niedziela, 14 września 2014

13. Masz mnie

Postać zbliżyła się jeszcze bardziej i teraz ją rozpoznałam.
- Przestraszyłeś mnie idioto!- Krzyknęłam na Sykesa, który tylko się zaśmiał.
- Przepraszam nie chciałem.- Usiadł koło mnie na ławeczce i uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie kłam... Miałeś niezły ubaw. Przyznaj się.- Nie wiem, ale jego obecność sprawiła, że zapomniałam o wszystkich problemach, o których przed chwilą myślałam. 
- No dobra. Przyznaję się bez bicia... Trochę ubawu miałem.- Dźgnęłam go łokciem w bok, na co ten się ponownie zaśmiał. - Wszyscy cię szukają.- Zmienił po chwili temat i powiedział bardziej poważnie.
- To już mnie znalazłeś. Skąd wiedziałeś, że tu będę?- Spojrzałam się na niego, ale zaraz spuściłam wzrok.
- Mówiłem ci, że dla członków mafii to żaden problem.- Zażartował, ale kiedy zobaczył, że mi nie było do śmiechu on też przestał i ponownie starał się być poważny. - A tak naprawdę to się domyśliłem. Niedawno straciłaś matkę i mówiłaś, że wszystko zaczęło cię przerastać, więc pomyślałem, że będziesz chciała się wygadać komuś... Bliskiemu.-
- Pewnie teraz sobie myślisz, że jestem jakaś szurnięta, że gadam ze zmarłą mamą.- Cały czas wpatrywałam się w swoje białe buty.
- Nie. Wcale tak nie myślę.- Powiedział ciepłym głosem i złapał mnie za rękę. Ponownie się na niego spojrzałam. - Myślę, że jesteś szurnięta, dlatego że siedzisz sama, po ciemku na cmentarzu.- Puścił moją rękę i oboje się zaśmialiśmy pod nosem. Nathan nie byłby sobą gdyby nie powiedział czegoś głupiego w poważnej rozmowie.
- Siedziałam tu tak i zanim się obejrzałam to zrobiło się już całkowicie ciemno.- Spojrzałam przed siebie w przestrzeń, ale i tak było to bez sensu, bo było całkiem ciemno. Widać było tylko gdzieniegdzie drobne promyki ze zniczy.
- To, dlaczego nie wróciłaś do domu?- Po raz kolejny tego wieczoru spuściłam głowę i nic mu nie odpowiedziałam. Było mi głupio mu się przyznać, bo to jest takie dziecinne. Nathan bardzo uważnie mnie obserwował. - Boisz się ciemności.- Bardziej stwierdził niż zapytał, ale lekko przytaknęłam głową. - Nie wiedziałem.-
- Skąd miałeś wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz... Chociaż na pewno wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.- Nie chciałam spotkać jego wzroku, dlatego wpatrywałam się w małe zdjęcie mojej mamy, które stało na jej grobie. Zrobiłam jej to zdjęcie kilka miesięcy zanim dowiedziała się, że jest chora. Tak naprawdę, kiedy zrobiłam jej to zdjęcie to był to ostatni raz, kiedy widziałam ją uśmiechniętą.
- Nikt nic tak naprawdę o mnie nie wie. Sami dopisują mi jakieś historie.- Powiedział to z bólem w głosie. Jego to wszystko chyba też już przerasta tak samo jak mnie, ale on w tym bagnie siedzi o wiele dłużej.
- To powiedz im, jaka jest twoja historia.- Chciałam mu jakoś doradzić, ale nie wiedziałam jak. - Dlaczego nie lubisz mówić o przeszłości?- Spojrzałam się na niego, ale tym razem to on unikał kontaktu wzrokowego.
- Bo to przeszłość. Nie możesz się cofnąć i jej zmienić. Czasami jest za bolesna żeby ją wspominać, więc, po co rozdrapywać rany na nowo?- Było mi go szkoda. Ciekawe, co się takiego wydarzyło w jego życiu, że mówi o tym aż z takim bólem w głosie. Na chwilę zapadła cisza, ale Nathan zmienił temat. - Dlaczego boisz się ciemności?- Nie lubiłam tego pytania, ponieważ sama nie znałam odpowiedzi, ale Nathan był ze mną taki szczery, więc ja też powinnam.
