sobota, 27 czerwca 2015

24. Jesteś jak bomba

- O czym ty mówisz?- Nathan puścił moje ramiona i odsunął się kilka kroków do tyłu. Zmarszczył brwi i wpatrywał się w moje buty. Wyglądało to jakby próbował to poukładać sobie w głowie. Wyglądał jakby był w jakimś transie.
 Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tłumaczyć, co widziałam kilka tygodni temu.
- W dzień postrzału, po naszej kłótni, po moim wyjściu widziałam jak wychodzi z pokoju razem z...- Nie dano mi dokończyć zdania, bo Nathan wybuchł krzykiem.
- Zamknij się! Kłamiesz! Nie chcę w ogóle tego słuchać!- Zareagował zupełnie tak jakby już wszystko miało w jego głowie sens i dotarło do niego, co mu powiedziała. Zupełnie jakby obudził się z transu, w którym przed chwilą był.
 Nie winiłam go za to, że zaczął krzyczeć; było to do przewidzenia.
- Nathan, dlaczego miałabym cię kłamać?- Zapytałam spokojnym głosem, aby jeszcze bardziej nie pogarszać tej sytuacji.
- Bo chcesz zrujnować moje życie!- Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Jak on może mnie o coś takiego w ogóle oskarżać. Przecież wie, że jest dla mnie kimś ważnym.
- Niby, dlaczego miałabym tego chcieć?- Zapytałam po raz kolejny.
- A bo ja wiem?! Robisz to odkąd się tylko tu pojawiłaś!- Muszę przyznać, że jego słowa zabolały. Nigdy bym nawet nie pomyślała o tym, aby go skrzywdzić a co dopiero zrobić to specjalnie. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak o mnie myśli.
- Nathan zależy mi na tobie i nie chcę abyś cierpiał! Powinnam ci o tym powiedzieć od razu, ale bałam się, że mnie znienawidzisz jeszcze bardziej!- Po jego słowach podniosło mi się ciśnienie i straciłam całą kontrolę nad emocjami i zaczęłam krzyczeć tak samo jak on.
- Wiesz, co powinnaś?- Zapytał retorycznie. - Przestać się wtrącać w nie swoje sprawy! I tak masz rację... Znienawidziłbym cię, bo tak teraz właśnie jest!- Jeśli myślałam, że jego ostatnie słowa były bolesne to się myliłam. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce.
 Przed chwilą mówił, że jesteśmy przyjaciółmi i nie wie, co by zrobił jakby coś mi się stało a teraz bez żadnego zawahania mówi, że mnie nienawidzi.
 Łzy cisnęły mi się do oczu, ale robiłam wszystko, aby nie płakać.
 Nathan gwałtownie się odwrócił i kierował się do wyjścia z pokoju. Szarpnął za klamkę otwierając drzwi i miał już wychodzić.
- Dlaczego ty taki jesteś?!- Krzyknęłam, na co chłopak się zatrzymał. Nie odwrócił się tylko stał nieruchomo. - Najpierw jesteś miły i fajnie jest z tobą spędzać czas a później nagle zaczynasz wrzeszczeć i jesteś wściekły na wszystkich dookoła siebie. Jesteś jak bomba... Trzeba uważać na słowa albo wybuchniesz. Co się takiego stało w twoim życiu, że tak się zmieniłeś?- Powiedziałam już nieco łagodniejszym tonem, bo wiedziałam, że krzykiem do niczego nie dojdziemy.
 Nathan bierze krzyk, jako wyzwanie. Im więcej krzyczysz to on będzie próbował cię przekrzyczeć.
- Zawsze taki byłem.- Warknął, ale nie był to krzyk. Chłopak nadal się na mnie nie spojrzał tylko gapił się przed siebie.
- Max mówił, co innego.- W tym momencie wiedziałam, że przekroczyłam linię.
 Nathan trzasnął drzwiami, na co podskoczyłam. Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłam jego wściekły wzrok, którego nigdy nie chciałabym zobaczyć.
- Max gówno wie! Nikt nic nie wie o moim życiu! Wszyscy myślą, że mnie znają a tak naprawdę wiedzą to, co chcę żeby wiedzieli! A wiedzą same kłamstwa!- Wiele razy się kłóciliśmy i wiele razy widziałam go wściekłego, ale jeszcze nigdy do tego stopnia.
Sykes cały czas wymachiwał rękoma aż w końcu wskazał na mnie palcem i zaczął zbliżać się w moją stronę. - Ty też cały czas powtarzasz, że mnie znasz i że jestem inny! Tu cię rozczaruję cukiereczku! Taki jestem i jest mi z tym dobrze! Pogódź się z tym albo wynocha!- Stał kilka kroków przede mną. Nie wiedziałam, co mam dalej robić, więc szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Miałam już wychodzić, ale zatrzymałam się w połowie kroku i z powrotem spojrzałam się w jego stronę.
 Nathan cały czas mi się przyglądał.
 Wiem, że powinnam już stąd wyjść i nie ciągnąć tej rozmowy, ale jednak postanowiłam powiedzieć jeszcze ostatnie słowo.
-To musi być straszne, co nie?- Spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym współczucia.
-Niby, co?- Wzruszył ramionami i zmarszczył brwi.
-Nie wiedzieć, co to znaczy miłość.- Powiedziałam krótko. Z powrotem zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego całym ciałem. - Nie wiedzieć jak kochać ani jak to jest być kochanym. Brakuje ci tego uczucia, dlatego tak się zachowujesz.- Na moje słowa Nathan się zdenerwował po raz kolejny.  Podszedł do mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Z dużą siłą popchnął mnie na ścianę i złapał mocno za ramię.
 Muszę przyznać, że w tym momencie byłam przerażona.
- Nathan proszę puść. To boli, słyszysz?- Chłopak ani myślał poluźnić uścisk. Łzy powoli zaczęły spływać mi po policzku.
- Nic nie wiesz o moich uczuciach.- Powiedział przez zaciśnięte zęby i jeszcze bardziej zacisnął uścisk, na co skrzywiłam się z bólu.
- Ale wiem, czego ci brakuje i wiem że boisz się tego uczucia dlatego od niego uciekasz.- Patrzyłam mu się prosto w oczy, chociaż było to trudne z powodu bólu, jaki czułam.
 Nathan chyba w końcu zobaczył ból w moich ozach, bo poluźnił uścisk aż w końcu całkowici puścił moje ramie jednak nadal w jego oczach widziałam wściekłość. Było coś jeszcze, ale nie wiedziałam, co to jest.
 Staliśmy tak w ciszy i wpatrywaliśmy się w siebie.
 W pewnym momencie nasze oczy przecięły się wzrokiem pełnym... Właśnie, pełnym, czego? Miłości? Nienawiści? W tym momencie nie dało się tego stwierdzić. Wiedziałam tylko, że nie okazywały tego, co wcześniej; zero agresji, zero bólu.
 Patrzyliśmy się tak na siebie kilka sekund może minut aż wreszcie chłopak lekko się pochylił. Czułam ciepły oddech swojego towarzysza na swoim mokrym od płaczu policzku. Wzdrygnęłam się.
 Musnął moje usta swoimi wargami. Były słodkie zupełnie tak jak to sobie wyobrażałam.
 Oboje byliśmy jak w transie. Nathan jedną rękę położył na moim policzku a drugą na moim biodrze przyciskając mnie jeszcze bliżej siebie.

