Drzwi otworzyły
się z wielką siłą i z samochodu wysiadł Nathan z bronią w ręku wycelowaną w
stronę Justina.
- Zostaw ją!- Krzyknął.
W jego oczach mogłam wyczytać wściekłość,
która zaraz zmieniła się w strach, kiedy Justin zasłonił się moim ciałem i
przyłożył mi pistolet do głowy. Byłam przerażona. Zaczęłam się trząść a mój
oddech przyśpieszył, ale nie płakałam. Widziałam, że nie jest to łatwa sytuacja
dla Nathana a nie chciałam jej jeszcze pogarszać.
To zabawne, że martwię się o niego, kiedy to
właśnie ja miałam przyłożony pistolet do skroni.
- No proszę! Spójrzcie,
kto nas zaszczycił odwiedzić. Cały tydzień zajęło ci dotarcie tutaj? - Justin
się zaśmiał.
Nagle drzwi od strony pasażera otwarły się i z
samochodu wysiadł Max. Był o wiele spokojniejszy niż Nathan, ale po jego
posturze ciała wiedziałam, że jest wściekły.
Zastanawiałam się, co on w ogóle tu robi skoro
urywamy się tutaj między innymi przed nim.
- O no proszę.
Przywiozłeś kolegę. Muszę cię zasmucić, bo się trochę spóźniliście. Ta
prześliczna dziewczyna idzie ze mną a wy nam dacie odjechać.-
- Powiedziałem
zostaw ją.- Nathan powiedział przez zaciśnięte zęby. Nadal celował bronią w
stronę Justina, ale zauważyłam, że zaczęła mu się trząść ręka, co próbował
zatrzymać przez trzymanie broni dwoma dłońmi.
- Bo co mi
zrobisz? Zastrzelisz mnie? Zaryzykowałbyś życie tej oto tu dziewczyny?- Chociaż
że nie widziałam twarzy Justina to wiedziałam, że się uśmiecha. - Widzę, że
zależy ci na niej niż tak naprawdę powinno.-
Na te słowa Nathan od zabezpieczył broń, co
mnie przeraziło. To mogło tylko oznaczać jedno... Jest gotowy do strzału.
- No dawaj.
Strzelaj. Tylko ostrzegam, że jeśli ja pójdę na dno to ona razem ze mną.- Tak
samo jak wcześniej Nathan, Justin od zabezpieczył pistolet. - No strzelaj!- Krzyknął,
na co się wzdrygnęłam.
- Nathan nie rób
tego!- Znalazłam odwagę, aby się odezwać. - Nie strzelaj. Proszę cię.-
Przypomniałam sobie, co mówiła Selena kilka dni temu. - On nie jest wart
twojego sumienia. Proszę cię nie rób tego. Dla mnie?- Chciałam, aby Nathan
wydostał się z tego życia i chciałam mu w tym pomóc. Nie chcę, aby miał kolejną
osobę na sumieniu i to jeszcze przeze mnie.
- No właśnie
Nathan nie rób tego.- Justin powiedział naśladując mój głos. To było pierwszy raz,
kiedy użył jego imienia. - Pozwól nam odejść i wtedy nikomu nic się nie
stanie.-
- Proszę.-
Powiedziałam łamiącym się głosem.
Nathan jeszcze trochę się zastanawiał, ale w
końcu pomału opuścił broń. Widziałam ból w jego oczach. Po raz pierwszy nie wiedział,
co ma zrobić i był bez silny.
- Co ty
wyprawiasz!- Krzyknął Max odzywając się po raz pierwszy. - Strzelaj idioto!- Na
jego słowa, Nathan ponownie uniósł broń i wcelował w Justina, ale nie strzelał;
jego ręce trzęsły się jak galareta. Nigdy jeszcze go takiego nie widziałam. Nie
mógł opanować swoich rąk, co utrudniało mu celowanie.
- Proszę cię.
Jaki ty jesteś żałosny. Pożegnaj się ze swoją Tess.- Justin położył palec na
spuście i usłyszeliśmy głośny huk. Ktoś wystrzelił z pistoletu, ale wiedziałam,
że to nie Nathan, ponieważ on sam stał w szoku oraz że to nie był Justin, bo
nadal stałam żywa. Oboje spojrzeliśmy się na Maxa, który trzymał broń w ręku.
Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyciągnął.
Zesztywniałam, kiedy poczułam jak ciało
Justina osuwa się o moje. Bałam się tego widoku, ale pomału odwróciłam się w
stronę ciała.
Leżał na ziemi w plamie krwi, która cały czas
się powiększała. Max trafił mu między oczy, które cały czas miał otwarte.
Zakryłam usta dłonią, bo był to okropny widok. Chociaż że nienawidziłam Justina
to nadal nie mogłam uwierzyć, że nie żyje. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie
patrzę na martwe ciało mojego byłego chłopaka. Chłopaka, którego kiedyś myślałam,
że kocham i który kiedyś był moim księciem z bajki.
Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Na jego
dotyk podskoczyłam, po czym gwałtownie się odwróciłam i spotkałam zmartwiony
wzrok Sykesa.
- Już po
wszystkim.- Powiedział uspokajająco.
Patrzyłam się na niego w ciszy aż w końcu moje
emocje wzięły górą i zaczęłam płakać. Natychmiast wtuliłam się w klatkę
piersiową Nathana a on nie protestował tylko przycisnął mnie do siebie jeszcze
bardziej.
- Przepraszam, że
mnie tu nie było. Nic ci już nie grozi.- Zaczął gładzić mnie po włosach, aby
mnie uspokoić. - Już nigdy więcej nie spuszczę cię z oka. Obiecuję.- Jeszcze
bardziej się w niego wtuliłam, jeśli to jeszcze było możliwe a on pocałował
mnie w czubek głowy.
- Co to miało być
Sykes!- Odsunęłam się od Nathana i oboje spojrzeliśmy na wściekłego Maxa. -
Gdyby nie ja to by ją zastrzelił! Co się ostatnio z tobą dzieję? Nigdy się nie
zastanawiasz nad naciśnięciem spustu. Nie poznaję cię ostatnio Sykes!- Max
powtórzył to samo, co ostatnio mówiła mi Sel.
- A co jeślibym
spudłował?!- Odkrzyknął Nathan. Już wiedziałam, że będzie z tego wielka kłótnia,
ale nie miałam na tyle siły, aby się wtrącać.
- Może gdyby to Jay
miały strzelać to bym się martwił. Ta ciamajda potyka się o własne nogi, ale
ty? Ty nigdy nie pudłujesz.-
Z tej całej sytuacji nie rozumiałam tylko
jednego... Dlaczego Max mnie uratował? Przecież mógł pozwolić Justinowi mnie
zabić to wtedy miałby mnie z głowy. Nathana pewnie też. I jeszcze teraz ta
kłótnia. Czy to jest jakiś kolejny z jego planów? Jay mówił, że Max jest
bystrzejszy niż myślimy.
- Może ty byłeś
gotowy podjąć to ryzyko, ale ja nie! A teraz zejdź ze mnie i zajmij się swoimi
sprawami!- Nathan podszedł do łysego i był gotowy do walki.
- Hej chłopaki
dajcie spokój!- Usłyszeliśmy głos Jaya. Spojrzeliśmy się w stronę skąd
dochodził jego głos i ujrzeliśmy loczka we własnej osobie oraz Sel. Nawet nie wiem,
kiedy przyszli i jak długo tu stali. Ciekawe czy widzieli całe zajście czy dopiero,
co przyszli. Ale raczej to pierwsze, bo wcale ich nie ruszyło martwe ciało
Justina na ziemi.
Jay podszedł do chłopaków, aby ich rozdzielić
a Selena podbiegła do mnie i przytuliła. Nie koniecznie mi się to podobało, ale
nie odsunęłam się, bo wiedziałam, że próbuje tylko pomóc. Tak naprawdę to wolałam,
kiedy robił to Nathan. Wtedy czułam się bezpieczniejsza i było to uczucie,
którego nie mogę opisać słowami.
- Najważniejsze,
że nic się nie stało.- Kontynuował Jay i położył dłoń na ramieniu Nathana, ale
ten zaraz ją zwalił.
- Nic się nie
stało?! Czy wam do końca już odbiło?! Gdzie wyście byli?!- Brunet zaczął
wrzeszczeć na Jaya i Selene. - Jak mogliście ją zostawić samą w domu skoro wiedzieliście,
że Justin się gdzieś tu kręcił?! Gdyby nie ja to, kto wie, co mogłoby się z nią
stać!- Nie lubiłam, kiedy w mojej obecności mówili o mnie w trzeciej osobie.
Tak w ogóle ta cała sytuacja mi się nie podobała. Przecież to są przyjaciele a
w tym momencie mogliby się pozabijać. Wiedziałam, że jeśli im przeszkodzę to
będzie to się ciągłą przez kolejne kilka tygodni, więc stałam cicho i
pozwoliłam im się wykłócić i powiedzieć wszystko, co im leży na sercu.
- Spójrzmy
prawdzie w oczy... Ty też nie byłeś najlepszym opiekunem! Skoro uważasz, że
jesteśmy tacy źli w tej roli to gdzie byłeś?!- Jaya też poniosły emocję i
zaczął się bronić krzykiem.
- Załatwiałem
swoje sprawy! Poza tym ufałem wam! Myślałem, że mogę wam zaufać na tyle, aby
oddać jej bezpieczeństwo i życie w wasze ręce! Jak widać się myliłem!- Nie
przestawał krzyczeć, więc Selena wzięła sprawy w swoje ręce.
- Znaleźliśmy
jakieś poszlaki, więc myśleliśmy, że w końcu go znaleźliśmy. Okazało się, że
prowadziły do nikąd. Zaprowadził nas w głąb lasu prawie godzinę stąd.-
Wytłumaczyła spokojnym głosem, aby uspokoić tą całą sytuację, ale niestety nie
podziałało. Nathan był jak w jakimś transie.
- Nie no
świetnie! Daliście się wykiwać amatorowi!- Nathan zaczął sarkastycznie bić im
brawo.- Nie pomyśleliście, że jest to dość podejrzane, że po tygodniu bez
żadnego problemu znaleźliście jakiś ślad? Następnym razem ruszcie mózgami, bo
ktoś może zapłacić życiem!- Nathan zaczął wymachiwać rękoma.
Z jednej strony rozumiałam jego zdenerwowanie,
bo w końcu jest za mnie odpowiedzialny, ale z drugiej strony uważam, że trochę
przesadza i tak naprawdę to nie jest niczyja wina. To mogło się wydarzyć nawet
gdyby Nathan był tu z nami. To było nie uniknione. Może tak jak Nathan powiedział,
Justin był amatorem, ale do głupich nie należał; umiał główkować i nie
zdziwiłabym się gdyby nawet wykiwał Nathana.
- Nathan
wystarczy.- Powiedziałam prawie szeptem, ale na tyle głośno, że Nathan mnie
usłyszał i zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Tess ty chyba
nie rozumiesz powagi tej sytuacji. Coś mogło ci się stać.- Patrzył się na mnie
ciepłym wzrokiem, chociaż że przed sekundą mógł nim zabijać.
- Rozumiem i
jestem tego świadoma, ale co się stało już się nie odstanie. Bez sensu to
wszystko ciągnąć w nieskończoność. Poza tym to nie jest ich wina. Jeśli masz
już na nich wrzeszczeć to na mnie też musisz, bo to ja nie pozwoliłam iść
Jayowi samemu. To częściowo jest też i moja wina.-
- Tess.- Powiedział
zrezygnowanym głosem. Miał już szukać jakiegoś pretekstu, ale nie pozwoliłam mu
na to.
- Nathan.- Powiedziałam
bardziej stanowczym głosem.
Nathan westchnął i chwilę myślał pocierając
dłońmi swoją twarz.
- Dobra. Jay, Sel
i Max wywieźcie ciało Justina jak najdalej stąd. Ja zostanę tu z Tess.- Wydał
polecenia.
- A dlaczego niby
my mamy odrabiać brudną robotę?- Oburzył się Max.
- Bo od tej pory
tylko ja będę się zajmował Tess. Tylko przy mnie mam pewność, że nic się jej
nie stanie.- Sykes podszedł do mnie i zaczął prowadzić w stronę domku. Nie
protestowałam tylko szłam tam gdzie minie prowadził. Szliśmy na tyle, blisko że
dotykaliśmy się ramionami. Brakowało mi jego bliskości nawet, jeśli znaczyło to
tylko iść koło niego. Taka bliskość mi stanowczo wystarczała.
- Czy aby na
pewno? Po tym, co widziałem kilka minut temu to szczerzę wątpię.- Nathan zatrzymał
się i chciał już coś powiedzieć, ale złapałam go za rękę i chłopak się na mnie
spojrzał.
- Nie warto.-
Powiedziałam na tyle cicho, aby tylko on mnie usłyszał.
Chłopak pokiwał głową i nie zareagował na
słowa Maxa, chociaż wiedziałam, że brunet ma ochotę coś mu zrobić.
Zapadła długa głucha cisza, ale Selena ją
przerwała.
- Dobra zbieramy
się.- Powiedziała i popędziła chłopaków do roboty.
Nie chciałam już dłużej patrzeć na martwe
ciało Justina, więc Nathan zaprowadził mnie do środka. Lekko popychał mnie w
stronę domku i nie pozwalał mi się odwrócić, aby oszczędzić mi tego widoku.
Nathan otworzył
mi drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam do środka a chłopak zaraz za mną,
zamykając za nami drzwi.
Poszłam na górę do mojego pokoju i stanęłam na
jego środku odwrócona plecami do wejścia i czekałam na chłopaka. Kiedy
usłyszałam kroki odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na biodrach. Nathan
oparł się o framugę i czekał aż coś powiem.
- Gdzieś ty się
podziewał?- Nie krzyczałam, ale powiedziałam to w nerwach. Niech nie myśli sobie,
że tak po prostu o tym wszystkim zapomnę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio
przeżyłam tyle stresu, co przez ten tydzień.
- Byłem u Cher.
Musiałem... Coś załatwić.- Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, na co opadły mi
ręce.
- No tak ona i
wasze zachcianki są ważniejsze od tego się tu działo.- To było pierwsze, co mi
przyszło do głowy. Bo niby, dlaczego niby miałby się spotykać z Cher? Muszę przyznać,
że na jego słowa zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- To nie to, co
myślisz.- Pokręcił głową i zaśmiał się.
Nie mogłam uwierzyć, że jego to bawi.
- Czy ty wiesz,
przez co ja przeszłam? I nie chodzi mi o dzisiejszy dzień. Wiesz jak ja się o
ciebie martwiłam? Myślałam, że coś ci się stało!- Ostatnie zdanie wykrzyczałam.
Kto by pomyślał, że kilka minut temu między nami
wszystko było okay i tak w krótkim czasie podniósł mi ciśnienie.
- Przepraszam
okay?- On też podniósł głos, ale nie na taką skalę, co ja.
Zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
- Przepraszam? I
ty myślisz, że jedno przepraszam...- Przerwałam w połowie zdania, bo po zrobieniu
kilku kroków zobaczyłam, w jakim on jest stanie. - O boże, co ci się stało?- Dopiero
teraz zauważyłam, że ma podbite oko i rozwaloną wargę.
Stałam osłupiała i nie wiedziałam, co mam ze
sobą zrobić. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Przecież ślepy by to
zauważył.
- To nic takiego.
Nie martw się nic mi nie jest.- Nathan odepchnął się od framugi i zaczął
zbliżać się w moją stronę. Na sposób, w jaki się poruszał dostałam jeszcze
większego szoku.
- Ty kulejesz. Nathan,
co się stało? Boże miałam rację, że coś jest z tobą nie tak.- Złapałam się za
głowę i zaczęłam ciągnąć się za włosy. Nathan pokuśtykał do mnie i złapał moje
ręce w jego abym przestała.
- Tess spokojnie.
Uwierz mi to nic takiego. Ważne, że tobie nic nie jest. Chyba bym nie przeżył
gdyby coś ci się stało.- Stał na tyle, blisko że czułam jego oddech na moich
policzkach.
Kiedyś miałam wątpliwości, co to tego czy
Nathanowi na mnie zależy lub robi to wszystko tylko, dlatego że jest za mnie odpowiedzialny,
ale teraz wiem, że zależy mu na mnie, chociaż odrobinę.
- Ja też bym nie
przeżyła gdyby coś ci się stało.- Mój wzrok błądził po jego twarzy. Starałam
się trzymać mój wzrok na jego oczach, ale nie mogłam powstrzymać się przed
kierowaniem wzroku na jego usta. Stał tak, blisko, że nie mogłam się skupić na
niczym innym tylko na tym. Tak bardzo chciałam poczuć ich dotyk na moich i
poczuć ich smak.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie chłopak.
- Dlaczego się
tak o mnie martwisz? To przecież ciebie prawie dzisiaj zastrzelili.- Zaśmiał się,
na co ja też zachichotałam.
- Jesteśmy
przyjaciółmi. Prawda?- Zapytałam się dla upewnienia.
- Tak.-
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Zabrałam swoją
rękę z jego uścisku i położyłam ją na jego policzku. Kciukiem przejechałam
blisko jego podbitego oka. Nathan położył swoją rękę na mojej nadal trzymając
ją na jego policzku. - A to naprawdę nic takiego. Kilka kolesi mnie dopadło.
Uwierz mi, może na takiego wyglądam, ale nie jestem najsilniejszy. Niestety są
o wiele silniejsi ode mnie.- Chłopak odwrócił tą całą sytuację w żart.
- No, co ty nie
powiesz?- Zaśmiałam się i zabrałam swoją rękę.
- Ale powiedz mi
jak się czujesz? Nic ci nie jest?- Zapytał mnie i dokładnie się mi przyglądał.
- Nic mi nie będzie,
jeśli mi obiecasz, że już mnie tak nie zostawisz.- Ponownie się w niego
wtuliłam i tak samo jak wcześniej chłopak jeszcze bardziej mnie do siebie
przycisnął i oparł swoją brodę na moim czubku głowy.
- Obiecuję. Nie
opuszczę cię na krok. Od teraz będę wszędzie tam gdzie ty. Będę nieusuwalny jak
wrzut na tyłku.- Oboje się zaśmieliśmy.
- Jakie miłe
porównanie.- Zachichotałem jeszcze raz.
Staliśmy tak w miłej ciszy, ale musiałam ją przerwać,
bo męczyło mnie jedno pytanie. - Nathan?-
- Tak?- Odezwał
się nie odsuwając się ode mnie.
- Co Max z tobą
robił i dlaczego go tu przywiozłeś skoro między innymi się przed nim
ukrywaliśmy?-
Nathan długo zastanawiał się nad odpowiedzią.
Myślałam nawet, że mi nie odpowie, ale w końcu się odezwał.
- Max był w pobliżu,
kiedy dopadli mnie ci kolesie. Pomógł mi i kiedy wracaliśmy odsłuchałem twojej
wiadomości i oddzwoniłem. Po tym jak usłyszałem strzały to miałem gdzieś, że
Max jest ze mną... Po prostu chciałem tu się znaleźć jak najszybciej. Nie martw
się coś się wymyśli i nie dowie się, co tu tak naprawdę robimy.- Upewnił mnie
chłopak.
Nie chciałam, aby Max wiedział o tym, co tu robimy,
bo ani trochę mu nie ufam. Nawet po tym, co zrobił dzisiaj to i tak wiem, że na
niego trzeba uważać.
- Co w ogóle
chcieli od ciebie ci kolesie?- Zadałam kolejne pytanie.
- To nie ważne.- Z
własnego doświadczenia wiedziałam, że jak Nathan mówi "nie ważne" to
żeby na niego nie naciskać, bo to się skończy kłótnią a nie chciałam tego, więc
dałam spokój. Może kiedyś mi powie lub naprawdę to nie było nic takiego i bez
sensu się tym przejmuję.
Ponownie staliśmy tak w ciszy. Żadne z nas nie
myślało o tym, aby się ruszyć. Oboje korzystaliśmy z tej miłej chwili.
Zaczęłam myśleć nad tym, co jest między nami. Jesteśmy
przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają i nie mają przed sobą żadnych
tajemnic. Cały czas mnie męczyła ta sprawa z Cher. Męczyło mnie to, że wiem o czymś,
o czym on nie.
Na początku nie chciałam mu mówić, bo myślałam,
że tak będzie dla niego najlepiej, ale teraz mam, co do tego wątpliwości.
W pewnym momencie odsunęłam się od niego jak
od ognia. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany.
- Nathan muszę ci
coś powiedzieć. Wiem o tym od jakiegoś czasu, ale bałam ci się o tym powiedzieć,
bo bałam się, że mnie jeszcze bardziej znienawidzisz, ale źle się z tym czuję,
że tak cię oszukuje i w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- Mówiłem na jednym
wydechu. Denerwowałam się mu o tym powiedzieć, ale uznałam, że on musi o tym
wiedzieć.
- Tess zwolnij i
powiedz mi, co się stało.- Nathan podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Tylko proszę
cię nie znienawidź mnie za to, że się wtrącam lub za to, że ci nie powiedziałam
o tym wcześniej.- Znowu słowa same opuszczały moje usta bez żadnej przerwy na
oddech. Zaczęłam wymachiwać rękoma, co utrudniało Nathanowi trzymanie mnie.
- Tess!- Krzyknął,
co sprawiło, że się uspokoiłam. -Pomału.- Powiedział już normalnym tonem głosu
i uważnie mi się przyglądał.
Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Bałam się to
zrobić. Bałam się, że znowu mnie znienawidzi za to, że się wtrącam, ale może
mnie również znienawidzić za to, że mu nie powiedziałam, więc nie ważne, co
zrobię jest szansa, że mnie znienawidzi.
W końcu wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu
się prosto w oczy abym mogła coś z nich wyczytać po tym jak już mu powiem.
- Cher cię
zdradza.-