piątek, 21 listopada 2014

14. Droga wolna

- Co ty wyprawiasz?- Usłyszałam już bardzo dobrze mi znany głos. Nie odpowiedziałam mu tylko stałam bez ruchu. - Chyba zadałam, co pytanie.- Usłyszałam jego niego ostrzejszy głos.
- Nie widać? Stoję przy drzwiach z walizką... Złącz fakty.- Odpowiedziałam, ale jednak nadal nie chciałam na niego spojrzeć.
- Nie możesz tego zrobić.- Wiedziałam, że tak będzie jak ktoś mnie zobaczy, ale dlaczego akurat jemu tak zależy? Może Mac miał rację. Jak pozwoli mi odejść to będzie miał kłopoty; chroni swój tyłek.
- Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić a w szczególności ty.- Chwyciłam za klamkę i uchyliłam lekko drzwi. Zanim zdążyłam otworzyć je szerzej, aby wyjść, usłyszałam jak zbiega po schodach i kilka sekund później znalazł się koło mnie. Zamknął drzwi z trzaskiem i popchnął mnie na ścianę.
- Dlaczego taka jesteś?- Dopiero teraz się na niego spojrzałam. Był tak blisko mnie, że nasze ciała prawie się stykały. Czułam jego oddech na mojej szyi. Co chwile mój wzrok kierował się to na jego usta a to na jego oczy. Moje serce przyśpieszyło a co chwile musiałam sobie przypomnieć, aby oddychać.
- Jaka?- Zapytałam cichym głosem. W końcu zdecydowałam się spojrzeć mu w oczy. To nie był ten sam Nathan, z którym rozmawiałam wcześniej. Jego zielono niebieskie oczy wypełniała wściekłość. Przez kilka sekund bałam się go, ale tylko przez kilka sekund. Nie mogłam pozwolić, aby moje ciało ogarnął strach tak jak wtedy w garażu. Teraz wiedziałam, że nie mam do czynienia z nie obliczalnym Maxem, który najprawdopodobniej nienawidzi nas wszystkich tylko z Nathanem; moim przyjacielem, jeśli nadal mogę go tak nazwać.
- Uparta?- To bardziej przypominało pytanie niż stwierdzenie. Tak jakby zastanawiał się czy to jest właściwe słowo, aby mnie w tym momencie opisać.
- Sam powiedziałeś, że to dobrze, że walczę o swoje.- Przypomniałam mu jego słowa z wczoraj.
- Tak, ale daj sobie pomóc.- O jakiej pomocy on mówi? Wystarczy, że pozwoli mi stąd iść.
- Nie potrzebuję pomocy a w szczególności twojej.- Na moje słowa brunet odsunął się ode mnie. Złość, która wcześniej wypełniała jego oczy zastąpił smutek i ból. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- O co ci chodzi? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- Po usłyszeniu jego słów zaśmiałam się bezczelnie.
- No zobacz, jakie to zabawne. Ja też tak myślałam zanim wbiłeś mi nóż w plecy.- Brunet nadal nie wiedział, o co mi chodzi. Czy on naprawdę jest taki głupi czy tylko udaje? I niby ten ktoś przede mną jest prawą ręką moje ojca? Postanowiłam mu przypomnieć.
- Już nie pamiętasz, co się stało dziś przy kolacji? Kto ci w ogóle kazał się odzywać? Najwyraźniej mój ojciec jest dla ciebie ważniejszy niż ja.- Chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie, co było skutkiem zderzania się naszych ciał. Spojrzałam się w jego oczy i próbowałam z nich wyczytać, co planuje zrobić.
- Powinnaś mi podziękować za to stało się przy kolacji a nie jeszcze na mnie naskakiwać.- Powiedział zdenerwowanym głosem.
- Podziękować? Niby, za co?- Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale chłopak był silniejszy, ale i nadal próbowałam.
- No nie wiem...- Udawał, że się nad tym zastanawia. -... Chodź by za to, że jeszcze żyjesz?- Po jego słowach natychmiast przestałam się wyrywać i stanęłam jak wryta w ziemię. - Powtarzasz, że chcesz się stąd wydostać i gdybym się wtedy nie odezwał to by tak było... Tylko, że by cię wynieśli stąd w czarnym worku.- Nadal stałam bez ruchu i myślałam nad tym, co właśnie usłyszałam. W pewnym sensie poczułam ukłucie w sercu. Zawsze chciałam mieć ojca, który będzie mnie kochał i rozpieszczał a co mam? Ojca, który nie zawahałby się mnie zabić. -Mi możesz skakać, pyskować ile chcesz, bo nie mam prawa nic ci zrobić. Nie ważne jak bardzo mnie denerwujesz i jak bardzo chciałbym ci sprzedać kulkę w momentach takich jak teraz to nie mogę. Twój ojciec to, co innego... Dla niego nie ma zasad. Myślisz, że nie stać go na to żeby zabić własną córkę? To pomyśl jeszcze raz. On robił o wiele gorsze rzeczy... Rzeczy, których nawet nie mogłabyś sobie wyobrazić.-  Słyszałam go jakby przez ścianę, ale i tak doskonale usłyszałam jego słowa; ma ochotę mnie zabić. Nie będę udawała, że te słowa mnie wcale nie zabolały... Zabolały i to jeszcze tak cholernie mocno. - Boże jak ty potrafisz podnieść ciśnienie i zepsuć człowiekowi dzień. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, aby się z tobą zaprzyjaźnić.- Nathan puścił mój nadgarstek i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu.
- I vice versa. Wiesz, co? Jesteś totalnym dupkiem i tyle.- Nie spuszczałam go z oka. Obserwowałam jak kręci się po całym holu.
- Możesz próbować, ale nie urazisz mnie tymi słowami.- Odwrócił się w moją stronę i dopiero teraz zauważył łzy na moich policzkach. W sumie to nawet ja dopiero teraz je poczułam. Chłopak podszedł do mnie powolnym krokiem i zabrał kosmyk moich włosów, który zasłaniał mi twarz. - Jaki jest twój cel?- Powiedział ciepłym głosem. Jak ja tego człowieka nie rozumiem. Najpierw denerwuje się i wrzeszczy a teraz jest miły. Jakie on ma huśtawki nastroju.
- Nie rozumiem.- Moim celem jest się stąd wydostać, ale ty mi to utrudniasz. Dlaczego chociaż raz nie mogę powiedzieć czegoś, czego chcę?
- Odkąd się tylko tu znalazłaś to walczysz o spokój i chcesz się stąd wydostać. Dlaczego nie zrobiłaś tego od razu? Miałaś tyle szans.-
- Walczyłam o coś innego, ale dałam sobie spokój, bo nie miało to sensu.- Teraz zebrało mi się na zwierzenia? Żebym się tylko mu nie wygadała, o co tak naprawdę chodziło. - To, dlatego chciałam tu zostać, ale już mnie nic tu nie trzyma.-
- Nie poddawaj się. To nie jest Tess, którą znam i uważam za wspaniałą.- Dobra bez komentarza.
- Nawet nie wiesz, o co walczyłam.-
- To nie ważne. Jeśli ci naprawdę zależy to walcz... Walcz do upadłego a osiągniesz swój cel.- Mi może zależy, ale tobie raczej nie i w tym jest problem.
- Gdybyś tylko wiedział.- Szepnęłam, ale jestem pewna, że słyszał. Gdybyś tylko wiedział to sam byś mnie stąd wyrzucił. - Dlaczego zawsze zjawiasz się w nieodpowiednim momencie i krzyżujesz mi plan?- Zmieniłam temat, bo robiło się dość niezręcznie i Nathan był stanowczo za blisko. Chłopak zaśmiał się i na moje szczęście odsunął.
- Nie wiem czy wiesz, ale mam szósty zmysł. Polega na tym, że czuje, kiedy pakujesz się w kłopoty lub próbujesz zrobić coś głupiego.-
- I co teraz masz zamiar zrobić? Zatrzymasz mnie czy pozwolisz mi odejść?- Zadałam mu pytanie a jemu nawet nie zajęło sekundy, aby zastanowić się nas odpowiedzią.
- Proszę bardzo. Droga wolna.- I cały czar prysł; powracamy do bezuczuciowego Sykesa. Podał mi walizkę do ręki i otworzył szeroko drzwi. Popatrzyłam na niego z wielkim szokiem. I co tak po prostu mam iść? Po tym całym jego przestawieniu pozwala mi po prostu iść? Powolnym krokiem wyszłam na zewnątrz i myślałam, co dalej. Nie jest dla mnie problemem to, że nie mam gdzie iść tylko to, że jest strasznie ciemno. Ta ciemność mnie przeraża. Nathan cały czas mi się przygląda. On wiedział, że będę się wahała. Wiedział, że zostanę i to on wygra. Nie doczekanie Sykes... Nie dam ci tej satysfakcji. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam iść przed siebie. Po wyjściu z posesji skręciłam w lewo i pewnym krokiem szłam prosto. Dopiero, kiedy wiedziałam, że brunet mnie już nie widzi zwolniłam i straciłam całą pewność siebie. Dopiero teraz zaczęłam się martwić, że nie mam gdzie iść. Po jakimś czasie marszu przypomniało mi się, że przecież mam jeszcze dom. Dom gdzie mieszkałam całe swoje życie. Ciekawe tylko czy jeszcze należy do mnie czy ktoś inny już tam mieszka. A co jeśli Justin mnie tam znajdzie i będzie się na mnie znęcał za tą sytuację z Nathanem? Raz kozi śmierć. Przejdę się i sprawdzę. Co mi szkodzi? I tak nie mam innego miejsca gdzie mogę się podziać. A Justin? Justinem nie będę się przejmować. Mam nadzieję, że przestraszył się na tyle, że będzie bał się tam wrócić.

Nie wiem ile już tak idę... Jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Jedyne, co mi chodzi po głowie to, to, że jestem tu sama i otacza mnie ciemność. Cały czas wyobrażam sobie, że zaraz coś albo ktoś wyskoczy zza rogu i coś mi zrobi. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo się boję ciemności. Wiele razy próbowałam walczyć z moim lękiem, ale zawsze przegrywałam tę walkę, więc po jakimś czasie poddałam się. Może Nathan ma rację; nie powinnam się poddawać, ale walczyć. Nie tylko o to, aby pozbyć się moich lęków, ale o wszytko, na czym mi zależy. Nie mogę teraz o nim myśleć. Muszę zapomnieć o nim o tych ostatnich kilku dniach.
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Od razu moje ciało sparaliżował strach i zaczęłam wymyślać najgorsze scenariusze. Próbowałam iść normalnie i spokojnie, aby pokazać kierowcy, że się nie boję i jestem pewna siebie. Niestety to się zmieniło, kiedy zauważyłam, że samochód zaczął zwalniać. Mój oddech przyśpieszył tak samo jak mój chód. Samochód był już koło mnie i jechał równo ze mną. Z całych sił próbowałam powstrzymać się, aby nie spojrzeć w jego stronę. Udawało mi się to dopóki kierowca nie otworzył przedniej szyby i zaczął do mnie mówić.

- Może podwieźć gdzieś panią? Wydaje mi się, że zmierzamy w tym samym kierunku.- Spojrzałam w jego stronę i nawet w największej ciemności poznałabym te tęczówki. Tęczówki, które prześladują mnie od dłuższego czasu jak tylko zamknę oczy. 

środa, 19 listopada 2014

Podjęłam decyzję

Na początek chciałam podziękować osobą, którzy skomentowali pod ostatnim postem i starali się mi jakoś doradzić. Cieszę się, że tylu osobą zależy na tym opowiadaniu. A więc... Długo się zastanawiałam, ale w końcu podjęłam decyzję. Postanowiłam kontynuować opowiadanie. Jednak nie obiecuję, że rozdziały będą dodawane regularnie, ponieważ za bardzo nie mam czasu. 

Myślę, że moim największym problemem jest to, że za dużo myślę o opinii innych; czasami nie wystawiam nowego rozdziału, ponieważ myślę, że jest za krótki albo, że jest nudny. Od teraz nie będę się tym przejmowała i rozdziały będą czasami krótkie a czasami długie, czasami będzie dużo się działo a czasami będą nudne. Oczywiście zależy mi na waszej opinii, ale czas na to, aby przestać przejmować się wszystkim.


Rozdział pojawi się w piątek, ale od razu mówię, że do długich i pełnych akcji nie należy, ale i tak mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodoba, bo siedziałam nad nim kilka tygodni. 

niedziela, 2 listopada 2014

Co dalej?

Hej wszystkim może zanim powiem, o czym jest ten post to najpierw obejrzycie, (jeśli macie ochotę) mój nowy filmik na podstawie tego opowiadania.



A więc mam złą wiadomość... Nie wiem czy będę kontynuowała tego, bloga. Nie zrozumcie mnie źle, bo kocham tego bloga; kocham go pisać, kocham wymyślać ciąg dalszy i kocham czytać wasze komentarze, ALE. No właśnie, ALE nie mam pojęcia jak go kontynuować; nie mam pojęcie, co ma się dalej dziać z bohaterami i ogólnie z tym opowiadaniem. Uważam, że to jest mój najlepszy i najciekawszy blog, ale nie mogę znieść myśli, że nic nie mogę wymyślić a wy cały czas cierpliwie czekacie na nowy rozdział.

Jeszcze nie podjęłam decyzji, co do zawieszenia, ale wiem, że go dokończę. Kiedyś. Wiem, że pewnie jest to bezsensu, że to piszę, ale może znajdzie się tu ktoś, kto mi doradzi i pomoże podjąć decyzję albo przynajmniej zmotywuje.


Odezwę się jeszcze jak już podejmę decyzję. Mam nadzieję, że jakoś zrozumiecie. Do usłyszenia i przepraszam.

niedziela, 14 września 2014

13. Masz mnie

Postać zbliżyła się jeszcze bardziej i teraz ją rozpoznałam.
- Przestraszyłeś mnie idioto!- Krzyknęłam na Sykesa, który tylko się zaśmiał.
- Przepraszam nie chciałem.- Usiadł koło mnie na ławeczce i uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie kłam... Miałeś niezły ubaw. Przyznaj się.- Nie wiem, ale jego obecność sprawiła, że zapomniałam o wszystkich problemach, o których przed chwilą myślałam. 
- No dobra. Przyznaję się bez bicia... Trochę ubawu miałem.- Dźgnęłam go łokciem w bok, na co ten się ponownie zaśmiał. - Wszyscy cię szukają.- Zmienił po chwili temat i powiedział bardziej poważnie.
- To już mnie znalazłeś. Skąd wiedziałeś, że tu będę?- Spojrzałam się na niego, ale zaraz spuściłam wzrok.
- Mówiłem ci, że dla członków mafii to żaden problem.- Zażartował, ale kiedy zobaczył, że mi nie było do śmiechu on też przestał i ponownie starał się być poważny. - A tak naprawdę to się domyśliłem. Niedawno straciłaś matkę i mówiłaś, że wszystko zaczęło cię przerastać, więc pomyślałem, że będziesz chciała się wygadać komuś... Bliskiemu.-
- Pewnie teraz sobie myślisz, że jestem jakaś szurnięta, że gadam ze zmarłą mamą.- Cały czas wpatrywałam się w swoje białe buty.
- Nie. Wcale tak nie myślę.- Powiedział ciepłym głosem i złapał mnie za rękę. Ponownie się na niego spojrzałam. - Myślę, że jesteś szurnięta, dlatego że siedzisz sama, po ciemku na cmentarzu.- Puścił moją rękę i oboje się zaśmialiśmy pod nosem. Nathan nie byłby sobą gdyby nie powiedział czegoś głupiego w poważnej rozmowie.
- Siedziałam tu tak i zanim się obejrzałam to zrobiło się już całkowicie ciemno.- Spojrzałam przed siebie w przestrzeń, ale i tak było to bez sensu, bo było całkiem ciemno. Widać było tylko gdzieniegdzie drobne promyki ze zniczy.
- To, dlaczego nie wróciłaś do domu?- Po raz kolejny tego wieczoru spuściłam głowę i nic mu nie odpowiedziałam. Było mi głupio mu się przyznać, bo to jest takie dziecinne. Nathan bardzo uważnie mnie obserwował. - Boisz się ciemności.- Bardziej stwierdził niż zapytał, ale lekko przytaknęłam głową. - Nie wiedziałem.-
- Skąd miałeś wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz... Chociaż na pewno wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.- Nie chciałam spotkać jego wzroku, dlatego wpatrywałam się w małe zdjęcie mojej mamy, które stało na jej grobie. Zrobiłam jej to zdjęcie kilka miesięcy zanim dowiedziała się, że jest chora. Tak naprawdę, kiedy zrobiłam jej to zdjęcie to był to ostatni raz, kiedy widziałam ją uśmiechniętą.
- Nikt nic tak naprawdę o mnie nie wie. Sami dopisują mi jakieś historie.- Powiedział to z bólem w głosie. Jego to wszystko chyba też już przerasta tak samo jak mnie, ale on w tym bagnie siedzi o wiele dłużej.
- To powiedz im, jaka jest twoja historia.- Chciałam mu jakoś doradzić, ale nie wiedziałam jak. - Dlaczego nie lubisz mówić o przeszłości?- Spojrzałam się na niego, ale tym razem to on unikał kontaktu wzrokowego.
- Bo to przeszłość. Nie możesz się cofnąć i jej zmienić. Czasami jest za bolesna żeby ją wspominać, więc, po co rozdrapywać rany na nowo?- Było mi go szkoda. Ciekawe, co się takiego wydarzyło w jego życiu, że mówi o tym aż z takim bólem w głosie. Na chwilę zapadła cisza, ale Nathan zmienił temat. - Dlaczego boisz się ciemności?- Nie lubiłam tego pytania, ponieważ sama nie znałam odpowiedzi, ale Nathan był ze mną taki szczery, więc ja też powinnam.
- Nie mam pojęcia... Zawszę tak było. Boję się nawet wyjść z pokoju w środku nocy. Zanim to zrobię to myślę o wszystkich za i przeciw.- Na chwilę przerwałam i zastanowiłam się nad następną częścią mojej odpowiedzi. Brunet cały czas mi się dokładnie przyglądał. - Przeraża mnie to, że nic nie widzisz i nie wiesz, co się na ciebie w oddali czai.-
- Wiesz, że przeważnie nasze akcje są prowadzone w środku nocy, więc jak chcesz być jedną z nas...- Przerwałam mu, bo nie mogłam już tego słuchać. Czy on nie rozumie, że ja nie chcę robić tego, co oni?
- Nathan ja nie chcę być jedną z was! Chcę się stąd wydostać i mieć normalne życie.- Ostatnie powiedziałam już spokojniej i ciszej. Nie widziałam sensu, aby krzyczeć, bo i tak jego to nie ruszy.
- Ja też chciałem.- Powiedział to ze ściszonym głosem tak samo jak ja. Zaskoczył mnie tym, co powiedział i to bardzo.
- To, dlaczego nie odszedłeś? Max mówił, że odkąd się u nich zjawiłeś to bardzo się zmieniłeś. Kiedy cię poznali byłeś wystraszony i zagubiony. Byłeś... Taki jak ja.-
- A dokąd miałem iść? Nie mam nikogo... Miałem tylko twojego ojca. To właśnie on zastąpił mi mojego, kiedy go najbardziej potrzebowałem.- Zaczynam go pomału rozumieć. Rozumiem, dlaczego zdanie Borysa jest dla niego takie ważne. - Max ma racje... Zmieniłem się i to bardzo, ale taka jest kolej rzeczy. Nie miał bym szans gdybym pozostał tym samym człowiekiem, jakim byłem.- Nathan zaczął bawić się swoimi palcami.
- Myślisz, że ja też się tak zmienię?- Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi się w oczy.
- Nie. Ciebie nie da się zmienić. Tess jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem tak odważnej osoby jak ty.-
- Tak... Ja i odwaga.- Zaśmiałam się pod nosem.
- Może ty tego nie widzisz, ale jesteś wspaniałą osobą. Potrafisz walczyć o swoje i o to, w co wierzysz... Ja tego nie potrafiłem.- Na jego słowa uśmiechnęłam się i zrobiło mi się ciepło w środku. Jeszcze nikt czegoś takiego mi nie powiedział. Przez całe moje życie byłam poniżana przez wszystkich dookoła mnie.
- To chodź ze mną.- Palnęłam po chwili. - Ja też nie mam już nikogo.- Powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- O czym ty mówisz? Przecież masz ojca.- Po chwili jak o wszystkim sobie przypomniałam, zaszkliły mi się oczy i niestety Sykes to zauważył. - Hej, co się stało?-
- Proszę cię przytul mnie.- Nie czekając ani chwili dłużej wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
- Tess wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Obiecuję, że zostanie to między nami. Proszę nie płacz już.- Powiedział spokojnie przytulając mnie mocniej i głaszcząc po głowie. Zaskoczył mnie tym miłym gestem, ale było mi za dobrze, aby protestować. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam mu powiedzieć, co się dziś dowiedziała... Przynajmniej małą część tego, co się dowiedziałam.
- Dzisiaj się dowiedziałam, że jest możliwość, że Borys nie jest moim ojcem.- Próbowałam się jakoś ogarnąć i przestać płakać, ale na marne.
- Jak to możliwe? Przecież cały czas nam mówił, że jesteś jego córką.- Też tego nie rozumiałam. Najpierw po siedemnastu latach mówi mi, że jest moim ojcem a teraz ponownie rujnuje mi świat. Dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć od razu albo zatrzymać dla siebie?
- Moja mama miała...- Już chciałam mu powiedzieć o przyjacielu Borysa, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Nie chciałabym żebyśmy znowu wpakowali się w kłopoty z moim ojcem. - ... Z kimś romans i po tym zaszła w ciążę. Ojciec mówił, że jego nigdy to nie obchodziło i kocha mnie jak własną córkę.- Sama nie wiem czy mam mu wierzyć w te słowa czy też nie.
- Ale nie ma pewności.- Po raz kolejny stwierdził niż zapytał a ja lekko przytaknęłam głową.
- Nie. Ale jeśli się okaże, że tamten koleś to mój ojciec to znaczy, że zostałam całkiem sama na tym świecie.- Wiedziałam, że Nathan chce więcej wyjaśnień. - Kochanek mojej mamy nie żyje.- Kolejne kilka łez spłynęło po moim policzku.
- Hej wszystko się jakoś ułoży.- Powiedział słowa, które chciałam usłyszeć od mojej mamy. Czy to możliwe, że to właśnie on mi ją zastąpi? Cały czas mnie i przytulał, ale teraz głaskał mnie po ramieniu. Byłam mu wdzięczna, że zachował się w taki sposób a nie jak totalny dupek, jak miał to w zwyczaju.
- Nathan nie rozumiesz? Moje całe życie to jedno wielkie kłamstwo. Chciałabym, chociaż wiedzieć, kto jest moim biologicznym ojcem. Nic nie wiem o tym drugim gościu tylko tyle, że ma syna.- Brunet nie wiedział, co powiedzieć, więc siedzieliśmy w ciszy. W pewnym momencie podniosłam się i spojrzałam na niego z błagalnym wzrokiem. - Nathan pomożesz mi go znaleźć?-
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- Westchnął. Widać było, że ma, co do tego wątpliwości i szczerze to nie dziwie mu się.
- Jeśli to prawda, że Borys nie jest moim ojcem to mam tylko jego.- Cały czas patrzałam mu prosto w oczy i próbowałam coś z nich wyczytać, ale niestety na marne.
- Masz nas... Masz mnie.- Uśmiechnął się i spuścił wzrok; tak jakby zawstydził się swoich słów.  
- Wiem. I bardzo ci za to dziękuję.- Odwzajemniłam jego uśmiech tym samym. Na prawdę cieszę się, że zakopaliśmy topór wojenny i zaczęliśmy się dogadywać. W moim życiu brakowało kogoś takiego jak Nathan. Byłam mu wdzięczna, że mnie dzisiaj wysłuchał, poradził mi i... że po prostu tu był.
- Chodźmy. Jest już późno.- Nathan wstał z ławeczki i uszedł kilka kroków. Zatrzymał się i spojrzał na mnie, bo zauważył, że ja się nie ruszyłam z mojego miejsca. - Nie bój się. Jestem tu i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.- Brunet wyciągnął rękę w moją stronę. Popatrzyłam na nią zanim uśmiechnęłam się i chwyciłam za nią. Chłopak przyciągnął mnie do siebie na tyle, blisko że stykaliśmy się ramionami. Kierowaliśmy się w stronę wyjścia ze cmentarza. Po minięciu kilku nagrobków wyszliśmy na główną ulicę i niestety Nath puścił moją dłoń. Niby szliśmy na tyle, blisko że czułam się bezpiecznie jednak wolałabym żeby mnie przytulił, ale nie chciałam sobie robić już większego obciachu. Szliśmy pomału, nigdzie się nie śpiesząc, co było dla mnie plusem, bo nie chciałam się widzieć z Maxem. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że idziemy zupełnie inną drogą niż się tu dostałam. Weszliśmy w jakąś małą, opuszczoną uliczkę. Niebyło tam nikogo oprócz naszej dwójki. Gdzieniegdzie stała zapalona latarnia, ale nie było och za wiele. Stało tam kilka budynków, ale wszystkie wyglądały na opuszczone. Dlaczego idziemy właśnie tędy? Gdyby szedł ze mną ktoś inny a nie Nathan to bym sobie pomyślała, że chce mnie zgwałcić a potem zabić.
- Była dziś u ciebie Cher?- Zapytałam, bo chciałam oderwać myśli od tego miejsca... I może trochę z ciekawości.
- No była a co?- Spojrzał się na mnie i czekał na moją odpowiedź. No to teraz myśl Tess. Wymyśl coś, bo nie możesz mu powiedzieć prawdziwej przyczyny tego pytania.
- Nie nic widziałam tylko jak wchodziła do domu... - Naprawdę? Nie było mnie stać na coś lepszego? -...Ale nie chcę wiedzieć, co robiliście.-
- Na pewno nie graliśmy w karty.- Zaśmiał się, czyli łyknął.
- Tak właśnie myślałam.- Zaśmiałam się sztucznie. Źle się z tym czułam, że wiem, że Cher go zdradza a nic mu o tym nie powiedziałam. A co jeśli Max ma racje? Co jeśli mi nie uwierzy i mnie znienawidzi za to, że się wtrącam? Nie wiem, co mam zrobić; nie chcę go stracić, ale również nie chcę żeby był oszukiwany przez osoby, którym ufa. No i do tego wszystkiego dochodzi groźba łysego. Nie chcę, aby Nathanowi coś się stało, ale on musi wiedzieć. Moje rozmyślenia przerwał głośny hałas gdzieś przed nami. Strasznie się wystraszyłam, co było skutkiem, że pisnęłam i wtuliłam się w Nathana.
- Co to było?- Zapytałam, ale nie odważyłam się spojrzeć w tamtą stronę. Może gdyby nie było tu tak ciemno to bym zareagowała inaczej. Nathan nie odzywał się tylko nasłuchiwał. Po chwili ponownie usłyszeliśmy ten sam hałas.
- Zaczekaj tu.- Powiedział Sykes i odsunął mnie od siebie.
- Nathan gdzie ty idziesz?- Zaczęłam panikować, kiedy brunet się ode mnie oddalał.
- Idę sprawdzić, co to było. Nie bój się będę nie daleko.- Odpowiedział i szedł dalej w stronę skąd dochodziły hałasy.
- Nathan nie idź tam. Słyszysz?- Chciałam zatrzymać go za wszelką cenę żeby czasami nic mu się nie stało.
- Spokojnie. Przecież jak coś to mam broń.- Chłopak pomachał bronią i z powrotem ją schował. Po jakimś czasie całkowicie zniknął z mojego pola widzenia. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po okolicy. Ciemność mnie przerażała, a to, że stałam sama na bezludziu wcale mnie nie uspokajało. Długo nie musiałam czekać na Nathana. Ponownie go zobaczyłam tylko tym razem coś ze sobą niósł. Kiedy podszedł wystarczająco blisko zobaczyłam, że chłopak ma na rękach ciemno szarego, puszystego kota.
- To właśnie ten mały kolega narobił tyle hałasu i cię przestraszył.- Chłopak stanął na przeciwko mnie i zaśmiał się. Ja tylko wywróciłam oczami i zaczęłam głaskać kociaka. - Lubisz koty?- Zapytał.
- Ogólnie zwierzęta.- Dalej głaskałam kota a ten zaczął mruczeć. - Możemy go wziąć?- Spojrzałam na bruneta.
- Niestety nie. Kiedyś próbowałem, ale twój ojciec kazał mi się pozbyć zwierzaka. Oddałem go jakiejś dziewczynce, która bawiła się w parku.- Spojrzałam na chłopka, który patrzył się na kota, którego trzymał. Zaczynam go rozumieć, dlaczego nie lubi mówić o swojej przeszłości; nie była ona za kolorowa.
- To znaczy, że dalej będzie się sam tu błąkał?- Nie chciałam zostawiać tu tego kota. Wydawał się taki sympatyczny i widać było, że lubi pieszczoty. Nie był zbyt wychudzony, co znaczyło, że nie tak dawno stracił dom.
- Niektórym niestety nie układa się w życiu.- Nathan położył kota na ziemi a ten chwile jeszcze poocierał się o nasze nogi i zaraz zniknął z naszego pola widzenia.
- Dobra wracajmy, bo się będą martwić.- Spojrzałam na niego z miną typu "Chyba sobie żartujesz" a ten tylko się zaśmiał. - No dobra, Selena i Jay się będą martwić.- Uśmiechnęłam się i tak samo jak wcześniej szliśmy na tyle blisko siebie żebym czuła się bezpiecznie. Nathan nie był taki jak wszyscy myśleli; zależy mu na przyjaciołach i to bardzo. Resztę drogi przeszliśmy w miłej ciszy. Kiedy tylko weszliśmy na posesję naszego domu, wszystkiego mi się odechciało. Nie miałam ochoty tam wchodzić; miałam dość tej sztucznej rodzinnej atmosfery. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do jadalni. Byłam strasznie głodna; od rana jeszcze nic nie jadłam. Nathan puścił mnie przodem i kiedy weszliśmy do jadalni wszyscy spojrzeli się na nas. Na nasz widok, Sel wstała ze swojego miejsca i podbiegła do mnie i przytuliła, co bardzo mnie zdziwiło, ale odwzajemniłam jej gest.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam. Nie znikaj tak już nigdy więcej.- Brunetka cały czas mnie przytulała. Nie wiedziałam, że komuś może tak na mnie zależeć.
- Przepraszam, ale potrzebowałam chwili samemu, aby wszystko przemyśleć. Obiecuję, że następnym razem was poinformuję.- Odsunęłam od siebie dziewczynę i poszłyśmy na nasze miejsca przy stole. Sykes uczynił to samo. Od razu zaczęliśmy jeść. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam taka głodna.
- Nieźle przywaliłaś Maxowi.- Odezwał się loczek. - Nie wiedziałem, że masz tyle siły.- Zaśmiał się a ja spojrzałam na Maxa, który miał drobnego siniaka na szczęce.
- Dużo o niej jeszcze nie wiemy.- Powiedział Nathan i uśmiechnął się. - Jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.- Uśmiechnęłam się na jego słowa. Naszą rozmowę przerwał mój ojciec.
- Powiesz mi gdzie byłaś tyle czasu?- Zapytał.
- Byłam na cmentarzy, u mamy.- Odpowiedziałam, ale nawet na niego nie spojrzałam.
- Dlaczego nic nikomu nie powiedziałaś i poszłaś bez żadnej opieki?- Kontynuował przesłuchanie.
- Potrzebowałam chwili samotności i jestem dorosła, więc nie potrzebuję opieki ani nikomu mówić gdzie idę.- Postąpiłam tak samo jak wcześniej i kontynuowałam jedzenie.
- Mówiłem ci, że dopóki nie nauczysz się korzystać z broni to masz nigdzie sama nie chodzić.- Odłożyłam sztuczce na mój talerz i spojrzałam się na niego.
- A ja ci mówiłam, że nigdy nie będę jedną z was i nie dotknę broni. Jeśli tak bardzo zależy ci na moim bezpieczeństwie to mogłeś nigdy nie pojawiać się w moim życiu.- Powiedziałam z całkowitym spokojem i to go jeszcze bardziej zdenerwowało.
- Jak ty się do mnie odzywasz?!- Uderzył pięścią o stół i wstał ze swojego krzesła.
- Tak jak ty do mnie. Nie obchodzi mnie to, że jesteś tu szefem. Może inni tutaj będą przed tobą kulić ogony i całować ci tyłek, ale na pewno nie ja.- Wstałam ze swojego miejsca tak samo jak on i patrzyłam mu się prosto w oczy.
- Tess wystarczy!- Krzyknął Sykes i on także wstał ze swojego miejsca. Spojrzałam się na niego z wyraźnym szokiem na twarzy. - Posuwasz się za daleko!- Ponownie krzyknął. Spojrzałam mu w oczy i ponownie nic nie mogłam nic z nich wyczytać. To tak jakbyśmy cofnęli się na sam początek. W moich oczach zebrały się łzy i lekko pokręciłam głową. Myślałam, że będziemy trzymać się razem... że on zawsze będzie po mojej stronie, ale widzę, że mój ojciec jest dla niego ważniejszy. Nie mogłam już tam dłużej tak stać, więc pchnęłam krzesło i wyszłam z pomieszczenia. Kiedy zniknęłam z ich pola widzenia, najszybciej jak mogłam pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Po pokonaniu wszystkich schodów, wbiegłam do swojej sypialni. Zamknęłam na sobą drzwi i z bez silności osunęłam się o nie na podłogę. Mówił, że mogę na niego liczyć, ale on wbił mi nóż w plecy. Po co w ogóle się odzywał? Nikt go o to nie prosił. Wiem tylko tyle, że nie mam zamiaru tu już dłużej zostać. Nie mam już nikogo. Sama odnajdę brata. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale dam sobie radę. Nie wiem, kto jest moim ojcem, ale oboje z nich byli członkami mafii, więc powinnam to mieć we krwi, co nie? Wstałam z podłogi i z pod łóżka wyciągnęłam swoją walizkę. Spakowałam tylko najważniejsze rzeczy; kilka ciepłych jak i letnich ubrań, laptopa i przeróżne ładowarki do sprzętów elektronicznych. Nie zajęło mi to dużo czasu, więc jedynie, co mi pozostało do zrobienia to czekać aż wszyscy rozejdą się do swoich pokoi i zasną.


