czwartek, 24 kwietnia 2014

7. Dlaczego to tak boli

- Ale ona cię kocha idioto!- Wszyscy spojrzeliśmy się w stronę Seleny, która zakryła ręką usta. Następnie spojrzałam na Nathana, którego zamurowało.
- Nathan… ja… to nie…- Chciałam mu to jakoś wytłumaczyć, ale nie mogłam się wysłowić.
- Wyjdź stąd.- Powiedział to ledwo słyszalnym głosem, ale ja jednak to usłyszałam.
- Co? Dlaczego?-
- Powiedziałem wynocha!- Krzyknął, że aż się przestraszyłam. Nigdy bym się nie spodziewała, że może tak zareagować. Z całej siły próbowałam powstrzymać łzy. Zrobiłam tak jak kazał i wyszłam.
- Nie przesadzasz stary?- Słyszałam jak Jay ponownie staje po mojej stronie.
- Wy też się wynoście! Nie chcę was tu widzieć!- Brunet także wygonił swoich przyjaciół. Zrobili tak jak kazał. Wiedzieli, że Nathan ma ciężki charakter i nie ma sensu się z nim kłócić czy sprzeciwiać. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć. Dlaczego w ogóle Selena powiedziała to Nathanowi? Przecież wiadomo, że on mnie nienawidzi a teraz jeszcze tylko pogorszyła sprawę. Chciałam najpierw się z nim jakoś zaprzyjaźnić a kto wie może później poczułby do mnie to samo, co ja do niego, ale teraz nie robi to już żadnej różnicy. Już nie mam szans cokolwiek zmienić. On jest tak strasznie zapatrzony w mojego ojca jakby nie widział poza nim świata. Nie ma szans żeby mu się przeciw stawił. Albo po prostu nie jestem w jego typie i nie ma zamiaru ryzykować. Sama nie wiem, do czego zdolny jest mój ojciec. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Dopiero teraz zorientowałam się, że płaczę. Usłyszałam ponowne pukanie do drzwi, ale nic nie powiedziałam; nie chciałam z nikim rozmawiać. Jednak osoba, która pukała poddała się i po prostu weszła. Oczywiście byli to Jay i Selena. Odwróciłam się do nich plecami, bo nie chciałam im pokazywać, że płaczę.
- Tess. Strasznie cię przepraszam.- Zaczęła Sel i usiadła na moim łóżku. Nic nie odpowiedziałam, więc brunetka kontynuowała.- Tak jakoś mi się wymsknęło. Przez chwile zapomniałam, że to Nathan i do niego trzeba dochodzić powoli i stopniowo. Wiem, że wszystko zepsułam. Naprawdę przepraszam.- Selena dotknęła mojego ramienia a ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
- Dlaczego to tak boli?- Zapytałam po chwili. - Nie powinno a jednak. Przecież odkąd tylko się poznaliśmy skaczemy sobie do gardeł, więc dlaczego to do cholery tak boli?!- Sel mnie mocno przytuliła i próbowała uspokoić. To był dziwny gest z jej strony; nie wygląda a taką osobę, co lubi się przytulać czy nawet zaprzyjaźniać się. Jednak odwzajemniłam uścisk, bo był mi bardzo potrzebny.
- Przejdzie mu zobaczysz.- Jay usiadł koło nas. - A boli, bo jesteś człowiekiem nie to, co Nathan… on nie ma uczuć.- Odsunęłam się od Seleny i popatrzyłam na niego. Gdybym mogła zabijać wzrokiem to loczek już dawno by nie żył.
- Jak ty możesz tak mówić?! Nathan ma uczucia! Ja to wiem! Każdy je ma… nawet ktoś taki jak Nath! Jak… jak ty możesz w ogóle nazywać się jego przyjacielem!?- Zaczęłam krzyczeć, bo to, co powiedział to było ciosem poniżej pasa. Może Nathana by to nie ruszyło, ale mnie tak. Wiem, że on jest kimś innym niż oni wszyscy myślą.-
- Jestem jego przyjacielem od samego początku, kiedy tylko się tu pojawiłem i on zawsze taki był! Bez jakichkolwiek uczuć!-
- No właśnie! Odkąd TY się tu pojawiłeś! A co było przed tym?! Co stało się w jego życiu zanim TY się tu pojawiłeś?! Umawia się z Cher, czyli musi coś do niej czuć!- Nie przestawałam krzyczeć, chociaż nie wiem, dlaczego. Dlaczego ja w ogóle kłócę się o chłopaka, który niedawno powiedział, że mnie nienawidzi?
- Już ci mówiliśmy. To jest jakiś układ pomiędzy twoim ojcem a ojcem Cher.- Powiedziała Sel bardzo spokojnym głosem.
- A może to był tylko pretekst?! Pretekst żeby nie ujawnić swojego prawdziwego ja!-
- Przestań! My znamy Nathana od kilku lat! Nathan jest jak zamknięta książka i próbujemy ją przeczytać od samego początku! A ty znasz go zaledwie parę dni!-
- Bo ja wiem jak ją przeczytać.- Powiedziałam to ściszonym głosem, bo już nie miałam sił się z nim kłócić i może, dlatego że zrobiło mi się żal Nathana z tego powodu jak widzą go jego najlepsi przyjaciele…, jeżeli oni naprawdę nimi są. Oni mówią, że tak, ale oni mówią wiele rzeczy, które nie wydaj mi się prawdą. - I nie poddam się dopóki jej nie skończę.- Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Cała zalana łzami szłam przed siebie i sama nie wiedziałam gdzie zmierzają moje nogi. Doszłam do frontowych drzwi i kiedy je otworzyłam wpadłam na Maxa.
- Wybacz.- Powiedziałam i szybko zaczęłam ocierać łzy żeby czasami ich nie zauważył.
- Tess co się stało?- Cholera! Musiał zauważyć?
- Nic takiego.- Chłopak najwyraźniej mi nie uwierzył, bo skrzyżował ręce na piersi i głośno wypuścił powietrze. Robił to dokładnie jak moja mama, kiedy wiedziała, że kłamię. Dlaczego jej teraz przy mnie nie ma? Chociaż gdyby nadal żyła to wtedy mnie by tutaj nie było. - Oj no, pokłóciłam się z Jayem.- Przecież nie skłamałam. Powiedziałam tylko malutką cząstkę prawdy.
- Jesteś tu tylko kilka dni i już macie problemy rodzinne?- Zaśmiał się.
- Można tak powiedzieć. Idę się przejść i tak nie mam nic innego do roboty.-
- Zaraz będzie kolacja.- A no tak. Ta nieszczęsna kolacja, na którą mam nie iść.
- Nie idę. Ojciec nie chce mnie już dzisiaj widzieć.- Wyminęłam chłopaka i zaczęłam iść przed siebie, ale Max mnie dogonił.
- Masz coś, przeciwko jeżeli ci potowarzyszę?- Uśmiechnęłam się tylko i poszliśmy razem w stronę parku, który znajdował się nie daleko. Przez dłuższy czas szliśmy w ciszy, co spowodowało to, że moje myśli krążyły wokół… sami nie zgadniecie… Nathana. Miałam nadzieje, że Max zacznie rozmowę na jakikolwiek temat. I tak też było.
- To, co tak naprawdę poszło między tobą a Jayem no i jeszcze twoim ojcem?- Kiedy mówiłam jakikolwiek temat to nie miałam na myśli tego. Tak no, bo co myśleć o Nathanie skoro można o nim mówić.
- O Nathana.- Powiedziałam bez namysłu. Dlaczego nie mogłam ugryźć się w język?
- O Nathana? Obie kłótnie były o niego?- Tylko skinęłam głową.
- A dokładniej o ten postrzał. Mój ojciec obwiniał Nathana o to, co się stało i powiedział, że spotkała go zasłużona kara, na co ja nie wytrzymałam i wybuchłam. Wygarnęłam mu trochę rzeczy… no, ale on mnie tylko bronił. Taką dostał pracę, którą wykonał.-
- Ciężko jest zadowolić twojego ojca. Młodemu najbardziej się to udaje. Od samego początku tak było. Pamiętam do dziś jak szef przyprowadził go do domu. Myśleliśmy sobie, dlaczego szef przyprowadził tu jakiegoś dzieciaka, ale musiało coś w nim być… musiał udowodnić, że może być jednym z nas. Nikt tak naprawdę nie wie skąd on się wziął wiemy tylko tyle, że zabił kogoś już w szesnastym roku życia. Szkoda mi jego trochę, bo ja, kiedy miałem szesnaście lat to jeszcze skakałem po drzewach, latałem za dziewczynami… no wiesz byłem dzieckiem i robiłem to, co dzieci powinny robić.-
- Twierdzisz, że Nathan nie ma uczuć?-
- Każdy je ma. Nawet największy potwór…, ale nie Nathan. Powiem ci tylko tyle, że on nie był taki, kiedy się tu zjawił. Był wystraszonym, zagubionym dzieckiem, które po drodze pogubiło się jeszcze bardziej. Z każdym dniem robił się coraz mniej uczuciowym, coraz mniej zastanawiał się nad pociągnięciem za spust a teraz już wcale się nie zastanawia tylko to robi. Wiesz, jaki on był, kiedy po raz pierwszy go poznałem? Ciebie.- Jak to mnie? To znaczy, że ja też tak skończę?
- Dobra proszę cię zmieńmy temat.-
- Powiedz mi jeszcze, o co poszło z Jayem, bo na pewno nie o to, że on też oskarża Nathana o ten postrzał.-
- Nie to nie o to. To Nathan oskarża mnie o to, co się stało a Jay stanął w mojej obronie i się pokłócili a potem coś tam było, że Jay powiedział na jego temat kilka spraw, z którymi się nie zgadzałam i tak jakby mu powiedziałam, że nie powinien on się nazywać przyjacielem Natha. No coś w tym stylu.-
- No kogoś musiał oskarżyć. Nathan już taki jest, że jak coś mu się nie uda to zgania to na kogoś innego. Teraz padło na ciebie.-
- Dlaczego właśnie mnie?-
- Bo się dajesz. Przyznaj się… zrobił to już nie raz a ty nic z tym nie zrobiłaś.- Skinęłam głową.- Uznał cię za łatwy cel i będzie tak robił dopóki mu się nie przeciwstawisz.- Przez dłuższą chwile nic nie mówiliśmy, ale tym razem to ja postanowiłam przerwać tą ciszę.
- A czy ty też uważasz, że to była moja wina?- Spytałam niepewnie.
- Nie. Nathan powinien panować nad emocjami. Rozumiem to, że wykonywał swoje zadanie i ciebie bronił, ale nie powinien pociągać za spust. Dobra wracajmy, bo spóźnimy się na kolacje. Przyniosę ci coś do pokoju żebyś nam z głodu nie umarła.- Oboje się zaśmialiśmy. Max wcale nie jest taki jak Jay powiedział… albo taki się nie wydaje. Fajnie się z nim rozmawia i wiele mi pomógł. Już wiem, że Nathan nie był taki od samego początku i że Jay się mylił a to w tej chwili jest chyba najważniejsze. Nawet nie wiem, kiedy doszliśmy do domu. Miałam już pociągnąć za klamkę, kiedy odwróciłam się w stronę Maxa.
- Dzięki Max.-
- Za co?- Powiedział skołowany.
- Za wszystko a przede wszystko za szczerą rozmowę no i za tą kolacje, którą mi obiecałeś.-
- Nie ma, za co. Polecam się na przyszłość.- Uśmiechnął się i weszliśmy do środka. Max od razu skierował się do jadalni a jo na drugie piętro do mojego pokoju. Nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam trochę poszperać w internecie. Niestety nie było nic ciekawego, więc zamknęłam laptopa i bezsilna rzuciłam się na łóżko. Nie poleżałam za długo, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.- Powiedziałam. Drzwi się uchyliły i do pokoju wszedł Max z dwoma tackami jedzenia.
- Hej. Tak jak obiecałem. Kolacyjka do łóżka.- Max podał mi tackę.
- Dzięki ci. A po co ci ta druga?-
- Idę zanieść Nathanowi. No wiesz trochę ciężko mu się jeszcze poruszać. Dobra to ja lecę i widzimy się jutro na śniadaniu.- Chłopak miał już wychodzić, ale ja postanowiłam go zatrzymać.
- Max?-
- Tak?-
- Mogę ja mu to zanieść? No, bo wiesz może już mu przeszło a nie chciałabym zostać na jego czarnej liście.- Nie wiedziałam czy to najlepszy pomysł żeby pytać się o to Maxa i czy by na pewno tam iść.


- Jasne. Nie ma problemu.- Na szczęście zrozumiał. Odłożyłam swoją tackę z jedzeniem na biurku a chwyciłam tą od Maxa i poszłam w stronę pokoju Nathana. Nie miałam daleko. Jego pokuj znajdował się koło pokoju Seleny, który był naprzeciwko mojego. Jaya pokuj znajdował się po prawej stronie a Maxa po lewej. To tak już na przyszłość. Kiedy już znajdowałam się przed jego drzwiami wzięłam głęboki oddech i delikatnie zapukałam do drzwi. Nie czekając na żadną odpowiedź weszłam do środka, czego bardzo pożałowałam. Zobaczyłam coś, czego bardzo bym nie chciała zobaczyć.