niedziela, 15 lutego 2015

15. Zabijesz mnie?

- Bardzo pan miły, ale jednak wolę się przejść. Poza tym nie wsiadam do samochodu z nieznajomymi.- Postanowiłam grać w jego grę jednak szłam dalej przed siebie i nie raczyłam ponownie na niego spojrzeć.
- Ale ja naprawdę nalegam i myślę, że będzie pani bezpieczniejsza zemną w samochodzie niż jak będzie pani szła nocą po ulicy.- Nawet bez patrzenia wiedziałam, że na twarzy ma wielki uśmiech, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Nie wiedziałam, dlaczego ale tak było. Miałam dość dawania mu tej satysfakcji.
- Szczerze mówiąc to wolałabym, aby ktoś teraz wyskoczył zza krzaków i dźgnął mnie nożem prosto w serce niż siedzieć z panem w jednym samochodzie.- Spojrzałam się na niego, ale tylko na chwilę.
- Auć. To zabolało.- Chłopak złapał się za serce i udawał zranionego moimi słowami.
- A starałam się być delikatna.- Powiedziałam sarkastycznie i posłałam mu "przemiły" uśmiech, który zniknął już sekundę później.
- Dobra koniec żartów Tess. Wsiadaj do samochodu.- Uśmiechnęłam się pod nosem. Tym razem to ja wygrałam.
- Przepraszam, ale musiałam przeoczyć ten moment, kiedy przeszliśmy na ty.- Kontynuowałam jego grę, chociaż wiedziałam, że to zdenerwuje go jeszcze bardziej.
- Nie wygłupiaj się Tess. Wsiadaj do samochodu!- Podniósł głos, więc zaczynał naprawdę się denerwować.
- Po co ty w ogóle tu jesteś? Sam kazałeś mi iść.- Przypomniałam mu.
- Bo nie miałem pojęcia, że faktycznie wyjdziesz!- Na te słowa klasnęłam w dłonie i czułam się jakbym wygrała na jakiejś loterii. Miałam rację!
- Wiedziałam! Wybacz, że nie dałam ci tej satysfakcji, ale teraz też ci jej nie dam.-
- Co mam zrobić abyś weszła do samochodu?- Długo nie zastanawiałam się nad odpowiedzią do jego pytania.
- Odpowiedz na moje pytanie.- Zatrzymałam się i stanęłam przodem do samochodu. Sykes też zatrzymał samochód. - Jesteś tu, bo chronisz swoją dupę przed moim ojcem czy ci, chociaż trochę zależy?- Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na jego odpowiedź.
- Jak ci powiem, że mi zależy to wsiądziesz do samochodu?- Było słychać desperacje w jego głośnie, co w jakiś dziwny sposób mnie cieszyło.
- Nie. Wsiądę jak powiesz mi prawdę.- Zapadła długa cisza aż w końcu Nathan głośno westchnął i odpowiedział.
- Zależy mi.- Powiedział prawie szeptem, że ledwo, co usłyszałam.
- Na serio?- Nie wiedziałam czy mówi prawdę czy może jednak nie chce się zdemaskować.
- Aż tak ciężko ci uwierzyć? A co nie wyglądam na takiego faceta, któremu mogłoby na czymś zależeć?- Nie dałam mu żadnej odpowiedzi tylko spojrzałam się na niego z uniesionymi brwiami. Dałam mu do zrozumienia, że to było dość głupie pytanie szczególnie, jeśli wychodzi z jego ust. - Dobra nie odpowiadaj. Była już chwila szczerości, więc możesz już posadzić ten swój śliczny tyłeczek do mojego samochodu?- Wskazał na miejsce obok siebie. Udawałam, że się zastanawiam.
- Nie.- Powiedziałam krótko i zaczęłam iść dalej.
- Tess!- Słyszałam jak brunet uderzył dłońmi o kierownice i wyszedł z samochodu. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak otwiera drzwi od strony pasażera i czeka aż wsiądę. Głośno westchnęłam.
- Dobra już dobra! Czego się denerwujesz? Złość piękności szkodzi.- Podeszłam do samochodu i wsiadłam do środka, zostawiając chłopakowi moją torbę. Nathan uśmiechnął się i zamknął moje drzwi a następie włożył mój bagaż do bagażnika. Byłam zła na siebie, że ponownie dałam mu tą satysfakcję. Chłopak zdążył już obejść samochód i wsiąść na miejsce kierowcy.
- Uważasz, że jestem przystojny?- Spojrzałam się na niego i cały czas miał na twarzy ten sam uśmiech. Zaśmiałam się pod nosem i nie mogłam uwierzyć, że tak szybko zebrało mu się na żarty.
- A ty, że mam śliczny tyłeczek?- Odpowiedziałam mu pytaniem.
- Nie zaprzeczę. Miałam kilka okazji się przyjrzeć.- Spojrzałam się na niego z niedowierzającym wyrazem twarzy. A ten idiota nadal bezczelnie się uśmiechał.
- Zboczeniec.- To było jedyne, co wpadło mi do głowy, co mogłam w tym momencie powiedzieć.
- Nathan. Miło mi.- Wystawił swoją dłoń w moją stronę.
- Bardzo śmieszne.- Odepchnęłam jego dłoń i odwróciłam głowę w drugą stronę i myślałam nad tym, co ja takiego zrobiłam, że życie ukarało mnie spotkaniem z tym idiotą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.- Usłyszałam jeszcze chłopaka i wywróciłam oczami. Sykes odpalił samochód i już jechaliśmy przed siebie.
Jechaliśmy tak w ciszy, kiedy nagle moje oczy zaczęły się robić, coraz cięższe. Walczyłam ze zmęczeniem, ale po jakimś czasie przegrałam walkę i zasnęłam.

-Wstajemy księżniczko.- Obudził mnie głos Nathana. Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać.
- Gdzie my jesteśmy?- Nie rozpoznawałam tego miejsca poza tym czułam się jakbyśmy jechali już, co najmniej dwie godziny.
- Daleko. W bezpiecznym miejscu gdzie nikt nas nie znajdzie.- Ponownie zaczęłam się rozglądać i już byłam pewna, że nie jesteśmy w Londynie. Ale dlaczego w ogóle opuściliśmy miasto? Czy to był jego plan od samego początku?
- Nie rozumiem. Od kiedy my się niby chowamy?- Zaczęłam się zastanawiać czy może coś się stało, o czym ja nie wiem.
- Nie chowamy się... W sumie to w pewnym sensie to się chowamy. Musimy mieć miejsce gdzie będziemy mogli pracować w tajemnicy żeby czasami nieodpowiednie osoby się nie dowiedziały.- W tym momencie wjechaliśmy do jakiegoś lasu. Nie wiem, dlaczego ale zaczęłam panikować. Czy jest możliwe, że aż tak bardzo go wkurzyłam, że chce mi coś zrobić. Las byłby najlepszym miejscem na coś takiego; jest ciemno i nikt nie wie, że tu jesteśmy.
- Chcesz mnie tu zgwałcić?- Zapytałam bez żadnego namysłu. Po tym jak już powiedziałam te słowa to zaczęłam żałować, ale nie słusznie.
- Chciałabyś.- Nathan zaśmiał się.
- Zabijesz mnie i zakopiesz moje ciało pod drzewem?- Kontynuowałam dalej z głupimi pytaniami.
- Nie kuś.- Spojrzał się na mnie i puścił mi oczko.
Jechaliśmy tak jeszcze kilka minut, kiedy w końcu Nathan zatrzymał samochód. Spojrzałam przed siebie i ukazał nam się domek letni. - Dobra jesteśmy. Wysiadaj.- Sykes otworzył swoje drzwi i wysiadł z samochodu.
- Ale...- Nie dokończyłam, bo chłopak już zamknął drzwi. Westchnęłam i poszłam w jego ślady. Wysiadłam z samochodu i czekałam na Nathana, który wyciągał mój bagaż z bagażnika. Zarzucił go sobie na ramie i zaczął iść w stronę domku. Szłam za nim bardzo powolnym krokiem, przy czym przyglądałam się wszystkiemu dookoła. Doszliśmy do frontowych drzwi. Myślałam, że Sykes zaraz wywarzy drzwi, aby dostać się do środka, ale ku mojemu zdziwieniu, wyciągnął z kieszeni klucze i jak normalny człowiek otworzył je.
Weszliśmy do środka i nie mogłam przestać się rozglądać po pomieszczeniu. 
- Co to za miejsce? Jak je znalazłeś? Wygląda jakby nikt tu nie zaglądał od kilkunastu lat.- Odezwałam się, jako pierwsza. Spojrzałam na Nathana, który położył torbę na podłogę i tak samo jak ja rozglądał się po całym domku.
- Bo tak jest. Ostatnio ktoś tu był jak byłem jeszcze dzieckiem. Przez tyle lat unikałem tego miejsca i obiecałem sobie, że już nigdy tu nie przyjadę. A tu proszę... Jestem.- Stałam cicho i przyglądałam mu się. Pierwszy raz widzę go w takim stanie. - Gdziekolwiek nie spojrzę tam... Te wszystkie wspomnienia powracają jak jakiś bumerang. Te wszystkie lata, w których próbowałem o wszystkim zapomnieć, poszły na marne.- Brunet przeczesał dłonią włosy a następnie włożył dłonie do kieszeni.
- Co tu się wydarzyło?- Powiedziałam prawie szeptem, ale na tyle głośno, aby mnie usłyszał.
- To nie ważne! Jak mam zapomnieć skoro będę o tym mówił?- Nathan wybuchł, ale nie chciałam się z nim kłócić tylko chciałam go zrozumieć, pomóc. To oczywiste, że musiało coś się tu wydarzyć, co bardzo go zraniło.
- Nathan chcę tylko ci pomóc. Może coś na to poradzę.- Powiedziałam spokojnie, aby tylko nie zacząć dużej kłótni.
- Nic na to nie poradzisz! Nie potrzebuję twojej pomocy ani żadnej innej!- Podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam. - Co ty robisz?- Zaskoczyło go to, ale za to przestał krzyczeć.
- Przepraszam. Jak nie chcesz to nie mów. Przemilcz to, ale razem ze mną. Nie odpychaj mnie. Pamiętaj, że jak kiedykolwiek będziesz chciał się wygadać to możesz na mnie zawsze liczyć.- Długo tak staliśmy, ale Nathan nie odwzajemnił uścisku tylko po chwili mnie odepchnął i zniknął gdzieś na drugim piętrzę. Zrobiło mi się strasznie szkoda tego chłopaka. Jakby nie patrzeć on nadal jest dzieckiem a już tyle przeszedł w życiu. Najgorsze jest to, że trzyma to wszystko w sobie, co tylko pogarsza jego stan. Zrobiłabym wszystko, aby mu pomóc, ale nie mam pojęcia jak mam to zrobić.

Jesteśmy już tu od nie całej godziny. Nathan pokazał mi mój tym czasowy pokój. Pomieszczenie było małe, ale za to bardzo przytulne. Chłopak oznajmił mi, że spędzimy tu dość dużo czasu, więc postanowiłam się rozpakować. Oczywiście nie zajęło mi to dużo czasu.
Byłam bardzo zmęczona tym dniem, chociaż że przespałam całą drogę tutaj. Nadal nie mam pojęcia gdzie dokładnie jesteśmy ani jak daleko od Londynu się znajdujemy. Wiem jedynie to, że jesteśmy otoczeni lasem, więc musimy być dość daleko od Londynu. Nawet nie wiem, dlaczego Nathan mnie tu przywiózł. Jakoś nie mieliśmy jeszcze okazji o tym porozmawiać, bo jedyne, co robimy, co chwilę to się kłócimy.