- Nie mam pojęcia... Zawszę tak było. Boję się nawet wyjść z pokoju w środku nocy. Zanim to zrobię to myślę o wszystkich za i przeciw.- Na chwilę przerwałam i zastanowiłam się nad następną częścią mojej odpowiedzi. Brunet cały czas mi się dokładnie przyglądał. - Przeraża mnie to, że nic nie widzisz i nie wiesz, co się na ciebie w oddali czai.-
- Wiesz, że przeważnie nasze akcje są prowadzone w środku nocy, więc jak chcesz być jedną z nas...- Przerwałam mu, bo nie mogłam już tego słuchać. Czy on nie rozumie, że ja nie chcę robić tego, co oni?
- Nathan ja nie chcę być jedną z was! Chcę się stąd wydostać i mieć normalne życie.- Ostatnie powiedziałam już spokojniej i ciszej. Nie widziałam sensu, aby krzyczeć, bo i tak jego to nie ruszy.
- Ja też chciałem.- Powiedział to ze ściszonym głosem tak samo jak ja. Zaskoczył mnie tym, co powiedział i to bardzo.
- To, dlaczego nie odszedłeś? Max mówił, że odkąd się u nich zjawiłeś to bardzo się zmieniłeś. Kiedy cię poznali byłeś wystraszony i zagubiony. Byłeś... Taki jak ja.-
- A dokąd miałem iść? Nie mam nikogo... Miałem tylko twojego ojca. To właśnie on zastąpił mi mojego, kiedy go najbardziej potrzebowałem.- Zaczynam go pomału rozumieć. Rozumiem, dlaczego zdanie Borysa jest dla niego takie ważne. - Max ma racje... Zmieniłem się i to bardzo, ale taka jest kolej rzeczy. Nie miał bym szans gdybym pozostał tym samym człowiekiem, jakim byłem.- Nathan zaczął bawić się swoimi palcami.
- Myślisz, że ja też się tak zmienię?- Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi się w oczy.
- Nie. Ciebie nie da się zmienić. Tess jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem tak odważnej osoby jak ty.-
- Tak... Ja i odwaga.- Zaśmiałam się pod nosem.
- Może ty tego nie widzisz, ale jesteś wspaniałą osobą. Potrafisz walczyć o swoje i o to, w co wierzysz... Ja tego nie potrafiłem.- Na jego słowa uśmiechnęłam się i zrobiło mi się ciepło w środku. Jeszcze nikt czegoś takiego mi nie powiedział. Przez całe moje życie byłam poniżana przez wszystkich dookoła mnie.
- To chodź ze mną.- Palnęłam po chwili. - Ja też nie mam już nikogo.- Powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- O czym ty mówisz? Przecież masz ojca.- Po chwili jak o wszystkim sobie przypomniałam, zaszkliły mi się oczy i niestety Sykes to zauważył. - Hej, co się stało?-
- Proszę cię przytul mnie.- Nie czekając ani chwili dłużej wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
- Tess wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Obiecuję, że zostanie to między nami. Proszę nie płacz już.- Powiedział spokojnie przytulając mnie mocniej i głaszcząc po głowie. Zaskoczył mnie tym miłym gestem, ale było mi za dobrze, aby protestować. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam mu powiedzieć, co się dziś dowiedziała... Przynajmniej małą część tego, co się dowiedziałam.
- Dzisiaj się dowiedziałam, że jest możliwość, że Borys nie jest moim ojcem.- Próbowałam się jakoś ogarnąć i przestać płakać, ale na marne.
- Jak to możliwe? Przecież cały czas nam mówił, że jesteś jego córką.- Też tego nie rozumiałam. Najpierw po siedemnastu latach mówi mi, że jest moim ojcem a teraz ponownie rujnuje mi świat. Dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć od razu albo zatrzymać dla siebie?
- Moja mama miała...- Już chciałam mu powiedzieć o przyjacielu Borysa, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Nie chciałabym żebyśmy znowu wpakowali się w kłopoty z moim ojcem. - ... Z kimś romans i po tym zaszła w ciążę. Ojciec mówił, że jego nigdy to nie obchodziło i kocha mnie jak własną córkę.- Sama nie wiem czy mam mu wierzyć w te słowa czy też nie.
- Ale nie ma pewności.- Po raz kolejny stwierdził niż zapytał a ja lekko przytaknęłam głową.
