Z pokoju Maxa
wyszedł Max razem z Cher. O co tu chodzi? Przecież wyszła dobre półgodziny
temu. Max zobaczył mnie zapłakaną, siedzącą na podłodze i od razu do mnie
podbiegł.
- Tess! Co się
stało? Coś ci zrobił?- To znaczy, że byłby wstanie coś mi zrobić?
- Nie nic mi nie
jest. Nathan nawet mnie nie dotknął.-
- To, dlaczego
płaczesz?- Max zapytał troskliwym głosem.
- A co Cher
robiła w twoim pokoju? Byłam pewna, że wyszła jakieś półgodziny temu.-
Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie powinno cię
to obchodzić!- Do rozmowy wtrąciła się Cher.
- W takim razie
was też nie powinno obchodzić, dlaczego płaczę.- Wstałam i zaczęłam kierować
się w stronę swojego pokoju, ale Max mnie zatrzymał.
- Powiedz, co się
stało. Proszę.- Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja tylko wyrwałam mu
się i poszłam do pokoju, trzaskając za sobą drzwi. Położyłam się na łóżku i
ponownie zaczęłam płakać. Ten dzień to jakiś koszmar. Najpierw postrzelili
Nathana, później kłótnia z ojcem, kłótnia z Nathanem, kłótnia z Jayem i ponowna
kłótnia z Nathanem. Chcę się stąd wydostać... Nie mam już na to sił. Może
wyjadę gdzieś za granicę albo, chociaż do innego miasta. Z daleka od Justina,
tej całej porąbanej ''rodzinki'' i... Nathana. Jego chyba najtrudniej będzie
zostawić... Chociaż Selene i Jaya też. Może mieliśmy małe spięcie i nie znamy
się za długo, ale bardzo ich polubiłam. Tylko, że jak wyjadę to dla ich związku
nie będzie szans. Oni na mnie liczą... No, ale z drugiej strony to teraz też
nie mają szans, bo Nathan mnie nienawidzi. Ja jestem gotowa sprzeciw stawić się
swojemu ojcu, ale sama niczego nie zdziałam. Fajnie, że poddałam się już
pierwszego dnia. Długo jeszcze tak rozmyślałam aż w końcu zasnęłam.
Obudziłam się
następnego dnia rano. Czułam się okropnie. Poszłam do łazienki, spojrzałam w
lustro i widok był okropny; miałam czerwone, podpuchnięte oczy od płaczu i
ogólne było widać wszystkie moje niedoskonałości w tym i siniaki. Czasami
denerwowałam się tym, że jeszcze trzymam lustra w moim otoczeniu. Nienawidziłam
tego widoku. Moja mama zawsze mi wmawiała, że jestem piękna, ale teraz już jej
nie ma i nie ma nikogo, kto mógłby to powtarzać. Zrzuciłam z siebie ciuchy i
ukazało się jeszcze więcej siniaków. Nie mogąc na siebie patrzeć, weszłam pod
prysznic. Chwile później ciepła woda koiła moje zmęczone i obolałe ciało.
Dziesięć minut późnij się owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wyszłam z kabiny.
Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam ciuchy, które oczywiście muszę zakrywać
każdą część mojego ciała. Weszłam z powrotem do łazienki, ubrałam się i zrobiłam
makijaż na tyle mocny, aby zakryć siniaki. Na szczęście nie musiał już być aż
tak mocny jak wtedy, co... Nathan powiedział... że mi ładniej bez niego. Nadal
pamiętam jak zareagował, kiedy dowiedział się, po co mi ten makijaż i kiedy
zobaczył wszystkie moje siniaki. Obiecał mi, że Justin już nigdy więcej mnie
nie skrzywdzi... Szkoda tylko, że on sam to robi. Dlaczego każda moja myśl musi
wracać do niego? Ostatni raz z niesmakiem spojrzałam w lustro i wyszłam z
pokoju. Ojciec nic nie mówił, że mam nie przychodzić na śniadanie, więc nie
może się mnie czepiać. Zeszłam na sam dół po ogromnych schodach i kiedy
znalazłam się przed drzwiami od jadalni, głośno przełknęłam ślinę i otworzyłam
drzwi. Weszłam do pomieszczenia i wszyscy zwrócili się w moją stronę. Nie spuszczali
mnie z oka a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Usiadłam na moim miejscu koło Seleny,
która wymusiła uśmiech. Jay postąpił tak samo... Coś musi się dziać.
- Cześć wam.
Chciałam was przeprosić za wczoraj, ale ja naprawdę nie zgadzam się z tym, co
mówiliście.- Powiedziałam to szeptem żeby nikt nas nie słyszał.
- Nic się nie
stało. My też przepraszamy... Trzeba ci przyznać rację. My czytamy jego książkę
tak jak on chce żebyśmy ją czytali a ty czytasz pomiędzy wierszami.- Jay
przyznał mi rację.- I to go chyba przeraża, dlatego tak wybucha. Tak się broni
przed tobą.- Może ma rację. Nigdy nie wzięłam tego pod uwagę.
- Czemu wszyscy
się mi się tak przyglądają a wy jesteście tacy jacyś nie wyraźni?-
- Nie wiem, co
się dzieję, bo dopiero przyszliśmy, ale na pewno szykują się jakieś kłopoty.-
Wyjaśniła Selena. Już się bałam, o co może tu chodzić, ale na razie to
zignorowałam.
- Rozmawiałam
wczoraj z tutejszym gburem.-
- Z Nathanem? Jak?-
Dopytywał się Jay.
- Poszłam zanieść
mu kolację i przyłapałam go w łóżku z Cher.- Od razu jakoś humor jeszcze
bardziej mi się zepsuł po tym jak sobie o tym przypomniałam.-
- A to gnojek.
Najpierw narzeka, że wszystko go boli i nie przychodzi na kolację, bo nie może
się ruszyć a później robi takie rzeczy.- Selena się trochę zdenerwowała,
chociaż nawet nie wiem, dlaczego. - Ale dobra kontynuuj.-
- Nathan jak
zwykle na mnie warknął, ale postawiłam mu się i dał sobie spokój, ale za to
Cher na mnie naskoczyła, ale Nathan ją wyprosił, po czym się wkurzyła na mnie
jeszcze bardziej i wyszła.-
- Nasza
dziewczynka zaczyna się pomału uczyć jak radzić sobie z młodym.- Jay prawie to wykrzyczał,
bo był tak zadowolony.
- Przez jakieś
dobre pół godziny prowadziliśmy bardzo miłą rozmowę i nawet doszło do tego stopnia,
że śmialiśmy się, powiedział, że mamy szanse zostać przyjaciółmi w dalekiej
przyszłości i że mogę mu zaufać bezgranicznie.- To dziwne jak szybko uśmiech
pojawił się na moich ustach o dobrych wspomnieniach o nim.
- To dobrze, że
się do siebie zbliżacie. Może coś z tego wyjdzie.- Sel puściła mi oczko.
- Nie sądzę.
Przekroczyłam linie... Zadałam nie właściwe pytanie i skończyło się tak samo
jak zawsze, czyli kłótnią.-
- O co się
zapytałaś?-
- O co chodzi w
jego związku z Cher. Powiedział tylko żebym nie wtrącała się do jego związku i
wypędził mnie z pokoju, po czym słyszałam jak zrzuca wszystko z szafek.-
- Nie rozumiem,
dlaczego miał by się tak zachowywać po tym pytaniu. Przecież każdy wie, że
umawiają się, bo chodzi tu o jakiś układ.- Selena miała rację, ale musiało coś
w tym być. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił aż w końcu w końcu do głowy
wpadł mi jeden pomysł, ale mało podobny.
- Myślę, że tu
chodzi o coś więcej, ale wolał na mnie naskoczyć niż kłamać, bo wie, że ja go widzę,
jako inną osobę i bał się, że mogę coś z niego wyczytać.-
- Myślisz, że on
coś do niej naprawdę czuje?- Jay zadał pytanie warte sto punktów.
- Nie wiem, ale
cokolwiek to jest to nie jest miłość, bo tak to inaczej by jej nie wyprosił z
pokoju tylko mnie.- Wtedy do jadalni wszedł Nathan. Jak zwykle miał na sobie lekko
zwisające spodnie, ciasną koszulkę a na to skórzaną kurtkę, miał starannie
ułożone włosy oraz jak zwykle grymas na twarzy. Brakuje mi jego uśmiechu, który
widziałam wczoraj, co kilka minut. Sykes podszedł do naszej trójki i usiadł na
swoim miejscu, naprzeciwko mnie.
- Cześć.- Brunet
odezwał się, jako pierwszy. Jay i Selena odpowiedzieli mu suche
"hej". - A wam, co jest? Powiewa chłodem.-
- Chodzi nam o to,
w jaki sposób traktujesz Tess.- Gdybyśmy byli sami w pomieszczeniu to mój kuzyn
już dawno by krzyczał. - Wyciąga do ciebie rękę, chce się z tobą jakoś dogadać
a ty ją traktujesz jak wroga.-
- Jay zostaw to.
To nie ma sensu. On i tak tego nie zrozumie i nie polubi mnie.- Nathan miał już
coś powiedzieć, ale mój ojciec mu przerwał.
- Tess, Selena,
Jay i Nathan macie iść do mojego gabinetu a ja zaraz do was dojdę.- Powiedział
to bardzo chłodnym głosem.
- Coś myślę, że
zaraz się dowiemy, o co chodzi.- Selena szepnęła mi na uchu. Chodziło jej o to
jak wszyscy się na nas patrzeli jak weszliśmy do pomieszczenia.
Czekaliśmy już w
gabinecie mojego ojca. Cała czwórka stała w rzędzie i każdy z nas był
zdenerwowany. Nie wiedzieliśmy, o co może chodzić. Do pomieszczenie wszedł mój
ojciec i od razu usiadł w swoim fotelu na przeciwko nas.
- Wiecie,
dlaczego tu jesteście?- Padło pierwsze pytanie z ust mojego ojca. Wszyscy z nas
zaprzeczyli machając głowami. - Max mi powiedział, że między waszą czwórką coś
ostatnio się dzieję.- Moje oczy zrobiły się duże jak pięciozłotówki a reszta
moich towarzyszy spojrzała się na mnie. Każdy z nich wiedział, że tylko ja
rozmawiałam z Maxem. No może Jay i Sel tego nie wiedzą, ale na pewno się domyślają,
bo skoro oni z nim nie rozmawiają a Nathan raczej tez by nie miał powodu to
tylko ja im zostałam.
- A co dokładnie
powiedział?- Postanowiłam zapytać, ale w taki sposób żeby nie robić żadnych podejrzeń,
że coś ukrywamy.
- Zacznijmy od
waszej kłótni z Nathanem.-
- Chodziło o to,
że Nathan obwiniał Tess o ten cały postrzał.- Selena postanowiła to
wytłumaczyć. - Razem z Jayem postanowiliśmy wstawić się za nią, bo wiedzieliśmy,
że nie poradzi sobie z Nathanem i nie zgadzaliśmy się z tym. To ja ją namówiłam
żeby wyszła z samochodu, więc to na mnie powinien być zły.-
- Dobrze
rozumiem. Następna kłótnia była pomiędzy Tess a waszą dwójką i kłóciliście się
o Nathana.- Brunet spojrzał się na mnie z szokiem. Tym razem to ja postanowiłam
to jakoś wyjaśnić. Musiałam tylko dobrze dobierać słowa żeby nie miało to jedno
znaczne.
- To było tak, że
po kłótni z Nathanem zrobiło mi się trochę smutno, bo staram się z nim zaprzyjaźnić,
bo od samego początku skaczemy sobie do gardeł. Jay powiedział, że Nath nie ma
uczuć i jest potworem, dlatego tak na mnie naskoczył, ale ja się z tym nie
zgadzałam. Uważam, że nikt nie powinien być tak sądzony, bo każdy ma uczucia.
Owszem Nathan jest dupkiem, ale nie zasługuje na taką opinię. I to tyle.-
Głośno przełknęłam ślinę nie wiedząc czy dobrze to jakoś wyszło.
- Jesteś zupełnie
jak twoja matka.- Zaczął mój ojciec. - W każdym widzisz dobro i nie pozwalasz
nikomu powiedzieć złego słowa o nikim nawet jak to powiedziałaś jest dupkiem.-
Łyknął to. - Dobrze to Jay i Selena możecie iść a wasza dwójka musi się jeszcze
wytłumaczyć. - Selena i Jay posłusznie opuścili pomieszczenie zostawiając mnie
i Nathana z moim ojcem. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie dotyczyła wczorajszej
kłótni z Nathanem. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Max aż tak bardzo chce
zniszczyć Nathana, że wykorzystuje wszystko przeciwko niemu. Tylko nadal nie wiem,
co chce uzyskać naszymi kłótniami.
- Teraz mamy
poważniejszy problem.- Zaczął mój ojciec trochę tak jakby był... Zły?
- Tato wiem, o co
ci chodzi i to naprawdę nic takiego.- Zaczęłam tłumaczyć, ale ojciec mi
przerwał.
- Tess nic teraz
nie mów. Nathan przypomnij mi, jakie było twoje zadanie, kiedy Tess się tu
pojawiła.- Zwrócił się do Nathana, który przez ten cały czas milczał.
- Miałem ją
chronić.- Powiedział krótko. Wyglądał jak małe dziecko, które narozrabiało i
teraz dostaje mu się od rodziców. Opinia mojego ojca naprawdę musi dużo dla
niego znaczyć.
- To, dlaczego
wczoraj doprowadziłeś ją do płaczu?- Ojciec kontynuował z pytaniami.
- To była moja
wina ja go...- Zaczęłam go ponownie tłumaczyć, ale ponownie mój ojciec mi na to
nie pozwolił.
- Tess daj mu się
wytłumaczyć! Więc?!- Teraz zaczął krzyczeć na niego. Dlaczego aż tak reaguje na
zwykłą kłótnie, która z resztą była moją winą. To na mnie powinien teraz
krzyczeć a nie na Natha.
- Wiem
przesadziłem wczoraj.- Nathan nawet nie patrzył się na niego tylko wpatrywał
się w swoje buty. Wyglądał jak bezbronne dziecko... Prawdziwy morderca, bez
serca by się tak nie zachowywał.
- Przesadziłeś?!
Próbę gwałtu nazywasz przesadą?!- Krzyknął mój ojciec. Nathan z szoku podniósł
głowę i spojrzał się na niego z wielkimi oczami a ja zrobiłam dokładnie to
samo.
- Co?!- Razem z
Nathanem krzyknęliśmy w tym samym czasie.