Nie wiem, jakim cudem,
ale przespałam całe po południe jak i noc. Nathan cały czas mnie obejmował
ramieniem.
Obudziło nas czyjeś wtargnięcie do pokoju.
Razem z Nathanem wstaliśmy i odskoczyliśmy od
siebie jak oparzeni.
Jeszcze całkiem zaspana nie wiedziałam, co się
dzieję do póki Jay nie rzucił się na łóżko w naszych nogach, a Selena wlazła
pod kołdrę pomiędzy mną a brunetem.
Już miałam się zapytać, co oni wyprawiają,
kiedy drzwi od sypialni ponownie się otworzyły i stanął w nich Max.
Na jego widok zrobiłam się cała blada.
- A co wy tu
wszyscy wyprawiacie? I to jeszcze w jednym łóżku?- Zadawał pytania a mnie i
Nathana totalnie zamurowało. Na szczęście Sel i Jay mieli rękę na pulsie.
- A co? Nie
widać?- Jay odezwał się, jako pierwszy. - Razem z Nathanem przyszliśmy obudzić
dziewczyny na śniadanie, ale tak jakoś zebrało nam się na pogaduchy.-
- A co cię tak od
rana na szpiegowanie wzięło? Przecież jesteśmy na wakacjach.- Dodała
dziewczyna.
- Z resztą to
nasze wakacje, więc co ty tutaj jeszcze robisz?- Nathan podchwycił całą
sytuacje i dołączył się do rozmowy.
Max spojrzał się na mnie wzrokiem, którego nie
umiałam opisać, ale nie należał on do przyjaznych, więc skuliłam się w sobie.
- Wy coś tu
kombinujecie.- Powiedział krótko a ja zbladłam jeszcze bardziej, jeśli to było
możliwe. Z resztą nie tylko ja, bo Jay i Selena też stracili rumiany kolor na
policzkach. - Ja to czuję i dowiem się, co takiego.-
- Jesteś
przewrażliwiony. Może tobie też przydałby się jakiś urlop?- Nathan, jako jedyny
(jak zwykle) zachował zimną krew.
- Nigdzie się
stąd nie ruszam dopóki się nie dowiem, co tak naprawdę tu robicie, a uwierzcie
mi dowiem się. Ta cała sprawa z Justinem...- Zaczął łysy, ale mu przerwałam.
- Justin to po
prostu był mój były zazdrosny chłopak, który najwyraźniej miał problemy
psychiczne. Koniec bajki a teraz wyjdź stąd, bo twój widok psuje mi dzień.-
Powiedziałam podczas nagłego przypływu odwagi.
- Tak mi się
odwdzięczasz po uratowaniu ci życia?- Max zaczął zbliżać się w stronę łóżka,
ale jak na zawołanie Nathan wstał i zagrodził mu drogę.
- Do teraz
jeszcze się dziwię, czemu nie pozwoliłeś Justinowi strzelić, jako pierwszemu. Oboje
wiemy, że wyszłoby ci to na rękę.- Dopływ odwagi nadal trwał, szczególnie teraz,
kiedy wiem, że nie jestem tu sama.
Załatwię Maxa tak samo jak na początku kazał
mi sobie radzić z Nathanem. Podziałało, więc na Maxa też powinno.
- Sam się
zastanawiam.- Powiedział przez zęby.
- O czym wy
mówicie?- Zapytał zaniepokojony Nath.
Zapadła cisza, ale Max odezwał się, jako
pierwszy. - O nic takiego.- Nie spuszczaliśmy ze sobą kontaktu wzrokowego. - Ja
i Tess mamy na pieńku. No wiesz nie dogadujemy się. To pewnie przez to, że mamy
takie same charaktery.- Powiedział przez udawany uśmieszek i spojrzał się na Nathana.
Nawet ślepy zauważyłby, że coś kręci.
- Chciałbyś.-
Powiedziałam pod nosem, ale najwyraźniej usłyszał to, bo ponownie się na mnie
spojrzał.
- No nic to ja
spadam jak księżniczka sobie tego życzy i nie przeszkadzam waszym ploteczkom.- Spojrzał
się po wszystkich i pomału wycofał się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Na dźwięk zamykających się drzwi trzy pary
oczu powędrowały na moją osobę.
- Wiem o nim parę
rzeczy, o których nie powinnam. To długa historia, ale nic się nie dzieję.
Obiecuję.- Wyjaśniłam im a to ostatnie słowo dodałam, aby zapewnić Nathana, że
nie musi się martwić.
- No a tak
właściwie to, co to było to rano?- Zmieniłam temat. - Wpadliście tu zupełnie
nie wiadomo skąd.- Zwróciłam się do Seleny i Jaya.
- Wróciliśmy
wczoraj wieczorem i kiedy przyszliśmy sprawdzić jak czuje się Tess, znaleźliśmy
waszą dwójkę śpiących jak susły.- Sel zaczęła wyjaśniać, ale Jay jej przerwał.
- Nie zapomnij
dodać o tym, że wtuleni w siebie.- Loczek uśmiechnął się chytrze a ja
zarumieniła się ze wstydu. Z resztą, Nathan przybrał tego samego koloru, co ja
tylko było to o wiele mniej widoczne niż na mojej bladej cerze.
Selena go
zignorowała i kontynuowała.
- No nie mieliśmy
serca was budzić. To był dzień pełen emocji dla nas wszystkich.-
- A skąd wiedzieliście,
że Max tu idzie?- Kolejne pytanie zadał Nathan, który też nie rozumiał skąd ta
dwójka znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Żaden z nich nie
chciał odpowiedzieć tylko patrzyli na siebie i czekali aż ten drugi odpowie.
- Spaliście pod
drzwiami?- Zgadywałam, co pierwsze przyszło mi do głowy. Selena spojrzała się
na mnie i delikatnie się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami, co oznaczało, że
miałam rację. - Zwariowaliście?- Nie mogłam uwierzyć, że aż tak się dla mnie...
Dla nas poświęcają. Jeszcze nigdy wcześniej nie miałam kogoś takiego w moim życiu,
więc była to miła odmiana.
- Hej! Gdyby nie
my to Max by was przyłapał i mielibyście kłopoty. Podziękujcie za uratowanie
wam dupy i kończymy temat.- Powiedział naburmuszony Jay; oczywiście w żartach,
na co szeroko się uśmiechnęłam.
- Kocham was.- Zebrałam
ich w grupowym uścisku i spojrzałam się na Nathana z nadzieją, że się do nas
dołączy. Niestety.
- My ciebie też.-
Selena odpowiedziała w imieniu swoim i Jaya. - Nathan też.- Szepnęła mi do ucha,
ale powiedziała to na tyle głośno, że reszta na pewno też to słyszała.
Nathan odkaszlnął,
na co nasza trójka odsunęła się od siebie. Brunet zmienił temat na nie koniecznie,
jaki bym chciała.
- Co zrobiliście
z ciałem.-
- To, co zawsze.-
Odpowiedział mu, Jay.
- Możemy o tym
nie rozmawiać?- Powiedziałam ściszonym głosem, spuszczając głowę.
- Jasne.- Jay
położył rękę na moim ramieniu.
- Po prostu im
dłużej o tym myślę tym bardziej źle się z tym czuję. Wiem, że Justin był
dupkiem...- Zaczęłam.
- To za mało
powiedziane.- Wtrącił się Nathan kpiąco.
-... I próbował
mnie zabić, ale... Zasługuje na normalny pochówek.- Skończyłam i po ich minach
mogłam zobaczyć, że coś jest nie tak. - Co?-
- Tess to może
być już nie możliwe.- Selena złapała mnie za dłoń.
- Niby, dlaczego?-
Zapytałam zmieszana.
- Nie chcesz
wiedzieć.- Odpowiedział Nathan smutnym głosem.
W głowie miałam
już tysiąc różnych pomysłów, co mogli zrobić z ciałem i żadne z nich nie było
kolorowy. Bez jakiejś większej przyczyny oczy zaczęły mi łzawić. Na ten widok
Nathan podniósł się z miejsca przeskakując przez nogi Sel i znalazł się koło
mnie. Chłopak przytulił i pocałował w czoło. W tuliłam się w niego najmocniej
jak tylko mogłam i jak na zawołanie zrobiło mi się o wiele lepiej.
- Zrobiliśmy to,
co musieliśmy.- Jay powiedział w ich obronie, ale ja wcale ich o nic nie
obwiniałam. Wiedziałam, że gdyby nie musieli to by nie robili tego, co zrobili,
cokolwiek to jest. To jednak nie zmieniało faktu, że czułam się winna za śmierć
Justina.
- Taki jest już
nasz świat. Przepraszam, że jesteś jego częścią. Gdyby nie ja, już dawno by cię
tu nie było.- Nathan zaczął szeptać mi we włosy.
- Nie wiesz
tego.- Chłopak już nic mi na to nie odpowiedział tylko zaczął gładzić mnie po
plecach.
- To jest bez sensu!-
Krążyłam po pokoju wymachując rękoma we wszystkie strony. Po kolejnej godzinie
siedzenia w salonie przy laptopie straciłam w końcu cierpliwość i jakąkolwiek
nadzieję. - Nigdy go nie znajdziemy.-
- Tess usiądź.
Znajdziemy go zobaczysz.- Jak zwykle Sel próbowała mnie uspokoić. Kto by pomyślał,
że dziewczyna, która na samym początku naszej znajomości powiedziała "będę
dla ciebie miła tylko, dlatego że jesteś córką szefa" zostanie moją
przyjaciółką i okaże się taką optymistką.
- To zajmie wieki
i tak nie mamy pewności czy to będzie ten właściwy. A co jeśli już skreśliliśmy
go z listy, bo uznaliśmy go za niewłaściwego?-
- To musisz uwierzyć,
że nam się uda.- Wtrącił się już znudzony moim zachowaniem Jay, ale on również
był nastawiony na nasz sukces w poszukiwaniu.
- Wiara nie ma tu
nic do rzeczy. Ja się poddaję!- Opuściłam ręce wzdłuż mojego ciała z bezsilności.
- Jak dla mnie możemy wracać już do Londynu.- Zaczęłam się kierować w stronę schodów,
kiedy drzwi od domku się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Na początku myślałam,
że to Max, który gdzieś zniknął po naszej rozmowie, ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam,
Sykesa.
- O co tu tyle
krzyku?- Powiedział na przywitanie.
- A ty gdzie
byłeś!- Podniosłam głos, zirytowana jeszcze poprzednią rozmową.
- Na zakupach.- Chłopak
uniósł ręce z reklamówkami pełne jedzenia, które dopiero teraz zauważyłam.
- Na zakupach? Od
kiedy ty się zajmujesz zakupami?- Zapytała zdziwiona Selena. Chociaż mnie
bardziej dziwiło to, że nie przypominam sobie żeby Nathan gdziekolwiek wychodził.
- Odkąd w lodówce
znalazłem tylko skisłe mleko i jedno jajko a w oczach widziałem już śmierć.- Nathan
zaniósł reklamówki do kuchni i po chwili mogliśmy usłyszeć jak rozpakowuje
produkty. - Zapomnieliście o tym, aby jeść przez ten tydzień?- Krzyknął z
kuchni.
- Tak Nathan.
Jakoś nie przyszło nam to do głowy.- Odpowiedział mu sarkastycznie Jay. - A
teraz pakuj się i jedziemy. Najesz się w Londynie.-
Na te słowa brunet wyszedł z kuchni ze
zmieszanym wyrazem twarzy.
- Jak to?-
- To, że Tess się
poddała z poszukiwaniem i chce już wracać.- Jay kontynuował. Mówił to tak
spokojnie jakby wiedział, że Nathan na to nigdy nie pozwoli. No i miał rację.
- Nie ma mowy!
Obiecałem ci, że pomożemy ci go znaleźć a ja nie łamię obietnic. No przecież ile
Mike'ów mogło być w naszym gangu?-
- Za pewne jeden,
ale w Londynie jest ich tysiące a w aktach nie pisze czy któryś z nich należał
do jakiegoś gangu.- Powiedziałam mu dokładnie to samo, co ja się dowiedziałam
pierwszego dnia po przybyciu tu.
- No... Da.
Przecież to tajemnica, ale kto ci każe sprawdzać cały Londyn skoro możesz
sprawdzić akta z naszej bazy danych?- Powiedział to jakby to było tak
oczywiste.
W pokoju zapanowała cisza. Nathan spoglądał to
na mnie, to na Jaya, to na Sel, ale ja swój wzrok utkwiłam na osobie Jaya.
- Jest coś
takiego jak WASZA baza danych?- Zaakcentowałam słowo "wasza". Byłam w
szoku, że coś takiego istnieje, ale pomału zaczynałam też być wściekła, że mnie
tak okłamali.
- No oczywiście,
że jest. A jak myślisz, że znaleźliśmy ciebie po tylu latach?- Nathan chyba
jeszcze się nie połapał, o co chodzi w tej całej sytuacji i nadal przekazywał
mi jak dla niego tak bardzo oczywiste informacje.
- Dlaczego mi o
tym nie powiedziałeś?! Zmarnowaliśmy tyle czasu!- Zwróciłam się do Jaya. Nerwy
wzięły górą i wybuchłam.
- Nie
powiedzieliście jej?- Nathana dopiero teraz olśniło.
- Przecież sam wiesz,
jakie mamy zabezpieczenia. Ja wiem, bo sam je pomagałem założyć.- Zaczął się
bronić Jay.
- To skoro je
założyłeś to je ściągnij.-
- To nie jest
takie proste. Jeśli się włamię i się zorientują to znajdą nas w minutę a potem
wszyscy dobrze wiemy, co z nami zrobią. Wybacz Tess. Kocham cię, ale nie chcę
ryzykować życia dla kogoś, kto może nawet nie być twoim ojcem.- Dopiero po tych
słowach dotarło do mnie, dlaczego Jay nie chciał mi o tym powiedzieć. Bał się,
że moja determinacja do odnalezienia ojca będzie silniejsza od rozsądku.
- Rozumiem.- Powiedziała
godnie z prawdą.
Ponownie zapadła cisza i wszyscy (a przede
wszystkim ja) uspokajaliśmy swoje emocje. Tę ciszę przerwał Nathan.
- Pokaż mi, co
mam zrobić?-
- Co?- Spytaliśmy
wszyscy na raz zaskoczeni.
- Pokaż mi, co
mam zrobić a to zrobię. Ja się włamię, więc jeśli nas złapią to będzie na mnie.
Wam nic się nie stanie.-
- Nathan nie
gadaj bzdur. Wiesz, że nie mogę ci dla mnie ryzykować. Jay ma rację... To nie
jest tego warte.- Próbowałam odwieść go od tego pomysłu.
- Jestem gotów
podjąć to ryzyko. Chcę tego tak bardzo jak ty.- Skierował te słowa do mnie i
spojrzał. Przez chwilę pomyślałam, że te słowa mają podwójne znaczenia, ale
szybko pozbyłam się tej niedorzecznej myśli.
Wiedziałam, że nie dam rady wybić mu tego
pomysłu z głowy, więc wolałam nie być tego świadkiem i weszłam po schodach na
górę.
- Przygotuj
wszystko a ja zaraz wracam.- Usłyszałam jeszcze słowa Nathana z dołu. Miałam
już zamknąć drzwi od mojego pokoju, kiedy nagle jego głos zabrzmiał tuż za
moimi plecami. - Tess zaczekaj.-
- Nathan nie
musisz tego robić.- Powiedziałam nie odwracając się. Weszłam do pokoju, ale
zostawiłam otwarte drzwi, aby brunet mógł wejść.
- Wiem, ale
chcę.- Nathan wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Ale ja nie
chcę. Jeśli coś ci się stanie...- Nie było mi jednak dane dokończyć zdania.
- Nic mi się nie
stanie. W końcu jestem Nathan Sykes, co nie?- Uśmiechnął się, co było widokiem,
który tak bardzo kochałam. Kochałam również jego pewność siebie. Czasami
chciałabym być, chociaż w połowie taka pewna siebie jak on.
- To mnie
pocieszyłeś.- Zażartowałam, bo wiedziałam, że to prawda. Nie ważne, w jakie bagno
wpakuje się Sykes to zawsze wychodzi z niego żywy.
- Tess wiem, że
się martwisz, ale chcę to zrobić, aby ci to wszystko wynagrodzić.- Spojrzałam
się na niego nie wiedząc, co dokładnie miał mi wynagrodzić. Chłopak, więc
kontynuował trochę tak jakby zawstydzony swoim zachowaniem. - Oboje wiemy, że
od samego początku zachowywałem się jak dupek w stosunku do ciebie. Nie chcę
żeby tak było między nami. Szczerze mówiąc to mam nadzieję, że kiedyś będziemy
przyjaciółmi tak samo jak nasi ojcowie.- Na te słowa stanęłam jak kamień wryty
w ziemię.
- Nasi ojcowie
byli przyjaciółmi?- Powiedziałam ledwo słyszalnym głosem, bo nie mogłam wydusić
z siebie tych słów. Dopuścić tej myśli.
- Najlepszymi.
Można powiedzieć, że byli jak bracia. Ale czy to aż takie dziwne?- Z każdym
jego słowem robiło mi się coraz ciężej na sercu.
- Nie tylko, że
my cały czas się kłócimy i... No może to trochę dziwne.- Jąkałam się, bo nie
chciałam mu powiedzieć prawdziwej przyczyny mojego zachowania.
- No może trochę,
ale od teraz się to zmieni.- Uśmiechnął się a ja próbowałam mu się odwdzięczyć
tym samym, ale wyszedł mi z tego jakiś grymas.
- A tak z
ciekawości jak nazywał się twój ojciec?- Bałam się jego odpowiedzi bo już
znałam odpowiedź ale jednak jeszcze miałam małą nadzieję.
- Mike.- Poczułam
się jakby ktoś wyrwał mi serce z klatki piersiowej.
Chciałam już żeby wyszedł abym mogła to
wszytko sobie poukładać w głowie i znaleźć jakiś szczegół, który nie pasuje do
moich obaw. Nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie, że to może być prawda;
to by wszystko zrujnowało, a raczej tylko moje życie.
Chłopak chyba czytał mi w myślach, bo zaczął wychodzić,
ale w ostatniej chwili zatrzymał się i ponownie się zwrócił do mojej osoby. -
Tess?- Bałam się odezwać, aby czasami z moich ust nie wydostał się złamany głos,
więc tylko przytaknęłam głową. - Tak naprawdę to chciałem z tobą porozmawiać o
czymś innym.- Nathan oczekiwał jakiejś odpowiedzi z mojej strony, ale ja nadal
bałam się zaryzykować, więc chłopak kontynuował. - Sporo myślałem nad tym, co
mówiłaś wczoraj i myślę, że... Powinniśmy zaryzykować.- Na te słowa zacisnęłam
zęby najmocniej jak tylko mogłam i czułam jak w oczach zbierają mi się łzy.
Dlaczego w takim momencie wyznaje mi takie rzeczy? - Nie wiem, co to dokładnie jest,
ale nie jesteś mi obojętna. Czuję coś do ciebie, czego nigdy wcześniej jeszcze
nie czułem.- Nathan się jąkał i oczekiwał jakiejkolwiek reakcji z mojej strony,
ale ja nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa lub wykonać żadnego ruchu. Jedyne,
co mogłam zrobić to wpatrywać się w niego jak w obrazek i czekać aż wybuchnę
płaczem. - Tess powiedz coś, bo nie wiem, co mam dalej mówić. Miałem nadzieję,
że do tego momentu już mi przerwiesz przez rzucenie mi się w ramiona lub pocałunkiem.-
Zaśmiał się zdenerwowany, ale kiedy zobaczył łzy w moich oczach uśmiech od razu
zszedł mu z twarzy. -Tess?-
- Nathan zapomnij
o tym, co mówiłam wczoraj. Nie powinniśmy ryzykować.- W końcu wydusiłam z
siebie jakieś słowa, ale nie były to słowa, których spodziewał się Nathan. Ja
też wolałabym rzucić mu się w ramiona niż wypowiadać to zdanie. Wolałabym też,
aby te łzy były łzami szczęścia niż łzami spowodowane złamanym sercem.
- Co? Dlaczego?-
- Po prostu wiem coś,
czego nie wiedziałam wcześniej.- Miałam nadzieję, że zrozumie, ale się myliłam.
- Możesz się
zdecydować?!- Krzyknął, że aż się przestraszyłam nagłym jego wybuchem. -
Najpierw mi trujesz o jakiejś miłości i o twoich uczuciach do mnie. Ja robię z
siebie głupka i wyznaję ci, że czuję do ciebie być może to samo a ty mi
wyskakujesz z "nie powinniśmy"?!- Jego słowa mnie bolały, ale moje
pewnie zabolały go bardziej. Miał rację, że nie powinnam mu mieszać w głowie,
ale skąd ja mogłam wiedzieć.
- Nathan rozumiem,
że jesteś zły...- Ponownie chciałam się tłumaczyć, ale Nathan nie pozwolił mi
dokończyć.
- Zły?! Jestem
wściekły!- Krzyknął jeszcze głośniej, jeśli to było w ogóle możliwe.
- Przepraszam.- Powiedziałam
szeptem i spuściłam wzrok.
- A wsadź sobie
to "przepraszam" gdzieś.- Chłopak rzucił na odchodne i wyszedł z pokoju
zostawiając mnie samą.
- Nathan
poczekaj!- Krzyknęłam za nim i kiedy się opamiętałam ruszyłam za nim.
- O już jesteś. Wystarczy,
że wciśniesz tu i dostaniesz się do bazy danych.- Usłyszałam Jaya z dołu a
zaraz po nim wściekły głos Nathana.
- Zapomnij!
Zmiana planów! Nie ryzykuję dla nikogo oprócz dla siebie samego!-
Wpadłam do pokoju zaraz po nim, ale już go nie
dogoniłam.
- Nathan!- Krzyknęłam
za nim jeszcze raz, ale usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Co tam się
stało?- Zapytał zdezorientowany Jay.
Stałam jak wryta w ziemię i gapiłam się w drzwi,
za którymi zniknął Nathan.
- Tess? Powiedz
coś!- Selena złapała mnie za ramię, aby wybrudzić mnie z transu. Wzrok
przeniosłam na nią i widziałam strach w jej oczach. Ponownie mój głos odmówił posłuszeństwa,
więc staliśmy w ciszy. Nadal nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
Kiedy Jay podszedł do nas i złapał mnie za
rękę z lekkim uśmiechem dodającym otuchy, w końcu wydusiłam z siebie słowa,
które nie pomyślałam, że kiedykolwiek powiem.
- Chyba właśnie
znalazłam swojego brata.-