Postać zbliżyła
się jeszcze bardziej i teraz ją rozpoznałam.
- Przestraszyłeś
mnie idioto!- Krzyknęłam na Sykesa, który tylko się zaśmiał.
- Przepraszam nie
chciałem.- Usiadł koło mnie na ławeczce i uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie kłam... Miałeś
niezły ubaw. Przyznaj się.- Nie wiem, ale jego obecność sprawiła, że
zapomniałam o wszystkich problemach, o których przed chwilą myślałam.
- No dobra.
Przyznaję się bez bicia... Trochę ubawu miałem.- Dźgnęłam go łokciem w bok, na
co ten się ponownie zaśmiał. - Wszyscy cię szukają.- Zmienił po chwili temat i
powiedział bardziej poważnie.
- To już mnie
znalazłeś. Skąd wiedziałeś, że tu będę?- Spojrzałam się na niego, ale zaraz
spuściłam wzrok.
- Mówiłem ci, że
dla członków mafii to żaden problem.- Zażartował, ale kiedy zobaczył, że mi nie
było do śmiechu on też przestał i ponownie starał się być poważny. - A tak
naprawdę to się domyśliłem. Niedawno straciłaś matkę i mówiłaś, że wszystko
zaczęło cię przerastać, więc pomyślałem, że będziesz chciała się wygadać
komuś... Bliskiemu.-
- Pewnie teraz
sobie myślisz, że jestem jakaś szurnięta, że gadam ze zmarłą mamą.- Cały czas
wpatrywałam się w swoje białe buty.
- Nie. Wcale tak
nie myślę.- Powiedział ciepłym głosem i złapał mnie za rękę. Ponownie się na
niego spojrzałam. - Myślę, że jesteś szurnięta, dlatego że siedzisz sama, po
ciemku na cmentarzu.- Puścił moją rękę i oboje się zaśmialiśmy pod nosem.
Nathan nie byłby sobą gdyby nie powiedział czegoś głupiego w poważnej rozmowie.
- Siedziałam tu
tak i zanim się obejrzałam to zrobiło się już całkowicie ciemno.- Spojrzałam
przed siebie w przestrzeń, ale i tak było to bez sensu, bo było całkiem ciemno.
Widać było tylko gdzieniegdzie drobne promyki ze zniczy.
- To, dlaczego
nie wróciłaś do domu?- Po raz kolejny tego wieczoru spuściłam głowę i nic mu
nie odpowiedziałam. Było mi głupio mu się przyznać, bo to jest takie dziecinne.
Nathan bardzo uważnie mnie obserwował. - Boisz się ciemności.- Bardziej
stwierdził niż zapytał, ale lekko przytaknęłam głową. - Nie wiedziałem.-
- Skąd miałeś
wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz... Chociaż na pewno wiesz o mnie więcej niż ja o
tobie.- Nie chciałam spotkać jego wzroku, dlatego wpatrywałam się w małe
zdjęcie mojej mamy, które stało na jej grobie. Zrobiłam jej to zdjęcie kilka
miesięcy zanim dowiedziała się, że jest chora. Tak naprawdę, kiedy zrobiłam jej
to zdjęcie to był to ostatni raz, kiedy widziałam ją uśmiechniętą.
- Nikt nic tak
naprawdę o mnie nie wie. Sami dopisują mi jakieś historie.- Powiedział to z
bólem w głosie. Jego to wszystko chyba też już przerasta tak samo jak mnie, ale
on w tym bagnie siedzi o wiele dłużej.
- To powiedz im,
jaka jest twoja historia.- Chciałam mu jakoś doradzić, ale nie wiedziałam jak. -
Dlaczego nie lubisz mówić o przeszłości?- Spojrzałam się na niego, ale tym
razem to on unikał kontaktu wzrokowego.
- Bo to
przeszłość. Nie możesz się cofnąć i jej zmienić. Czasami jest za bolesna żeby
ją wspominać, więc, po co rozdrapywać rany na nowo?- Było mi go szkoda. Ciekawe,
co się takiego wydarzyło w jego życiu, że mówi o tym aż z takim bólem w głosie.
Na chwilę zapadła cisza, ale Nathan zmienił temat. - Dlaczego boisz się
ciemności?- Nie lubiłam tego pytania, ponieważ sama nie znałam odpowiedzi, ale
Nathan był ze mną taki szczery, więc ja też powinnam.
- Nie mam
pojęcia... Zawszę tak było. Boję się nawet wyjść z pokoju w środku nocy. Zanim
to zrobię to myślę o wszystkich za i przeciw.- Na chwilę przerwałam i zastanowiłam
się nad następną częścią mojej odpowiedzi. Brunet cały czas mi się dokładnie przyglądał.
- Przeraża mnie to, że nic nie widzisz i nie wiesz, co się na ciebie w oddali
czai.-
- Wiesz, że
przeważnie nasze akcje są prowadzone w środku nocy, więc jak chcesz być jedną z
nas...- Przerwałam mu, bo nie mogłam już tego słuchać. Czy on nie rozumie, że
ja nie chcę robić tego, co oni?
- Nathan ja nie
chcę być jedną z was! Chcę się stąd wydostać i mieć normalne życie.- Ostatnie
powiedziałam już spokojniej i ciszej. Nie widziałam sensu, aby krzyczeć, bo i
tak jego to nie ruszy.
- Ja też
chciałem.- Powiedział to ze ściszonym głosem tak samo jak ja. Zaskoczył mnie tym,
co powiedział i to bardzo.
- To, dlaczego
nie odszedłeś? Max mówił, że odkąd się u nich zjawiłeś to bardzo się zmieniłeś.
Kiedy cię poznali byłeś wystraszony i zagubiony. Byłeś... Taki jak ja.-
- A dokąd miałem
iść? Nie mam nikogo... Miałem tylko twojego ojca. To właśnie on zastąpił mi mojego,
kiedy go najbardziej potrzebowałem.- Zaczynam go pomału rozumieć. Rozumiem,
dlaczego zdanie Borysa jest dla niego takie ważne. - Max ma racje... Zmieniłem
się i to bardzo, ale taka jest kolej rzeczy. Nie miał bym szans gdybym pozostał
tym samym człowiekiem, jakim byłem.- Nathan zaczął bawić się swoimi palcami.
- Myślisz, że ja
też się tak zmienię?- Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi się w oczy.
- Nie. Ciebie nie
da się zmienić. Tess jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem tak odważnej osoby
jak ty.-
- Tak... Ja i
odwaga.- Zaśmiałam się pod nosem.
- Może ty tego
nie widzisz, ale jesteś wspaniałą osobą. Potrafisz walczyć o swoje i o to, w co
wierzysz... Ja tego nie potrafiłem.- Na jego słowa uśmiechnęłam się i zrobiło
mi się ciepło w środku. Jeszcze nikt czegoś takiego mi nie powiedział. Przez
całe moje życie byłam poniżana przez wszystkich dookoła mnie.
- To chodź ze
mną.- Palnęłam po chwili. - Ja też nie mam już nikogo.- Powiedziałam zanim
zdążyłam ugryźć się w język.
- O czym ty
mówisz? Przecież masz ojca.- Po chwili jak o wszystkim sobie przypomniałam, zaszkliły
mi się oczy i niestety Sykes to zauważył. - Hej, co się stało?-
- Proszę cię
przytul mnie.- Nie czekając ani chwili dłużej wtuliłam się w niego i zaczęłam
płakać jak małe dziecko.
- Tess wiesz, że
mi możesz powiedzieć wszystko. Obiecuję, że zostanie to między nami. Proszę nie
płacz już.- Powiedział spokojnie przytulając mnie mocniej i głaszcząc po
głowie. Zaskoczył mnie tym miłym gestem, ale było mi za dobrze, aby protestować.
Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam mu powiedzieć, co się dziś dowiedziała... Przynajmniej
małą część tego, co się dowiedziałam.
- Dzisiaj się dowiedziałam,
że jest możliwość, że Borys nie jest moim ojcem.- Próbowałam się jakoś ogarnąć
i przestać płakać, ale na marne.
- Jak to możliwe?
Przecież cały czas nam mówił, że jesteś jego córką.- Też tego nie rozumiałam. Najpierw
po siedemnastu latach mówi mi, że jest moim ojcem a teraz ponownie rujnuje mi
świat. Dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć od razu albo zatrzymać dla siebie?
- Moja mama
miała...- Już chciałam mu powiedzieć o przyjacielu Borysa, ale w ostatniej
chwili ugryzłam się w język. Im mniej wie tym lepiej dla niego. Nie chciałabym
żebyśmy znowu wpakowali się w kłopoty z moim ojcem. - ... Z kimś romans i po
tym zaszła w ciążę. Ojciec mówił, że jego nigdy to nie obchodziło i kocha mnie
jak własną córkę.- Sama nie wiem czy mam mu wierzyć w te słowa czy też nie.
- Ale nie ma
pewności.- Po raz kolejny stwierdził niż zapytał a ja lekko przytaknęłam głową.
- Nie. Ale jeśli
się okaże, że tamten koleś to mój ojciec to znaczy, że zostałam całkiem sama na
tym świecie.- Wiedziałam, że Nathan chce więcej wyjaśnień. - Kochanek mojej
mamy nie żyje.- Kolejne kilka łez spłynęło po moim policzku.
- Hej wszystko
się jakoś ułoży.- Powiedział słowa, które chciałam usłyszeć od mojej mamy. Czy
to możliwe, że to właśnie on mi ją zastąpi? Cały czas mnie i przytulał, ale
teraz głaskał mnie po ramieniu. Byłam mu wdzięczna, że zachował się w taki
sposób a nie jak totalny dupek, jak miał to w zwyczaju.
- Nathan nie
rozumiesz? Moje całe życie to jedno wielkie kłamstwo. Chciałabym, chociaż wiedzieć,
kto jest moim biologicznym ojcem. Nic nie wiem o tym drugim gościu tylko tyle,
że ma syna.- Brunet nie wiedział, co powiedzieć, więc siedzieliśmy w ciszy. W
pewnym momencie podniosłam się i spojrzałam na niego z błagalnym wzrokiem. -
Nathan pomożesz mi go znaleźć?-
- Jesteś pewna,
że tego chcesz?- Westchnął. Widać było, że ma, co do tego wątpliwości i
szczerze to nie dziwie mu się.
- Jeśli to prawda,
że Borys nie jest moim ojcem to mam tylko jego.- Cały czas patrzałam mu prosto
w oczy i próbowałam coś z nich wyczytać, ale niestety na marne.
- Masz nas... Masz
mnie.- Uśmiechnął się i spuścił wzrok; tak jakby zawstydził się swoich słów.
- Wiem. I bardzo
ci za to dziękuję.- Odwzajemniłam jego uśmiech tym samym. Na prawdę cieszę się,
że zakopaliśmy topór wojenny i zaczęliśmy się dogadywać. W moim życiu brakowało
kogoś takiego jak Nathan. Byłam mu wdzięczna, że mnie dzisiaj wysłuchał,
poradził mi i... że po prostu tu był.
- Chodźmy. Jest
już późno.- Nathan wstał z ławeczki i uszedł kilka kroków. Zatrzymał się i
spojrzał na mnie, bo zauważył, że ja się nie ruszyłam z mojego miejsca. - Nie
bój się. Jestem tu i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.- Brunet wyciągnął rękę
w moją stronę. Popatrzyłam na nią zanim uśmiechnęłam się i chwyciłam za nią.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie na tyle, blisko że stykaliśmy się ramionami.
Kierowaliśmy się w stronę wyjścia ze cmentarza. Po minięciu kilku nagrobków
wyszliśmy na główną ulicę i niestety Nath puścił moją dłoń. Niby szliśmy na tyle,
blisko że czułam się bezpiecznie jednak wolałabym żeby mnie przytulił, ale nie
chciałam sobie robić już większego obciachu. Szliśmy pomału, nigdzie się nie śpiesząc,
co było dla mnie plusem, bo nie chciałam się widzieć z Maxem. Dopiero po jakimś
czasie zorientowałam się, że idziemy zupełnie inną drogą niż się tu dostałam.
Weszliśmy w jakąś małą, opuszczoną uliczkę. Niebyło tam nikogo oprócz naszej
dwójki. Gdzieniegdzie stała zapalona latarnia, ale nie było och za wiele. Stało
tam kilka budynków, ale wszystkie wyglądały na opuszczone. Dlaczego idziemy
właśnie tędy? Gdyby szedł ze mną ktoś inny a nie Nathan to bym sobie pomyślała,
że chce mnie zgwałcić a potem zabić.
- Była dziś u
ciebie Cher?- Zapytałam, bo chciałam oderwać myśli od tego miejsca... I może
trochę z ciekawości.
- No była a co?- Spojrzał
się na mnie i czekał na moją odpowiedź. No to teraz myśl Tess. Wymyśl coś, bo
nie możesz mu powiedzieć prawdziwej przyczyny tego pytania.
- Nie nic
widziałam tylko jak wchodziła do domu... - Naprawdę? Nie było mnie stać na coś lepszego?
-...Ale nie chcę wiedzieć, co robiliście.-
- Na pewno nie
graliśmy w karty.- Zaśmiał się, czyli łyknął.
- Tak właśnie
myślałam.- Zaśmiałam się sztucznie. Źle się z tym czułam, że wiem, że Cher go
zdradza a nic mu o tym nie powiedziałam. A co jeśli Max ma racje? Co jeśli mi
nie uwierzy i mnie znienawidzi za to, że się wtrącam? Nie wiem, co mam zrobić;
nie chcę go stracić, ale również nie chcę żeby był oszukiwany przez osoby,
którym ufa. No i do tego wszystkiego dochodzi groźba łysego. Nie chcę, aby
Nathanowi coś się stało, ale on musi wiedzieć. Moje rozmyślenia przerwał głośny
hałas gdzieś przed nami. Strasznie się wystraszyłam, co było skutkiem, że
pisnęłam i wtuliłam się w Nathana.
- Co to było?- Zapytałam,
ale nie odważyłam się spojrzeć w tamtą stronę. Może gdyby nie było tu tak
ciemno to bym zareagowała inaczej. Nathan nie odzywał się tylko nasłuchiwał. Po
chwili ponownie usłyszeliśmy ten sam hałas.
- Zaczekaj tu.-
Powiedział Sykes i odsunął mnie od siebie.
- Nathan gdzie ty
idziesz?- Zaczęłam panikować, kiedy brunet się ode mnie oddalał.
- Idę sprawdzić,
co to było. Nie bój się będę nie daleko.- Odpowiedział i szedł dalej w stronę
skąd dochodziły hałasy.
- Nathan nie idź
tam. Słyszysz?- Chciałam zatrzymać go za wszelką cenę żeby czasami nic mu się
nie stało.
- Spokojnie.
Przecież jak coś to mam broń.- Chłopak pomachał bronią i z powrotem ją schował.
Po jakimś czasie całkowicie zniknął z mojego pola widzenia. Zaczęłam nerwowo
rozglądać się po okolicy. Ciemność mnie przerażała, a to, że stałam sama na
bezludziu wcale mnie nie uspokajało. Długo nie musiałam czekać na Nathana.
Ponownie go zobaczyłam tylko tym razem coś ze sobą niósł. Kiedy podszedł
wystarczająco blisko zobaczyłam, że chłopak ma na rękach ciemno szarego,
puszystego kota.
- To właśnie ten
mały kolega narobił tyle hałasu i cię przestraszył.- Chłopak stanął na
przeciwko mnie i zaśmiał się. Ja tylko wywróciłam oczami i zaczęłam głaskać
kociaka. - Lubisz koty?- Zapytał.
- Ogólnie
zwierzęta.- Dalej głaskałam kota a ten zaczął mruczeć. - Możemy go wziąć?-
Spojrzałam na bruneta.
- Niestety nie.
Kiedyś próbowałem, ale twój ojciec kazał mi się pozbyć zwierzaka. Oddałem go
jakiejś dziewczynce, która bawiła się w parku.- Spojrzałam na chłopka, który
patrzył się na kota, którego trzymał. Zaczynam go rozumieć, dlaczego nie lubi
mówić o swojej przeszłości; nie była ona za kolorowa.
- To znaczy, że
dalej będzie się sam tu błąkał?- Nie chciałam zostawiać tu tego kota. Wydawał
się taki sympatyczny i widać było, że lubi pieszczoty. Nie był zbyt wychudzony,
co znaczyło, że nie tak dawno stracił dom.
- Niektórym
niestety nie układa się w życiu.- Nathan położył kota na ziemi a ten chwile
jeszcze poocierał się o nasze nogi i zaraz zniknął z naszego pola widzenia.
- Dobra wracajmy,
bo się będą martwić.- Spojrzałam na niego z miną typu "Chyba sobie
żartujesz" a ten tylko się zaśmiał. - No dobra, Selena i Jay się będą
martwić.- Uśmiechnęłam się i tak samo jak wcześniej szliśmy na tyle blisko
siebie żebym czuła się bezpiecznie. Nathan nie był taki jak wszyscy myśleli;
zależy mu na przyjaciołach i to bardzo. Resztę drogi przeszliśmy w miłej ciszy.
Kiedy tylko weszliśmy na posesję naszego domu, wszystkiego mi się odechciało.
Nie miałam ochoty tam wchodzić; miałam dość tej sztucznej rodzinnej atmosfery.
Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do jadalni. Byłam strasznie głodna; od
rana jeszcze nic nie jadłam. Nathan puścił mnie przodem i kiedy weszliśmy do
jadalni wszyscy spojrzeli się na nas. Na nasz widok, Sel wstała ze swojego
miejsca i podbiegła do mnie i przytuliła, co bardzo mnie zdziwiło, ale
odwzajemniłam jej gest.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo się o ciebie martwiłam. Nie znikaj tak już nigdy więcej.- Brunetka
cały czas mnie przytulała. Nie wiedziałam, że komuś może tak na mnie zależeć.
- Przepraszam,
ale potrzebowałam chwili samemu, aby wszystko przemyśleć. Obiecuję, że
następnym razem was poinformuję.- Odsunęłam od siebie dziewczynę i poszłyśmy na
nasze miejsca przy stole. Sykes uczynił to samo. Od razu zaczęliśmy jeść. Nie pamiętam,
kiedy ostatnio byłam taka głodna.
- Nieźle
przywaliłaś Maxowi.- Odezwał się loczek. - Nie wiedziałem, że masz tyle siły.-
Zaśmiał się a ja spojrzałam na Maxa, który miał drobnego siniaka na szczęce.
- Dużo o niej
jeszcze nie wiemy.- Powiedział Nathan i uśmiechnął się. - Jeszcze nie raz nas
wszystkich zaskoczy.- Uśmiechnęłam się na jego słowa. Naszą rozmowę przerwał
mój ojciec.
- Powiesz mi
gdzie byłaś tyle czasu?- Zapytał.
- Byłam na
cmentarzy, u mamy.- Odpowiedziałam, ale nawet na niego nie spojrzałam.
- Dlaczego nic
nikomu nie powiedziałaś i poszłaś bez żadnej opieki?- Kontynuował
przesłuchanie.
- Potrzebowałam
chwili samotności i jestem dorosła, więc nie potrzebuję opieki ani nikomu mówić
gdzie idę.- Postąpiłam tak samo jak wcześniej i kontynuowałam jedzenie.
