sobota, 23 maja 2015

19. Uczeń przerasta mistrza

Siedziałam przy otwartym na oścież oknie i wpatrywałam się w przestrzeń. Miałam tak wiele pytań w głowie i żadnych odpowiedzi. Gdzie my jesteśmy? Jak Justin mnie znalazł? Czego ode mnie chce? Jak niby mamy odnaleźć mojego brata? Kim on jest? Miałam jeszcze milion innych pytań związane z Maxem, Cher, Borysem i mamą, ale chyba najbardziej męczyło mnie pytanie: gdzie jest Nathan?
 Traciłam mój cenny czas na zastanawianiu się nad tym wszystkim. Na większość z tych pytań mogłam łatwo dostać odpowiedź. Wystarczyło tylko zapytać, ale jednak tego nie zrobiłam. Może jednak wole żyć w nieświadomości niż znać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Ale w takim razie, dlaczego cały czas krążyły mi po głowie? Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. To tak jakbym była inną osobą. Najgorsze jest to, że sama siebie nie poznaję i nie mam pojęcia czy jest to dobra zmiana.
 Trzymałam kawałek papieru, który znalazłam w jednej z szuflad a w drugiej ręce trzymałam długopis, którym uderzałam o parapet. Nie wiedziałam, co jest tego przyczyną. Czy to było z nerwów czy może mój sposób na przypomnienie sobie jeszcze jakichś cennych informacji, które mogły mi umknąć. Nie miałam pojęcia.
 Kiedy tylko ponownie spojrzałam przez okno i zobaczyłam, że Jay i Sel wracają od razu przestałam poprzednią czynność i uważnie się im przyglądałam.
 Chłopak i dziewczyna szli razem trzymając się za ręce i co chwilę głośno wybuchali śmiechem. Jay objął brunetkę ramieniem i pocałował w czubek głowy, na co ona bardziej się w niego wtuliła. Na ten widok uśmiech pojawił mi się na twarzy. Cieszyłam się ich szczęściem, ale wiedziałam, że jeśli nikt się nie przeciwstawi Borysowi to nie będą mogli być razem. Bolało mnie to, że Selena cały czas liczy na mnie, ale z każdym dniem byłam coraz mniej przekonana do tego pomysłu. Nie ważne jak bardzo chcę im pomóc to boję się, że nie dam rady im pomóc i tylko pogorszę sprawę.
- Jak tam gołąbeczki?- Zagadałam do nich, kiedy byli na tyle blisko okna, przy którym siedziałam.
- Mówiłem ci żebyś siedziała w domu.- Głośno westchnął loczek.
- Przecież siedzę.- Jay chciał coś powiedzieć, ale przerwałam. - Oj nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie.- Spojrzał się na mnie jak na idiotkę. Wiem, że nie był zły, ale to było dla rozluźnienia atmosfery. - Normalnie powiedziałabym, że złość piękności szkodzi, ale tobie raczej to nie grozi.- Razem z Sel roześmiałyśmy się a Jay udawał obrażonego. - No dobra wybacz. Gdyby tak było to byś nie chodził z Sel za rękę...- Wychyliłam się trochę zza okna w stronę Jaya i powiedziałam z udawanym szeptem. -... Bo bądźmy szczerzy Sel to super laska.- Ponownie zaczęliśmy się śmiać. Uwielbiam tą dwójkę i cieszę się, że mogę nazwać ich moimi przyjaciółmi. Z nimi zawsze jest zabawnie nawet w takich momentach jak teraz.
- A co ty taka wyszczekana dzisiaj jesteś? Za dużo czasu chyba spędzasz z Nathanem. Jak to mówią "uczeń przerasta mistrza".- Dla Jaya był to kolejny żart i dla mnie też powinien, ale jednak trochę zabolało. Denerwuje mnie tylko to, że nie wiem, dlaczego. Dlatego że zmieniam się tak jak kiedyś Nathan? Czy może, dlatego że tak naprawdę nie spędzaliśmy ze sobą aż tak dużo czasu jak bym chciała? Lub po prostu jeszcze mi nie przeszło po naszej dzisiejszej wymianie zdań.
- Może właśnie, dlatego kiedy tylko jesteśmy sami to chcemy się pozabijać.- Moi towarzysze przestali się śmiać i spojrzeli na mnie z politowaniem. - Gratulację Jay! Po raz drugi dzisiaj popsułeś mi humor.- Rzuciłam kartkę i ołówek, który przez cały czas trzymałam na stół i odeszłam w głąb pokoju, zatrzymując się na jego środku.
- Tess przepraszam.- Nie patrzyłam w jego stronę, ale słyszałam jak wskoczył przez okno i zbliża się w moją stronę. - Jeśli cię to pocieszy to po Justinie ani śladu.- Mogłam usłyszeć, że się uśmiecha, ale jakoś ta informacja nie sprawiła, że poczułam się lepiej. - Przepraszam. Jeśli chcesz to nie będziemy nic wspominać o Nathanie.- Dopiero teraz zauważyłam, że z oczu lecą mi łzy. Po tym, jak Jay ponownie wypowiedział jego imię to zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
 Chłopak delikatnie złapał mnie za ramię i odwrócił mnie w swoją stronę. Kiedy mnie zobaczył ze łzami w oczach mogłam zobaczyć poczucie winny na jego twarzy. - Hej mała nie płacz.- Mocno mnie przytulił, na co mu pozwoliłam. - Jestem pewien, że nic mu nie jest.- Wyszeptał w moje włosy, bo byłam od niego o głowę niższa. Przez cały czas nic nie mówiłam tylko szlochałam.
 Ponownie byłam wściekła; na siebie, bo płaczę bez konkretnego powodu oraz na Nathana za to, co on ze mną zrobił. Oczywiście on nie ma pojęcia o tym, że codziennie prowadzę walkę z własnymi uczuciami do niego. Więc czy tak naprawdę mogę go o to winić?
- Powiedz, co ci leży na sercu.- Sel dotknęła mojego ramienia. Nawet nie wiem, kiedy tu weszła i czy użyła drzwi czy tak jak Jay weszła przez okno.
- Po prostu chcę, aby tu był.- Powiedziałam pomiędzy szlochami. Cały czas byłam wtulona w Jaya a ten głaskał mnie po plecach, aby mnie uspokoić. Jednak nie robił tego tak dobrze jak Nathan. Przy nim wiedziałam, że nic mi nie grozi i przy nim czułam się spokojniejsza o wszystko i mogłam zapomnieć o moich problemach nawet, kiedy on je stwarzał.
- Boże, jaka ja jestem żałosna!- Nagle odsunęłam się od Jaya i zaczęłam się śmiać. Jay i Selena patrzyli się na mnie zdezorientowani. - Płaczę przez chłopaka, którego znam tylko kilka tygodni. Zawrócił mi w głowie chłopak, który ma mnie gdzieś. Zakochałam się w mordercy!- Więcej łez poleciało mi po policzku. W tej chwili czułam się bez silna i nie potrafiłam kontrolować swoich emocji czy nawet ruchów ciała. - A wiecie, co jest najgorsze?- Dałam im kilka sekund na zastanowienie się, chociaż że nie oczekiwałam od nich żadnej odpowiedzi. - Najgorsze jest to, że żadna z tych rzeczy mnie nie obchodzi. Nie obchodzi mnie ile osób zabił czy nawet to ile razy mi mówił, że najchętniej zrobiłby to samo ze mną. Nawet nie obchodzi mnie to ile jeszcze zabije osób. A wiecie, dlaczego?- Zadałam kolejne retoryczne pytanie. - Bo go kocham.- Powiedziałam szeptem. - Jak dla mnie może się nie zmieniać. Chcę tylko żeby poczuł do mnie, chociaż trochę tego samego, co ja czuję do niego.-
 Jay i Selena stali w osłupieniu i wcale im się nie dziwię. Gdybym ja usłyszała taki monolog to pewnie bym zareagowała tak samo.
- Wow. Dużo ci leżało na tym małym serduchu.- Jako pierwszy odezwał się Jay z głupim komentarzem, za co Selena obdarzyła go piorunującym spojrzeniem, po czym skulił się w sobie.
- Przepraszam was.- Powiedziałam cicho, podczas kiedy dłonią próbowałam otrzeć swoje zapłakane oczy.
- Nie masz, za co Tess. Chociaż Jay ujął źle słowa to ma racje... Nie powinnaś tego wszystkiego dusić w sobie. I wcale nie jesteś żałosna.- Brunetka podeszła do mnie i złapała za rękę. - Chodź powinnaś się położyć i odpocząć.- Zaczęła mnie ciągnąc w stronę schodów, ale wyrwałam jej moją rękę.
- Nie chcę.- Wszyscy staliśmy w ciszy aż w końcu zmieniłam temat. - Więc po Justinie nie ma śladu?-
- My go nigdzie nie znaleźliśmy.- Odezwał się Jay po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- W takim razie możemy iść się przejść? Przyda mi się świeże powietrze.- Popatrzyłam na niego z błagalnym wzrokiem.
Jay długo się zastanawiał aż w końcu głośno wypuścił powietrze i zakrył dłońmi twarz.
- Młody mnie chyba za to zabije jak się dowie, ale dobra... Chodźmy.- Posłałam mu szczery uśmiech. - Ale trzymasz się mnie blisko.-
- Tak jest.- Zasalutowałam jak w wojsku, na co się uśmiechnął.
Po pięciu minutach już mogłam poczuć letni wiatr na twarzy i ciepłe słońce grzejące moje ciało. Uśmiech pojawił się na moich ustach, podczas kiedy kierowaliśmy się w nieznaną mi stronę. W końcu mogłam poczuć się wolna. Przynajmniej w połowie wolna.

Godzinę później byliśmy już z powrotem.
 Weszliśmy do domu wspaniałych humorach, zupełne zapominając o wydarzeniach z przed godziny. Cała nasza trójka śmiała się z dowcipu, który opowiadał Jay.
 Szkoda, że dopiero po osiemnastu latach dowiedziałam się, że mam jakąś rodzinę oprócz tylko mojej mamy.
 Jay jest świetnym chłopakiem i wiem, że mogę mu zaufać. Potrafi mnie rozbawić nawet, kiedy jestem w największym dołku. Mieć takiego kuzyna to jak wygrać na loterii.
- Jaki jest ulubiony program kanibali?- Zadał kolejne pytanie Jay.
- Jaki?- Zapytałam próbując opanować śmiech jeszcze od poprzedniego żartu.
- Surowi rodzice.- Odpowiedział i zaczął się śmiać, podczas kiedy Sel i ja spojrzałyśmy się na sobie i też zaczęłyśmy się śmiać, ale raczej z Jaya śmiejącego się z własnego żartu niż z tego, co powiedział.
- Czekajcie mam jeszcze jeden. Dlaczego dupa piszemy przez U otwarte?-
- No dawaj.- Zachęciła go Selena.
- Żeby gówno wyleciało.- Nasza reakcja była taka sama jak poprzednio tylko tym razem Jay zrobił się cały czerwony i zaczęły mu lecieć łzy z oczu.
- Dobra wystarczy tych twoich sucharów, bo robią się coraz gorsze.- Zaśmiała się brunetka i poszłyśmy do kuchni po coś do picia.
 Sięgnęłam trzy szklanki z szafki a Selena wyciągnęła sok jabłkowy z lodówki i nalała go do wszystkich szklanek.
- Proszę was, ostatni.- Jay przyszedł do kuchni i spojrzał się na nas ze wzrokiem szczeniaka.
- No dobra, ale ostatni.- Jako pierwsza mu uległam.
Loczek klasną w ręce i usiadł na ladzie, przy czym chwycił swoją szklankę z sokiem i zrobił dużego łyka.
- Co wspólnego ze sobą mają pijana kobieta i stary Fiat?- Razem z Seleną siedziałyśmy cicho i czekałyśmy na odpowiedź. - I jedno i drugie wstyd prowadzić.- Jak zwykle Jay roześmiał się z własnego żartu, ale przestał, kiedy zorientował się, że żadna z nas się nie śmieje. - Dlaczego się nie śmiejecie?-
- Przesadziłeś.- Selena spojrzała na niego wrogim spojrzeniem.
- No przestańcie to było śmieszne.- Bronił się Jay.
- Dlaczego wszystkie żarty o kobietach są obraźliwe? Jeżeli chcesz ochronić swój tyłek to lepiej powiedz jakieś o mężczyznach.- Groziła mu jego dziewczyna.
 Czy oni w ogóle ze sobą chodzą? Jakoś nie miałam okazji się o to zapytać. A raczej nawet o tym nie pomyślałam. Owszem oboje coś do siebie czują i zachowują się jak para, kiedy jesteśmy sami, ale nie wiem czy oficjalnie są razem. Może czekają aż Borys zmieni tą bezsensowną zasadę.
- Znam jeden. Ilu prawdziwych mężczyzn potrzeba do wkręcenia żarówki?-
- Lepiej dla ciebie, jeśli to będzie dobre, McGuiness.- Usłyszałam jak Sel mruczy pod nosem.
- Ani jednego, prawdziwy mężczyzna nie boi się ciemności.- Na te słowa Selena chwyciła pierwszą rzecz, którą znalazła pod ręką i rzuciła nią w Jaya. To, że akurat było to jabłko to już inna historia. Loczek chciał zrobić unik, ale niestety siedział za blisko krawędzi, co było skutkiem gleby na posadce a jabłkiem i tak i tak dostał. Zaczęłyśmy się śmiać a Jay jęczał z bólu. Coś tam jeszcze mruczał pod nosem, że nic mu nie jest i że dziękuje, że się zapytałyśmy, co oczywiście było sarkazmem.
- Ostrzegałyśmy cię żeby lepiej był dobry.- Mówiłam przez śmiech. - Przepraszam cię Jay, ale chyba ci się żart pomylił. Prawidłowa odpowiedź do twojego pytania to pięciu. Jednego by ją wkręcił, czterech pozostałych żeby słuchali jak się tym chwali.- Selena przybiła mi piątkę i śmiałyśmy się dalej. - O czekaj ja też znam kilka sucharów. Słuchaj tego. Co mężczyźni i piwo mają wspólnego?- Spojrzałam się na Jaya, który zastanawiał się nad odpowiedzią, ale oszczędziłam mu tego wysiłku. - Od szyjki w górę są puści.- Chłopak spojrzał się na mnie piorunującym wzrokiem, na co uśmiechnęłam się niewinnie. Niech wie, że z dziewczynami się nie zadziera.
- Chcecie wojnę? To ją będziecie miały. Czym się różni blondynka od papieru?- Jay nawet nie czekał na żadną naszą odpowiedź. - Tym, że papier się rozwija.-
 Tym razem to Selena wzięła sprawę w swoje ręce.
- Tess wiesz może, dlaczego mężczyźni tak lubią kawały o blondynkach?- Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i udawała obojętną a ja poszłam w jej ślady.
- Nie mam pojęcia Sel. Może powiesz mi, dlaczego.- Z całych sił próbowałam pohamować śmiech. Te żarty wcale mnie nie śmieszyły tylko ta cała sytuacja. Jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał jak członkowie gangu spędzają swój wolny czas to na pewno nie pomyślał o tym. Wojna na suchary? Ktoś w ogóle pomyślał, że coś takiego może istnieć?
- Bo tylko je mogą zrozumieć.-
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Dlaczego w ogóle się obrażacie skoro żadna z was nie jest blondynką.- Obraził się.
- Co McGuiness, suchary ci się skończyły?- Zaśmiałam się.
- Nie, ale to wszystko jest dziecinne. Nie mamy po pięć lat. Jesteśmy dorośli i powinniśmy się tak zachowywać.- Słyszałam jak Selena cicho chichocze na jego słowa i wiedziałam, że myśli to samo, co ja; przegrał wojnę i teraz próbuje się z tego wymigać. - Rozejm?- Loczek wystawił rękę w naszą stronę i czekał aż jedna z nas ją uściśnie. Razem z Sel spojrzałyśmy na siebie i w tym samym czasie uśmiechnęłyśmy się do siebie i przytaknęłyśmy.
- Rozejm.- Uścisnęłam jego dłoń za nas obie.
 Jay uśmiechnął się i poszedł do lodówki, z której wyciągnął piwo. Klasyczny Jay.
- Nie za wcześnie na to piwo kochany.- Chłopak tylko wzruszył ramionami i zrobił łyka swojego napoju. - Tylko nam się tu nie upij, bo mamy dużo pracy.- Loczek spojrzał na mnie ze zdziwioną miną, na co tylko wywróciłam oczami. - Dzisiaj mieliśmy zacząć poszukiwania mojego brata.- Przypomniałam mu.
- Zupełnie o tym zapomniałem. Na pewno chcesz nadal go szukać? My ci nie wystarczymy?- Spojrzałam na chłopaka ze wściekłym wzrokiem. Jak on mógł o tym zapomnieć?
- Jak mogłeś o tym zapomnieć? A jak myślisz, dlaczego tu siedzimy i chowamy się przed całym światem?  Na pewno nie dla zabawy!- Podniosłam głos, ale za chwile się uspokoiłam i zaczęłam myśleć nad jego słowami.
 Czy tak naprawdę chcę się stąd wydostać? Owszem byłam tego stu procentowo pewna, że nawet poprosiłam o pomoc samego Sykesa, ale teraz... Teraz już sama nie wiem. Z każdym dniem spędzonym z Seleną i Jayem sprawia, że zbliżamy się do siebie coraz bardziej. Są moimi przyjaciółmi. Są prawie jak moja rodzina, ale jednak to nie to samo, co mój biologiczny brat. A co jeśli Borys kłamał i tak naprawdę wcale nie radzi sobie w życiu i jest całkowicie sam? Co jeśli jestem jego jedyną rodziną tak jak on moją? Nie mogę go tak zostawić.
 Nawet nie wiem czy tak naprawdę mam brata. Borys może jednak okazać się moim ojcem. Ale jeżeli nie znajdę tego chłopaka to nigdy się nie dowiem prawdy.
- Oczywiście, że mi wystarczycie. Kocham was, ale ja tu nie pasuję. Poza tym, przez osiemnaście lat byłam oszukiwana przez wszystkich i chociaż raz chcę dowiedzieć się prawdy. Chcę przynajmniej wiedzieć, kto jest moim ojcem. Nie wiem czy jak znajdziemy tego chłopaka i okaże się moim bratem czy będę chciała z nim zostać czy może jednak wrócę do was. Jak na razie wiem tylko tyle, że chcę prawdy.- Czułam jak w oczach zbierają mi się łzy, ale szybko mrugnęłam kilka razy, aby nie ujrzały światła dziennego.
- Rozumiemy i pomożemy ci ze wszystkim. Nie zostawimy cię samej z tym wszystkim.- Jay podszedł do mnie i przytulił. - Podejmiesz decyzję jak go znajdziemy i go poznasz. Kto wie może okazać się gorszym dupkiem od naszego Nathana.- Na te słowa cicho zachichotałam. Tak jak mówiłam wcześniej- kocham go za to, że nawet jak jestem w największym dołku to Jay może mnie rozbawić.
- Czy to jest nawet możliwe?- Do rozmowy dołączyła się Selena.
- Raczej nie.- Zaśmialiśmy się. - Dobra to idę po sprzęt.- Loczek pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie i Selene same, ale po kilku sekundach wrócił. - Co oznacza przyjaźń między dwiema kobietami?- Widziałyśmy tylko wystającą głowę Jaya przez drzwi.
 A ten nadal nie dawał spokoju z tymi dowcipami. A niby miał być rozejm. - Spisek przeciwko trzeciej.- Zaśmiał się i zaraz uciekł, aby czasami ponownie czymś nie dostać.
- W tej sytuacji to planujemy twój pogrzeb.- Krzyknęła za nim brunetka, ale zaraz po tym usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi frontowych, co oznaczało, że loczek opuścił dom. - Z kim ja się zadaję?- Westchnęła głośno brunetka.
- A co ja mam powiedzieć? Ja jestem z nim spokrewniona.-

 Dałyśmy sobie z nim spokój i poszłyśmy do salonu, aby poczekać na chłopaka. 

1 komentarz:

  1. Hahaha =D Ta ich wojna była naprawdę śmieszna :) Oczywiście cieszę się, że wróciłaś i czekam na kolejne rozdziały.
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń