- Co ty
wyprawiasz?- Usłyszałam już bardzo dobrze mi znany głos. Nie odpowiedziałam mu
tylko stałam bez ruchu. - Chyba zadałam, co pytanie.- Usłyszałam jego niego
ostrzejszy głos.
- Nie widać?
Stoję przy drzwiach z walizką... Złącz fakty.- Odpowiedziałam, ale jednak nadal
nie chciałam na niego spojrzeć.
- Nie możesz tego
zrobić.- Wiedziałam, że tak będzie jak ktoś mnie zobaczy, ale dlaczego akurat
jemu tak zależy? Może Mac miał rację. Jak pozwoli mi odejść to będzie miał
kłopoty; chroni swój tyłek.
- Nikt nie będzie
mi mówił, co mam robić a w szczególności ty.- Chwyciłam za klamkę i uchyliłam
lekko drzwi. Zanim zdążyłam otworzyć je szerzej, aby wyjść, usłyszałam jak
zbiega po schodach i kilka sekund później znalazł się koło mnie. Zamknął drzwi
z trzaskiem i popchnął mnie na ścianę.
- Dlaczego taka
jesteś?- Dopiero teraz się na niego spojrzałam. Był tak blisko mnie, że nasze
ciała prawie się stykały. Czułam jego oddech na mojej szyi. Co chwile mój wzrok
kierował się to na jego usta a to na jego oczy. Moje serce przyśpieszyło a co
chwile musiałam sobie przypomnieć, aby oddychać.
- Jaka?-
Zapytałam cichym głosem. W końcu zdecydowałam się spojrzeć mu w oczy. To nie
był ten sam Nathan, z którym rozmawiałam wcześniej. Jego zielono niebieskie
oczy wypełniała wściekłość. Przez kilka sekund bałam się go, ale tylko przez
kilka sekund. Nie mogłam pozwolić, aby moje ciało ogarnął strach tak jak wtedy
w garażu. Teraz wiedziałam, że nie mam do czynienia z nie obliczalnym Maxem,
który najprawdopodobniej nienawidzi nas wszystkich tylko z Nathanem; moim przyjacielem,
jeśli nadal mogę go tak nazwać.
- Uparta?- To
bardziej przypominało pytanie niż stwierdzenie. Tak jakby zastanawiał się czy
to jest właściwe słowo, aby mnie w tym momencie opisać.
- Sam powiedziałeś,
że to dobrze, że walczę o swoje.- Przypomniałam mu jego słowa z wczoraj.
- Tak, ale daj
sobie pomóc.- O jakiej pomocy on mówi? Wystarczy, że pozwoli mi stąd iść.
- Nie potrzebuję
pomocy a w szczególności twojej.- Na moje słowa brunet odsunął się ode mnie. Złość,
która wcześniej wypełniała jego oczy zastąpił smutek i ból. A przynajmniej tak
mi się wydawało.
- O co ci chodzi?
Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- Po usłyszeniu jego słów zaśmiałam się
bezczelnie.
- No zobacz,
jakie to zabawne. Ja też tak myślałam zanim wbiłeś mi nóż w plecy.- Brunet
nadal nie wiedział, o co mi chodzi. Czy on naprawdę jest taki głupi czy tylko
udaje? I niby ten ktoś przede mną jest prawą ręką moje ojca? Postanowiłam mu
przypomnieć.
- Już nie pamiętasz,
co się stało dziś przy kolacji? Kto ci w ogóle kazał się odzywać? Najwyraźniej
mój ojciec jest dla ciebie ważniejszy niż ja.- Chciałam odejść, ale chłopak
złapał mnie za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie, co było skutkiem
zderzania się naszych ciał. Spojrzałam się w jego oczy i próbowałam z nich wyczytać,
co planuje zrobić.
- Powinnaś mi
podziękować za to stało się przy kolacji a nie jeszcze na mnie naskakiwać.-
Powiedział zdenerwowanym głosem.
- Podziękować? Niby,
za co?- Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale chłopak był silniejszy, ale i
nadal próbowałam.
- No nie wiem...-
Udawał, że się nad tym zastanawia. -... Chodź by za to, że jeszcze żyjesz?- Po
jego słowach natychmiast przestałam się wyrywać i stanęłam jak wryta w ziemię.
- Powtarzasz, że chcesz się stąd wydostać i gdybym się wtedy nie odezwał to by
tak było... Tylko, że by cię wynieśli stąd w czarnym worku.- Nadal stałam bez
ruchu i myślałam nad tym, co właśnie usłyszałam. W pewnym sensie poczułam
ukłucie w sercu. Zawsze chciałam mieć ojca, który będzie mnie kochał i rozpieszczał
a co mam? Ojca, który nie zawahałby się mnie zabić. -Mi możesz skakać, pyskować
ile chcesz, bo nie mam prawa nic ci zrobić. Nie ważne jak bardzo mnie
denerwujesz i jak bardzo chciałbym ci sprzedać kulkę w momentach takich jak
teraz to nie mogę. Twój ojciec to, co innego... Dla niego nie ma zasad. Myślisz,
że nie stać go na to żeby zabić własną córkę? To pomyśl jeszcze raz. On robił o
wiele gorsze rzeczy... Rzeczy, których nawet nie mogłabyś sobie wyobrazić.- Słyszałam go jakby przez ścianę, ale i tak
doskonale usłyszałam jego słowa; ma ochotę mnie zabić. Nie będę udawała, że te
słowa mnie wcale nie zabolały... Zabolały i to jeszcze tak cholernie mocno. -
Boże jak ty potrafisz podnieść ciśnienie i zepsuć człowiekowi dzień. Nie wiem,
co mi strzeliło do głowy, aby się z tobą zaprzyjaźnić.- Nathan puścił mój
nadgarstek i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu.
- I vice versa. Wiesz,
co? Jesteś totalnym dupkiem i tyle.- Nie spuszczałam go z oka. Obserwowałam jak
kręci się po całym holu.
- Możesz próbować,
ale nie urazisz mnie tymi słowami.- Odwrócił się w moją stronę i dopiero teraz
zauważył łzy na moich policzkach. W sumie to nawet ja dopiero teraz je
poczułam. Chłopak podszedł do mnie powolnym krokiem i zabrał kosmyk moich włosów,
który zasłaniał mi twarz. - Jaki jest twój cel?- Powiedział ciepłym głosem. Jak
ja tego człowieka nie rozumiem. Najpierw denerwuje się i wrzeszczy a teraz jest
miły. Jakie on ma huśtawki nastroju.
- Nie rozumiem.-
Moim celem jest się stąd wydostać, ale ty mi to utrudniasz. Dlaczego chociaż
raz nie mogę powiedzieć czegoś, czego chcę?
- Odkąd się tylko
tu znalazłaś to walczysz o spokój i chcesz się stąd wydostać. Dlaczego nie
zrobiłaś tego od razu? Miałaś tyle szans.-
- Walczyłam o coś
innego, ale dałam sobie spokój, bo nie miało to sensu.- Teraz zebrało mi się na
zwierzenia? Żebym się tylko mu nie wygadała, o co tak naprawdę chodziło. - To,
dlatego chciałam tu zostać, ale już mnie nic tu nie trzyma.-
- Nie poddawaj
się. To nie jest Tess, którą znam i uważam za wspaniałą.- Dobra bez komentarza.
- Nawet nie wiesz,
o co walczyłam.-
- To nie ważne.
Jeśli ci naprawdę zależy to walcz... Walcz do upadłego a osiągniesz swój cel.-
Mi może zależy, ale tobie raczej nie i w tym jest problem.
- Gdybyś tylko
wiedział.- Szepnęłam, ale jestem pewna, że słyszał. Gdybyś tylko wiedział to
sam byś mnie stąd wyrzucił. - Dlaczego zawsze zjawiasz się w nieodpowiednim
momencie i krzyżujesz mi plan?- Zmieniłam temat, bo robiło się dość niezręcznie
i Nathan był stanowczo za blisko. Chłopak zaśmiał się i na moje szczęście odsunął.
- Nie wiem czy wiesz,
ale mam szósty zmysł. Polega na tym, że czuje, kiedy pakujesz się w kłopoty lub
próbujesz zrobić coś głupiego.-
- I co teraz masz
zamiar zrobić? Zatrzymasz mnie czy pozwolisz mi odejść?- Zadałam mu pytanie a
jemu nawet nie zajęło sekundy, aby zastanowić się nas odpowiedzią.
- Proszę bardzo.
Droga wolna.- I cały czar prysł; powracamy do bezuczuciowego Sykesa. Podał mi
walizkę do ręki i otworzył szeroko drzwi. Popatrzyłam na niego z wielkim
szokiem. I co tak po prostu mam iść? Po tym całym jego przestawieniu pozwala mi
po prostu iść? Powolnym krokiem wyszłam na zewnątrz i myślałam, co dalej. Nie
jest dla mnie problemem to, że nie mam gdzie iść tylko to, że jest strasznie
ciemno. Ta ciemność mnie przeraża. Nathan cały czas mi się przygląda. On wiedział,
że będę się wahała. Wiedział, że zostanę i to on wygra. Nie doczekanie Sykes...
Nie dam ci tej satysfakcji. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam iść przed siebie.
Po wyjściu z posesji skręciłam w lewo i pewnym krokiem szłam prosto. Dopiero,
kiedy wiedziałam, że brunet mnie już nie widzi zwolniłam i straciłam całą
pewność siebie. Dopiero teraz zaczęłam się martwić, że nie mam gdzie iść. Po
jakimś czasie marszu przypomniało mi się, że przecież mam jeszcze dom. Dom
gdzie mieszkałam całe swoje życie. Ciekawe tylko czy jeszcze należy do mnie czy
ktoś inny już tam mieszka. A co jeśli Justin mnie tam znajdzie i będzie się na
mnie znęcał za tą sytuację z Nathanem? Raz kozi śmierć. Przejdę się i sprawdzę.
Co mi szkodzi? I tak nie mam innego miejsca gdzie mogę się podziać. A Justin? Justinem
nie będę się przejmować. Mam nadzieję, że przestraszył się na tyle, że będzie
bał się tam wrócić.
Nie wiem ile już
tak idę... Jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Jedyne, co mi chodzi po głowie to, to,
że jestem tu sama i otacza mnie ciemność. Cały czas wyobrażam sobie, że zaraz
coś albo ktoś wyskoczy zza rogu i coś mi zrobi. Nie mam pojęcia, dlaczego tak
bardzo się boję ciemności. Wiele razy próbowałam walczyć z moim lękiem, ale
zawsze przegrywałam tę walkę, więc po jakimś czasie poddałam się. Może Nathan
ma rację; nie powinnam się poddawać, ale walczyć. Nie tylko o to, aby pozbyć
się moich lęków, ale o wszytko, na czym mi zależy. Nie mogę teraz o nim myśleć.
Muszę zapomnieć o nim o tych ostatnich kilku dniach.
Moje rozmyślenia
przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Od razu moje ciało sparaliżował
strach i zaczęłam wymyślać najgorsze scenariusze. Próbowałam iść normalnie i spokojnie,
aby pokazać kierowcy, że się nie boję i jestem pewna siebie. Niestety to się zmieniło,
kiedy zauważyłam, że samochód zaczął zwalniać. Mój oddech przyśpieszył tak samo
jak mój chód. Samochód był już koło mnie i jechał równo ze mną. Z całych sił
próbowałam powstrzymać się, aby nie spojrzeć w jego stronę. Udawało mi się to
dopóki kierowca nie otworzył przedniej szyby i zaczął do mnie mówić.
- Może podwieźć gdzieś
panią? Wydaje mi się, że zmierzamy w tym samym kierunku.- Spojrzałam w jego
stronę i nawet w największej ciemności poznałabym te tęczówki. Tęczówki, które
prześladują mnie od dłuższego czasu jak tylko zamknę oczy.