- Mówiłem ci, że
dopóki nie nauczysz się korzystać z broni to masz nigdzie sama nie chodzić.-
Odłożyłam sztuczce na mój talerz i spojrzałam się na niego.
- A ja ci mówiłam,
że nigdy nie będę jedną z was i nie dotknę broni. Jeśli tak bardzo zależy ci na
moim bezpieczeństwie to mogłeś nigdy nie pojawiać się w moim życiu.-
Powiedziałam z całkowitym spokojem i to go jeszcze bardziej zdenerwowało.
- Jak ty się do
mnie odzywasz?!- Uderzył pięścią o stół i wstał ze swojego krzesła.
- Tak jak ty do
mnie. Nie obchodzi mnie to, że jesteś tu szefem. Może inni tutaj będą przed
tobą kulić ogony i całować ci tyłek, ale na pewno nie ja.- Wstałam ze swojego
miejsca tak samo jak on i patrzyłam mu się prosto w oczy.
- Tess wystarczy!-
Krzyknął Sykes i on także wstał ze swojego miejsca. Spojrzałam się na niego z
wyraźnym szokiem na twarzy. - Posuwasz się za daleko!- Ponownie krzyknął.
Spojrzałam mu w oczy i ponownie nic nie mogłam nic z nich wyczytać. To tak
jakbyśmy cofnęli się na sam początek. W moich oczach zebrały się łzy i lekko
pokręciłam głową. Myślałam, że będziemy trzymać się razem... że on zawsze
będzie po mojej stronie, ale widzę, że mój ojciec jest dla niego ważniejszy.
Nie mogłam już tam dłużej tak stać, więc pchnęłam krzesło i wyszłam z
pomieszczenia. Kiedy zniknęłam z ich pola widzenia, najszybciej jak mogłam
pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Po pokonaniu wszystkich schodów, wbiegłam
do swojej sypialni. Zamknęłam na sobą drzwi i z bez silności osunęłam się o nie
na podłogę. Mówił, że mogę na niego liczyć, ale on wbił mi nóż w plecy. Po co w
ogóle się odzywał? Nikt go o to nie prosił. Wiem tylko tyle, że nie mam zamiaru
tu już dłużej zostać. Nie mam już nikogo. Sama odnajdę brata. Jeszcze nie wiem
jak to zrobię, ale dam sobie radę. Nie wiem, kto jest moim ojcem, ale oboje z
nich byli członkami mafii, więc powinnam to mieć we krwi, co nie? Wstałam z
podłogi i z pod łóżka wyciągnęłam swoją walizkę. Spakowałam tylko najważniejsze
rzeczy; kilka ciepłych jak i letnich ubrań, laptopa i przeróżne ładowarki do
sprzętów elektronicznych. Nie zajęło mi to dużo czasu, więc jedynie, co mi
pozostało do zrobienia to czekać aż wszyscy rozejdą się do swoich pokoi i
zasną.
Jest już grubo po
pierwszej w nocy i stwierdziłam, że wszyscy już są u siebie. Zarzuciłam na
siebie swoją skórzaną kurtkę i torbę na prawe ramie i byłam gotowa do drogi.
Otworzyłam drzwi od sypialni i był jeden problem; w całym domu było ciemno jak
diabli. Na zewnątrz nie było lepiej. Chyba nie przemyślałam tego zbyt dobrze,
ale jeśli nie wyjdę teraz to już nie będę miała kolejnej szansy. Z rana to na
pewno nie; zaraz ktoś się mnie przyczepi. Po dłuższej chwili postanowiłam iść
na przód. Wyświetlaczem od telefonu oświetlałam sobie drogę. Najciszej jak
tylko mogłam zeszłam po tych strasznie długich i męczących schodach. Ucieszyłam
się, kiedy zobaczyłam przed sobą drzwi wejściowe. Teraz już nie może mi się nie
udać. Chwyciłam za klamkę i już miałam na nią nacisnąć, kiedy nagle w pomieszczeniu,
w którym się znajdowałam, zaświeciło się światło.