Jest już grubo po pierwszej w nocy i stwierdziłam, że wszyscy już są u siebie. Zarzuciłam na siebie swoją skórzaną kurtkę i torbę na prawe ramie i byłam gotowa do drogi. Otworzyłam drzwi od sypialni i był jeden problem; w całym domu było ciemno jak diabli. Na zewnątrz nie było lepiej. Chyba nie przemyślałam tego zbyt dobrze, ale jeśli nie wyjdę teraz to już nie będę miała kolejnej szansy. Z rana to na pewno nie; zaraz ktoś się mnie przyczepi. Po dłuższej chwili postanowiłam iść na przód. Wyświetlaczem od telefonu oświetlałam sobie drogę. Najciszej jak tylko mogłam zeszłam po tych strasznie długich i męczących schodach. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam przed sobą drzwi wejściowe. Teraz już nie może mi się nie udać. Chwyciłam za klamkę i już miałam na nią nacisnąć, kiedy nagle w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, zaświeciło się światło. 

sobota, 6 września 2014

12. Zrobię z twojego życia piekło

Max był oparty o swój sportowy samochód i całował się z Cher. Wkopać przyjaciela w kłopoty z szefem to jedno, ale sypiać z jego dziewczyną to już przesada. Nie wiedziałam, że łysy może posunąć się aż tak daleko. Podejrzewałam, że między nimi coś jest grane odkąd widziałam tą dwójkę jak wychodzi z pokoju Georga.
- Max!- Krzyknęłam i chłopak z dziewczyną dopiero teraz mnie zauważyli. Zaczęłam iść w ich stronę.
- Poczekaj na mnie w środku.- Usłyszałam jak Max powiedział do dziewczyny a ta od razu go posłuchała. Kiedy mnie mijała posłała mi jedynie złośliwy uśmieszek. - Co jest?- Zapytał, kiedy do niego podeszłam a ja odpowiedziałam mu prawym sierpowym. Chłopak zatoczył się kilka kroków do tyłu. Nie miałam pojęcia, że mam tyle siły. - Co ty do cholery robisz?! Za co to było?!- Wyprostował się i trzymał za bolącą szczękę.
- Co JA robię?! Ty się jeszcze pytasz, za co?!- Chciałam go jeszcze raz uderzyć, ale Max był szybszy i chwycił moją rękę. - Puszczaj mnie?!- Zaczęłam mu się wyrywać, ale chłopak był silniejszy. - Puszczaj albo zawołam Nathana!- Zagroziłam mu, ale nie wiem, dlaczego akurat Nathanem. Co do Nathana... Gdzie ten debil jest, kiedy jest potrzebny?!
- Puszczę cię jak przestaniesz krzyczeć. Nie potrzebujemy tu żadnego przedstawienia. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.- Przytaknęłam głową, na co chłopak puścił moją rękę. - Powiesz mi, o co te wszystkie krzyki?- Włożył ręce do kieszeni od spodni a mi dosłownie opadła szczęka.
- Po pierwsze wkopałeś Nathana w poważne kłopoty. Już zapomnijmy o mnie, Selenie i Jayu. Wiesz, że mój ojciec mógł go zabić gdyby nam nie uwierzył? Dlaczego to w ogóle zrobiłeś?- Nadal nie mogłam uwierzyć, że muszę mu tłumaczyć, co zrobił. Byłam na niego wściekła.
- Dla rozrywki.- Wzruszył ramionami.
- Dla rozrywki?- Powtórzyłam, bo nie mogłam uwierzyć. - Myślałam, że jesteście rodziną.-
- To jest coś, co wmówił sobie twój ojciec. Ja z nimi tylko pracuję a nie przyjaźnie się. Jeżeli chcę być doceniany to Nathanowi najpierw musi się podwinąć noga. Niestety on jest perfekcjonistom i nigdy nie zawala, więc wziąłem to w swoje ręce.- Max to mówił w taki sposób jakby to było takie oczywiste.
- To wszystko z zazdrości?-
- Nie nazwałbym tego zazdrością. Dlaczego w ogóle za każdym razem chronisz mu dupę i sama pakujesz się w kłopoty? Myślisz, że on by to zrobił dla ciebie?- Przytaknęłam głową na tak. - To się mylisz. Wkopałby cię w każde bagno jeśliby oznaczało to, że uratuje swój własny tyłek.- Nie chciałam w to wierzyć, więc zmieniłam temat.
- A to, że sypiasz z jego dziewczyną to już przegięcie.- Tak naprawdę to nie miałam pewności czy ze sobą sypiają.
- Skąd wiesz, że z nią sypiam?- Powiedział z przerażeniem.
- Teraz już wiem.- Nie wiem, dlaczego wszyscy się na to łapią. - Złamiesz mu serce.-
- Hahaha dobre, dobre. Jak można złamać serce komuś, kto go nie ma?- Zaśmiał się i znowu powrócił do swojego cwaniackiego "ja" a mnie wkurzył jeszcze bardziej.
- Nathan ma serce. - Upierałam się przy swoim. - Dlaczego niszczysz to, co jest między nimi?-
- Między nimi nic nie ma i nigdy nie było. Jedynie sex i tyle.- To jest kolejna osoba, która mi to mówi, ale ja nadal w to nie wierze... Nie chcę w to wierzyć.
- Powiem mu.- Oświadczyłam i zaczęłam się kierować do wyjścia.
- Co mu powiesz?- Krzyknął za mną. - Że sypiam z Cher? Nie uwierzy ci i na dodatek znienawidzi cię jeszcze bardziej za to, że się wtrącasz w jego życie.- Na te słowa zatrzymałam się i zaczęłam nad tym myśleć. - Z resztą i tak każdy wie, że ten związek nic go nie obchodzi, bo on nie jest prawdziwy.-
- Wolę żeby znał prawdę.- Powiedziałam stanowczo po tym jak to przemyślałam. Wolę mu powiedzieć niż mieć przed nim taką wielką tajemnicę. Jego zadaniem jest mnie chronić a ja chcę chronić go przed wszystkimi, którym ufa a go okłamują. Maxowi najwyraźniej nie spodobała się moja odpowiedź, bo natychmiast się przymnie znalazł i popchnął na ścianę.
- Spróbuj chodź pisnąć słówko z tego, co tu dziś widziałaś i usłyszałaś ode mnie a robię z twojego życia piekło.- Zagroził mi, ale jakoś się go nie przestraszyłam.
- Boisz się go.- Uśmiechnęłam się, bo to było oczywiste.
- Kogo? Nathana? W życiu.- Zaśmiał się i stał przy swoim.
- Ja i tak wiem swoje.- Powiedziałam, co było błędem. Max wyciągnął swój pistolet i przyłożył mi go to skroni. Strach sparaliżował całe moje ciało, bo nie wiedziałam czy byłby na tyle zdolny żeby pociągnąć za spust.
- Wiesz, co mam lepsze rozwiązanie, które sprawi, że się zamkniesz.- Mówił teraz bardzo poważnie a ja nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. - Sprzedam ci kulkę w łeb i powiem, że ludzie Jacka cię załatwili a ja po prostu cię znalazłem. W ten sposób pozbędę się również Nathana. Szef go zabije za to, że cię nie dopilnował.- Bałam się teraz jeszcze bardziej, bo Max tak bardzo chce się pozbyć Nathana, że nie zdziwiłabym się gdyby posunął się aż tak daleko. Ku mojemu zdziwieniu łysy odłożył broń i schował ją do kieszeni. - Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.- Szybko tylko przytaknęłam głową, bo nie mogłam nic z siebie wydusić. - To teraz spadaj.- Najszybciej jak tylko potrafiłam wybiegłam z garażu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło. Jak poznałam Maxa to myślałam, że jest miły i pomocny, ale Sel i Jay mieli racje; jemu nie można ufać. Wybiegłam z posesji willi i biegłam w stronę parku. Nie miałam pojęcia, dlaczego. Po kilku minutach dobiegłam do parku i usiadłam pod jednym z drzew i głębi parku. Dopiero teraz się rozpłakałam, bo wcześniej byłam w zbyt wielkim szoku żeby normalnie funkcjonować. Nie kręciło się tam dużo ludzi, ale jak ktoś przechodził to się na mnie dziwnie patrzył. Nie obchodziło mnie to, że się na mnie gapili. Modliłam się tylko żeby nikt do mnie nie podszedł, bo chciałam mieć święty spokój. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane; podeszła do mnie jakaś pani po czterdziestce i uklęknęła koło mnie.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale zauważyłam, że płaczesz i chciałam się dowiedzieć czy potrzebujesz pomocy lub coś.- Powiedziała bardzo troskliwym głosem. Brzmiała zupełnie jak moja mama. Na samą myśl o niej rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Nie wszystko jest dobrze tylko muszę się wypłakać, ale dziękuję za troskę.- Uśmiechnęłam się delikatnie do starszej kobiety. Ta odwzajemniła uśmiech i wstała.
- Na pewno wszystko jest dobrze?- Przytaknęłam tylko głową, ciągle się uśmiechając. Kobieta odwróciła się i poszła w swoją stronę i ponownie zostałam sama. Otarłam łzy z moich policzków i podniosłam się z ziemi. Zaczęłam się kierować w stronę wyjścia z parku i następnie szłam dokładnie nie wiedząc gdzie. W ogóle nie myślałam nad tym gdzie idę tylko moje nogi mnie gdzieś prowadziły. Przez tą starszą kobietę przypomniała mi się moja matka, co spowodowało, że przez całą drogę myślałam o niej. Tak bardzo chciałam żeby była tu teraz przy mnie, przytuliła i powiedziała, że wszystko się jakoś ułoży. Nagle się zatrzymałam i podniosłam głowę. Nie wierzyłam gdzie moje nogi mnie zaprowadziły; na cmentarz. Bez dłuższego namysłu poszłam w stronę grobu mojej mamy. Minęłam wiele nagrobków aż w końcu doszłam do tego, którego szukałam. Widać było, że od pogrzebu nikogo tu nie było, bo jeszcze leżały tam zwiędnięte kwiaty. Szybko zebrałam je i wyrzuciłam. Teraz jej grób wyglądał tak pusto... żałowałam, że nie mam żadnego znicza lub wiązanki, ale nie planowałem tej wizyty. Usiadłam na ławeczce przed grobem i siedziałam w ciszy. Miałam tysiąc myśli na sekundę. Tak bardzo jej teraz potrzebowałam.

- Cześć mamo.- Wymsknęło mi się, ale tak jakby poczułam się, że robię dobrze, więc kontynuowałam. - Przepraszam, że mnie tu nie było od pogrzebu, ale tyle wydarzyło się w moim życiu, że sama już tego nie ogarniam... Ale ty pewnie o tym wiesz. Pewnie wiesz już wszystko; jaki był Justin, o ojcu, Maxie, Cher i Nathanie.- Przez chwile zamilkłam i myślałam, co powiedzieć dalej. - Dlaczego oszukiwałaś mnie przez całe moje życie? Powiedziałaś, że mój ojciec zginął siedemnaście lat temu w wypadku samochodowym. Choroba zabiera mi ciebie i nagle pojawia się mężczyzna i twierdzi, że jest moim ojcem. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego od razu mu uwierzyłam... Może, dlatego że bałam się, że jeżeli tego nie zaakceptuję to zostanę całkowicie sama? Ale dzisiaj to uczucie ponownie powróciło... Czuję, że nie mam już nikogo. - Łzy ponownie zaczęły mi spływać po policzku. - Powiedz mi, kto tak naprawdę jest moim ojcem. Nie wiem, jak ale pomóż mi... Potrzebuję ciebie i to bardzo. Już całkiem się pogubiłam w życiu. Nie wiem, komu mogę tu ufać... Nie wiem czy mogę ufać Nathanowi. Przez to, co powiedział Max umysł mi mówi, że nie mogę mu ufać, ale serce... Wręcz krzyczy, że jest na odwrót. Daj mi jakąś wskazówkę... Proszę.- Nie miałam już sił, aby kontynuować. Chciałam już wracać do domu, ale dopiero teraz zorientowałam się, że jest strasznie ciemno. Nawet nie wiedziałam, że siedzę tu tak długo. Nie wiem, dlaczego ale odkąd tylko pamiętam to strasznie się boję ciemności. Boję się tak, że aż strach mnie paraliżuje. Tym razem było tak samo. Siedziałam na ławeczce i wpatrywałam się w znicze na grobie, obok które były jedynym źródłem światła. Zamknęłam oczy, ale natychmiast je otworzyłam, kiedy usłyszałam łamiące się gałęzie tuż za mną. Gwałtownie się odwróciłam, ale było za ciemno, aby cokolwiek zobaczyć. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Czy to możliwe, że to ludzie Jacka mnie znaleźli i chcą się zemścić? Nie wiedziałam, co mam zrobić; byłam całkowicie sama na cmentarzu, więc nie mogłam liczyć na żadną pomoc. Hałas się zwiększał, co oznaczało, że ktoś jest coraz bliżej. W końcu zobaczyłam czyjąś postać, ale było za ciemno abym mogła dokładanie zobaczyć, kto to jest. Postać zbliżyła się jeszcze bardziej i... 

