poniedziałek, 23 czerwca 2014

9. Powiewa chłodem

Z pokoju Maxa wyszedł Max razem z Cher. O co tu chodzi? Przecież wyszła dobre półgodziny temu. Max zobaczył mnie zapłakaną, siedzącą na podłodze i od razu do mnie podbiegł.
- Tess! Co się stało? Coś ci zrobił?- To znaczy, że byłby wstanie coś mi zrobić?
- Nie nic mi nie jest. Nathan nawet mnie nie dotknął.-
- To, dlaczego płaczesz?- Max zapytał troskliwym głosem.
- A co Cher robiła w twoim pokoju? Byłam pewna, że wyszła jakieś półgodziny temu.- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie powinno cię to obchodzić!- Do rozmowy wtrąciła się Cher.
- W takim razie was też nie powinno obchodzić, dlaczego płaczę.- Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę swojego pokoju, ale Max mnie zatrzymał.
- Powiedz, co się stało. Proszę.- Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja tylko wyrwałam mu się i poszłam do pokoju, trzaskając za sobą drzwi. Położyłam się na łóżku i ponownie zaczęłam płakać. Ten dzień to jakiś koszmar. Najpierw postrzelili Nathana, później kłótnia z ojcem, kłótnia z Nathanem, kłótnia z Jayem i ponowna kłótnia z Nathanem. Chcę się stąd wydostać... Nie mam już na to sił. Może wyjadę gdzieś za granicę albo, chociaż do innego miasta. Z daleka od Justina, tej całej porąbanej ''rodzinki'' i... Nathana. Jego chyba najtrudniej będzie zostawić... Chociaż Selene i Jaya też. Może mieliśmy małe spięcie i nie znamy się za długo, ale bardzo ich polubiłam. Tylko, że jak wyjadę to dla ich związku nie będzie szans. Oni na mnie liczą... No, ale z drugiej strony to teraz też nie mają szans, bo Nathan mnie nienawidzi. Ja jestem gotowa sprzeciw stawić się swojemu ojcu, ale sama niczego nie zdziałam. Fajnie, że poddałam się już pierwszego dnia. Długo jeszcze tak rozmyślałam aż w końcu zasnęłam.

Obudziłam się następnego dnia rano. Czułam się okropnie. Poszłam do łazienki, spojrzałam w lustro i widok był okropny; miałam czerwone, podpuchnięte oczy od płaczu i ogólne było widać wszystkie moje niedoskonałości w tym i siniaki. Czasami denerwowałam się tym, że jeszcze trzymam lustra w moim otoczeniu. Nienawidziłam tego widoku. Moja mama zawsze mi wmawiała, że jestem piękna, ale teraz już jej nie ma i nie ma nikogo, kto mógłby to powtarzać. Zrzuciłam z siebie ciuchy i ukazało się jeszcze więcej siniaków. Nie mogąc na siebie patrzeć, weszłam pod prysznic. Chwile później ciepła woda koiła moje zmęczone i obolałe ciało. Dziesięć minut późnij się owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wyszłam z kabiny. Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam ciuchy, które oczywiście muszę zakrywać każdą część mojego ciała. Weszłam z powrotem do łazienki, ubrałam się i zrobiłam makijaż na tyle mocny, aby zakryć siniaki. Na szczęście nie musiał już być aż tak mocny jak wtedy, co... Nathan powiedział... że mi ładniej bez niego. Nadal pamiętam jak zareagował, kiedy dowiedział się, po co mi ten makijaż i kiedy zobaczył wszystkie moje siniaki. Obiecał mi, że Justin już nigdy więcej mnie nie skrzywdzi... Szkoda tylko, że on sam to robi. Dlaczego każda moja myśl musi wracać do niego? Ostatni raz z niesmakiem spojrzałam w lustro i wyszłam z pokoju. Ojciec nic nie mówił, że mam nie przychodzić na śniadanie, więc nie może się mnie czepiać. Zeszłam na sam dół po ogromnych schodach i kiedy znalazłam się przed drzwiami od jadalni, głośno przełknęłam ślinę i otworzyłam drzwi. Weszłam do pomieszczenia i wszyscy zwrócili się w moją stronę. Nie spuszczali mnie z oka a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Usiadłam na moim miejscu koło Seleny, która wymusiła uśmiech. Jay postąpił tak samo... Coś musi się dziać.
- Cześć wam. Chciałam was przeprosić za wczoraj, ale ja naprawdę nie zgadzam się z tym, co mówiliście.- Powiedziałam to szeptem żeby nikt nas nie słyszał.
- Nic się nie stało. My też przepraszamy... Trzeba ci przyznać rację. My czytamy jego książkę tak jak on chce żebyśmy ją czytali a ty czytasz pomiędzy wierszami.- Jay przyznał mi rację.- I to go chyba przeraża, dlatego tak wybucha. Tak się broni przed tobą.- Może ma rację. Nigdy nie wzięłam tego pod uwagę.
- Czemu wszyscy się mi się tak przyglądają a wy jesteście tacy jacyś nie wyraźni?-
- Nie wiem, co się dzieję, bo dopiero przyszliśmy, ale na pewno szykują się jakieś kłopoty.- Wyjaśniła Selena. Już się bałam, o co może tu chodzić, ale na razie to zignorowałam.
- Rozmawiałam wczoraj z tutejszym gburem.-
- Z Nathanem? Jak?- Dopytywał się Jay.
- Poszłam zanieść mu kolację i przyłapałam go w łóżku z Cher.- Od razu jakoś humor jeszcze bardziej mi się zepsuł po tym jak sobie o tym przypomniałam.-
- A to gnojek. Najpierw narzeka, że wszystko go boli i nie przychodzi na kolację, bo nie może się ruszyć a później robi takie rzeczy.- Selena się trochę zdenerwowała, chociaż nawet nie wiem, dlaczego. - Ale dobra kontynuuj.-
- Nathan jak zwykle na mnie warknął, ale postawiłam mu się i dał sobie spokój, ale za to Cher na mnie naskoczyła, ale Nathan ją wyprosił, po czym się wkurzyła na mnie jeszcze bardziej i wyszła.-
- Nasza dziewczynka zaczyna się pomału uczyć jak radzić sobie z młodym.- Jay prawie to wykrzyczał, bo był tak zadowolony.
- Przez jakieś dobre pół godziny prowadziliśmy bardzo miłą rozmowę i nawet doszło do tego stopnia, że śmialiśmy się, powiedział, że mamy szanse zostać przyjaciółmi w dalekiej przyszłości i że mogę mu zaufać bezgranicznie.- To dziwne jak szybko uśmiech pojawił się na moich ustach o dobrych wspomnieniach o nim.
- To dobrze, że się do siebie zbliżacie. Może coś z tego wyjdzie.- Sel puściła mi oczko.
- Nie sądzę. Przekroczyłam linie... Zadałam nie właściwe pytanie i skończyło się tak samo jak zawsze, czyli kłótnią.-
- O co się zapytałaś?-
- O co chodzi w jego związku z Cher. Powiedział tylko żebym nie wtrącała się do jego związku i wypędził mnie z pokoju, po czym słyszałam jak zrzuca wszystko z szafek.-
- Nie rozumiem, dlaczego miał by się tak zachowywać po tym pytaniu. Przecież każdy wie, że umawiają się, bo chodzi tu o jakiś układ.- Selena miała rację, ale musiało coś w tym być. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił aż w końcu w końcu do głowy wpadł mi jeden pomysł, ale mało podobny.
- Myślę, że tu chodzi o coś więcej, ale wolał na mnie naskoczyć niż kłamać, bo wie, że ja go widzę, jako inną osobę i bał się, że mogę coś z niego wyczytać.-
- Myślisz, że on coś do niej naprawdę czuje?- Jay zadał pytanie warte sto punktów.
- Nie wiem, ale cokolwiek to jest to nie jest miłość, bo tak to inaczej by jej nie wyprosił z pokoju tylko mnie.- Wtedy do jadalni wszedł Nathan. Jak zwykle miał na sobie lekko zwisające spodnie, ciasną koszulkę a na to skórzaną kurtkę, miał starannie ułożone włosy oraz jak zwykle grymas na twarzy. Brakuje mi jego uśmiechu, który widziałam wczoraj, co kilka minut. Sykes podszedł do naszej trójki i usiadł na swoim miejscu, naprzeciwko mnie.
- Cześć.- Brunet odezwał się, jako pierwszy. Jay i Selena odpowiedzieli mu suche "hej". - A wam, co jest? Powiewa chłodem.-
- Chodzi nam o to, w jaki sposób traktujesz Tess.- Gdybyśmy byli sami w pomieszczeniu to mój kuzyn już dawno by krzyczał. - Wyciąga do ciebie rękę, chce się z tobą jakoś dogadać a ty ją traktujesz jak wroga.-
- Jay zostaw to. To nie ma sensu. On i tak tego nie zrozumie i nie polubi mnie.- Nathan miał już coś powiedzieć, ale mój ojciec mu przerwał.
- Tess, Selena, Jay i Nathan macie iść do mojego gabinetu a ja zaraz do was dojdę.- Powiedział to bardzo chłodnym głosem.
- Coś myślę, że zaraz się dowiemy, o co chodzi.- Selena szepnęła mi na uchu. Chodziło jej o to jak wszyscy się na nas patrzeli jak weszliśmy do pomieszczenia.

Czekaliśmy już w gabinecie mojego ojca. Cała czwórka stała w rzędzie i każdy z nas był zdenerwowany. Nie wiedzieliśmy, o co może chodzić. Do pomieszczenie wszedł mój ojciec i od razu usiadł w swoim fotelu na przeciwko nas.
- Wiecie, dlaczego tu jesteście?- Padło pierwsze pytanie z ust mojego ojca. Wszyscy z nas zaprzeczyli machając głowami. - Max mi powiedział, że między waszą czwórką coś ostatnio się dzieję.- Moje oczy zrobiły się duże jak pięciozłotówki a reszta moich towarzyszy spojrzała się na mnie. Każdy z nich wiedział, że tylko ja rozmawiałam z Maxem. No może Jay i Sel tego nie wiedzą, ale na pewno się domyślają, bo skoro oni z nim nie rozmawiają a Nathan raczej tez by nie miał powodu to tylko ja im zostałam.
- A co dokładnie powiedział?- Postanowiłam zapytać, ale w taki sposób żeby nie robić żadnych podejrzeń, że coś ukrywamy.
- Zacznijmy od waszej kłótni z Nathanem.-
- Chodziło o to, że Nathan obwiniał Tess o ten cały postrzał.- Selena postanowiła to wytłumaczyć. - Razem z Jayem postanowiliśmy wstawić się za nią, bo wiedzieliśmy, że nie poradzi sobie z Nathanem i nie zgadzaliśmy się z tym. To ja ją namówiłam żeby wyszła z samochodu, więc to na mnie powinien być zły.-
- Dobrze rozumiem. Następna kłótnia była pomiędzy Tess a waszą dwójką i kłóciliście się o Nathana.- Brunet spojrzał się na mnie z szokiem. Tym razem to ja postanowiłam to jakoś wyjaśnić. Musiałam tylko dobrze dobierać słowa żeby nie miało to jedno znaczne.
- To było tak, że po kłótni z Nathanem zrobiło mi się trochę smutno, bo staram się z nim zaprzyjaźnić, bo od samego początku skaczemy sobie do gardeł. Jay powiedział, że Nath nie ma uczuć i jest potworem, dlatego tak na mnie naskoczył, ale ja się z tym nie zgadzałam. Uważam, że nikt nie powinien być tak sądzony, bo każdy ma uczucia. Owszem Nathan jest dupkiem, ale nie zasługuje na taką opinię. I to tyle.- Głośno przełknęłam ślinę nie wiedząc czy dobrze to jakoś wyszło.
- Jesteś zupełnie jak twoja matka.- Zaczął mój ojciec. - W każdym widzisz dobro i nie pozwalasz nikomu powiedzieć złego słowa o nikim nawet jak to powiedziałaś jest dupkiem.- Łyknął to. - Dobrze to Jay i Selena możecie iść a wasza dwójka musi się jeszcze wytłumaczyć. - Selena i Jay posłusznie opuścili pomieszczenie zostawiając mnie i Nathana z moim ojcem. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie dotyczyła wczorajszej kłótni z Nathanem. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Max aż tak bardzo chce zniszczyć Nathana, że wykorzystuje wszystko przeciwko niemu. Tylko nadal nie wiem, co chce uzyskać naszymi kłótniami.
- Teraz mamy poważniejszy problem.- Zaczął mój ojciec trochę tak jakby był... Zły?
- Tato wiem, o co ci chodzi i to naprawdę nic takiego.- Zaczęłam tłumaczyć, ale ojciec mi przerwał.
- Tess nic teraz nie mów. Nathan przypomnij mi, jakie było twoje zadanie, kiedy Tess się tu pojawiła.- Zwrócił się do Nathana, który przez ten cały czas milczał.
- Miałem ją chronić.- Powiedział krótko. Wyglądał jak małe dziecko, które narozrabiało i teraz dostaje mu się od rodziców. Opinia mojego ojca naprawdę musi dużo dla niego znaczyć.
- To, dlaczego wczoraj doprowadziłeś ją do płaczu?- Ojciec kontynuował z pytaniami.
- To była moja wina ja go...- Zaczęłam go ponownie tłumaczyć, ale ponownie mój ojciec mi na to nie pozwolił.
- Tess daj mu się wytłumaczyć! Więc?!- Teraz zaczął krzyczeć na niego. Dlaczego aż tak reaguje na zwykłą kłótnie, która z resztą była moją winą. To na mnie powinien teraz krzyczeć a nie na Natha.
- Wiem przesadziłem wczoraj.- Nathan nawet nie patrzył się na niego tylko wpatrywał się w swoje buty. Wyglądał jak bezbronne dziecko... Prawdziwy morderca, bez serca by się tak nie zachowywał.
- Przesadziłeś?! Próbę gwałtu nazywasz przesadą?!- Krzyknął mój ojciec. Nathan z szoku podniósł głowę i spojrzał się na niego z wielkimi oczami a ja zrobiłam dokładnie to samo.
- Co?!- Razem z Nathanem krzyknęliśmy w tym samym czasie.