- O czym ty
mówisz?- Nathan puścił moje ramiona i odsunął się kilka kroków do tyłu.
Zmarszczył brwi i wpatrywał się w moje buty. Wyglądało to jakby próbował to
poukładać sobie w głowie. Wyglądał jakby był w jakimś transie.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tłumaczyć,
co widziałam kilka tygodni temu.
- W dzień
postrzału, po naszej kłótni, po moim wyjściu widziałam jak wychodzi z pokoju
razem z...- Nie dano mi dokończyć zdania, bo Nathan wybuchł krzykiem.
- Zamknij się!
Kłamiesz! Nie chcę w ogóle tego słuchać!- Zareagował zupełnie tak jakby już
wszystko miało w jego głowie sens i dotarło do niego, co mu powiedziała.
Zupełnie jakby obudził się z transu, w którym przed chwilą był.
Nie winiłam go za to, że zaczął krzyczeć; było
to do przewidzenia.
- Nathan,
dlaczego miałabym cię kłamać?- Zapytałam spokojnym głosem, aby jeszcze bardziej
nie pogarszać tej sytuacji.
- Bo chcesz
zrujnować moje życie!- Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Jak on może
mnie o coś takiego w ogóle oskarżać. Przecież wie, że jest dla mnie kimś
ważnym.
- Niby, dlaczego
miałabym tego chcieć?- Zapytałam po raz kolejny.
- A bo ja wiem?!
Robisz to odkąd się tylko tu pojawiłaś!- Muszę przyznać, że jego słowa
zabolały. Nigdy bym nawet nie pomyślała o tym, aby go skrzywdzić a co dopiero
zrobić to specjalnie. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak o mnie myśli.
- Nathan zależy
mi na tobie i nie chcę abyś cierpiał! Powinnam ci o tym powiedzieć od razu, ale
bałam się, że mnie znienawidzisz jeszcze bardziej!- Po jego słowach podniosło
mi się ciśnienie i straciłam całą kontrolę nad emocjami i zaczęłam krzyczeć tak
samo jak on.
- Wiesz, co
powinnaś?- Zapytał retorycznie. - Przestać się wtrącać w nie swoje sprawy! I
tak masz rację... Znienawidziłbym cię, bo tak teraz właśnie jest!- Jeśli myślałam,
że jego ostatnie słowa były bolesne to się myliłam. Czuję się jakby ktoś wyrwał
mi serce.
Przed chwilą mówił, że jesteśmy przyjaciółmi i
nie wie, co by zrobił jakby coś mi się stało a teraz bez żadnego zawahania mówi,
że mnie nienawidzi.
Łzy cisnęły mi się do oczu, ale robiłam wszystko,
aby nie płakać.
Nathan gwałtownie się odwrócił i kierował się
do wyjścia z pokoju. Szarpnął za klamkę otwierając drzwi i miał już wychodzić.
- Dlaczego ty
taki jesteś?!- Krzyknęłam, na co chłopak się zatrzymał. Nie odwrócił się tylko
stał nieruchomo. - Najpierw jesteś miły i fajnie jest z tobą spędzać czas a
później nagle zaczynasz wrzeszczeć i jesteś wściekły na wszystkich dookoła
siebie. Jesteś jak bomba... Trzeba uważać na słowa albo wybuchniesz. Co się
takiego stało w twoim życiu, że tak się zmieniłeś?- Powiedziałam już nieco
łagodniejszym tonem, bo wiedziałam, że krzykiem do niczego nie dojdziemy.
Nathan bierze krzyk, jako wyzwanie. Im więcej
krzyczysz to on będzie próbował cię przekrzyczeć.
- Zawsze taki
byłem.- Warknął, ale nie był to krzyk. Chłopak nadal się na mnie nie spojrzał
tylko gapił się przed siebie.
- Max mówił, co
innego.- W tym momencie wiedziałam, że przekroczyłam linię.
Nathan trzasnął drzwiami, na co podskoczyłam.
Odwrócił się w moją stronę i zobaczyłam jego wściekły wzrok, którego nigdy nie
chciałabym zobaczyć.
- Max gówno wie!
Nikt nic nie wie o moim życiu! Wszyscy myślą, że mnie znają a tak naprawdę
wiedzą to, co chcę żeby wiedzieli! A wiedzą same kłamstwa!- Wiele razy się
kłóciliśmy i wiele razy widziałam go wściekłego, ale jeszcze nigdy do tego
stopnia.
Sykes cały czas
wymachiwał rękoma aż w końcu wskazał na mnie palcem i zaczął zbliżać się w moją
stronę. - Ty też cały czas powtarzasz, że mnie znasz i że jestem inny! Tu cię
rozczaruję cukiereczku! Taki jestem i jest mi z tym dobrze! Pogódź się z tym
albo wynocha!- Stał kilka kroków przede mną. Nie wiedziałam, co mam dalej robić,
więc szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Miałam już wychodzić,
ale zatrzymałam się w połowie kroku i z powrotem spojrzałam się w jego stronę.
Nathan cały czas mi się przyglądał.
Wiem, że powinnam już stąd wyjść i nie ciągnąć
tej rozmowy, ale jednak postanowiłam powiedzieć jeszcze ostatnie słowo.
-To musi być straszne,
co nie?- Spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym współczucia.
-Niby, co?-
Wzruszył ramionami i zmarszczył brwi.
-Nie wiedzieć, co
to znaczy miłość.- Powiedziałam krótko. Z powrotem zamknęłam drzwi i odwróciłam
się do niego całym ciałem. - Nie wiedzieć jak kochać ani jak to jest być
kochanym. Brakuje ci tego uczucia, dlatego tak się zachowujesz.- Na moje słowa
Nathan się zdenerwował po raz kolejny. Podszedł
do mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Z dużą siłą popchnął mnie
na ścianę i złapał mocno za ramię.
Muszę przyznać, że w tym momencie byłam
przerażona.
- Nathan proszę
puść. To boli, słyszysz?- Chłopak ani myślał poluźnić uścisk. Łzy powoli
zaczęły spływać mi po policzku.
- Nic nie wiesz o
moich uczuciach.- Powiedział przez zaciśnięte zęby i jeszcze bardziej zacisnął uścisk,
na co skrzywiłam się z bólu.
- Ale wiem, czego
ci brakuje i wiem że boisz się tego uczucia dlatego od niego uciekasz.-
Patrzyłam mu się prosto w oczy, chociaż było to trudne z powodu bólu, jaki
czułam.
Nathan chyba w końcu zobaczył ból w moich ozach,
bo poluźnił uścisk aż w końcu całkowici puścił moje ramie jednak nadal w jego
oczach widziałam wściekłość. Było coś jeszcze, ale nie wiedziałam, co to jest.
Staliśmy tak w ciszy i wpatrywaliśmy się w
siebie.
W pewnym momencie nasze oczy przecięły się
wzrokiem pełnym... Właśnie, pełnym, czego? Miłości? Nienawiści? W tym momencie
nie dało się tego stwierdzić. Wiedziałam tylko, że nie okazywały tego, co
wcześniej; zero agresji, zero bólu.
Patrzyliśmy się tak na siebie kilka
sekund może minut aż wreszcie chłopak lekko się pochylił. Czułam ciepły oddech
swojego towarzysza na swoim mokrym od płaczu policzku. Wzdrygnęłam się.
Musnął moje usta swoimi wargami.
Były słodkie zupełnie tak jak to sobie wyobrażałam.
Oboje byliśmy jak w transie. Nathan
jedną rękę położył na moim policzku a drugą na moim biodrze przyciskając mnie
jeszcze bliżej siebie.
Już po chwili nasze języki splotły
się w namiętnym pocałunku. Przylgnęliśmy do siebie, całkowicie zatraceni w
swoich uczuciach.
~~*~~
Przepraszam, że rozdział w tym tygodniu jest taki krótki, ale uznałam, że
to jest dobry moment na zakończenie. W końcu pojawił się ten rozdział na który
większość (jeśli nie wszyscy) czekali.
Ja tych ich humorków nie ogarniam... Raz się kłócą, raz całują.. To się chyba nazywa miłość... =D
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
WRESZCIE!Ciekawe co wydarzy się w następnym rozdziale.ŻYCZĘ WENY DO NASTĘPNEGO
OdpowiedzUsuńNie lubię go! Jeśli myśli, że takie zmienianie nastrojów i wygadywanie że byłoby źle gdyby ją stracił, później gadanie, że jej nienawidzi, a jeszcze później całowanie jej jest czymś dobrym, to się myli! Takie coś nie robi wrażenia, tylko sprawia że biedna Tess czuje się niepewna... Trzymam za nią kciuki, żeby nie dała się w tej sytuacji zwariować i zachowała trzeźwy umysł!
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle bomba emocjonalna, podoba mi się i czekam na następny! <3
Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga o Justinie
http://lovemeharder-justin.blogspot.com/?m=1