czwartek, 28 sierpnia 2014

11. Niech wiedzą, kto tu rządzi

- Pomożesz mi się stąd wydostać?- Nie cierpliwie czekałam na jego odpowiedź. Uśmiech z twarzy bruneta zniknął, więc wiedziałam, że to nie była odpowiednia prośba.
- Co? Dlaczego?- Powiedział to tak jakby tylko na tyle było go stać; starał się nie wybuchnąć tak jak miał to w zwyczaju.
- Muszę jak najszybciej się stąd wydostać. Przez te kilka dni tyle wydarzyło się w moim życiu, że nie daję już rady. Muszę gdzieś jechać i to wszystko przemyśleć.- Wytłumaczyłam mu bardzo spokojnie i miałam nadzieję, że chociaż trochę zrozumie.
- Na ile chcesz wyjechać?- Zapytał. Spuściłam głowę i patrzyłam na swoje buty. Nie potrafiłam spojrzeć na niego.
- Nathan... Jak się stąd wydostanę to już tu nie wrócę. Ja tu nie pasuję i oboje o tym dobrze wiemy.-
- Nie możesz.- Dlaczego po prostu mi nie może pomóc? Naprawdę nie wymagam tak wiele.
- Ojciec się zgodził.- Skłamałam, ale w słuszniej sprawie. Jak się stąd wydostanę to wszyscy na tym skorzystamy.
- Tak po prostu pozwolił ci odejść? Jakoś w to nie wierzę.- Chłopaka skrzyżował ręce na piesi.
- Pozwolił... Jeśli pojedziesz ze mną lub nauczę się korzystać z broni.- Musiałam mu powiedzieć prawdę, bo i tak ta rozmowa nie ma sensu. Może jak usłyszy, że ma jechać ze mną to da mi spokój i się zgodzi, aby mi pomóc.
- Czyli gdzie jedziemy i na ile, bo muszę się spakować.- Kiedy usłyszałam, co powiedział to z szoku podniosłam głowę i wpatrywałam się w niego jak głupia.
- O czym ty mówisz?- Nie no musiałam się chyba przesłyszeć, bo niby, dlaczego Nathan Sykes chciałby gdziekolwiek ze mną jechać.
- Oboje wiemy, że nie nauczysz się korzystać z broni, ale moim zdaniem powinnaś. Czyli to znaczy, że jedziemy razem.- Nie, nie, nie. Nie może ze mną jechać. To by nie wypaliło, ale... Może wtedy bym miała więcej szans na to żeby mnie polubił w taki sposób, w jaki ja lubię go. Nie to jest zły pomysł. Nasze drogi po prostu muszą się rozejść.
- Ale ja już nie wrócę.- Powtórzyłam ściszonym głosem.
- A gdzie pójdziesz?- Powiedział nieco głośniejszym głosem niż do tej pory. - Do kogo? Nie pozwolę samej ci się szwendać po mieście; jest to niebezpieczne. Ludzie Jacka mogą cię znaleźć i zabić. Chcesz tego?- Wyglądało to tak jakby mu na mnie zależało, ale nie mam pewności czy aby nie robi tego, bo musi. Czy na prawdę ludzi Jacka będą chcieli się zemścić? Ale niby, dlaczego właśnie na mnie skoro to Nathan go zabił?
- Jeśli wyjdę z miasta lub z kraju to mnie nie znajdą.-
 - Proszę cię.- Zaśmiał się. - Zostaniesz w mieście; jest to kwestia dni aż cię znajdą, wyjedziesz z miasta; kwestia tygodni, z kraju; miesięcy. Przed ludźmi z mafii się nie ukryjesz. Możesz uciekać, ale się nie ukryjesz.- Cały czas nie spuszczał mnie z oczu, co bardzo mnie peszyło.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- Nie wiedziałam czy to było mądre posunięcie, ale najwyżej wybuchnie i na mnie nawrzeszczy.
- Właśnie, dlatego nie pozwolę opuścić ci tego domu bez opieki.- Ku mojemu zdziwieniu powiedział to spokojnie i w taki sposób jakby naprawdę mu na mnie zależało a raczej na moim bezpieczeństwie. Może naprawdę chce się zaprzyjaźnić a ja to teraz wszystko komplikuję. 
- A nie było by ci to na rękę?!- Krzyknęłam, ale zaraz po tym opamiętałam się i ponownie ściszyłam głos. - Spójrzmy prawdzie w oczy; w końcu byś się ode mnie uwolnił. Nie będziesz musiał mnie pilnować i być za mnie odpowiedzialny. Nikt nie będzie cię pakował w kłopoty.- Czułam jak łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale za wszelką cenę chciałam je zatrzymać.
- A kto będzie mnie z nich wyciągał?- Brunet przybliżył się do mnie i złapał za rękę.
- Nikt nie będzie musiał, bo to ja cię pakuje we wszystkie kłopoty. Sam tak z resztą mówiłeś.- Powoli zabrałam swoją dłoń z jego uścisku.
- Tess...- Nathan chciał zaprzeczyć, ale nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Obije wiemy, że to prawda.
- Nie dobra. Zapomnij. Myślałam, że chociaż na ciebie mogę tu liczyć. Teraz wybacz mi, ale muszę udusić Maxa.- Odwróciłam się napięcie i zaczęłam iść nie wiadomo gdzie. Poczułam jeszcze jak Nathan chwycił mnie za ramię, aby mnie zatrzymać, ale wyrwałam się z jego uścisku i szłam dalej. Nie zwracałam nawet na niego uwagi. Darowałam sobie już swój pokój i zeszłam po schodach na sam dół. Pierwszym miejscem, które postanowiłam sprawdzić był salon; w którym tak naprawdę to jeszcze nie byłam. Odkąd się tu wprowadziłam byłam tylko w swoim pokoju, pokoju Nathana, jadali oraz gabinecie mojego ojca. Rozejrzałam się po dość sporym pokoju; siedziało tam kilku mężczyzn, których znam tylko z widzenia, ale nigdzie nie widziałam Maxa. W kącie pokoju, przy kominku zauważyłam Selene i Jaya. Jako że Sel była tu jedyną dziewczyną nie licząc mnie, to rzucała się w oczy. Postanowiłam do nich podejść. Przeszłam przez pokuj, przy czym wszyscy się na mnie gapili. Pewnie, dlatego że wiedzą o plotkach, jakie krążą po tym domu; o tym, że Nathan mnie "zgwałcił". Gdyby to była prawda to chłopak by już dawno nie żył; mój ojciec by mu tego nie darował. Kiedy doszłam do dziewczyny i chłopaka, stanęłam na przeciwko nich.
- Widzieliście Maxa?- Zapytałam prosto z mostu.
- Co jeszcze chciał twój ojciec? Wszyscy o czymś gadają, ale nie wiemy dokładnie, o czym.- Jay zignorował moje pytanie i zadał swoje.
- Zapytajcie Nathana.- Odpowiedziałam. Nie mam czasu na opowieści; muszę znaleźć Maxa i to jak najszybciej. Brunetce najwyraźniej to nie wystarczyło, więc pociągnęła mnie za ramię i tym o to sposobem znalazłam się na małej sofie po środku ich obojga.
- Założę się, że wszyscy gadają o mnie i Nathanie.- Dałam za wygraną i zaczęłam im mówić wszystko, co wiem. To znaczy nie wszystko... Nie mogę im powiedzieć o tym, co powiedział mój ojciec o jego przeszłości? Tak chyba tak to mogę nazwać.- Max powiedział mojemu ojcu, że najprawdopodobniej, Nath mnie zgwałcił.- Powiedziałam szeptem, chociaż nie wiem, po co bo i tak wszyscy wiedzą. Mogłam zauważyć zszokowane miny moich towarzyszy.
- Że co?!- Selena, jako pierwsza coś z siebie wydusiła.
- A to gnojek.- Dodał Jay.
- Wszystko mu wytłumaczyliśmy i dał Nathanowi spokój.-
- Tylko Nathanowi?- Kolejne pytanie zadała Selena.
- Tak. Mi kazał jeszcze zostać i tłumaczył mi jak to bardo ważna jest zasada z umawianiem się z członkami naszej rodziny i jakie z tego będą konsekwencje.- Wywróciłam oczami na samo wspomnienie tej rozmowy.
- Po co ci to tłumaczył?- Zapytała niepewnie, Selena ale chyba znała już odpowiedź tylko wolała się upewnić.
- Uważa, że między mną a Nathanem coś jest.- Jay i Selena spojrzeli na mnie z przerażeniem w oczach. To samo przerażenie, które ja czułam, kiedy ojciec mi o tym powiedział. - Muszę bardziej uważać. Poza tym Sykes i ja zostaliśmy przyjaciółmi.-
- Ty i Sykes?- Oboje zapytali zaskoczeni.
- Też byłam zaskoczona, ale sam zaproponował, więc się zgodziłam. Jeśli on nie poczuje tego samego, co ja do niego to, chociaż chcę mu pomóc odnaleźć samego siebie.-
- A ty nadal z tym całym "to tylko jego maska"? Powinnaś sobie już dać spokój tak jak my, zaakceptować go takiego, jaki jest.- Jay był już zirytowany tym całym moim gadaniem Nathanie i jego prawdziwego ja. Rozumiałam go, bo sama czasami miałam siebie dosyć, ale nie mogę się poddać.
- Nie dam sobie spokoju!- Powiedziałam to za głośno, bo wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli w naszą stronę. - Akceptuję go takiego, jaki jest, ale wy nie widzicie, że jemu samemu jest już ciężko?- Powiedziałam juz trochę ciszej.
- Nie słuchaj go i rób swoje. Ja też wierze, że Nathan jest inny i ty go zmienisz. On już się powoli zmienia odkąd się tu pojawiłaś. Są to nie wielkie zmiany, ale są.- Przynajmniej Selena była po mojej stronie.
- Dobra to sobie pogadaliśmy, ale teraz odpowiedzcie na moje pytanie.- Wstałam i stanęłam na przeciwko nich. - Widzieliście Maxa? Muszę z nim porozmawiać.-
- Tylko pogadać?- Zaśmiał się Jay.
- Nie obiecuję.- Też zażartowałam. Tak naprawdę to jeszcze nie wiem, co zrobię łysemu. To się okaże jak go zobaczę.
- Widzieliśmy jak szedł do garażu, ale nie wiem czy nadal tam jest czy gdzieś pojechał. Mamy iść z tobą?- Zaproponował loczek, ale to musi być rozmowa w cztery oczy.
- Nie poradzę sobie. On sam mnie nauczył jak mam sobie tu radzić.- Odwróciłam się i poszłam tą samą drogą, co przyszłam. Tak samo jak wcześniej wszyscy w pokoju mi się przyglądali i szeptali coś między sobą. Zatrzymałam się w drzwiach i przez kilka sekund myślałam czy aby zrobić to, na co mam ochotę. Szybko podjęłam decyzję i napięcie odwróciłam się w stronę wszystkich zebranych w pokoju.
- Jeżeli macie coś do powiedzenia na mój temat to powiedzcie mi to prosto twarz chyba, że jesteście aż takimi tchórzami!- Krzyknęłam, bo już nie mogłam tego wytrzymać. Wszyscy patrzyli się na mnie i żaden nawet nie drgnął. Ponownie się odwróciłam i wyszłam z pokoju. Kiedy tylko z niego wyszłam ze strachu podskoczyłam. O ścianę opierał się nie, kto inny jak Nathan i miał na twarzy głupkowaty uśmieszek.
- Czego głupkowato się uśmiechasz?- Zapytałam trochę zdenerwowana.
- Widzę, że się rozkręcasz.- Powiedział brunet i nadal się uśmiechał. Nic mu nie odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. - Tak trzymaj. Niech wiedzą, kto tu rządzi.- Usłyszałam jeszcze za sobą chłopaka. Nie odwróciłam się tylko uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową. Nie chcę im pokazywać, kto tu rządzi ani nie chcę się wywyższać, ale niech znają limit mojej cierpliwości.

Wyszłam na zewnątrz i uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zeszłam po kilku schodkach i skręciłam w prawo w stronę garażu. Większość samochodów stało przed lub gdzieś koło garażu niż w środku. Drzwi od budynku były otwarte, co oznaczało, że George nigdzie nie pojechał. Weszłam do pomieszczenia i doznałam szoku.  

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

10. Zabiłem go

- Co?!- Razem z Nathanem krzyknęliśmy w tym samym czasie.
- Jaki gwałt?!- Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Max mi o wszystkim powiedział.-
- Max ma za dużo wolnego czasu i sobie chyba coś na wyobrażał. A co dokładnie ci powiedział?-
- Powiedział, że widział jak wychodziłaś z pokoju Nathana, cała zapłakana. Słyszał też jak Nathan zwala rzeczy z półek w swoim pokoju. Chciał się dowiedzieć, co się stało, ale nie chciałaś mu powiedzieć, więc pomyślał, że to może być coś poważnego.-
- Szefie wiesz, że nigdy bym nie złamał twoich zasad poza tym moim zadanie jest chronić Tess, więc jak mógłbym ją skrzywdzić?- Nathan odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Pokłóciliśmy się i trochę na nią naskoczyłem, ale to wszystko.-
- Nie wiem, komu mam wierzyć. Dlaczego niby Max miałby mnie okłamać?-
- Żaden gwałt nie miał miejsca!- Trochę mnie poniosło. - Nie znam Nathana dość długo, ale wiem, że on by nigdy czegoś takiego nie zrobił żadnej dziewczynie a przede wszystkim mnie. On zna zasady i szanuje je poza tym ma jeszcze swoje własne i szczerzę wątpię, że skrzywdziłby jakąkolwiek dziewczynę umyślnie.- Nathan cały czas się mi przyglądał tak jakby nie wierzył, że potrafię taka być. Niech wie, że nie jestem cały czas szarą myszką, która ucieka, kiedy coś się dzieje. - Max się pomylił. Może chciał dobrze, ale nie miał racji.- Dobrze wiedziałam, że Max zrobił to umyślnie, ale nie będę go pakowała w kłopoty tak jak on nas; sama z nim porozmawiam.
- Jesteście pewni, że nic się nie stało?- Przytaknęliśmy głowami. - Nathan możesz iść a ty Tess jeszcze zostań.- Ciekawe, co tym razem "przeskrobałam"... Ale raczej to już wszystko. Nathan spojrzał się najpierw na mnie a następnie na mojego ojca. Po chwili wyszedł z pokoju zostawiając tylko naszą dwójkę.
- Coś jeszcze zrobiłam nie tak?- Zapytałam, ale mi nie odpowiedział tylko zaczął opowiadać.
- Twoja matka kiedyś tu mieszkała, ale jeszcze wtedy nie byłem szefem.- Do czego on zmierza... Ale szczerze mówiąc to już pierwszym zdaniem mnie zainteresował, więc postanowiłam tego posłuchać. Ciekawe ile jeszcze rzeczy nie wiem o moich rodzicach i o sobie. - Nienawidziła tego miejsca, ale chciała tu zostać ze względu na mnie. Nie myśl sobie Tess, że jestem bezdusznym mężczyzną... Kochałem twoją matkę. Kiedy dowiedzieliśmy się, że masz przyjść na świat to strasznie się ucieszyliśmy. Stwierdziliśmy, że to miejsce nie jest najlepszym miejsce dla dziecka, więc postanowiliśmy kupić dom nie daleko stąd, w którym mieszkałyście aż do tej pory. Po twoim przyjściu na świat odwiedzałem was prawie codziennie i starałem się spędzać z tobą jak najwięcej czasu. W twoje pierwsze urodziny twoja matka zabroniła mi się z tobą spotykać. Uwierz mi to była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale wiedziałem, że ma racje; było wtedy bardzo niebezpiecznie a nie mogłem pozwolić na to żeby coś wam się stało. Twoja mama wymyśliła, że ci powie, że zginąłem w wypadku samochodowym. Zgodziłem się na to. Zniknąłem z waszego życia, ale co jakiś czas sprawdzałem czy wszystko u was jest w porządku. Kiedy miałaś sześć lat zostałem szefem naszej mafii a w okolicy zrobiło się spokojniej, więc chciałem do was wrócić, ale kiedy mnie zobaczyłaś bardzo się bałaś. Chciałem ci wytłumaczyć, że jestem twoim tatą, ale ty w kółko powtarzałaś, że twój "tata jest daleko stąd i jest z aniołkami." Po kilku dniach poddałem się i ponownie odszedłem i stwierdziłem, że jest już za późno na powrót jednak była to dobra decyzja... Mojego najlepszego przyjaciela rodzinie przydarzyła się tragedia. Biedak nie mógł tego przeżyć, ale miał jeszcze, dla kogo żyć... Miał syna w twoim wieku.- Ojciec nalał sobie coś do picia i podszedł do okna. Nie patrzył się na mnie tylko na widok z okna.
- Miał?- Zapytałam.
- Przez przypadek dowiedziałem się, że twoja matka miała romans z moim najlepszym przyjacielem, kiedy jeszcze tu mieszkała. Przespała się z nim a kilka tygodni później dowiedziała się, że jest w ciąży.- Cały czas patrzył się przez okno i pił swojego drinka.
- Jest to możliwe, że nie jestem twoją córką?- Ojciec w końcu odwrócił się w moją stronę i spojrzał się na mnie.
- Jest to wielkie prawdopodobieństwo, ale i tak cię kochałem i nie obchodziło mnie to i nadal mnie to nie obchodzi. Wiem, że tego nie widać, ale jesteś moją córeczką i jesteś całym moim światem.- Podszedł do mnie i złapał moje dłonie w swoje. - Jednak twojej matce i Mikeowi nie mogłem tego wybaczyć, więc go zabiłem.- Kiedy to usłyszałam od razu wyrwałam swoje dłonie z jego. Powiedział to z takim spokojem i bez żadnych uczuć... Tak jakby to było oczywiste i normalne.
- Zabiłeś najlepszego przyjaciela? A co z jego synem?-
- Jest cały i zdrowy. Wyrósł na wspaniałego chłopaka a od dziewczyn to nie może się odpędzić. Nie chciałem żeby to się kiedykolwiek powtórzyło, dlatego powstała zasada, że nie ma żadnych związków pomiędzy naszą rodziną.-
- A kim jest ten chłopak?-
- Tego nie mogę ci powiedzieć, bo on o tym wszystkim nie wie.-
- Nie wie, że ty zabiłeś jego ojca?-
- Nie i niech tak zostanie. To by mu zrujnowało świat.- Byłam w totalnym szoku, ale może miał racje. Wiem jak to jest, kiedy przez całe twoje życie coś jest ci wmawiane a po latach okazuje się to kłamstwem.
- Musisz mi obiecać, że zostanie to między nami; że nie powiesz nikomu o tym, co stało się naprawdę. Wie o tym tylko kilka zaufanych ludzi.- Niby, co mam powiedzieć? Moja mama zdradziła mojego ojca i teraz nie wiem, kto jest moim ojcem... A no tak, i jeszcze mój ociec zabił swojego najlepszego przyjaciela a jego syn o tym nie wie.
- Obiecuję... Ale dlaczego mi o tym wszystkim mówisz?-
- Chcę cię chronić.- Znowu się zaczyna. Oni wszyscy chcą mnie tu chronić a jest wręcz na odwrót.
- Chronić, przed czym?-
- Nie chciałbym żeby coś podobnego przydarzyło się tobie.- Co zajdę w ciążę i nie będę wiedziała, z kim czy może zamorduję swoją najlepszą przyjaciółkę, bo przespała się z moim chłopakiem. Problem tylko w tym, że ja nie mam chłopaka i w tym, że ja nigdy nikogo nie zabiłam i nie mam takiego zamiaru. - Musisz wiedzieć, że za złamanie tej zasady grożą największe konsekwencje, jakie są w tym domu. Nie chciałbym żebyś ją złamała.-
- Ja nie jestem tu od łamania zasad, ale nadal nie rozumiem, do czego zmierzasz.- Spojrzałam się na niego podejrzliwie.
- O ciebie i Nathana.- Nagle zrobiło mi się gorąco, ale musiałam się jakoś pozbierać żeby jakoś z tego wybrnąć.
- Co? Nie tato o to możesz być spokojny. Chcę się zaprzyjaźnić nie szukać sobie chłopaka. Dopiero, co zakończyłam nieudany związek.- Znaczy tak myślę, że to było jasne, że był zakończony.
- Mam się martwić?-
- Nie. Już jest wszystko okej... Nathan pomógł mi się go pozbyć... Jak na razie mam spokój.- Jasne, że mam spokój... Przecież odkąd tu jestem to wyszłam tylko raz i to jeszcze w towarzystwie reszty. Ciekawe tylko na jak długo mam ten spokój.
- Dobrze. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Możesz już iść.- Miałam już otworzyć drzwi, ale z powrotem odwróciłam się w jego stronę.
- Tato mam do ciebie tylko taką małą prośbę.- Powiedziałam nie pewnie.
- Słucham.- Usiadł na swoim fotelu i spojrzał się na mnie.
- Ostatnio bardzo dużo zdarzyło się w moim życiu i chciałabym wszystko sobie przemyśleć i poukładać. Mogłabym wyjechać na kilka dni?- Przemyślałam to i stwierdziłam, że chcę się stąd wydostać i to jak najszybciej. To nie jest miejsce dla mnie... Ja jestem zwykłą dziewczyną, która niedawno straciła matkę i nie ma już nikogo. Jeśli ojciec pozwoli mi wyjechać na te kilka dni to może być pewien, że moja stopa już w tym domu nie postanie... Nie mam zamiaru już wracać.
- Nie ma problemu. Już mówię Nathanowi żeby się pakował.- Powiedział i zabrał się za przeglądanie jakichś papierów.
- Nathan?- Nie Nathan nie może ze mną jechać! Wtedy mój plan szlak trafi. - Myślałam raczej o odrobinie prywatności poza tym nie chciałabym mu zawracać głowy.- Muszę coś wymyślić.
- Nie mogę puścić cię samej. Ludzie Jacka mogą chcieć zemsty i coś ci zrobić. Musisz kogoś mieć do obrony dopóki sama się nie nauczyć korzystać z broni. Jestem pewien, że Nathan nie będzie miał nic przeciwko temu i pojedzie z tobą i da ci trochę prywatności.-
- Dobra zapomnij. Posiedzę w pokoju.- Miałam wychodzić, ale musiałam jeszcze coś wyjaśnić. - Acha i jeszcze jedno. Nie mam zamiaru być jedną z was... Nigdy nie dotknę broni.- Ojciec nic nie powiedział, ale widziałam, że trochę się na mnie wkurzył, ale miałam to gdzieś. W końcu wyszłam z jego gabinetu. Postanowiłam pójść do swojego pokoju i wymyślić jakoś plan ucieczki. Musiałam też jeszcze znaleźć Maxa i z nim "porozmawiać". Nie wiem, co zrobię temu łysolowi, kiedy go znajdę. Byłam już na drugim piętrze i szłam długim korytarzem, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Tess zaczekaj!- Odwróciłam się i zobaczyłam Sykesa zmierzającego w moją stronę. Brunet zatrzymał się przede mną a ja zaczęłam się zastanawiać, czego on ode mnie chce tym razem. - Chciałem ci podziękować, że jak zwykle chronisz mi dupę, chociaż na to nie zasługuję.- Stałam tak jak słup i gapiłam się na niego jak głupia czy on właśnie mi podziękował?
- Nie... Nie ma, za co.- W końcu wydukałam.
- Jest i chciałem... Chciałem cię też przeprosić za wczoraj no i ogólnie za każdą naszą kłótnie.- Czy ja, aby na pewno właśnie rozmawiam z Nathanem Sykesem który mnie nie nienawidzi i przy każdej lepszej okazji na mnie naskakuje? Patrzyłam mu się prosto w oczy i mogłam z nich wyczytać, że jest mu przykro. Jest to dziwne, bo jeszcze nigdy wcześniej nie mogłam nic z niego wyczytać. Są dwie opcje... Albo jestem coraz lepsza w czytaniu jego zamkniętej "książki" albo sam daje się przeczytać... Lub nie ma o tym pojęcia, że przestał dobrze się maskować. To w sumie są trzy opcje. Tylko, która jest prawdziwa?
- Przeprosiny przyjęte.- Posłałam mu szczery uśmiech. Cieszyłam się, że potrafi być dla mnie miły i potrafi docenić to, co dla niego robię i zauważa swoje błędy. On nie jest taki zły jak każdy tutaj sądzi. On po prostu sam się już w tym wszystkim pogubił. Miałam już odejść od niego, ale poczułam jego rękę na moim ramieniu.
- Tess.- Ponownie odwróciłam się w jego stronę. -Ja wiem, że nie jestem najlepszym kandydatem na przyjaciela, ale ja chciałbym spróbować się z tobą zaprzyjaźnić.- Tak samo jak wcześniej nie mogłam uwierzyć w to, że rozmawiam z Nathanem i słyszę tyle miłych rzeczy z jego ust. Ponownie gapiłam się na niego jak głupia, ale szybko się opamiętałam.
- Naprawdę?- Wolałam się jeszcze upewnić czy czasami nie robi sobie ze mnie żartów.
- Tak. Bo wiesz.... Bardzo dobrze mi się z tobą wczoraj rozmawiało.- Widziałam jak bardzo jest mu ciężko to wszystko wydusić z siebie. Na pewno nie jest przyzwyczajony do mówienia o swoich uczuciach. Strasznie długo mu zajmowało powiedzieć, chociaż jedno zdanie, ale cierpliwie czekałam i słuchałam go. Może on nigdy do mnie nie poczuje to, co ja do niego, ale przynajmniej chcę mu pomóc w rzeczach, których nie potrafi. Rzeczach takich jak mówienie o tym, co czuje. Nie chcę żeby wszyscy myśleli o nim jak o bez uczuciowym mordercy... Tak jak ja zaczęłam myśleć aż do dzisiaj. - Czuje, że tylko ty mnie tu rozumiesz i nie traktujesz jak totalnego dupka jak inni.- Skończył i czekał na moją jakąkolwiek odpowiedź albo reakcję.
- Mi też się z tobą bardzo dobrze wczoraj rozmawiało, ale muszę przyznać, że jesteś dupkiem.- Chłopak uśmiechnął się a ja nie mogłam się napatrzeć na ten jego wspaniały uśmiech. - Ładnie ci z uśmiechem, wiesz? Powinieneś to robić częściej.- Chłopak się trochę zmieszał, ale ponownie się uśmiechnął. Szczerze to mi też się trochę głupio zrobiło.
- Dzięki... Chyba.- Odpowiedział. Przypomniało mi się jak drugiego dnia, kiedy się poznaliśmy przydarzyła nam się identyczna sytuacja. Nathan przyjechał po mnie do mojego starego domu i powiedział, że ładniej mi jest bez makijażu. Pamiętam jak wtedy było nie zręcznie, ale miło. Postanowiłam przerwać tą ciszę, która tak naprawdę mi nie przeszkadzała.
- Jeśli by to w czymś pomogło to nie będę zadawała żadnych pytań na temat twojej przeszłości. To jest twoja prywatna sprawa i jak będziesz chciał to będziesz mógł mi powiedzieć. Mogę cię tylko prosić o jedno?- Zapytałam nie pewnie.
- O co tylko chcesz. Jestem ci wiele winien.- Brunet cały czas się uśmiechał.
- Jeśli powiem coś albo zadam niewłaściwe pytanie to możesz nie wybuchać tylko powiedzieć mi jak człowiek, że nie chciałbyś o tym rozmawiać?-
- Postaram się.- Co prawda nie było to 'obiecuję', ale wiedziałam, że mówi prawdę.
- Dziękuję.- Nie wiem, dlaczego ale przytuliłam Nathana, co bardzo go zaskoczyło, ale po chwili odwzajemnił mój gest. Było mi bardzo dobrze w jego objęciach. Czułam się tak jakbyśmy już tak stali dobre kilka minut a to było zaledwie kilka sekund. Nathan poluźnił uścisk, co znaczyło, że wystarczy, więc odsunęłam się od niego.
- To było miłe.- Powiedział chłopak, co mnie ponownie zaskoczyło. Uśmiech nie schodził mu z twarzy tak samo jak i mi.
- Tak było miłe.- Musiałam mu to przyznać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze i bezpiecznie się czułam. Pewnie, kiedy mama jeszcze żyła. - W takim razie przyjaciele?-
- Przyjaciele.- Nathan przytaknął głową. Chłopak miał już odejść, ale tym razem to ja go zatrzymałam.
- Mogę cię o coś jeszcze prosić.- Brunet odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.
- Jasne. Jak już mówiłem jestem tobie sporo winien.- Czekał aż coś powiem, ale ja cały czas się wahała czy aby na pewno go o to porosić.
- Ale mogę ci zaufać?-
- Bezgranicznie... Pamiętasz?- Przypomniałam sobie poprzednią noc zanim się pokłóciliśmy. Na samą myśl uśmiechnęłam się. Pomimo tego, że wpadliśmy dziś w kłopoty z moim ojcem i dowiedziałam się, czego jednak nie chciałabym wiedzieć mogłam zaliczyć ten dzień do udanych dzięki Nathanowi. Kiedy jestem z nim to nie mogę przestać się uśmiechać ani nie mogę pozbyć się motyli w brzuchu... Jakich motyli?.. Kiedy jestem z nim to czuję całe zoo w brzuchu.
- Pamiętam, ale chciałam się upewnić. Obiecaj, że to zostanie między nami.-
- Obiecuję.- Nathan podszedł bliżej a mi przyśpieszyło serce.
- Pomożesz mi się stąd wydostać?- 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

9. Powiewa chłodem

Z pokoju Maxa wyszedł Max razem z Cher. O co tu chodzi? Przecież wyszła dobre półgodziny temu. Max zobaczył mnie zapłakaną, siedzącą na podłodze i od razu do mnie podbiegł.
- Tess! Co się stało? Coś ci zrobił?- To znaczy, że byłby wstanie coś mi zrobić?
- Nie nic mi nie jest. Nathan nawet mnie nie dotknął.-
- To, dlaczego płaczesz?- Max zapytał troskliwym głosem.
- A co Cher robiła w twoim pokoju? Byłam pewna, że wyszła jakieś półgodziny temu.- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie powinno cię to obchodzić!- Do rozmowy wtrąciła się Cher.
- W takim razie was też nie powinno obchodzić, dlaczego płaczę.- Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę swojego pokoju, ale Max mnie zatrzymał.
- Powiedz, co się stało. Proszę.- Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja tylko wyrwałam mu się i poszłam do pokoju, trzaskając za sobą drzwi. Położyłam się na łóżku i ponownie zaczęłam płakać. Ten dzień to jakiś koszmar. Najpierw postrzelili Nathana, później kłótnia z ojcem, kłótnia z Nathanem, kłótnia z Jayem i ponowna kłótnia z Nathanem. Chcę się stąd wydostać... Nie mam już na to sił. Może wyjadę gdzieś za granicę albo, chociaż do innego miasta. Z daleka od Justina, tej całej porąbanej ''rodzinki'' i... Nathana. Jego chyba najtrudniej będzie zostawić... Chociaż Selene i Jaya też. Może mieliśmy małe spięcie i nie znamy się za długo, ale bardzo ich polubiłam. Tylko, że jak wyjadę to dla ich związku nie będzie szans. Oni na mnie liczą... No, ale z drugiej strony to teraz też nie mają szans, bo Nathan mnie nienawidzi. Ja jestem gotowa sprzeciw stawić się swojemu ojcu, ale sama niczego nie zdziałam. Fajnie, że poddałam się już pierwszego dnia. Długo jeszcze tak rozmyślałam aż w końcu zasnęłam.

Obudziłam się następnego dnia rano. Czułam się okropnie. Poszłam do łazienki, spojrzałam w lustro i widok był okropny; miałam czerwone, podpuchnięte oczy od płaczu i ogólne było widać wszystkie moje niedoskonałości w tym i siniaki. Czasami denerwowałam się tym, że jeszcze trzymam lustra w moim otoczeniu. Nienawidziłam tego widoku. Moja mama zawsze mi wmawiała, że jestem piękna, ale teraz już jej nie ma i nie ma nikogo, kto mógłby to powtarzać. Zrzuciłam z siebie ciuchy i ukazało się jeszcze więcej siniaków. Nie mogąc na siebie patrzeć, weszłam pod prysznic. Chwile później ciepła woda koiła moje zmęczone i obolałe ciało. Dziesięć minut późnij się owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wyszłam z kabiny. Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam ciuchy, które oczywiście muszę zakrywać każdą część mojego ciała. Weszłam z powrotem do łazienki, ubrałam się i zrobiłam makijaż na tyle mocny, aby zakryć siniaki. Na szczęście nie musiał już być aż tak mocny jak wtedy, co... Nathan powiedział... że mi ładniej bez niego. Nadal pamiętam jak zareagował, kiedy dowiedział się, po co mi ten makijaż i kiedy zobaczył wszystkie moje siniaki. Obiecał mi, że Justin już nigdy więcej mnie nie skrzywdzi... Szkoda tylko, że on sam to robi. Dlaczego każda moja myśl musi wracać do niego? Ostatni raz z niesmakiem spojrzałam w lustro i wyszłam z pokoju. Ojciec nic nie mówił, że mam nie przychodzić na śniadanie, więc nie może się mnie czepiać. Zeszłam na sam dół po ogromnych schodach i kiedy znalazłam się przed drzwiami od jadalni, głośno przełknęłam ślinę i otworzyłam drzwi. Weszłam do pomieszczenia i wszyscy zwrócili się w moją stronę. Nie spuszczali mnie z oka a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Usiadłam na moim miejscu koło Seleny, która wymusiła uśmiech. Jay postąpił tak samo... Coś musi się dziać.
- Cześć wam. Chciałam was przeprosić za wczoraj, ale ja naprawdę nie zgadzam się z tym, co mówiliście.- Powiedziałam to szeptem żeby nikt nas nie słyszał.
- Nic się nie stało. My też przepraszamy... Trzeba ci przyznać rację. My czytamy jego książkę tak jak on chce żebyśmy ją czytali a ty czytasz pomiędzy wierszami.- Jay przyznał mi rację.- I to go chyba przeraża, dlatego tak wybucha. Tak się broni przed tobą.- Może ma rację. Nigdy nie wzięłam tego pod uwagę.
- Czemu wszyscy się mi się tak przyglądają a wy jesteście tacy jacyś nie wyraźni?-
- Nie wiem, co się dzieję, bo dopiero przyszliśmy, ale na pewno szykują się jakieś kłopoty.- Wyjaśniła Selena. Już się bałam, o co może tu chodzić, ale na razie to zignorowałam.
- Rozmawiałam wczoraj z tutejszym gburem.-
- Z Nathanem? Jak?- Dopytywał się Jay.
- Poszłam zanieść mu kolację i przyłapałam go w łóżku z Cher.- Od razu jakoś humor jeszcze bardziej mi się zepsuł po tym jak sobie o tym przypomniałam.-
- A to gnojek. Najpierw narzeka, że wszystko go boli i nie przychodzi na kolację, bo nie może się ruszyć a później robi takie rzeczy.- Selena się trochę zdenerwowała, chociaż nawet nie wiem, dlaczego. - Ale dobra kontynuuj.-
- Nathan jak zwykle na mnie warknął, ale postawiłam mu się i dał sobie spokój, ale za to Cher na mnie naskoczyła, ale Nathan ją wyprosił, po czym się wkurzyła na mnie jeszcze bardziej i wyszła.-
- Nasza dziewczynka zaczyna się pomału uczyć jak radzić sobie z młodym.- Jay prawie to wykrzyczał, bo był tak zadowolony.
- Przez jakieś dobre pół godziny prowadziliśmy bardzo miłą rozmowę i nawet doszło do tego stopnia, że śmialiśmy się, powiedział, że mamy szanse zostać przyjaciółmi w dalekiej przyszłości i że mogę mu zaufać bezgranicznie.- To dziwne jak szybko uśmiech pojawił się na moich ustach o dobrych wspomnieniach o nim.
- To dobrze, że się do siebie zbliżacie. Może coś z tego wyjdzie.- Sel puściła mi oczko.
- Nie sądzę. Przekroczyłam linie... Zadałam nie właściwe pytanie i skończyło się tak samo jak zawsze, czyli kłótnią.-
- O co się zapytałaś?-
- O co chodzi w jego związku z Cher. Powiedział tylko żebym nie wtrącała się do jego związku i wypędził mnie z pokoju, po czym słyszałam jak zrzuca wszystko z szafek.-
- Nie rozumiem, dlaczego miał by się tak zachowywać po tym pytaniu. Przecież każdy wie, że umawiają się, bo chodzi tu o jakiś układ.- Selena miała rację, ale musiało coś w tym być. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił aż w końcu w końcu do głowy wpadł mi jeden pomysł, ale mało podobny.
- Myślę, że tu chodzi o coś więcej, ale wolał na mnie naskoczyć niż kłamać, bo wie, że ja go widzę, jako inną osobę i bał się, że mogę coś z niego wyczytać.-
- Myślisz, że on coś do niej naprawdę czuje?- Jay zadał pytanie warte sto punktów.
- Nie wiem, ale cokolwiek to jest to nie jest miłość, bo tak to inaczej by jej nie wyprosił z pokoju tylko mnie.- Wtedy do jadalni wszedł Nathan. Jak zwykle miał na sobie lekko zwisające spodnie, ciasną koszulkę a na to skórzaną kurtkę, miał starannie ułożone włosy oraz jak zwykle grymas na twarzy. Brakuje mi jego uśmiechu, który widziałam wczoraj, co kilka minut. Sykes podszedł do naszej trójki i usiadł na swoim miejscu, naprzeciwko mnie.
- Cześć.- Brunet odezwał się, jako pierwszy. Jay i Selena odpowiedzieli mu suche "hej". - A wam, co jest? Powiewa chłodem.-
- Chodzi nam o to, w jaki sposób traktujesz Tess.- Gdybyśmy byli sami w pomieszczeniu to mój kuzyn już dawno by krzyczał. - Wyciąga do ciebie rękę, chce się z tobą jakoś dogadać a ty ją traktujesz jak wroga.-
- Jay zostaw to. To nie ma sensu. On i tak tego nie zrozumie i nie polubi mnie.- Nathan miał już coś powiedzieć, ale mój ojciec mu przerwał.
- Tess, Selena, Jay i Nathan macie iść do mojego gabinetu a ja zaraz do was dojdę.- Powiedział to bardzo chłodnym głosem.
- Coś myślę, że zaraz się dowiemy, o co chodzi.- Selena szepnęła mi na uchu. Chodziło jej o to jak wszyscy się na nas patrzeli jak weszliśmy do pomieszczenia.

Czekaliśmy już w gabinecie mojego ojca. Cała czwórka stała w rzędzie i każdy z nas był zdenerwowany. Nie wiedzieliśmy, o co może chodzić. Do pomieszczenie wszedł mój ojciec i od razu usiadł w swoim fotelu na przeciwko nas.
- Wiecie, dlaczego tu jesteście?- Padło pierwsze pytanie z ust mojego ojca. Wszyscy z nas zaprzeczyli machając głowami. - Max mi powiedział, że między waszą czwórką coś ostatnio się dzieję.- Moje oczy zrobiły się duże jak pięciozłotówki a reszta moich towarzyszy spojrzała się na mnie. Każdy z nich wiedział, że tylko ja rozmawiałam z Maxem. No może Jay i Sel tego nie wiedzą, ale na pewno się domyślają, bo skoro oni z nim nie rozmawiają a Nathan raczej tez by nie miał powodu to tylko ja im zostałam.
- A co dokładnie powiedział?- Postanowiłam zapytać, ale w taki sposób żeby nie robić żadnych podejrzeń, że coś ukrywamy.
- Zacznijmy od waszej kłótni z Nathanem.-
- Chodziło o to, że Nathan obwiniał Tess o ten cały postrzał.- Selena postanowiła to wytłumaczyć. - Razem z Jayem postanowiliśmy wstawić się za nią, bo wiedzieliśmy, że nie poradzi sobie z Nathanem i nie zgadzaliśmy się z tym. To ja ją namówiłam żeby wyszła z samochodu, więc to na mnie powinien być zły.-
- Dobrze rozumiem. Następna kłótnia była pomiędzy Tess a waszą dwójką i kłóciliście się o Nathana.- Brunet spojrzał się na mnie z szokiem. Tym razem to ja postanowiłam to jakoś wyjaśnić. Musiałam tylko dobrze dobierać słowa żeby nie miało to jedno znaczne.
- To było tak, że po kłótni z Nathanem zrobiło mi się trochę smutno, bo staram się z nim zaprzyjaźnić, bo od samego początku skaczemy sobie do gardeł. Jay powiedział, że Nath nie ma uczuć i jest potworem, dlatego tak na mnie naskoczył, ale ja się z tym nie zgadzałam. Uważam, że nikt nie powinien być tak sądzony, bo każdy ma uczucia. Owszem Nathan jest dupkiem, ale nie zasługuje na taką opinię. I to tyle.- Głośno przełknęłam ślinę nie wiedząc czy dobrze to jakoś wyszło.
- Jesteś zupełnie jak twoja matka.- Zaczął mój ojciec. - W każdym widzisz dobro i nie pozwalasz nikomu powiedzieć złego słowa o nikim nawet jak to powiedziałaś jest dupkiem.- Łyknął to. - Dobrze to Jay i Selena możecie iść a wasza dwójka musi się jeszcze wytłumaczyć. - Selena i Jay posłusznie opuścili pomieszczenie zostawiając mnie i Nathana z moim ojcem. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie dotyczyła wczorajszej kłótni z Nathanem. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Max aż tak bardzo chce zniszczyć Nathana, że wykorzystuje wszystko przeciwko niemu. Tylko nadal nie wiem, co chce uzyskać naszymi kłótniami.
- Teraz mamy poważniejszy problem.- Zaczął mój ojciec trochę tak jakby był... Zły?
- Tato wiem, o co ci chodzi i to naprawdę nic takiego.- Zaczęłam tłumaczyć, ale ojciec mi przerwał.
- Tess nic teraz nie mów. Nathan przypomnij mi, jakie było twoje zadanie, kiedy Tess się tu pojawiła.- Zwrócił się do Nathana, który przez ten cały czas milczał.
- Miałem ją chronić.- Powiedział krótko. Wyglądał jak małe dziecko, które narozrabiało i teraz dostaje mu się od rodziców. Opinia mojego ojca naprawdę musi dużo dla niego znaczyć.
- To, dlaczego wczoraj doprowadziłeś ją do płaczu?- Ojciec kontynuował z pytaniami.
- To była moja wina ja go...- Zaczęłam go ponownie tłumaczyć, ale ponownie mój ojciec mi na to nie pozwolił.
- Tess daj mu się wytłumaczyć! Więc?!- Teraz zaczął krzyczeć na niego. Dlaczego aż tak reaguje na zwykłą kłótnie, która z resztą była moją winą. To na mnie powinien teraz krzyczeć a nie na Natha.
- Wiem przesadziłem wczoraj.- Nathan nawet nie patrzył się na niego tylko wpatrywał się w swoje buty. Wyglądał jak bezbronne dziecko... Prawdziwy morderca, bez serca by się tak nie zachowywał.
- Przesadziłeś?! Próbę gwałtu nazywasz przesadą?!- Krzyknął mój ojciec. Nathan z szoku podniósł głowę i spojrzał się na niego z wielkimi oczami a ja zrobiłam dokładnie to samo.
- Co?!- Razem z Nathanem krzyknęliśmy w tym samym czasie. 

