- Pomożesz mi się
stąd wydostać?- Nie cierpliwie czekałam na jego odpowiedź. Uśmiech z twarzy
bruneta zniknął, więc wiedziałam, że to nie była odpowiednia prośba.
- Co? Dlaczego?- Powiedział
to tak jakby tylko na tyle było go stać; starał się nie wybuchnąć tak jak miał
to w zwyczaju.
- Muszę jak
najszybciej się stąd wydostać. Przez te kilka dni tyle wydarzyło się w moim życiu,
że nie daję już rady. Muszę gdzieś jechać i to wszystko przemyśleć.-
Wytłumaczyłam mu bardzo spokojnie i miałam nadzieję, że chociaż trochę
zrozumie.
- Na ile chcesz
wyjechać?- Zapytał. Spuściłam głowę i patrzyłam na swoje buty. Nie potrafiłam
spojrzeć na niego.
- Nathan... Jak
się stąd wydostanę to już tu nie wrócę. Ja tu nie pasuję i oboje o tym dobrze
wiemy.-
- Nie możesz.-
Dlaczego po prostu mi nie może pomóc? Naprawdę nie wymagam tak wiele.
- Ojciec się
zgodził.- Skłamałam, ale w słuszniej sprawie. Jak się stąd wydostanę to wszyscy
na tym skorzystamy.
- Tak po prostu
pozwolił ci odejść? Jakoś w to nie wierzę.- Chłopaka skrzyżował ręce na piesi.
- Pozwolił... Jeśli
pojedziesz ze mną lub nauczę się korzystać z broni.- Musiałam mu powiedzieć prawdę,
bo i tak ta rozmowa nie ma sensu. Może jak usłyszy, że ma jechać ze mną to da
mi spokój i się zgodzi, aby mi pomóc.
- Czyli gdzie
jedziemy i na ile, bo muszę się spakować.- Kiedy usłyszałam, co powiedział to z
szoku podniosłam głowę i wpatrywałam się w niego jak głupia.
- O czym ty
mówisz?- Nie no musiałam się chyba przesłyszeć, bo niby, dlaczego Nathan Sykes
chciałby gdziekolwiek ze mną jechać.
- Oboje wiemy, że
nie nauczysz się korzystać z broni, ale moim zdaniem powinnaś. Czyli to znaczy,
że jedziemy razem.- Nie, nie, nie. Nie może ze mną jechać. To by nie wypaliło,
ale... Może wtedy bym miała więcej szans na to żeby mnie polubił w taki sposób,
w jaki ja lubię go. Nie to jest zły pomysł. Nasze drogi po prostu muszą się
rozejść.
- Ale ja już nie
wrócę.- Powtórzyłam ściszonym głosem.
- A gdzie
pójdziesz?- Powiedział nieco głośniejszym głosem niż do tej pory. - Do kogo?
Nie pozwolę samej ci się szwendać po mieście; jest to niebezpieczne. Ludzie
Jacka mogą cię znaleźć i zabić. Chcesz tego?- Wyglądało to tak jakby mu na mnie
zależało, ale nie mam pewności czy aby nie robi tego, bo musi. Czy na prawdę
ludzi Jacka będą chcieli się zemścić? Ale niby, dlaczego właśnie na mnie skoro
to Nathan go zabił?
- Jeśli wyjdę z
miasta lub z kraju to mnie nie znajdą.-
- Proszę cię.- Zaśmiał się. - Zostaniesz w mieście;
jest to kwestia dni aż cię znajdą, wyjedziesz z miasta; kwestia tygodni, z
kraju; miesięcy. Przed ludźmi z mafii się nie ukryjesz. Możesz uciekać, ale się
nie ukryjesz.- Cały czas nie spuszczał mnie z oczu, co bardzo mnie peszyło.
- Myślałam, że
jesteśmy przyjaciółmi.- Nie wiedziałam czy to było mądre posunięcie, ale
najwyżej wybuchnie i na mnie nawrzeszczy.
- Właśnie,
dlatego nie pozwolę opuścić ci tego domu bez opieki.- Ku mojemu zdziwieniu
powiedział to spokojnie i w taki sposób jakby naprawdę mu na mnie zależało a
raczej na moim bezpieczeństwie. Może naprawdę chce się zaprzyjaźnić a ja to
teraz wszystko komplikuję.
- A nie było by ci
to na rękę?!- Krzyknęłam, ale zaraz po tym opamiętałam się i ponownie ściszyłam
głos. - Spójrzmy prawdzie w oczy; w końcu byś się ode mnie uwolnił. Nie
będziesz musiał mnie pilnować i być za mnie odpowiedzialny. Nikt nie będzie cię
pakował w kłopoty.- Czułam jak łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale za wszelką
cenę chciałam je zatrzymać.
- A kto będzie
mnie z nich wyciągał?- Brunet przybliżył się do mnie i złapał za rękę.
- Nikt nie będzie
musiał, bo to ja cię pakuje we wszystkie kłopoty. Sam tak z resztą mówiłeś.- Powoli
zabrałam swoją dłoń z jego uścisku.
- Tess...- Nathan
chciał zaprzeczyć, ale nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Obije wiemy, że to
prawda.
- Nie dobra.
Zapomnij. Myślałam, że chociaż na ciebie mogę tu liczyć. Teraz wybacz mi, ale
muszę udusić Maxa.- Odwróciłam się napięcie i zaczęłam iść nie wiadomo gdzie.
Poczułam jeszcze jak Nathan chwycił mnie za ramię, aby mnie zatrzymać, ale
wyrwałam się z jego uścisku i szłam dalej. Nie zwracałam nawet na niego uwagi.
Darowałam sobie już swój pokój i zeszłam po schodach na sam dół. Pierwszym miejscem,
które postanowiłam sprawdzić był salon; w którym tak naprawdę to jeszcze nie
byłam. Odkąd się tu wprowadziłam byłam tylko w swoim pokoju, pokoju Nathana,
jadali oraz gabinecie mojego ojca. Rozejrzałam się po dość sporym pokoju;
siedziało tam kilku mężczyzn, których znam tylko z widzenia, ale nigdzie nie
widziałam Maxa. W kącie pokoju, przy kominku zauważyłam Selene i Jaya. Jako że
Sel była tu jedyną dziewczyną nie licząc mnie, to rzucała się w oczy.
Postanowiłam do nich podejść. Przeszłam przez pokuj, przy czym wszyscy się na
mnie gapili. Pewnie, dlatego że wiedzą o plotkach, jakie krążą po tym domu; o tym,
że Nathan mnie "zgwałcił". Gdyby to była prawda to chłopak by już
dawno nie żył; mój ojciec by mu tego nie darował. Kiedy doszłam do dziewczyny i
chłopaka, stanęłam na przeciwko nich.
- Widzieliście
Maxa?- Zapytałam prosto z mostu.
- Co jeszcze
chciał twój ojciec? Wszyscy o czymś gadają, ale nie wiemy dokładnie, o czym.-
Jay zignorował moje pytanie i zadał swoje.
- Zapytajcie
Nathana.- Odpowiedziałam. Nie mam czasu na opowieści; muszę znaleźć Maxa i to
jak najszybciej. Brunetce najwyraźniej to nie wystarczyło, więc pociągnęła mnie
za ramię i tym o to sposobem znalazłam się na małej sofie po środku ich obojga.
- Założę się, że
wszyscy gadają o mnie i Nathanie.- Dałam za wygraną i zaczęłam im mówić wszystko,
co wiem. To znaczy nie wszystko... Nie mogę im powiedzieć o tym, co powiedział
mój ojciec o jego przeszłości? Tak chyba tak to mogę nazwać.- Max powiedział
mojemu ojcu, że najprawdopodobniej, Nath mnie zgwałcił.- Powiedziałam szeptem,
chociaż nie wiem, po co bo i tak wszyscy wiedzą. Mogłam zauważyć zszokowane
miny moich towarzyszy.
- Że co?!- Selena,
jako pierwsza coś z siebie wydusiła.
- A to gnojek.-
Dodał Jay.
- Wszystko mu
wytłumaczyliśmy i dał Nathanowi spokój.-
- Tylko
Nathanowi?- Kolejne pytanie zadała Selena.
- Tak. Mi kazał
jeszcze zostać i tłumaczył mi jak to bardo ważna jest zasada z umawianiem się z
członkami naszej rodziny i jakie z tego będą konsekwencje.- Wywróciłam oczami
na samo wspomnienie tej rozmowy.
- Po co ci to
tłumaczył?- Zapytała niepewnie, Selena ale chyba znała już odpowiedź tylko
wolała się upewnić.
- Uważa, że
między mną a Nathanem coś jest.- Jay i Selena spojrzeli na mnie z przerażeniem
w oczach. To samo przerażenie, które ja czułam, kiedy ojciec mi o tym
powiedział. - Muszę bardziej uważać. Poza tym Sykes i ja zostaliśmy
przyjaciółmi.-
- Ty i Sykes?-
Oboje zapytali zaskoczeni.
- Też byłam zaskoczona,
ale sam zaproponował, więc się zgodziłam. Jeśli on nie poczuje tego samego, co
ja do niego to, chociaż chcę mu pomóc odnaleźć samego siebie.-
- A ty nadal z
tym całym "to tylko jego maska"? Powinnaś sobie już dać spokój tak
jak my, zaakceptować go takiego, jaki jest.- Jay był już zirytowany tym całym
moim gadaniem Nathanie i jego prawdziwego ja. Rozumiałam go, bo sama czasami
miałam siebie dosyć, ale nie mogę się poddać.
- Nie dam sobie
spokoju!- Powiedziałam to za głośno, bo wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli w
naszą stronę. - Akceptuję go takiego, jaki jest, ale wy nie widzicie, że jemu
samemu jest już ciężko?- Powiedziałam juz trochę ciszej.
- Nie słuchaj go
i rób swoje. Ja też wierze, że Nathan jest inny i ty go zmienisz. On już się
powoli zmienia odkąd się tu pojawiłaś. Są to nie wielkie zmiany, ale są.- Przynajmniej
Selena była po mojej stronie.
- Dobra to sobie pogadaliśmy,
ale teraz odpowiedzcie na moje pytanie.- Wstałam i stanęłam na przeciwko nich.
- Widzieliście Maxa? Muszę z nim porozmawiać.-
- Tylko pogadać?-
Zaśmiał się Jay.
- Nie obiecuję.- Też
zażartowałam. Tak naprawdę to jeszcze nie wiem, co zrobię łysemu. To się okaże
jak go zobaczę.
- Widzieliśmy jak
szedł do garażu, ale nie wiem czy nadal tam jest czy gdzieś pojechał. Mamy iść
z tobą?- Zaproponował loczek, ale to musi być rozmowa w cztery oczy.
- Nie poradzę
sobie. On sam mnie nauczył jak mam sobie tu radzić.- Odwróciłam się i poszłam
tą samą drogą, co przyszłam. Tak samo jak wcześniej wszyscy w pokoju mi się
przyglądali i szeptali coś między sobą. Zatrzymałam się w drzwiach i przez
kilka sekund myślałam czy aby zrobić to, na co mam ochotę. Szybko podjęłam
decyzję i napięcie odwróciłam się w stronę wszystkich zebranych w pokoju.
- Jeżeli macie
coś do powiedzenia na mój temat to powiedzcie mi to prosto twarz chyba, że
jesteście aż takimi tchórzami!- Krzyknęłam, bo już nie mogłam tego wytrzymać. Wszyscy
patrzyli się na mnie i żaden nawet nie drgnął. Ponownie się odwróciłam i
wyszłam z pokoju. Kiedy tylko z niego wyszłam ze strachu podskoczyłam. O ścianę
opierał się nie, kto inny jak Nathan i miał na twarzy głupkowaty uśmieszek.
- Czego
głupkowato się uśmiechasz?- Zapytałam trochę zdenerwowana.
- Widzę, że się
rozkręcasz.- Powiedział brunet i nadal się uśmiechał. Nic mu nie odpowiedziałam
i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. - Tak trzymaj. Niech wiedzą, kto tu
rządzi.- Usłyszałam jeszcze za sobą chłopaka. Nie odwróciłam się tylko
uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową. Nie chcę im pokazywać, kto tu
rządzi ani nie chcę się wywyższać, ale niech znają limit mojej cierpliwości.
Wyszłam na
zewnątrz i uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zeszłam po kilku schodkach i
skręciłam w prawo w stronę garażu. Większość samochodów stało przed lub gdzieś
koło garażu niż w środku. Drzwi od budynku były otwarte, co oznaczało, że
George nigdzie nie pojechał. Weszłam do pomieszczenia i doznałam szoku.