionami.
- Może Nathan się dzisiaj odezwie.- Zażartował, po czym oboje wyszli. Usłyszałam jeszcze jak się żegnają i ponownie zostałam sama.
 Nie koniecznie chodziło mi o takie wydarzenie. Bardziej coś w stylu, że stanie się coś złego. Może Justin w końcu postanowi uderzyć. Ta myśl strasznie mnie przerażała.
 Wiem, że jak coś się zdarzy to Jay i Selena mnie obronią, ale jednak to nie to samo, co mieć Nathana obok siebie. Kiedy jest przy mnie to wiem, że na sto procent nic mi się nie stanie, ale za to czuje inny rodzaj strachu; boję się, że jemu coś się stanie.

Po półgodzinie zaczęło mi się nudzić. Zdążyłam już posprzątać po śniadaniu i z grubsza ogarnąć domek. Do tej pory myślałam, że na górze znajdują się tylko dwie sypialnie i łazienka, ale okazało się, że na końcu korytarza znajdują się jeszcze jedne drzwi. Dlatego że należę do ciekawskich osób chciałam wejść do środka i sprawdzić, co się kryję za tymi drzwiami. Nacisnęłam na klamkę, ale niestety okazało się, że są zamknięte na klucz, co sprawiło, że jeszcze bardziej mnie ciekawiło, co się tam znajduje.
 Po upewnieniu się, że wszystko już ogarnęłam spojrzałam na zegarek w moim telefonie. Jaya i Seleny nie było już godziny, więc zaraz powinni być z powrotem. Nigdy nie zajmowało im to dłużej niż godzinę.
 Zeszłam na dół i siadłam na kanapie gdzie znajdowały się laptopy, które używaliśmy do poszukiwań. Pomyślałam, że bez sensu marnować czas, więc postanowiłam sama zacząć przeglądać akta.
 Włączyłam laptopa i program z naszymi "kandydatami". Wiele razy obserwowałam Jaya jak to włączał, więc mniej więcej wiedziałam, co mam robić. Po załadowaniu programu zaczęłam przeglądać dane.

Przejrzałam pięć akt, kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić godzinę. Siedziałam tu już półgodziny a ich nadal nie ma. Zaczęłam się o nich martwić, więc chwyciłam telefon i kiedy miałam już nacisnąć zieloną słuchawkę, aby połączyć się z Jayem mój telefon zaczął dzwonić. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę; dzwonił Nathan. Natychmiast odebrałam.
- Nathan? Boże nic ci nie jest. Bo nic ci nie jest, co nie? Gdzie ty jesteś? Ja tu od zmysłów odchodzę!- Słowa same opuszczały moje usta.
- Tess, Tess, Tess.- Przerwał mi. - Tess spokojnie nic mi nie jest. Teraz weź głęboki oddech i uspokój się.- Zrobiłam tak jak powiedział i trochę pomogło. Cieszyłam się, że nic mu nie jest. - Naprawdę nic mi nie jest. Musiałem załatwić parę spraw, dlatego nie przyjechałem razem z Seleną i Jayem.-
- No dobrze, ale dlaczego nie odbierałeś? Czy ty w ogóle wiesz, przez co my tu w ogóle przeszliśmy. Nie było dnia abym się o ciebie nie martwiła.- Powiedziałam z wyrzutem.
- Jestem tego świadomy, ale zrozum, że jakbym odebrał to znając Jaya to by zlokalizował mój telefon a musiałem coś załatwić... Sam. Teraz jestem nie daleko.-
- Przyjeżdżasz?- Zapytałam z nadzieją.
- Nie. Jak na razie nie. Jadę kompletnie w przeciwnym kierunku od was. Dobra, ale teraz dzwonię z konkretnym pytaniem. Co się dzieję?- Zbił mnie totalnie z tropu. Kiedy zadzwonił nie koniecznie tego się spodziewałam, że mi powie.
- Nie rozumiem.- Pomyślałam na głos.
- Powiedziałaś, że coś się szykuje. Jak to jest w ogóle możliwe skoro nikt nie wie o tym miejscu?- Na te słowa poczułam ukłucie w sercu. Dzwoni tylko, dlatego że coś się dzieję? A co z resztą, co mu powiedziałam. Z wiadomości wyłapał tylko to, że możliwe, że jestem w niebezpieczeństwie?
- Dzwonisz tylko, dlatego że ci powiedziałam, że coś może się wydarzyć? A gdyby wszystko było w porządku to byś w ogóle oddzwonił?- Zapadła cisza. - Po tym wszystkim, co ci powiedziałam tylko to cię ruszyło?-
- Tess nie zmieniaj tematu. Proszę cię. Po prostu chcę abyś była bezpieczna, więc powiedz, co się dzieje.- Wiedziałam, że mi nie odpowie, dlatego po prostu postanowiłam mu powiedzieć o wszystkim. Wiem, że obiecałam Jayowi, że zostanie to między nami, ale czuję, że zaczynamy tracić kontrolę w tej sprawie.
- Justin nas znalazł.- Powiedziałam krótko.
- Jak to jest w ogóle możliwe?- Słyszałam szok w jego głosie. Naprawdę nikt nie wie o tym miejscu. Czy jest to w ogóle możliwe?
- Nie mam pojęcia, ale wiem, że tu jest lub przynajmniej tu był. Pojawił się dzień po tym jak wyjechałeś. Jay i Sel codziennie sprawdzają okolicę i nie ma po nim śladu.- Chciałam kontynuować, ale mi przerwał.
- Jak to sprawdzają okolicę? Gdzie są teraz?- Nie odpowiedziałam mu na jego pytanie. - Zostawili cię samą w domu?- Ponownie się nie odezwałam. - Zabiję ich jak tylko wrócę!- Warknął.
- Nathan daj spokój oni tylko próbują mnie chronić.- Próbowałam go uspokoić.
- Jak mają zamiar cię chronić skoro są zupełnie gdzie indziej.- Co za ironia.- Jeżeli Justin gdzieś tam jest i nie ma po nim żadnego śladu od kilku dni to znaczy, że czeka na odpowiedni moment. Czeka aż przestaniecie być czujni. Tess natychmiast...- Nie dokończył, bo upuściłam telefon.