piątek, 30 maja 2014

8. Możesz mi zaufać

Nie czekając na żadną odpowiedź weszłam do środka, czego bardzo pożałowałam. Zobaczyłam coś, czego bardzo bym nie chciała zobaczyć. Zobaczyłam Nathana w tym samym miejscu gdzie ostatnio go widziałam tylko, że tym razem leżała koło niego Cher i się całowali. Teraz sobie myślicie "I co z tego? Przecież są parą." Niby błahostka, ale dla kogoś takiego jak ja, co czuje coś do Nathana to straszny cios. Ale nie myślcie, że to wszystko. Leżeli w łóżku całkiem nadzy a ich ciuchy były porozrzucane po całym pokoju. Para przestała wymieniać się śliną i spojrzeli się na mnie.
- Czego chciałaś?- Warknął na mnie Nathan. Czyli że jeszcze mu nie przeszło. - Chyba ci mówiłem, że masz się stąd wynosić. Przez to też miałem na myśli żebyś nie wracała.- Pamiętaj Tess to, co powiedział ci Max. Nie pozwól mu się tak traktować… nie będziesz jego ofiarą.
- Jak na osobę, co została dzisiaj postrzelona to nieźle sobie radzisz z ruchem.- Powiedziałam to najpewniej jak tylko mogłam. - Przyniosłam ci kolacje, bo pomyślałam, że ciężko ci będzie zejść na dół i w ogóle zrobić jakikolwiek ruch, ale jednak głupia się myliłam.- Nathan spojrzał się na mnie tak jakby z niedowierzaniem. - I co się tak głupio patrzysz?-
- Nie nic. Po prostu cię nie poznaje. Spodziewałem się, że jak tylko na ciebie warknę to zaczniesz przepraszać i wyjdziesz a tu proszę.- Sykes uśmiechnął się łobuzersko.
- Szybko się uczę jak radzić sobie z palantami takimi jak ty.- Brunet miał już coś powiedzieć, ale wtrąciła się jego dziewczyna.
- To znowu ty!- Poczym wstała z łóżka i podeszła do swoich ciuchów. Szybko odwróciłam wzrok, bo nie chciałam widzieć jej nagiego ciała. Dziewczyna założyła swoją sukienkę i podeszła do mnie. - Najpierw przez ciebie go pobili a teraz postrzelili! A co by było gdyby go zabili?!- Cher stała tuż przede mną.
- A co cię to tak nagle zaczęło obchodzić? Kiedy go pobili to nawet nie zapytałaś się go jak się czuje. Zaczęło cię obchodzić, dlatego że co? Przez ranę nie był taki dobry w łóżku? A gdyby go zabili to nawet by cię to nie obchodziło... znalazłabyś sobie kogoś innego.- Nie wiem skąd we mnie tyle odwagi. Chyba naprawdę wzięłam sobie to serca słowa Maxa. Cher zamachnęła się i już miała mnie uderzyć, ale usłyszeliśmy wściekły głos Nathana.
- Zostaw ją!- Obie spojrzałyśmy się na niego. - Nawet nie próbuj jej uderzyć!-
- A co ci do tego? Przecież jej nienawidzisz.-
- Może jej nie lubię, ale jestem odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo i nigdy nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić!- To już mnie nie nienawidzi tylko mnie nie lubi. Mamy jakiś postęp. To, co powiedział było słodkie... nie wiem czy było to wymuszone, ale i tak było słodkie. - Myślę, że powinnaś już iść.-
- Słyszałaś. Idź już sobie.- Cher uśmiechnęła się zwycięsko.
- Cher miałem na myśli ciebie.- Dziewczyna spojrzała się na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Teraz to ja chciałam uśmiechnąć się zwycięsko, ale jakoś się powstrzymałam.
- No i super.- Warknęła na niego, zebrała resztę swoich rzeczy i wyszła, przy czym trzasnęła drzwiami od sypialni. Co tu właśnie się stało? Dlaczego wyprosił ją a nie mnie? Moje rozmyślenia przerwał Nathan.
- Mogłabyś mi podać bokserki.- On chyba żartuje.
- Sam sobie weź. Ruch nie sprawia ci żadnych kłopotów.- Chłopak tylko wzruszył ramionami i bez żadnego ostrzeżenia odchylił kołdrę i wstał. Jak najszybciej odwróciłam się w drugą stronę.- Mógłbyś?- Czy oni nie mają żadnego wstydu?
- A co? Nigdy wcześniej nie widziałaś nagiego chłopaka?- Co prawda nie widziałam go, ale wiedziałam, że teraz głupawo się uśmiecha.
- Widziałam, ale nie mam ochoty patrzeć na ciebie.- W pewnym sensie nie skłamałam, bo widziałam. Dałam się namówić Justinowi na samym początku naszego związku. Kiedy jeszcze traktował mnie jak... człowieka. A to czy nie maiłam ochoty na niego patrzeć... no może jednak trochę skłamałam. Nie stop! Tess to jest totalny dupek... no, ale przystojny. Chyba zwariowałam.
- A uwierz mi jest, na co?- Nie kuś. Czy on musi to robić.
- Jakiś ty skromny.- Ponownie się zaśmiał.
- Dobra możesz się już odwrócić.- Więc też tak zrobiłam. Miał na sobie spodnie, ale niestety nie miał koszulki, dlatego też mój wzrok utkwił na jego umięśnionym torsie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, ale Nathan mi w tym pomógł. - Hej. Oczy mam tutaj.- Spojrzałam się na niego i czułam jak cała robię się czerwona. Chłopak się zaśmiał a mi zrobił się jeszcze głupiej, dlatego że zauważył. Następnie mój wzrok utkwił na ranie na jego ramieniu.
- Boli?- Zapytałam ściszonym głosem. Nathan od razu wiedział, o co mi chodzi. Spojrzał się na ranę i wzruszył ramionami.
- Da się żyć?- Sięgną swoją koszulkę i założył ją. Z jednej strony byłam mu za to wdzięczna a z drugiej strony byłam trochę zawiedziona. Brunet usiadł na łóżku i nastała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Przyniosłam ci kolacje.- Podeszłam do niego i podałam mu tackę z jedzeniem. Bez zastanowienia wziął ją i położył na łóżku obok siebie.
-Dzięki.- Uśmiechnął się a moje nogi były jak z waty. Ma taki śliczny uśmiech... dlaczego nie pokazuje go częściej. Oddałam mu uśmiech i już miałam wychodzić, ale zatrzymałam się i odwróciłam się do niego. Wiem, że pewnie się wkurzy, ale co mi szkodzi. Do odważnych świat należy.
- Dlaczego to zrobiłeś?- Chłopak spojrzał się na mnie i widać było, że nie wie, o co mi chodzi.
- Ale co?-
- Wyprosiłeś swoją dziewczynę?- Powiedziałam nie pewnie.
- Dostała tego, czego chciała, więc, po co miała jeszcze tu zostawać?- Powiedział to bez żadnych emocji... tak jakby to było normalne i na tym polegał ich związek. Długo tam stałam bez żadnego ruchu. Chciałam mu zadać kilka pytań, ale nie wiedziałam jak. - Siądziesz?- Chyba zauważył, że mam jeszcze kilka spraw do niego. To dziwne, że jeszcze mnie nie wygonił, dlatego postanowiłam skorzystać z tej sytuacji i usiadłam koło niego. Długo się nie odzywałam, ale jakoś się w końcu do tego zebrałam.
- Nathan ty naprawdę mnie nienawidzisz?- Spojrzałam się na niego a on na mnie.
- Nie nienawidzę cię. Nie lubię, ale nie nienawidzę. Przez ciebie wpadam w same kłopoty.- Dobrze wiedzieć. Powiedział to bardzo spokojnym tonem.
- Przepraszam.- Powiedziałam trochę ściszonym głosem i spojrzałam w dół na swoje ręce. - A to, co powiedziałeś Cher... że nikomu nie pozwolisz mnie skrzywdzić to z obowiązku czy może jednak, chociaż trochę ci zależy?- Czekałam aż wybuchnie, ale ku mojemu zdziwieniu nie doczekałam się tego.
- Boże ile ty pytań zadajesz.- Powiedział z udawaną irytacją w głosie.
-Przepraszam.- Zaczęłam bawić się palcami.
- I przestań przepraszać.-
- Przepraszam.- Oboje zaczęliśmy się śmiać, co było dziwne, ale miłe. Szkoda, że częściej się kłócimy niż rozmawiamy. Dopiero teraz znalazłam ponownie odwagę, aby na niego spojrzeć.
- Nie powiedziałem tego z obowiązku. Może mnie wkurzasz, ale masz też swoje pozytywy i może w dalekiej przyszłości będziemy przyjaciółmi, bo widzę, że Selena i Jay bardzo cię polubili.-
- Dlaczego w dalekiej przyszłości?-
- Bo mnie ciężko polubić.- Trochę mnie zabolało to, że tak myśli. Na pewno jest mu z tego powodu ciężko, ale próbuje to ukryć.
- Da się ciebie lubić, kiedy nie zachowujesz się jak dupek.- Zaśmialiśmy się.
- To raczej rzadko da się mnie lubić.-
- Ja cię lubię.- Oboje odwróciliśmy wzrok i ponownie zapadła cisza. Jak zwykle to ja postanowiłam ją przerwać.
- Zauważyłeś, że to jest nasz najdłuższa rozmowa bez żadnej kłótni?- Nathan ponownie się na mnie spojrzał i uśmiechnął się. Chyba dzisiaj pobije jakiś rekord w uśmiechaniu się.
- Rzeczywiście... jest nawet bardzo miło.- Ponownie czułam jak robię się czerwona. Nie wiem, dlaczego ale tak jest. - Dobra moja kolej.- Spojrzałam się na niego zdezorientowana
- Na co?-
- Na zadanie pytania.-
- Już się boję.- Uśmiechnęłam się i czekałam na jego pytanie.
- Skąd nagle u ciebie taka odwaga?-
- Już mówiłam... szybko się uczę.-
- A tak naprawdę?- Naprawdę aż tak widać, że nie mówię całej prawdy? Raczej nie, bo tak to by widział, że często mijam się z prawdą.
- Max mi poradził jak sobie mam tu poradzić a przede wszystkim z tobą.-
- Max i jego złote rady. Szczerze mówić to naprawdę mnie zaskoczyłaś. Czemu nie użyłaś tej odwag, aby uwolnić się od Justina?- Mój uśmiech od razu zniknął, przypominając sobie te wszystkie chwile, kiedy mnie bił i traktował jak psa.
- Możemy nie rozmawiać o moim byłym związku?- Poczułam jak łza spływa mi po policzku, dlatego szybko ją otarłam tak żeby Nathan nie zauważył.
- Jasne. Przepraszam.- Czy aby na pewno rozmawiam z tym samym Nathanem, którego poznałam kilka dni temu.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?- Przypomniała mi się pewna rozmowa z Seleną i Jayem... no i jeszcze później ta kłótnia.
- Już zadałaś.- Uśmiech ponownie pojawił się na mojej twarzy. - No dawaj.-
- Komu mogę tu ufać? No, bo Jay z Seleną ostrzegali mnie przed...- W odpowiednim momencie ugryzłam się w język. Nie mogę mu powiedzieć, że chodzi o Maxa. - Niektórymi.-
- Nie wiem, komu możesz ufać. Każdy ufa innym osobą.-
- A komu ty ufasz?-
- Ja ufam każdemu... ale z umiarem. A tak bezgranicznie to tylko Jayowi i Selenie.- Czyli mogę im zaufać i mieć pewność, że nie wydadzą mnie i moich uczuć do Nathana mojemu ojcu.
- A Maxowi?- On najbardziej mnie interesował. Sel i Jay mówili żeby na niego uważać, ale fajnie mi się z nim rozmawiało i nie wydawał się jakoś podejrzanie.
- Z umiarem. Jest zazdrosny o to, że jestem prawą ręką twojego ojca i tylko czeka aż mi się podwinie noga, ale ty możesz mu zaufać, jeśli chcesz.- Czyli nie mogę mu zaufać do końca. Jak dowie się, co czuję do Nathana to na pewno wykorzysta to przeciwko niemu. - Mi też możesz zaufać.- To mnie zaskoczyło, ale pozytywnie. To było bardzo miłe, że wziął też siebie pod uwagę no i to, że mogę mu zaufać.
- Z umiarem czy bezgranicznie?- Chciałam się trochę z nim podroczyć.
- Bezgranicznie.- Uśmiechnął się.
- Może mnie nie lubisz, ale mi też możesz zaufać.-
- Z umiarem czy bezgranicznie?- Próbował mnie naśladować, co mu kompletnie nie wyszło, dlatego oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.  
- Oczywiście, że bezgranicznie.- Odpowiedziałam, kiedy w końcu mogłam złapać oddech. - A o co dokładnie chodzi z twoim związkiem z Cher?-
- Nie rozumiem.-
- Selena mówiła, że jej ojciec ma jakiś układ z moim i dlatego się umawiacie.- I w tym właśnie momencie posunęłam się za daleko. To musi być jego czuły punkt, bo jego nastrój zmienił się o 180 stopni.
- A co cię to w ogóle obchodzi?!- Zaczął na mnie krzyczeć. Czy ja zawszę muszę wszystko popsuć? Przecież tak dobrze nam tu szło. - Nie chciałaś rozmawiać o swoim związku, więc nie wtrącaj się do mojego!-
- Przepraszam nie chciałam cię zdenerwować.- Muszę się przyznać, że moja odwaga mnie ponownie opuściła. Nagle zaczęłam się go bać.
- Po prostu stąd wyjdź!- Bez żadnego namysłu zrobiłam tak jak kazał. Kiedy tylko znalazłam się po drugiej stronie jego pokoju zaczęłam płakać i osunęłam się na ziemie po jego drzwiach. Słyszałam jak Nathan ze wściekłości zrzuca wszystko z szafek. Nagle z pokoju Maxa wyszedł uśmiechnięty Max razem z... o co tu chodzi?