- Nie. Ale jeśli się okaże, że tamten koleś to mój ojciec to znaczy, że zostałam całkiem sama na tym świecie.- Wiedziałam, że Nathan chce więcej wyjaśnień. - Kochanek mojej mamy nie żyje.- Kolejne kilka łez spłynęło po moim policzku.
- Hej wszystko się jakoś ułoży.- Powiedział słowa, które chciałam usłyszeć od mojej mamy. Czy to możliwe, że to właśnie on mi ją zastąpi? Cały czas mnie i przytulał, ale teraz głaskał mnie po ramieniu. Byłam mu wdzięczna, że zachował się w taki sposób a nie jak totalny dupek, jak miał to w zwyczaju.
- Nathan nie rozumiesz? Moje całe życie to jedno wielkie kłamstwo. Chciałabym, chociaż wiedzieć, kto jest moim biologicznym ojcem. Nic nie wiem o tym drugim gościu tylko tyle, że ma syna.- Brunet nie wiedział, co powiedzieć, więc siedzieliśmy w ciszy. W pewnym momencie podniosłam się i spojrzałam na niego z błagalnym wzrokiem. - Nathan pomożesz mi go znaleźć?-
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- Westchnął. Widać było, że ma, co do tego wątpliwości i szczerze to nie dziwie mu się.
- Jeśli to prawda, że Borys nie jest moim ojcem to mam tylko jego.- Cały czas patrzałam mu prosto w oczy i próbowałam coś z nich wyczytać, ale niestety na marne.
- Masz nas... Masz mnie.- Uśmiechnął się i spuścił wzrok; tak jakby zawstydził się swoich słów.  
- Wiem. I bardzo ci za to dziękuję.- Odwzajemniłam jego uśmiech tym samym. Na prawdę cieszę się, że zakopaliśmy topór wojenny i zaczęliśmy się dogadywać. W moim życiu brakowało kogoś takiego jak Nathan. Byłam mu wdzięczna, że mnie dzisiaj wysłuchał, poradził mi i... że po prostu tu był.
- Chodźmy. Jest już późno.- Nathan wstał z ławeczki i uszedł kilka kroków. Zatrzymał się i spojrzał na mnie, bo zauważył, że ja się nie ruszyłam z mojego miejsca. - Nie bój się. Jestem tu i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.- Brunet wyciągnął rękę w moją stronę. Popatrzyłam na nią zanim uśmiechnęłam się i chwyciłam za nią. Chłopak przyciągnął mnie do siebie na tyle, blisko że stykaliśmy się ramionami. Kierowaliśmy się w stronę wyjścia ze cmentarza. Po minięciu kilku nagrobków wyszliśmy na główną ulicę i niestety Nath puścił moją dłoń. Niby szliśmy na tyle, blisko że czułam się bezpiecznie jednak wolałabym żeby mnie przytulił, ale nie chciałam sobie robić już większego obciachu. Szliśmy pomału, nigdzie się nie śpiesząc, co było dla mnie plusem, bo nie chciałam się widzieć z Maxem. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że idziemy zupełnie inną drogą niż się tu dostałam. Weszliśmy w jakąś małą, opuszczoną uliczkę. Niebyło tam nikogo oprócz naszej dwójki. Gdzieniegdzie stała zapalona latarnia, ale nie było och za wiele. Stało tam kilka budynków, ale wszystkie wyglądały na opuszczone. Dlaczego idziemy właśnie tędy? Gdyby szedł ze mną ktoś inny a nie Nathan to bym sobie pomyślała, że chce mnie zgwałcić a potem zabić.
- Była dziś u ciebie Cher?- Zapytałam, bo chciałam oderwać myśli od tego miejsca... I może trochę z ciekawości.
- No była a co?- Spojrzał się na mnie i czekał na moją odpowiedź. No to teraz myśl Tess. Wymyśl coś, bo nie możesz mu powiedzieć prawdziwej przyczyny tego pytania.
- Nie nic widziałam tylko jak wchodziła do domu... - Naprawdę? Nie było mnie stać na coś lepszego? -...Ale nie chcę wiedzieć, co robiliście.-
- Na pewno nie graliśmy w karty.- Zaśmiał się, czyli łyknął.
- Tak właśnie myślałam.- Zaśmiałam się sztucznie. Źle się z tym czułam, że wiem, że Cher go zdradza a nic mu o tym nie powiedziałam. A co jeśli Max ma racje? Co jeśli mi nie uwierzy i mnie znienawidzi za to, że się wtrącam? Nie wiem, co mam zrobić; nie chcę go stracić, ale również nie chcę żeby był oszukiwany przez osoby, którym ufa. No i do tego wszystkiego dochodzi groźba łysego. Nie chcę, aby Nathanowi coś się stało, ale on musi wiedzieć. Moje rozmyślenia przerwał głośny hałas gdzieś przed nami. Strasznie się wystraszyłam, co było skutkiem, że pisnęłam i wtuliłam się w Nathana.
- Co to było?- Zapytałam, ale nie odważyłam się spojrzeć w tamtą stronę. Może gdyby nie było tu tak ciemno to bym zareagowała inaczej. Nathan nie odzywał się tylko nasłuchiwał. Po chwili ponownie usłyszeliśmy ten sam hałas.
- Zaczekaj tu.- Powiedział Sykes i odsunął mnie od siebie.
- Nathan gdzie ty idziesz?- Zaczęłam panikować, kiedy brunet się ode mnie oddalał.
- Idę sprawdzić, co to było. Nie bój się będę nie daleko.- Odpowiedział i szedł dalej w stronę skąd dochodziły hałasy.
- Nathan nie idź tam. Słyszysz?- Chciałam zatrzymać go za wszelką cenę żeby czasami nic mu się nie stało.
- Spokojnie. Przecież jak coś to mam broń.- Chłopak pomachał bronią i z powrotem ją schował. Po jakimś czasie całkowicie zniknął z mojego pola widzenia. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po okolicy. Ciemność mnie przerażała, a to, że stałam sama na bezludziu wcale mnie nie uspokajało. Długo nie musiałam czekać na Nathana. Ponownie go zobaczyłam tylko tym razem coś ze sobą niósł. Kiedy podszedł wystarczająco blisko zobaczyłam, że chłopak ma na rękach ciemno szarego, puszystego kota.
- To właśnie ten mały kolega narobił tyle hałasu i cię przestraszył.- Chłopak stanął na przeciwko mnie i zaśmiał się. Ja tylko wywróciłam oczami i zaczęłam głaskać kociaka. - Lubisz koty?- Zapytał.
- Ogólnie zwierzęta.- Dalej głaskałam kota a ten zaczął mruczeć. - Możemy go wziąć?- Spojrzałam na bruneta.
- Niestety nie. Kiedyś próbowałem, ale twój ojciec kazał mi się pozbyć zwierzaka. Oddałem go jakiejś dziewczynce, która bawiła się w parku.- Spojrzałam na chłopka, który patrzył się na kota, którego trzymał. Zaczynam go rozumieć, dlaczego nie lubi mówić o swojej przeszłości; nie była ona za kolorowa.
- To znaczy, że dalej będzie się sam tu błąkał?- Nie chciałam zostawiać tu tego kota. Wydawał się taki sympatyczny i widać było, że lubi pieszczoty. Nie był zbyt wychudzony, co znaczyło, że nie tak dawno stracił dom.
- Niektórym niestety nie układa się w życiu.- Nathan położył kota na ziemi a ten chwile jeszcze poocierał się o nasze nogi i zaraz zniknął z naszego pola widzenia.
- Dobra wracajmy, bo się będą martwić.- Spojrzałam na niego z miną typu "Chyba sobie żartujesz" a ten tylko się zaśmiał. - No dobra, Selena i Jay się będą martwić.- Uśmiechnęłam się i tak samo jak wcześniej szliśmy na tyle blisko siebie żebym czuła się bezpiecznie. Nathan nie był taki jak wszyscy myśleli; zależy mu na przyjaciołach i to bardzo. Resztę drogi przeszliśmy w miłej ciszy. Kiedy tylko weszliśmy na posesję naszego domu, wszystkiego mi się odechciało. Nie miałam ochoty tam wchodzić; miałam dość tej sztucznej rodzinnej atmosfery. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do jadalni. Byłam strasznie głodna; od rana jeszcze nic nie jadłam. Nathan puścił mnie przodem i kiedy weszliśmy do jadalni wszyscy spojrzeli się na nas. Na nasz widok, Sel wstała ze swojego miejsca i podbiegła do mnie i przytuliła, co bardzo mnie zdziwiło, ale odwzajemniłam jej gest.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam. Nie znikaj tak już nigdy więcej.- Brunetka cały czas mnie przytulała. Nie wiedziałam, że komuś może tak na mnie zależeć.