 Już po chwili nasze języki splotły się w namiętnym pocałunku. Przylgnęliśmy do siebie, całkowicie zatraceni w swoich uczuciach.

~~*~~

Przepraszam, że rozdział w tym tygodniu jest taki krótki, ale uznałam, że to jest dobry moment na zakończenie. W końcu pojawił się ten rozdział na który większość (jeśli nie wszyscy) czekali. 

4 komentarze:

  1. Ja tych ich humorków nie ogarniam... Raz się kłócą, raz całują.. To się chyba nazywa miłość... =D
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. WRESZCIE!Ciekawe co wydarzy się w następnym rozdziale.ŻYCZĘ WENY DO NASTĘPNEGO

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię go! Jeśli myśli, że takie zmienianie nastrojów i wygadywanie że byłoby źle gdyby ją stracił, później gadanie, że jej nienawidzi, a jeszcze później całowanie jej jest czymś dobrym, to się myli! Takie coś nie robi wrażenia, tylko sprawia że biedna Tess czuje się niepewna... Trzymam za nią kciuki, żeby nie dała się w tej sytuacji zwariować i zachowała trzeźwy umysł!
    A rozdział jak zwykle bomba emocjonalna, podoba mi się i czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny
    zapraszam na mojego bloga o Justinie
    http://lovemeharder-justin.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń