Obudziłam się z
samego rana. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że Selena jeszcze smacznie
śpi obok mnie. Po ciuchu wygramoliłam się z pod kołdry i podeszłam do okna.
Mimo to, że byliśmy gdzieś po środku lasu, świeciło słońce i grzało moje gołe
ramiona. Uśmiechnęłam się na chwilę podziwiając ładną pogodę, ale przypomniałam
sobie, w jakiej sytuacji się znajduję. Myślałam, że jak wydostane się z domu
"wariatów" to będę miała spokój i będę mogła normalnie żyć, ale
najwyraźniej się myliłam. Czy to w ogóle kiedykolwiek się skończy czy tak już
będzie wyglądało moje życie?
Z szafy wyciągnęłam nowe ciuchy i poszłam do łazienki,
aby się odświeżyć. Po drodze mijałam pokój, który pewnie należałby do Nathana
gdyby tu został. Nie miałam dużej nadziei, ale myślałam, że może chłopak wrócił
w środku nocy a ja po prostu nie słyszałam jak wchodził do domu. Bez pukania,
delikatnie uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka. Niestety tak jak myślałam
pokój był pusty. Wyglądał tak jakby nikt tu nie zaglądał od lat. Z wielkim
rozczarowaniem zamknęłam drzwi i udałam się do łazienki.
Podczas prysznica cały czas myślałam o
Nathanie. Nie chciałam, aby się do mnie zbliżał, ale też nie chciałam, aby był
daleko. Nie wiem, co się ze mną dzieję. Nie mam pojęcia czy go lubić czy
nienawidzić. Był jedną wielką zagadką, którą z czasem było coraz trudniej
odgadnąć. Miałam poczucie, że z początku mogłam więcej z niego wyczytać niż
teraz. Może popadłam w tą samą grę, co cała reszta i widzę tylko to, czego on
chce. Lub gdzieś w głębi już zaakceptowałam tym, kim jest i dlatego już nie
widzę tego, co widziałam wcześniej.
Po dwudziestu minutach byłam już gotowa tak
samo jak już miałam wszystko już poukładane w głowie. Jeśli Sykes postanowi się
ponownie pokazać to zacznę wszystko od nowa. Chcę zacząć od zera tak jakby
zacząć nowy rozdział w naszej znajomości a najlepiej nową historię.
Ubrałam się w najbardziej letnie rzeczy, jakie
tylko znalazłam w szafie. Nie chciałam już chować stanu swojego ciała. Wszyscy
tu mają jakieś tajemnice z przeszłości. Ja będę pierwsza, która odważy przed
nią nie uciekać tylko stawić jej czoła. Żaden Justin nie sprawi, że będę się
wstydzić własnego ciała lub tym, kim jestem. Każdy tutaj nie miał najlepszej przeszłości,
bo inaczej by się tutaj nie znalazł. Przeszłość do historia, której nie da się zmienić,
więc jaki jest sens nią żyć?
Zeszłam na dół gdzie znalazłam śpiącego na kanapie,
Jaya. Zdziwiłam się, że wszyscy jeszcze śpią, więc spojrzałam na zegarek i
okazało się, że jest dopiero za dziesięć ósma. Sama nie wierzyłam własnym
oczom. Chyba jeszcze nigdy nie wstałam tak wcześnie z własnej woli. Ponownie
spojrzałam na Jaya i dopiero teraz zauważyłam, że śpi a w dłoni trzyma broń.
Zdziwiłam się na ten widok. Wyobrażałam sobie Nathana śpiącego w taki sposób,
ale Jay? Wcale na takiego nie wygląda.
Jak to było możliwe, że moje życie zmieniło
się tak szybko i drastycznie. Teraz nawet nie mogę wyjść na zewnątrz bez obawy,
że coś może mi się stać. Nie lubiłam, że wszyscy tutaj traktują mnie jak małe dziecko,
które cały czas trzeba pilnować. Źle się z tym czułam, że jestem od nich aż tak
zależna. Oni mają własne życia a teraz muszą ze mną tu siedzieć.
Żeby dalej nie kontynuować żalić się nad
własnym życiem postanowiłam zając myśli, czym innym. Poszłam do kuchni, aby
przygotować dla wszystkich śniadanie. Przynajmniej tyle mogę zrobić. Co prawda
nie znalazłam zbyt wiele jedzenia w lodówce, więc nie mogłam się niczym
specjalnie pochwalić, ale za to znalazłam kilka jajek, więc postanowiłam zrobić
tradycyjną jajecznicę. Dodatkowo wstawiłam jeszcze wodę na herbatę i znalazłam
sok pomarańczowy w szafce, który wlałam do dzbanka z lodem, aby trochę się
ochłodzić. Słońce zaczynało coraz bardziej grzać a ja musiałam siedzieć w domu,
aby czasami nic mi się nie stało. Takie życie jest totalnie do kitu. Brakuje mi
samodzielności.
Właśnie nakładałam jajecznice na talerze,
kiedy ktoś odezwał się za mną.
- Dzień dobry.
Już nie śpisz?- Usłyszałam męski głos i aż podskoczyłam ze strachu.
- Jay!
Przestraszyłeś mnie! I nie już nie śpię.- Złapałam się za serce, które biło jak
oszalałe.
- Czyżbyś miała
coś na sumieniu?- Śmiesznie podniósł brew.
- Nie jeszcze nie
mam, ale jeśli będziesz mnie tak straszył to będę miała morderstwo kuzyna.-
Ponownie zabrałam się za nakładanie jedzenia na talerze. - Zrobiłam śniadanie,
więc wołaj Sel i siadamy do stołu.-
- Jesteś kochana
wiesz?- Jay podszedł do mnie i pocałował w policzek, na co tylko się
uśmiechnęłam. Dawno nikt tak nie robił.
- Przynajmniej
tyle mogę zrobić.-
Jay poszedł obudzić Selene podczas ja pokładłam
wszystko na stół. Chwile później wszyscy już siedzieliśmy i jedliśmy śniadanie.
- Nathan się
odzywał?- Zaczęłam temat na jakąkolwiek rozmowę.
- Nie.-
Odpowiedział krótko Jay.
- Nie martwicie się,
że coś mogło się stać?- Padło kolejne pytanie z moich ust.
- Nie.- Ponownie
padła krótka odpowiedź od Jaya. Spojrzałam się na niego wrogim wzrokiem, więc
zaraz zaczął się tłumaczyć. - Przecież mówimy o Nathanie. Nie ważne, w jakie
bagno się wpakuję to i tak wychodzi z tego cało. Taki już jest. Pewnie teraz
pakuje się w kolejne kłopoty.-
- Albo już to
zrobił i teraz jest na etapie próby wydostanie się z nich.- Dodała brunetka. -
Martwisz się o niego?- Zapytała się marszcząc brwi. Kiwnęłam tylko głową. -
Wczoraj mówiłaś, że lepiej by było gdyby już nie wracał.-
- Tak, ale to nie
znaczy, że chcę, aby coś mu się stało.- Warknęłam bez żadnego powodu. - Poza
tym miałam czas, aby wszystko przemyśleć i miałaś rację... Byłam nie fair
mówiąc to wszystko.- Powiedziałam nieco spokojniejszym głosem.
- Zupełnie nie wiem,
o co wam chodzi, ale wole się nie wtrącać w sprawy sercowe a w szczególności,
jeśli chodzi o Nathana. Ten to jest ciężkim orzechem do zgryzienia.- Do rozmowy
dołączył loczek.
- Po pierwsze już
się wtrąciłeś. Po drugie to nie są żadne sprawy sercowe. Ja i Nathan jesteśmy
tylko przyjaciółmi i postanowiłam zacząć naszą znajomość od nowa. Chcę ponownie
potrafić wyczytywać z niego prawdę.- Mówiłam, podczas kiedy bawiłam się
łyżeczką od mojej herbaty.
- Czyli chcesz
powrócić do tego momentu, kiedy nie byłaś jego przyjaciółką tylko byłaś w nim
zakochana po uszy.- Zażartował Jay tylko, że wcale nie było mi do śmiechu.
Chciałam go udusić.
- O czym ty
mówisz?- Myślałam, że Sel stanie w mojej obronie, ale się myliłam. - Ona nadal
jest w nim zakochana po uszy, ale teraz ma trudniej, bo on ją ma tylko za
przyjaciółkę. No wiesz... Utknęła w strefie przyjaciela.- Obje zaczęli się śmiać,
więc wzięłam bułkę, którą miałam pod ręką i rzuciłam nią w ich stronę, ale
niestety nie trafiłam ani w jednego ani w drugiego.
- Co macie
dzisiaj w planach?- Zmieniłam temat.
- Pójdziemy
przejść się po okolicy sprawdzić czy Justin jest gdzieś w pobliżu.- Wyjaśnił
Jay.
- Mogę iść z
wami?- Nagle pomyślałam, że to świetny pomysł, aby się do nich dołączyć i choć
na chwilę wyjść na zewnątrz.
- Chyba
żartujesz. Nie ma mowy. Zostajesz w domu.- Powiedział Jay głosem pomiędzy złym
a rozbawionym.
- Ale jest ładna
pogoda.- Nie no super argument Tess. Na pewno się teraz zgodzi.
- Ale na zewnątrz
jest niebezpiecznie.- Wskazał oczywiste.
- W domu też może
być niebezpiecznie jak mnie samą tu zostawicie. Poza tym, co mam tu sama
robić?- Nasza wymiana zdań zaczęła coraz bardziej przypominać kłótnię pomiędzy
dzieckiem i rodzicem.
- Możesz
przynieść sprzęt z samochodu i zacząć listę ze wszystkim, co wiesz o swoim
ojcu. Dzisiaj zaczniemy poszukiwania.- Spojrzałam się na niego jak na idiotę.
Że niby ja mam za niego nosić sprzęt. Nie doczekanie. Strasznie chciałam iść z
nimi. Przecież Justin nie może być aż tak niebezpieczny. To, że nas znalazł to
nie oznacza, że jest jakoś specjalnie przygotowany. Co nie?
- Nie chcę
siedzieć tu sama!- Tupnęłam nogą o podłogę zupełnie jak rozpieszczone dziecko.
- Nie masz
wyjścia.- Powiedział spokojnym głosem loczek, ale widać było, że już zaraz
straci cierpliwość.
- Nathan by mi
pozwolił iść z wami!- W tym momencie każdy argument był dobry nawet nie
prawdziwy.
- Po pierwsze
Nathana tu nie ma. Po drugie chyba żartujesz. Po trzecie on by cię zamkną w pokoju,
aby się upewnić, że nie wyjdziesz.- Wyliczał Jay i szczerze to miał rację, ale
i tak nie chciałam się pogodzić z jego podjętą decyzją. Nie jestem dzieckiem i
umiem o siebie zadbać.
- Po za tym on ma
większe szanse na obronienie ciebie w razie niebezpieczeństwa.- Do rozmowy dołączyła
się Selena, aby ochłodzić atmosferę.
- Co on takiego potrafi,
czego wy nie?- Zadałam chyba setne pytanie dzisiejszego dnia.
- Nie bez powodu
jest prawą ręką szefa.- Ponownie odpowiedziała Selena, która jeszcze, jako
jedyna była spokojna.
- Całe szczęście,
że Nathan tu jest skoro wy nie potraficie mnie ochronić tak dobrze jak on. A
nie zaraz... Jego tu nie ma!- Powiedziałam sarkastycznie.
- Dziewczyno jak
tak bardzo za nim tęsknisz to zadzwoń do niego!- Jay w końcu stracił do mnie
cierpliwość i wybuchł krzykiem. Było to dziwne uczucie, ale to nie była nasza
pierwsza kłótnia.
- Nie tęsknię za
Sykesem!- Broniłam się jak lew. Nikt nie będzie mi wmawiał nie prawdziwych
uczuć do Sykesa. Gdybym za nim tęskniła to bym zadzwoniła, ale tak nie jest.
Dobrze mi bez tego idioty.
- To, w czym masz
problem? Okres masz czy co?- Zapytał poirytowany Jay. Gdyby to był jakaś
komedia to pewnie by już wyrywał sobie włosy z głowy dla efektu tej sceny.
- Nie mam! Po
prostu ostatnio żyję pod wielkim stresem!- Założyłam ręce na piersi i
odwróciłam się do nich plecami dając im do zrozumienia, że nie mam już nic do
powiedzenia.
- Trzymaj się
mała.- Powiedział Jay i wyszli zostawiając mnie samą. Nienawidzę, kiedy zostaje
sama, ale ostatnio to jest jedyne, co wszyscy robią; zostawiają mnie samej
sobie. Rzuciłam się na kanapę i patrzyłam przez okno, jak Jay i Selena
rozdzielają się. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na ich powrót.