- Przepraszam, ale potrzebowałam chwili samemu, aby wszystko przemyśleć. Obiecuję, że następnym razem was poinformuję.- Odsunęłam od siebie dziewczynę i poszłyśmy na nasze miejsca przy stole. Sykes uczynił to samo. Od razu zaczęliśmy jeść. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam taka głodna.
- Nieźle przywaliłaś Maxowi.- Odezwał się loczek. - Nie wiedziałem, że masz tyle siły.- Zaśmiał się a ja spojrzałam na Maxa, który miał drobnego siniaka na szczęce.
- Dużo o niej jeszcze nie wiemy.- Powiedział Nathan i uśmiechnął się. - Jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.- Uśmiechnęłam się na jego słowa. Naszą rozmowę przerwał mój ojciec.
- Powiesz mi gdzie byłaś tyle czasu?- Zapytał.
- Byłam na cmentarzy, u mamy.- Odpowiedziałam, ale nawet na niego nie spojrzałam.
- Dlaczego nic nikomu nie powiedziałaś i poszłaś bez żadnej opieki?- Kontynuował przesłuchanie.
- Potrzebowałam chwili samotności i jestem dorosła, więc nie potrzebuję opieki ani nikomu mówić gdzie idę.- Postąpiłam tak samo jak wcześniej i kontynuowałam jedzenie.
- Mówiłem ci, że dopóki nie nauczysz się korzystać z broni to masz nigdzie sama nie chodzić.- Odłożyłam sztuczce na mój talerz i spojrzałam się na niego.
- A ja ci mówiłam, że nigdy nie będę jedną z was i nie dotknę broni. Jeśli tak bardzo zależy ci na moim bezpieczeństwie to mogłeś nigdy nie pojawiać się w moim życiu.- Powiedziałam z całkowitym spokojem i to go jeszcze bardziej zdenerwowało.
- Jak ty się do mnie odzywasz?!- Uderzył pięścią o stół i wstał ze swojego krzesła.
- Tak jak ty do mnie. Nie obchodzi mnie to, że jesteś tu szefem. Może inni tutaj będą przed tobą kulić ogony i całować ci tyłek, ale na pewno nie ja.- Wstałam ze swojego miejsca tak samo jak on i patrzyłam mu się prosto w oczy.
- Tess wystarczy!- Krzyknął Sykes i on także wstał ze swojego miejsca. Spojrzałam się na niego z wyraźnym szokiem na twarzy. - Posuwasz się za daleko!- Ponownie krzyknął. Spojrzałam mu w oczy i ponownie nic nie mogłam nic z nich wyczytać. To tak jakbyśmy cofnęli się na sam początek. W moich oczach zebrały się łzy i lekko pokręciłam głową. Myślałam, że będziemy trzymać się razem... że on zawsze będzie po mojej stronie, ale widzę, że mój ojciec jest dla niego ważniejszy. Nie mogłam już tam dłużej tak stać, więc pchnęłam krzesło i wyszłam z pomieszczenia. Kiedy zniknęłam z ich pola widzenia, najszybciej jak mogłam pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Po pokonaniu wszystkich schodów, wbiegłam do swojej sypialni. Zamknęłam na sobą drzwi i z bez silności osunęłam się o nie na podłogę. Mówił, że mogę na niego liczyć, ale on wbił mi nóż w plecy. Po co w ogóle się odzywał? Nikt go o to nie prosił. Wiem tylko tyle, że nie mam zamiaru tu już dłużej zostać. Nie mam już nikogo. Sama odnajdę brata. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale dam sobie radę. Nie wiem, kto jest moim ojcem, ale oboje z nich byli członkami mafii, więc powinnam to mieć we krwi, co nie? Wstałam z podłogi i z pod łóżka wyciągnęłam swoją walizkę. Spakowałam tylko najważniejsze rzeczy; kilka ciepłych jak i letnich ubrań, laptopa i przeróżne ładowarki do sprzętów elektronicznych. Nie zajęło mi to dużo czasu, więc jedynie, co mi pozostało do zrobienia to czekać aż wszyscy rozejdą się do swoich pokoi i zasną.


