- Świetnie jeszcze mi przyszło
pilnowanie jakiejś małolaty.- Powiedział jak mi dobrze wiadomo Sykes.
- Ta małolata to córka twojego
szefa kotenieńki.- Powiedziała Selena.
- Wielka mi różnica.- Kontynuował
brunet.
- To ile ty masz lat, że nazywasz
mnie małolatą? Chyba bardzo stary jesteś.- Zaczęłam się bronić.
- Nie denerwuj mnie kotek, bo
tego pożałujesz.- Spojrzał się na mnie wrogo.
- Sykes siadaj i uspokój się. Pamiętaj
ma jej włos z głowy nie spaść.- Powiedział mój tatulek. Chłopak osiadł koło
mojego kuzyna na przeciwko mnie. Było widać, że jest na mnie wściekły, ale nie
przeszkadzało mi to. Mógł nie zaczynać. Wszyscy zaczęli jeść, ale ja nie mogłam
nic przełknąć. Po pierwsze dalej nie mogłam uwierzyć, co dzisiaj się stało a po
drugie nie mogłam przestać patrzeć na chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Wszyscy
rozmawiał oprócz niego. Nawet ani razu się nie uśmiechną. Straszny z niego gbur,
ale ma coś w sobie, co mnie do niego przyciąga. Moje przemyślenia przerwał mój
ojciec.
- Tess chcesz zamieszkać z nami
czy zostać w domu, w którym mieszkałaś z matką? -
- Czy teraz mam wybór czy tak jak
wcześniej już za mnie wybrałeś?-
- Masz wybór.-
- Jak na razie chciałabym zostać
w domu. Może jak to wszystko przetrawię to wtedy się przeprowadzę.-
- Okej, ktoś zaraz cię odwiezie
do domu. Może wybierzesz sobie kogoś, bo twój opiekun nie jest w najlepszym
humorze. On chyba też musi to przetrawić.-
Spojrzałam się na Sykesa. Owszem
nie miał zbyt zadowolonej miny.
- Nie, czemu? Chcę poznać mojego
opiekuna bliżej.- Kiedy to mówiłam patrzałam się na niego a on spojrzał na mnie
jeszcze bardziej wrogim wzrokiem. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
- Obyś nie poznała go aż za
blisko.- Zaśmiał się Max.
- Nawet mi tak nie żartuj. Musisz
wiedzieć Tess, że nie toleruje żadnych związków pomiędzy nasza rodzina.-
- Niech się szef nie martwi. Nie
chce mieć z nią nic wspólnego. Idziemy smarkulo.- Sykes wstał od stołu i zaczął
kierować się w stronę wyjścia.
- Tak nie martw się ja mam
chłopaka a ten gbur nie jest w moim typie.- Musiałam mu się odegrać. Trochę to zabolało,
kiedy powiedział, że nie chcę mieć za mną nic wspólnego. Wstałam od stołu i
poszłam za chłopakiem. Kiedy zniknęłam za drzwiami salonu ktoś mnie złapał za
ramie i popchnął na ścianę. Tą osobą okazał się Sykes. Trzymał mnie tak mocno,
że nie mogłam się ruszyć.
- Igrasz z ogniem, Tess! Tatuś ci
nie mówił nic o mnie?-
- Nie nic nie mówił.-
- To musisz wiedzieć, że może
jestem tu najmłodszy, ale najniebezpieczniejszy, więc uważaj. To, że jesteś
córką szefa to nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na wszystko.-
- Mówisz to tak jak byś chciał
mnie przestraszyć.- Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Nie boisz się mnie?-
- Nie a czemu miałabym się ciebie
bać?-
- No to, że mogę cię skrzywdzić. Ja
zabijam ludzi z zimną krwią. Pierwszą osobę zabiłem, kiedy miałem 16 lat. Jeszcze
ci mało?-
- Nie boję się ciebie, bo wiem,
że to nie jesteś prawdziwy ty.-
- O czym ty mówisz?-
- O tym, że tylko udajesz takiego
gbura i twardziela.-
- Nic o mnie nie wiesz.-
- Ale chcę poznać. Przynajmniej
powiedz jak masz na imię.-
- Coś sądzę smarkulo, że się nie
polubimy.- Sykes poluźnił uścisk i odszedł ode mnie. Poszłam za nim do
samochodu. Pewnie się dziwicie, czemu się go nie boje. Nie wiem po prostu czuje,
że jego prawdziwe oblicze jest gdzieś głęboko w nim. Ktoś musi pomóc mu je
odnaleźć. Sykes podjechał czarną Hondą Civic. Weszłam do niego i pojechaliśmy. Chłopak
jechał dość szybko łamiąc przy tym wszystkie przepisy. Nie rozumiem, nie boi
się on, że złapie go policja i dowiedzą się prawdy o ich mafii? Nie
rozmawialiśmy przez całą drogę. Nie zdziwiło mnie to, że nawet mnie zapytał o
adres a przywiózł mnie na miejsce. Miałam już wyjść z auta, ale coś mnie
zatrzymało i usiadłam z powrotem.
- Może mnie za to bardziej znienawidzisz,
ale trudno. Ja nadal wiem, że tylko udajesz takiego, bo nikt cię nie doceniał
jak byłeś sobą, ale zapamiętaj ja nie jestem taka.- Sykes ani razu się na mnie
nie spojrzał. Patrzył prosto w przestrzeń. Wyszłam z samochodu i miałam już
zamknąć drzwi, kiedy usłyszałam.
- Nathan.-
- Co?- Na początku nie wiedziałam,
o co chodzi.
- Jestem Nathan.- Powtórzył.
- Tess, miło mi.- Uśmiechnęłam się,
ale on nie odwzajemnił uśmiechu. Zamknęłam drzwi samochodu i weszłam do domu.
Nathan nie odjechał dopóki nie zniknęłam za drzwiami. Ściągnęłam buty i
poszłam do kuchni żeby się czegoś napić. O mały włos nie dostała bym zawału. Na
krześle siedział Justin.
- Boże Justin przestraszyłeś
mnie. Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-
- Przez drzwi wziąłem klucze
twojej mamy.-
- Jakim prawem?-
- Prawem twojego chłopaka. A no
właśnie gdzie się podziewałaś?- Wstał i podszedł do mnie.
- Musiałam się przejść i wszystko
przemyśleć, co będzie ze mną dalej. Muszę znaleźć prace, bo nie utrzymam tego
domu.- Kłamałam jak z nut. Nie mogłam mu powiedzieć, co dzisiaj się stało.
- Ale kłamiesz!- Uderzył mnie w
twarz z całej siły. - A kim był ten chłopak, który cię przywiózł!-
- Nikt taki. Poznałam go dzisiaj
u... Ojca.-
- U ojca? Ty nie masz ojca.- Zaśmiał
się bezczelnie.
- Poznałam go dzisiaj na
pogrzebie.- Jednak Justin nadal mi nie wierzył, więc uderzył mnie jeszcze
bardziej nic wcześniej. Tego wieczora Justin przestał być już miły i zaczął
znów mnie bić. Czemu boje się jego a nie najniebezpieczniejszego członka mafii?
W Justinie nie ma już nadziei na zmianę.
*Następnego dnia*
Obudził mnie telefon. Zaspana
spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Domyślałam się, kto to może być. Nie
wiem skąd maja mój numer, ale nieważne. Odebrałam.
- Halo.-
- Dzień dobry smarkulo. Szykuj
się będę po ciebie za 30 minut.- Któż inny to mógłby być jak nie Nathan.
- Po co?-
- Na śniadanie z nową rodziną.-
- Nie wiesz, co przeproś tatę, bo
źle się dziś czuje i zostanę dzisiaj w domu.- Przypomniało o nowych siniakach
na całym ciele.
- Nie ma mowy. Dostałem polecenie
i nie mam zamiaru zawieść twojego ojca. Lepiej żebyś była gotowa jak
przyjadę.-
- Nie przyjeżdżaj!- Krzyknęłam do
telefonu, ale on zdążył się rozłączyć. Sądzę, że znów zepsułam mu humor. Wstałam
i poszłam znaleźć jakieś ciuchy, które wszystko zakryją. Następnie zrobiłam sobie mocny makijaż żeby zakryć
siniaki na twarzy. Na szczęście zdążyłam się wyszykować za nim przyjechał
Nath.