Postanowiłam jak na razie o tym nie myśleć tylko się ogarnąć. Wzięłam czyste ciuchy do spania i poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic.
Po orzeźwiającym prysznicu przebrałam się w aka pidżamę składającej się z krótkich spodenek oraz za dużej koszulki. Miałam zamiar iść od razu do mojego pokoju żeby Nathan nie widział moich siniaków, które nadal były jeszcze trochę widoczne. Tak jak postanowiłam tak zrobiłam. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojej sypialni. Po otworzeniu drzwi krzyknęłam ze strachu.
- Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć.- Sykes siedział na fotelu, który stał koło dużego okna. Chłopak cały czas mi się przyglądał... A raczej moim ramionom, które nieustannie próbowałam zakryć. Po minucie, która trwała jak wieczność, Nathan opamiętał się i przestał mi się przypatrywać. Wstał z fotela i podniósł dwa kubki, które stały na stoliku obok i podszedł do mnie. - Proszę bardzo.- Podał mi jeden kubek z herbatą. Posłałam mu ciepły uśmiech, który o dziwo odwzajemnił.
- Dzięki.- Usiadłam na łóżku i zrobiłam łyk ciepłego napoju. Przez ten cały czas czułam wzrok chłopaka skupiony na mojej osobie. Nie chciałam, aby patrzył na "pamiątki" po Justinie, więc szybko zmieniłam temat. - Możesz mi coś wytłumaczyć?- Chłopak kiwnął głową i usiadł na łóżku, obok mnie. Teraz to ja obserwowałam go bardzo uważnie. - Powiedziałeś, że przyjechaliśmy tu, aby pracować, ale pracować, nad czym?- Chłopak uśmiechnął się i zrobił łyk swojego napoju. Ten uśmiech całkowicie zbił mnie z tropu. Czy to było aż tak oczywiste, co tu robimy.
- Mieliśmy odnaleźć twojego brata. Już nie pamiętasz?- W końcu powiedział a mnie całkowicie zatkało.
- Mówisz serio?- To było jedyne, co mogłam z siebie wydusić. Strasznie mnie zaskoczył. Pamiętam, że poprosiłam go o pomoc, ale nie sądziłam, że naprawdę będzie chciał mi pomóc.
- Tak. Sel i Jay też się do nasz przyłączą.- Selena i Jay też chcą pomóc? Kiedy on nawet z nimi rozmawiał. Na początku strasznie się ucieszyłam, ale za chwilę przypomniałam sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy.
- Nathan, ale ja nic o nim nie wiem ani o kochanku mojej mamy.-
- Wątpisz w nas?- Nathan podniósł do góry jedną brew. Cicho się zaśmiałam na ten widok. Nie mam pojęcia jak on tak potrafi.
- Naprawdę chcecie mi pomóc?- Uśmiech nie schodził mi z ust. Po tylu latach "samotności" w końcu czuję, że komuś na mnie na prawdę zależy.
- Po to są przyjaciele.- Wzruszył ramionami przy tym się uśmiechając i zrobił kolejny łyk swojej herbaty.
- Kilka minut temu chciałeś mnie zabić i mówiłeś, że...- Nie dałam rady skończyć zdania, bo chłopak mi przerwał krzykiem.
- Nie ważne, co mówiłem!- Wstał i rzucił już pustym kubkiem o ścianę, który po kontakcie z nią pękł na milion malutkich kawałeczków. Podskoczyłam, ale nie ze strachu tylko z zaskoczenia. - Jak ty łatwo potrafisz zdenerwować człowieka.- W taki o to prosty sposób czar prysł. Z przyjaźni do nienawiści.
- To ty się łatwo denerwujesz i to jeszcze bez powodu! Jesteś gorszy od kobiety podczas okresu!- Z hukiem odłożyłam kubek i stanęłam na przeciwko niego. Widziałam jak Nathan zaciskał dłonie w pięści, ale nie specjalnie mnie to ruszało. Nie da rady mnie odstraszyć. Owszem były takie momenty, kiedy się go bałam, ale na pewno teraz do tych momentów nie należy.
Długo tak staliśmy w ciszy, kiedy w końcu Sykes postanowił się odezwać.
- Dobra ja muszę się zbierać.- Oznajmił. Nie koniecznie to chciałam usłyszeć. Nathan ominął mnie i wyszedł z pokoju.
- Jak to?- Od razu ruszyłam za nim.
- Muszę jechać z powrotem to Londynu po Selene i Jaya. No i przydałby się też jakiś sprzęt.- Chłopak nawet się nie zatrzymał ani nawet się nie raczył do mnie odwrócić.
- Chcesz mnie tu zostawić?- Zaczęłam panikować z wielu powodów, ale chyba najbardziej bałam się tego, że to tylko wymówka i tak naprawdę nie wróci i już nigdy więcej go nie zobaczę. Kilka godzin temu sama uciekłam z domu, ale teraz myśl o tym, że go mogę stracić przeraża mnie bardziej niż cokolwiek.
- Nie mam innego wyboru. Jaki jest w tym problem?- Powiedział z chłodem i pretensjami w głosie.
- No nie wiem, pomyślmy. Chodź by to, że jesteśmy gdzieś w lesie w środku nocy.- Nathan w końcu szanował się zatrzymać i spojrzeć się na mnie. Czułam jak łzy zaczynają mi się zbierać w oczach, ale nie dawałam im szansy, aby się stamtąd wydostały. 
- Nic ci się tu nie stanie. Nikt nie wie o tym miejscu. Obiecuję ci, że jesteś tu bezpieczna.- Zmienił ton głosu na cieplejszy i pełen troski, ale jakoś mnie to nie uspokoiło. - Teraz musze już jechać abyśmy ze wszystkim zdążyli zanim reszta domu się obudzi.- Chwycił za kluczyki od samochodu, otworzył frontowe drzwi i miał już wychodzić, ale zatrzymałam go kolejnym pytaniem.
- Nie mogą wiedzieć, że wyjechaliśmy?-
- Nie mogą wiedzieć GDZIE wyjechaliśmy.- Tak samo jak wcześniej nie raczył się na mnie spojrzeć.
- Czegoś nie rozumiem.- Ponownie się odezwałam i nawet nie wiem, dlaczego. Może, dlatego że próbuję za wszelką cenę go zatrzymać.
- Czego tym razem?- Brunet trzasnął drzwiami i odwrócił się w moją stronę. Posyłał mi zabójcze spojrzenie, ale jednak postanowiłam kontynuować.
- Skoro mówisz, że przed członkami mafii się nie ukryjesz to, po co wyjeżdżamy w tajemnicy skoro i tak nas znajdą?- Zaczęłam schodzić po schodach, na których cały czas stałam i podeszłam do chłopaka.
- Potrafimy nieźle tropić, ale jeszcze lepiej potrafimy się kryć.- W tym momencie stałam już twarzą w twarz z chłopakiem. Nie wiem, dlaczego ale nagle moje ręce znalazły się na jego klatce piersiowej. O dziwo chłopakowi to nie przeszkadzało.
- Nathan proszę. Nie zostawiaj mnie tu samej. Poczekaj, chociaż aż się zrobi jasno na zewnątrz.- Spojrzałam mu prosto w oczy, ale jak zwykle nie mogłam z nich nic wyczytać, ale byłam pewna, że on z moich może wyczytać desperacje. Nagle chłopaka dłoń znalazła się na moim policzku. Kciukiem zaczął gładzić mój policzek. Nie wiedziałam, do czego on zmierzał, ale wiedziałam, że jest to bardzo miłe uczucie i nie chciałam, aby się kończyło. Zamknęłam oczy i poczułam jak pojedyncza łza spłynęła mi po policzku a chłopak delikatnie ją starł. 

- Widzimy się rano.- Szybko otworzyłam oczy. Brunet zabrał dłoń i szybko wyszedł z domu. Nie mogłam uwierzyć, że mnie tu zostawił całkowicie samą.