Jest już grubo po pierwszej w nocy i stwierdziłam, że wszyscy już są u siebie. Zarzuciłam na siebie swoją skórzaną kurtkę i torbę na prawe ramie i byłam gotowa do drogi. Otworzyłam drzwi od sypialni i był jeden problem; w całym domu było ciemno jak diabli. Na zewnątrz nie było lepiej. Chyba nie przemyślałam tego zbyt dobrze, ale jeśli nie wyjdę teraz to już nie będę miała kolejnej szansy. Z rana to na pewno nie; zaraz ktoś się mnie przyczepi. Po dłuższej chwili postanowiłam iść na przód. Wyświetlaczem od telefonu oświetlałam sobie drogę. Najciszej jak tylko mogłam zeszłam po tych strasznie długich i męczących schodach. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam przed sobą drzwi wejściowe. Teraz już nie może mi się nie udać. Chwyciłam za klamkę i już miałam na nią nacisnąć, kiedy nagle w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, zaświeciło się światło. 

sobota, 6 września 2014

12. Zrobię z twojego życia piekło

Max był oparty o swój sportowy samochód i całował się z Cher. Wkopać przyjaciela w kłopoty z szefem to jedno, ale sypiać z jego dziewczyną to już przesada. Nie wiedziałam, że łysy może posunąć się aż tak daleko. Podejrzewałam, że między nimi coś jest grane odkąd widziałam tą dwójkę jak wychodzi z pokoju Georga.
- Max!- Krzyknęłam i chłopak z dziewczyną dopiero teraz mnie zauważyli. Zaczęłam iść w ich stronę.
- Poczekaj na mnie w środku.- Usłyszałam jak Max powiedział do dziewczyny a ta od razu go posłuchała. Kiedy mnie mijała posłała mi jedynie złośliwy uśmieszek. - Co jest?- Zapytał, kiedy do niego podeszłam a ja odpowiedziałam mu prawym sierpowym. Chłopak zatoczył się kilka kroków do tyłu. Nie miałam pojęcia, że mam tyle siły. - Co ty do cholery robisz?! Za co to było?!- Wyprostował się i trzymał za bolącą szczękę.
- Co JA robię?! Ty się jeszcze pytasz, za co?!- Chciałam go jeszcze raz uderzyć, ale Max był szybszy i chwycił moją rękę. - Puszczaj mnie?!- Zaczęłam mu się wyrywać, ale chłopak był silniejszy. - Puszczaj albo zawołam Nathana!- Zagroziłam mu, ale nie wiem, dlaczego akurat Nathanem. Co do Nathana... Gdzie ten debil jest, kiedy jest potrzebny?!
- Puszczę cię jak przestaniesz krzyczeć. Nie potrzebujemy tu żadnego przedstawienia. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.- Przytaknęłam głową, na co chłopak puścił moją rękę. - Powiesz mi, o co te wszystkie krzyki?- Włożył ręce do kieszeni od spodni a mi dosłownie opadła szczęka.
- Po pierwsze wkopałeś Nathana w poważne kłopoty. Już zapomnijmy o mnie, Selenie i Jayu. Wiesz, że mój ojciec mógł go zabić gdyby nam nie uwierzył? Dlaczego to w ogóle zrobiłeś?- Nadal nie mogłam uwierzyć, że muszę mu tłumaczyć, co zrobił. Byłam na niego wściekła.
- Dla rozrywki.- Wzruszył ramionami.
- Dla rozrywki?- Powtórzyłam, bo nie mogłam uwierzyć. - Myślałam, że jesteście rodziną.-
- To jest coś, co wmówił sobie twój ojciec. Ja z nimi tylko pracuję a nie przyjaźnie się. Jeżeli chcę być doceniany to Nathanowi najpierw musi się podwinąć noga. Niestety on jest perfekcjonistom i nigdy nie zawala, więc wziąłem to w swoje ręce.- Max to mówił w taki sposób jakby to było takie oczywiste.
- To wszystko z zazdrości?-
- Nie nazwałbym tego zazdrością. Dlaczego w ogóle za każdym razem chronisz mu dupę i sama pakujesz się w kłopoty? Myślisz, że on by to zrobił dla ciebie?- Przytaknęłam głową na tak. - To się mylisz. Wkopałby cię w każde bagno jeśliby oznaczało to, że uratuje swój własny tyłek.- Nie chciałam w to wierzyć, więc zmieniłam temat.
- A to, że sypiasz z jego dziewczyną to już przegięcie.- Tak naprawdę to nie miałam pewności czy ze sobą sypiają.
- Skąd wiesz, że z nią sypiam?- Powiedział z przerażeniem.
- Teraz już wiem.- Nie wiem, dlaczego wszyscy się na to łapią. - Złamiesz mu serce.-
- Hahaha dobre, dobre. Jak można złamać serce komuś, kto go nie ma?- Zaśmiał się i znowu powrócił do swojego cwaniackiego "ja" a mnie wkurzył jeszcze bardziej.
- Nathan ma serce. - Upierałam się przy swoim. - Dlaczego niszczysz to, co jest między nimi?-
- Między nimi nic nie ma i nigdy nie było. Jedynie sex i tyle.- To jest kolejna osoba, która mi to mówi, ale ja nadal w to nie wierze... Nie chcę w to wierzyć.
- Powiem mu.- Oświadczyłam i zaczęłam się kierować do wyjścia.
- Co mu powiesz?- Krzyknął za mną. - Że sypiam z Cher? Nie uwierzy ci i na dodatek znienawidzi cię jeszcze bardziej za to, że się wtrącasz w jego życie.- Na te słowa zatrzymałam się i zaczęłam nad tym myśleć. - Z resztą i tak każdy wie, że ten związek nic go nie obchodzi, bo on nie jest prawdziwy.-
- Wolę żeby znał prawdę.- Powiedziałam stanowczo po tym jak to przemyślałam. Wolę mu powiedzieć niż mieć przed nim taką wielką tajemnicę. Jego zadaniem jest mnie chronić a ja chcę chronić go przed wszystkimi, którym ufa a go okłamują. Maxowi najwyraźniej nie spodobała się moja odpowiedź, bo natychmiast się przymnie znalazł i popchnął na ścianę.
- Spróbuj chodź pisnąć słówko z tego, co tu dziś widziałaś i usłyszałaś ode mnie a robię z twojego życia piekło.- Zagroził mi, ale jakoś się go nie przestraszyłam.
- Boisz się go.- Uśmiechnęłam się, bo to było oczywiste.
- Kogo? Nathana? W życiu.- Zaśmiał się i stał przy swoim.
- Ja i tak wiem swoje.- Powiedziałam, co było błędem. Max wyciągnął swój pistolet i przyłożył mi go to skroni. Strach sparaliżował całe moje ciało, bo nie wiedziałam czy byłby na tyle zdolny żeby pociągnąć za spust.
- Wiesz, co mam lepsze rozwiązanie, które sprawi, że się zamkniesz.- Mówił teraz bardzo poważnie a ja nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. - Sprzedam ci kulkę w łeb i powiem, że ludzie Jacka cię załatwili a ja po prostu cię znalazłem. W ten sposób pozbędę się również Nathana. Szef go zabije za to, że cię nie dopilnował.- Bałam się teraz jeszcze bardziej, bo Max tak bardzo chce się pozbyć Nathana, że nie zdziwiłabym się gdyby posunął się aż tak daleko. Ku mojemu zdziwieniu łysy odłożył broń i schował ją do kieszeni. - Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.- Szybko tylko przytaknęłam głową, bo nie mogłam nic z siebie wydusić. - To teraz spadaj.- Najszybciej jak tylko potrafiłam wybiegłam z garażu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło. Jak poznałam Maxa to myślałam, że jest miły i pomocny, ale Sel i Jay mieli racje; jemu nie można ufać. Wybiegłam z posesji willi i biegłam w stronę parku. Nie miałam pojęcia, dlaczego. Po kilku minutach dobiegłam do parku i usiadłam pod jednym z drzew i głębi parku. Dopiero teraz się rozpłakałam, bo wcześniej byłam w zbyt wielkim szoku żeby normalnie funkcjonować. Nie kręciło się tam dużo ludzi, ale jak ktoś przechodził to się na mnie dziwnie patrzył. Nie obchodziło mnie to, że się na mnie gapili. Modliłam się tylko żeby nikt do mnie nie podszedł, bo chciałam mieć święty spokój. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane; podeszła do mnie jakaś pani po czterdziestce i uklęknęła koło mnie.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale zauważyłam, że płaczesz i chciałam się dowiedzieć czy potrzebujesz pomocy lub coś.- Powiedziała bardzo troskliwym głosem. Brzmiała zupełnie jak moja mama. Na samą myśl o niej rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Nie wszystko jest dobrze tylko muszę się wypłakać, ale dziękuję za troskę.- Uśmiechnęłam się delikatnie do starszej kobiety. Ta odwzajemniła uśmiech i wstała.
- Na pewno wszystko jest dobrze?- Przytaknęłam tylko głową, ciągle się uśmiechając. Kobieta odwróciła się i poszła w swoją stronę i ponownie zostałam sama. Otarłam łzy z moich policzków i podniosłam się z ziemi. Zaczęłam się kierować w stronę wyjścia z parku i następnie szłam dokładnie nie wiedząc gdzie. W ogóle nie myślałam nad tym gdzie idę tylko moje nogi mnie gdzieś prowadziły. Przez tą starszą kobietę przypomniała mi się moja matka, co spowodowało, że przez całą drogę myślałam o niej. Tak bardzo chciałam żeby była tu teraz przy mnie, przytuliła i powiedziała, że wszystko się jakoś ułoży. Nagle się zatrzymałam i podniosłam głowę. Nie wierzyłam gdzie moje nogi mnie zaprowadziły; na cmentarz. Bez dłuższego namysłu poszłam w stronę grobu mojej mamy. Minęłam wiele nagrobków aż w końcu doszłam do tego, którego szukałam. Widać było, że od pogrzebu nikogo tu nie było, bo jeszcze leżały tam zwiędnięte kwiaty. Szybko zebrałam je i wyrzuciłam. Teraz jej grób wyglądał tak pusto... żałowałam, że nie mam żadnego znicza lub wiązanki, ale nie planowałem tej wizyty. Usiadłam na ławeczce przed grobem i siedziałam w ciszy. Miałam tysiąc myśli na sekundę. Tak bardzo jej teraz potrzebowałam.

- Cześć mamo.- Wymsknęło mi się, ale tak jakby poczułam się, że robię dobrze, więc kontynuowałam. - Przepraszam, że mnie tu nie było od pogrzebu, ale tyle wydarzyło się w moim życiu, że sama już tego nie ogarniam... Ale ty pewnie o tym wiesz. Pewnie wiesz już wszystko; jaki był Justin, o ojcu, Maxie, Cher i Nathanie.- Przez chwile zamilkłam i myślałam, co powiedzieć dalej. - Dlaczego oszukiwałaś mnie przez całe moje życie? Powiedziałaś, że mój ojciec zginął siedemnaście lat temu w wypadku samochodowym. Choroba zabiera mi ciebie i nagle pojawia się mężczyzna i twierdzi, że jest moim ojcem. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego od razu mu uwierzyłam... Może, dlatego że bałam się, że jeżeli tego nie zaakceptuję to zostanę całkowicie sama? Ale dzisiaj to uczucie ponownie powróciło... Czuję, że nie mam już nikogo. - Łzy ponownie zaczęły mi spływać po policzku. - Powiedz mi, kto tak naprawdę jest moim ojcem. Nie wiem, jak ale pomóż mi... Potrzebuję ciebie i to bardzo. Już całkiem się pogubiłam w życiu. Nie wiem, komu mogę tu ufać... Nie wiem czy mogę ufać Nathanowi. Przez to, co powiedział Max umysł mi mówi, że nie mogę mu ufać, ale serce... Wręcz krzyczy, że jest na odwrót. Daj mi jakąś wskazówkę... Proszę.- Nie miałam już sił, aby kontynuować. Chciałam już wracać do domu, ale dopiero teraz zorientowałam się, że jest strasznie ciemno. Nawet nie wiedziałam, że siedzę tu tak długo. Nie wiem, dlaczego ale odkąd tylko pamiętam to strasznie się boję ciemności. Boję się tak, że aż strach mnie paraliżuje. Tym razem było tak samo. Siedziałam na ławeczce i wpatrywałam się w znicze na grobie, obok które były jedynym źródłem światła. Zamknęłam oczy, ale natychmiast je otworzyłam, kiedy usłyszałam łamiące się gałęzie tuż za mną. Gwałtownie się odwróciłam, ale było za ciemno, aby cokolwiek zobaczyć. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Czy to możliwe, że to ludzie Jacka mnie znaleźli i chcą się zemścić? Nie wiedziałam, co mam zrobić; byłam całkowicie sama na cmentarzu, więc nie mogłam liczyć na żadną pomoc. Hałas się zwiększał, co oznaczało, że ktoś jest coraz bliżej. W końcu zobaczyłam czyjąś postać, ale było za ciemno abym mogła dokładanie zobaczyć, kto to jest. Postać zbliżyła się jeszcze bardziej i...